Rany, chyba kot mi przebiegł po klawiaturze, co tu się stało? Kto normalny pozwoliłby sobie na taki tytuł? Real Madryt to przecież faworyt do wszystkiego i wszędzie, Królewscy ciągle coś wygrywają, zawsze mają piłkarzy klasy światowej i właściwie nie przytrafiają im się żadne kryzysy. Albo inaczej – ich kryzys jest wtedy, kiedy nie wygrywają mistrzostwa Hiszpanii i sezon kończą za plecami Barcelony. Taka to miara takiego klubu, wielkiego klubu. A jednak w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów trudno wskazywać ekipę Los Blancos jako największego faworyta do ostatecznego triumfu.

Mignęły mi gdzieś ostatnio predykcje superkomputerów Opty dotyczące rozpoczynających się dziś zmagań o najważniejsze trofeum w Europie. – O, lista największych faworytów, fajnie – pomyślałem. Patrzę na kolejne wiersze, a tam Liverpool, Arsenal, PSG, nawet Chelsea i dopiero Królewscy. Siódma lokata w przewidywanym wyścigu o wygraną w finale, według Opty 5,8% szans na tytuł. Tuż nad Bayernem czy Newcastle. Za plecami Barcelony.
Here are the 2025-26 UEFA Champions League projections by the Opta supercomputer on the day the tournament starts. pic.twitter.com/deCibl305A
— Opta Analyst (@OptaAnalyst) September 16, 2025
Kolejna myśl: – Czy oni upadli na głowę?
Real Madryt w Lidze Mistrzów to jak Robert Janowski w „Jaka to melodia?” czy Tadeusz Sznuk w „Jeden z dziesięciu” – absolutna legenda, najlepszy z najlepszych, nikt się do tego ideału nawet nie zbliży, nigdy przenigdy.
A potem przyszła myśl trzecia: – Co jeśli Opta ma rację?
Na co stać Real Madryt. Według niektórych góra na ćwierćfinał
Wiele będzie oczywiście zależeć od ostatecznego kształtu drabinki, a w fazie ligowej stać może się bardzo dużo. – Dzięki ubiegłemu sezonowi zdążyliśmy już zapomnieć, jak wyglądały europejskie rozgrywki jeszcze dwa lata temu. Wielu kibiców widzi już dziś, że faza grupowa, choć przez dekady wydawała się być szczytowym osiągnięciem w tworzeniu systemów rozgrywkowych, w rzeczywistości była pełna wad i tkwiliśmy w niej chyba tylko z przyzwyczajenia – zauważał ostatnio na Weszło mój redakcyjny kolega AbsurDB.
Wraca faza ligowa Ligi Mistrzów – walka o każdy punkt i każdą bramkę [CZYTAJ WIĘCEJ]
Z jego obserwacji i wyliczeń wynika, że Liga Mistrzów wraz ze zmianą systemu stała się po prostu ciekawsza i trochę mniej przewidywalna. Faza pucharowa, gdy już się do niej dotrze, wygląda jednak tak samo, jak przed reformą. A tam powinna działać ta stara magia Królewskich.
Coś jednak sprawia, ze Real Madryt nie jest brany pod uwagę jako jeden z murowanych faworytów do tytułu. Ba, można śmiało zakładać, że Opta widzi w tym zespole siódmą drużynę w stawce, czyli w najlepszym wypadku ćwierćfinalistę. Może chodzi tu o okres przejściowy i budowę nowego projektu pod znakiem jakości Xabiego Alonso? Gdybym miał szukać powodów dosyć niskiego wycenienia Los Blancos przez Optę, to właśnie tutaj – można bowiem zakładać, że nawet wielki Real potrzebuje chwili na nabranie rozpędu i okrzepnięcie, nawet pomimo konstelacji gwiazd w pierwszym składzie. I przyszłych gwiazd, które mają dopiero rozbłysnąć najjaśniejszym światłem.
Zmiana pokoleniowa w stolicy Hiszpanii. Korzyści przyjdą z czasem
Dean Huijsen to zawodnik, którym zachwyca się świat, ale ma dopiero dwadzieścia lat i śmiało można zakładać, że będzie jeszcze lepszy niż teraz. A teraz i tak jest świetnie, bo Hiszpan to obrońca najbardziej nowoczesny z możliwych.
304 – Dean Huijsen has made 304 touches in LaLiga 2025/26, a record surpassed by only one player after his first three matches in the competition since the 2005/06 season: Cesc Fàbregas with FC Barcelona in 2011 (311). Starring. pic.twitter.com/RdWMEtb8oY
— OptaJose (@OptaJose) September 3, 2025
Młodym piłkarzem jest też Franco Mastantuono, niewiele starszy jest Endrick, Arda Guler to rówieśnik Huijsena. A piłkarze tacy jak Jude Bellingham, Raul Asencio czy ściągnięty dopiero Alvaro Carreras są gotowi, ukształtowani, ale mają ledwie 22 lata. Real jest w trakcie pokoleniowej zmiany i przeprowadza ją z należytym spokojem, dzięki któremu nie wypadnie z szerokiej europejskiej czołówki. Ale też nie zahaczy raczej o szczyt.
Rywale za mocni. Czy oni czasem nie odjeżdżają?
Kto nie maszeruje, ten ginie. Madrytczykom ta stara sentencja musi dudnić w głowach, na pewno raz na jakiś czas myślą o transferowych wybrykach największych rywali i łapią się na tym, że oni aż tak nie zaszaleli w tym sezonie. A może trzeba było? Największe pieniądze wydano oczywiście w Anglii i nie przez przypadek Opta umieszcza w swoim zestawieniu aż cztery zespoły z Wysp nad Realem.
- Liverpool, który wydałby ponad pół miliarda euro, gdyby nie wysypał mu się transfer Marca Guehiego w Deadline Day,
- Arsenal, który na nowych piłkarzy wyłożył prawie 300 milionów euro,
- Manchester City, który wyjątkowo spokojnie podszedł do tematu i kupił piłkarzy „tylko” za 200 milionów,
- Chelsea, która może i zarobiła na transferach 330 milionów, ale i niemal tyle samo wydała.
Tymczasem transfery Realu kosztowały „śmieszne” 167 milionów euro. Więcej był gotów wyłożyć beniaminek Premier League, Sunderland.
I nie zakładam, że trzeba co okienko wyrzucać setki milionów z klubowej kasy na nowych piłkarzy, tym bardziej, że wszystkie transfery Sunderlandu wyglądają blado już przy jednym jedynym Huijsenie. Ale w pewnym momencie trzeba będzie rzucić Anglikom rękawicę w tej rywalizacji o prymat w Europie, a oni raczej nie mają zamiaru zwalniać.
A to oznacza, że Real musi w pewnym momencie przyspieszyć. W tym roku może nie, ale w kolejnym? Jeśli Wyspiarze utrzymają tempo, wkrótce może nie być czego zbierać, trzeba się z nimi zmierzyć.
CZYTAJ WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW NA WESZŁO:
- Polski arbiter zadebiutuje w Lidze Mistrzów. Poprowadzi mecz… debiutanta
- RANKING: Najlepsze drużyny, które wygrały Ligę Mistrzów [FourFourTwo]
- Polski bramkarz zagra w Lidze Mistrzów. „Nagroda za to, że się nie poddawałem”
- Terminarz Ligi Mistrzów 2025/2026
Fot. Newpix.pl