Dziś o 20.45 na Stadionie Śląskim w Chorzowie rozpocznie się nasz najważniejszy mecz eliminacji do mistrzostw świata. Wygrana z Finlandią mocno przybliży Polskę do zajęcia drugiego miejsca w grupie, przegrana praktycznie pozbawi nas szans na baraże. Dlatego tak właśnie trzeba traktować dzisiejsze starcie: jako pierwszy z – miejmy nadzieję – trzech baraży o wejście na mundial. – Gramy u siebie, przed swoimi fanami, cieszmy się grą i wygrajmy, bo to jest najważniejsze. Wszystko zależy od nas – zagrzewa przed meczem Jakub Kamiński.

– Jesteśmy faworytem tego meczu i od początku musimy to pokazać – zapewniał na sobotniej konferencji prasowej Jakub Kamiński. – Musimy wyjść na boisko i zagrać odważnie, z ambicją, z charakterem. Gramy u siebie. Nie możemy dać rywalowi chwili wytchnienia.
Jeżeli przedmeczowe zapowiedzi pokryją się z rzeczywistością, niedzielne spotkanie powinniśmy kończyć w dobrych humorach. Piłkarze doskonale zdają sobie sprawę z wagi najbliższego starcia. W podobne tony Kamiński uderzał już w Rotterdamie, bezpośrednio po meczu z Holandią.
– Mamy świadomość, że z Finlandią czeka nas najważniejszy mecz. Zawaliliśmy spotkanie w Helsinkach i teraz musimy zrobić wszystko, nie ma wymówek. Musimy skupić się na regeneracji, bo w niedzielę jest arcyważny mecz. Gramy u siebie, przed swoimi fanami, cieszmy się grą i wygrajmy, bo to jest najważniejsze. Wszystko zależy od nas – mówił dziennikarzom w strefie mieszanej obiektu De Kuip.
Polska – Finlandia, a więc mecz o wszystko
23-latek ma rację: z Finlandią czeka nas najistotniejsze spotkanie. Właściwie trzeba traktować je niemal jako pierwsze z meczów barażowych – zwycięstwo sprawi bowiem, że drugie miejsce w grupie zabrałby nam jedynie bardzo niekorzystny splot okoliczności (Finlandia musiałaby ograć Holandię lub Polska musiałaby przegrać z Litwą albo Maltą – a i to niekoniecznie by wystarczyło). Porażka jednak niemal na pewno zamyka nam drogę do mundialu w Ameryce Północnej.
Przed niedzielnym starciem zarówno Polska, Finlandia jak i Holandia mają na koncie po 7 punktów. Pomarańczowi mają jednak rozegrany mecz mniej, a Biało-Czerwoni wyprzedzają Puchaczy dzięki lepszemu stosunkowi bramek. To akurat bardzo dobra wiadomość dla naszej kadry: o miejscu w tabeli, nawet w przypadku dwóch zainteresowanych zespołów, nie decyduje bezpośredni bilans meczów, a właśnie bilans bramkowy.
To o tyle istotne, że w przypadku remisu wciąż będziemy mieć spore szanse na drugie miejsce w tabeli – w tym momencie stosunek bramek Polaków wynosi 5:3, a Finów: 5:5. Przy remisie różnica goli zostanie bez zmian, a więc wszystko zostałoby rozstrzygnięte w trzech ostatnich spotkaniach, w których obie reprezentacje zmierzą się z tymi samymi przeciwnikami – Holandią, Litwą oraz Maltą. I to Polska będzie przystępowała do nich z lekką, dwubramkową zaliczką.
Gdyby o awansie rozstrzygał bilans bezpośrednich spotkań – remis z Finlandią byłby praktycznie równoznaczny porażce. Wówczas, by awansować do baraży musielibyśmy „nadrobić” punkt w trzech ostatnich starciach.

Kłopoty Finów, a Polska ma coś do udowodnienia
Piłkarze zapewniają, że spotkanie w Chorzowie będzie zupełnie inne od tego sprzed trzech miesięcy. Dostrzegają to także fińskie media.
„Zamieszanie wokół trenera Probierza nie działało na korzyść Polaków. Teraz selekcjonerem jest Jan Urban, a do reprezentacji wrócił Robert Lewandowski. Reprezentacja Polski ma coś do udowodnienia i czeka nas wyjątkowo trudne spotkanie” – prognozują eksperci z tamtejszej Yle TV.
To fakt, że przed niedzielnym meczem w teorii wszystko układa się na naszą korzyść – selekcjoner Jan Urban zaliczył udany debiut, niespodziewanie remisując z Holandią, co nie tylko poprawiło naszą sytuację w tabeli, ale tchnęło też sporą dawkę optymizmu. Szkoleniowiec zapewnia też, że wszyscy piłkarze są zdrowi i gotowi do gry. To komfort, jakiego w kadrze nie było dawno.
To też komfort, jakiego nie ma Jacob Friis, selekcjoner Finów. W Chorzowie nie zagra bowiem Lukas Hradecky, bramkarz i kapitan tamtejszej reprezentacji. Doświadczony golkiper po wielu latach przeniósł się z Bayeru Leverkusen do AS Monaco (co spowodowało wypożyczenie Radosława Majeckiego do Brestu), ale w meczu z Racingiem Strasbourg nabawił się kontuzji. W bramce stanie więc najprawdopodobniej Viljami Sinislao, na co dzień rezerwowy bramkarz Celticu Glasgow.
Przeciwko Polsce nie zagra też doświadczony pomocnik Rasmus Schüller, 79-krotny reprezentant kraju.
W składzie bez zmian? „Mecz będzie wyglądał zupełnie inaczej”
Jan Urban z kolei może wystawić personalnie taki sam skład co w Rotterdamie. A taka sytuacja w kadrze w ostatnich latach to ekstremalna rzadkość. Michał Probierz taką samą jedenastkę w dwóch kolejnych meczach wystawiał tylko raz: w barażach przeciwko Estonii i Walii.
Ale nawet jeśli zobaczymy na placu gry taki sam skład personalny, zadania taktyczne będą już zupełnie inne.
– Możemy jutro zagrać tak jak z Holandią, ale na tle Finlandii taki mecz wyglądałby zupełnie inaczej – tłumaczy Urban na sobotniej konferencji. I potwierdził jedynie, że do zmiany nie dojdzie w bramce, gdzie miejsce utrzyma Łukasz Skorupski.
Selekcjoner stara się przygotować nasz zespół na dwa warianty – choć w mediach spekuluje się, że Finowie skupią się na defensywie, Urban przekonuje, że równie dobrze mogą zaatakować, bowiem po czwartkowym remisie Polski z Holandią nie mają niczego do stracenia.
– Musimy być przygotowani również na to, że Finlandia rozegra otwarte spotkanie. Mogą sobie pomyśleć, że remis ich nie interesuje, bo mają jeszcze inne mecze i chcą tutaj wygrać. Jeśli tak będzie, czeka nas bardzo widowiskowe spotkanie. Jeśli nie, będziemy musieli atakować pozycyjnie, co nie jest łatwe. Chciałem powiedzieć, że nad tym pracowaliśmy, ale na praktykę nie ma dużo czasu. Pokazaliśmy zawodnikom trochę rzeczy, nieskomplikowanych, żeby były łatwiejsze do zastosowania przez drużynę – tłumaczył.
Wygląda na to, że selekcjoner, zdając sobie sprawę z niewielkiej ilości czasu, stosuje metodę małych kroczków – skupiania się w każdym meczu na kilku konkretnych aspektach, przećwiczenia ich w treningu i realizowaniu założonych zadań. Przeciwko Holandii było to choćby skrócenie rywalowi pola gry, a gdy byliśmy przy piłce: szybkie przerzuty piłki na drugą stronę (w ten sposób zdobyliśmy wyrównującą bramkę). Robert Lewandowski miał zaś za zadanie „wyłączenie z gry” Frenkiego de Jonga.
– Podobało mi się, że to, co robiliśmy na treningu, tak samo robiliśmy także podczas meczu. Więc od początku mieliśmy jasny przekaz jak to ma wyglądać i tego się trzymaliśmy. Wiedzieliśmy, jakie punkty wyłączyć z gry u Holendrów i staraliśmy się to robić – chwalił po meczu współpracę z selekcjonerem Lewandowski.

Luz Jana Urbana. Udzieli się też piłkarzom?
Trener Urban po latach chaosu i nieustannych zmian personalnych może wprowadzić do reprezentacji Polski trochę stabilizacji. Z drugiej strony sam przekonuje, że stabilizacja w obecnej formie byłaby bardziej wynikiem braku alternatyw.
– Z jednej strony, stabilizacja jest ważna, z drugiej chciałbym mieć ból głowy, bo kilku chłopaków się fajnie pokazało. Dziś stabilizacja polega na tym, że wybór jest ograniczony. Chciałbym jednak, żeby był większy, by była większa rywalizacja o przyjazd na zgrupowanie. To zawsze pomaga – mówił na konferencji prasowej.
63-letni szkoleniowiec wydaje się na razie dobrze znosić presję związaną z nowym stanowiskiem. Przed meczem z Holandią sam przyznawał, że obawiał się większego stresu przed debiutem, przed meczem z Finlandią żartował do dziennikarzy.
– Może nie przyjadą? – rzucił, wchodząc Kamińskiemu w słowo, po pytaniu o to, co musi się stać, żebyśmy wygrali z Finami.
Wcześniej kamery Łączy Nas Piłka nagrały, jak żartuje w kierunku Roberta Lewandowskiego przed pierwszą konferencją w nowej roli.
– Mogłeś przyjść w opasce – oznajmił ze śmiechem.
Pokażmy, że mundial nam się należy
I cóż – oby do śmiechu było nam również po dzisiejszym spotkaniu. Historycznie z Finami gra nam się znakomicie: z 34 spotkań wygraliśmy aż 22, zremisowaliśmy tylko osiem razy, a przegraliśmy cztery. Ale, no właśnie – przegraliśmy ostatnio, w czerwcu. Pozostałe porażki to już czasy dawne albo bardzo dawne – 2006 rok i debiut Leo Beenhakkera, eliminacje mundialu w 1965 roku oraz mecz z 1923 roku.
Za kadencji Leo eliminacje skończyliśmy historycznym awansem na Euro, ale zrehabilitować się przeciwko Finom nie udało i z rewanżu przywieźliśmy bezbramkowy remis. Teraz taki rezultat oznaczałby, że w tabeli właściwie nic się nie zmienia, a do ostatniej kolejki trwać może liczenie bilansu bramkowego.
Aby tego uniknąć, lepiej zapewnić sobie przewagę trzech punktów. Bo kiedy, z kim i gdzie mamy udowodnić, że awans na mundial nam się należy? Lepszej okazji już nie będziemy mieli.
Panowie, krótko. Na nich!
Z Chorzowa Wojciech Górski, Weszło
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Jan Urban podjął decyzję. Skreślił dwóch piłkarzy przed meczem z Finlandią
- Cezary Kulesza o meczu z Finlandią: Jeśli wygramy, praktycznie mamy autostradę
- Powołania z Ekstraklasy. Komu dawali szansę nasi selekcjonerzy?
- Urban: Zespół się dowartościował. Kamiński: Jesteśmy faworytem [KONFERENCJA]
fot. NewsPix.pl / FotoPyk