Sebastian Bergier dość niespodziewanie został napastnikiem Widzewa w obliczu rewolucji transferowej. Mówiło się, że łodzianie ściągną jeszcze jakiegoś napastnika-kozaka, ale na razie wygląda na to, że polski piłkarz nie potrzebuje rywalizacji. Na wstępie do nowego sezonu prezentuje się wystarczająco dobrze i ma trzy trafienia po trzech występach. W jednym z wywiadów zdradził, co nie podobało mu się w relacji z GKS-em Katowice, z którego do Widzewa się wypromował.

Bergier udzielił wywiadu portalowi iGol.pl. Tam odniósł się do wielu kwestii, ale najbardziej zwróciły uwagę pierwsze tak mocne słowa na temat wydarzeń z Katowic. Tam Polak spędził ponad dwa lata i bardzo pomógł zespołowi w awansie, a później utrzymaniu w Ekstraklasie.
Bergier odsłania kulisy współpracy z GKS-em Katowice
Bergier wrócił do momentu, gdy nie mógł grać z powodu kontuzji, a spadła na niego fala krytyki, bo to zbiegło się później z zainteresowaniem Widzewa: – Trochę mi się oberwało od kibiców GKS-u i chcę to wreszcie jasno powiedzieć. Może prościej niż wcześniej, bo wtedy nie byłem gotowy tak otwarcie o tym mówić. Czułem po prostu pewien żal, że sprawy potoczyły się tak, jak się potoczyły. Najbardziej zabolało mnie to, że po kontuzji nie pojawił się żaden jasny komunikat z klubu. Miałem złamaną rękę, co jest poważną sprawą, a mimo to nie było oficjalnego oświadczenia. Nie było nawet prostego przekazu: „zawodnik ma złamaną rękę, pauzuje przez określony czas”. Zamiast tego słyszałem, że może za tydzień, może za dwa będę gotowy. A ja od początku wiedziałem, że to może być dłuższa przerwa i że istnieje ryzyko pogłębienia urazu przy byle upadku.
Piłkarz dał też do zrozumienia, że klub nie traktował go sprawiedliwie w kwestii kontraktu: – Miałem w umowie opcję przedłużenia, zależną od rozegrania 50% minut w sezonie. To nie jest dużo jak na zawodnika, na którym klub chce budować przyszłość. Dla mnie to było logiczne – skoro chcą mnie zatrzymać, to powinni dążyć do tego, żebym te minuty wyrobił. Tymczasem praktycznie w każdym meczu byłem pierwszym do zmiany – schodziłem w 55., 60., 65. minucie, nawet gdy czułem, że mogę jeszcze dużo dać zespołowi. […] Zaproponowano mi nowy kontrakt, ale warunki były bardzo zbliżone do tych, które miałbym po automatycznym przedłużeniu. Cały czas mówimy o realiach I ligi. To też dało mi do myślenia. Poczułem, że klub nie traktuje mnie tak poważnie, jak ja tego oczekiwałem.
Choć Bergier przyznał, że rozstanie nadeszło w dobrych relacjach, pojawił się pewien element, który pokazał mu nastawienie klubu do jego osoby: – To, co działo się później, trochę zamazało tę rzeczywistość. Katowice nawet dodały kiedyś post po ogłoszeniu angażu w Widzewie z moim nazwiskiem i nie spodobało się to części kibiców, dlatego chyba już tego nie zrobili na koniec. Nie pojawiło się żadne oficjalne pożegnanie, żadnego podziękowania w stylu: zestawienie bramek, asyst, może jakiś filmik z momentami z szatni czy z boiska… Tego nie było. Myślę, że po prostu bali się, że pojawi się hejt. I tyle.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Dziwaczny mecz przy Łazienkowskiej. Legia wygrywa, ale szału w jej grze nie ma
- KOSMICZNY mecz w Białymstoku. Piłkarze dali nam wszystko, dziękujemy!
- “To napastnik szukał kontaktu”. Kwiatkowski o cofnięciu karnego na Fornalczyku
Fot. Newspix