Jeżeli hierarchia w ostatnich dniach nie uległa zmianie, Karol Angielski wyjdzie dziś w ataku AEK-u Larnaka na domowy mecz z Legią Warszawa. Z polskim napastnikiem rozmawiamy o odczuciach przed starciem z Wojskowymi, wcześniejszych bojach z Partizanem Belgrad i NK Celje, zmianie trenera z Henninga Berga na Imanola Idiakeza, poziomie ligi cypryjskiej oraz… ofercie życia, która nadeszła dwie godziny po podpisaniu kontraktu z Cypryjczykami. Zapraszamy.
![Karol Angielski: Legia może wystawić dwa równe składy, my nie [WYWIAD]](https://static.weszlo.com/cdn-cgi/image/width=1920,quality=85,format=avif/2025/08/karol-angielski-aek-larnaka-scaled.jpg)
Jak przyjąłeś wylosowanie Legii?
Była to dla mnie bardzo pozytywna wiadomość. Po wyeliminowaniu Celje czekaliśmy na wynik w Warszawie. W szatni mamy też Zlatana Alomerovicia, którego nie muszę przedstawiać polskim kibicom i Angela Garcię, który grał w Wiśle Płock. Zawsze rozmawiamy na temat polskiej piłki. Byliśmy szczęśliwi, że trafiamy na Legię. Fajny przeciwnik i kolejne wyzwanie – jak do tej pory największe. Legia jest największym klubem w Polsce. Mówiłem chłopakom, którzy nigdy u nas nie grali, że zobaczą super stadion i poczują naprawdę europejską otoczkę meczu.
Wy dużego stadionu i wiele kibiców doświadczyliście już w I rundzie, gdy graliście na terenie Partizana Belgrad.
Podobne emocje, jednak na Legii trybuny są bliżej boiska i jeszcze bardziej odczuwasz całą wrzawę. Ale na Partizanie też było gorąco, jakieś przetarcie zaliczyliśmy. Cel osiągnęliśmy, choć dla mnie ten mecz nie był do końca udany. Najważniejsze, że jako drużyna wywalczyliśmy awans.
Nie wykorzystałeś rzutu karnego w 90. minucie, przez co doszło do dogrywki i później do serii jedenastek, gdy już zostałeś zmieniony. Musiałeś drżeć do końca, najdłuższe wyczekiwanie w życiu.
Zdecydowanie. Nie było to najlepsze spotkanie w naszym wykonaniu. Sam miałem wcześniej sytuację, którą powinienem zamienić na gola, ale niefortunnie piłka zrobiła kozioł i zamiast dołożyć stopę, odbiła mi się od kolana i wyszedł totalnie niecelny strzał. A bramka w zasadzie była już pusta. No i potem rzut karny, dotychczas nie myliłem się z jedenastu metrów… Po zwycięskich karnych kamień spadł mi z serca.
Raz już z jedenastu metrów do siatki nie trafiłeś.
Dusan Kuciak w barwach Lechii Gdańsk mnie wyczuł i obronił strzał, ale wtedy poprawiłem z dobitki, więc powiedzmy, że na raty bramkę zdobyłem. Tym razem po raz pierwszy drużyna nic z tego nie miała. Mówi się, że nie ma karnych obronionych, są tylko źle strzelone, więc biorę to na siebie: mogłem uderzyć lepiej.
W szatni pewnie byłeś najbardziej uradowanym zawodnikiem. Gdybyście odpadli w takich okolicznościach, znalazłbyś się na pierwszym planie w złym kontekście.
To prawda, złość mogłaby zostać przekierowana na mnie. Ale i tak nie byłem w stanie świętować, jakby nic się nie stało. Cieszyłem się z awansu, jednak wymagam od siebie znacznie więcej. To momenty, po których albo pójdziesz do przodu, albo możesz się zablokować. W pucharach dla AEK-u jeszcze nie trafiłem, za to ostatnio z Celje zaliczyłem asystę, więc jakąś cegiełkę dołożyłem. Z akcji meczowych na razie zbyt wielu sytuacji sobie nie stwarzamy, bazujemy na stałych fragmentach, dlatego taka asysta bardzo cieszy.
Kto był bardziej wymagającym rywalem: Celje czy Partizan? Oba dwumecze wynikowo do końca znajdowały się na styku.
Z Partizanem doprowadziliśmy do tego na własne życzenie. U siebie mogliśmy spokojnie wygrać z 5:0, naprawdę. Z taką zaliczką do Belgradu pojechalibyśmy tylko dograć dwumecz, a tak z jedną bramką zapasu wszystko zaczynało się od początku.
Myślę, że z tych dwóch drużyn lepiej piłką operowało Celje, mimo że nie dochodziło za często do konkretnych szans. Potwierdziły się wszystkie rzeczy z analizy, trudno nam było o odebranie im piłki i skontrowanie. Widać było, że ci zawodnicy już któryś sezon grali razem i mają wiele automatyzmów.
Liga cypryjska startuje dopiero pod koniec sierpnia, zatem do formy dochodzicie meczami pucharowymi. Wolne weekendy na tym etapie są waszym atutem czy problemem?
Dobrze przepracowaliśmy okres przygotowawczy, rozegraliśmy cztery sparingi. Wszystko było robione z głową. Nie wydaje mi się, żebyśmy mówili o problemie dla nas. Rozgrywki w Grecji czy Turcji też startują znacznie później niż w Polsce, że nie wspomnę o tych najlepszych ligach. To bardziej Ekstraklasa zaczyna wcześnie niż inne ligi późno.
Wiadomo, że nie jesteśmy na optymalnym poziomie zgrania. Ostatnio przyszło do nas kilku nowych zawodników i nie są jeszcze gotowi, żeby grać po 90 minut. W tym kontekście brak meczów ligowych może delikatnie działać na naszą korzyść, bo liczba piłkarzy gotowych na tu i teraz jest ograniczona. Legia mogłaby dziś wystawić dwie w miarę równorzędne jedenastki, u nas dopiero się to buduje.
Patrząc po liczbie rozegranych minut z Partizanem i Celje, twoja pozycja w zespole trochę wzrosła. W poprzednim sezonie często siedziałeś na ławce lub wchodziłeś jako zmiennik, a nawet jeśli zaczynałeś od początku, byłeś zmieniany w okolicach 60. minuty.
Na tę chwilę tak to wygląda. Jest mi nieco łatwiej, bo będący dotychczas podstawowym napastnikiem Enzo Cabrera doznał kontuzji kolana. Nie do końca wiadomo, kiedy wróci i czy zdąży zagrać z Legią. Dopóki się nie wyleczy, o skład walczę z niedawno pozyskanym z Turcji Riadem Bajiciem. Rywalizacja jest spora, bo gramy jednym napastnikiem. Może jak już cała nasza trójka będzie zdrowa, trener coś wykombinuje z dwójką atakujących.
No właśnie, macie nowego trenera Imanola Idiakeza, który zastąpił Henninga Berga. Zaskoczyło was odejście Norwega, skoro wywalczył Puchar Cypru i zajął czwarte miejsce w lidze?
To była decyzja trenera Berga, miał tylko roczną umowę. Mówiło się, że klub chce mu przedstawić ofertę nowego kontraktu, ale on już po wygranym finale w pucharze miał być dogadany z Omonią Nikozja. Gdyby działacze AEK-u mieli do niego pełne przekonanie – dobre wyniki osiągaliśmy w zasadzie przez cały sezon – to mogli zacząć z nim rozmawiać wcześniej. Nie wnikam, to nie są moje sprawy. Henning Berg już w Omonii pracował, bardzo go tam szanowali i mocno im zależało, żeby znów go ściągnąć.

I jak się pracowało z Bergiem? W Legii do dziś niektórzy uważają, że to najlepszy fachowiec, z jakim miano tam do czynienia w XXI wieku.
Na pewno wyróżnia się przygotowaniem taktycznym. Miał swoją główną koncepcję, którą szlifowaliśmy przez cały czas i tylko według niej graliśmy. Musiałeś być do bólu powtarzalny. Jeśli wchodziłeś w trakcie meczu, były to zmiany 1 do 1 i przejmowałeś dokładnie te same zadania, które miał twój kolega. Z jednej strony było to dobre, bo dobrze wiedziałeś, co i jak trzeba zrobić, ale z drugiej, trener nie lubił rotacji i bardzo trudno było zmienić swój status w drużynie. Przeważnie mocno trzymał się jednego składu, a nawet jeśli do niego wskoczyłeś i zagrałeś od początku 2-3 mecze, to i tak zaraz wracałeś na ławkę.
Sam tego doświadczałem. W listopadzie wszedłem do gry, w dwóch takich spotkaniach strzeliłem dwa gole, a w następnym tygodniu zacząłem jako zmiennik. W maju po moim drugim w życiu hat-tricku też w następnej kolejce posadził mnie na ławce. Nie było łatwo.
Czyli u Henninga Berga napastnik ma dużo zadań w grze bez piłki, musi zaczynać pressing i tak dalej.
Dokładnie. De facto ja u niego przez większość czasu występowałem jako ofensywny pomocnik. Nie widział mnie jako typowej „dziewiątki”, bo według niego bardziej przydawałem się niżej. Musiałem schodzić po piłkę do środka boiska i robić miejsce wyżej dla innych. Nowe doświadczenie. Jak już wychodziłem jako napastnik, parę bramek zdobyłem. Myślę, że wycisnąłem maksimum z tej współpracy.
Jak na tym tle pracuje Imanol Idiakez?
Patrząc na całokształt, mówimy o dwóch różnych trenerach. Henning Berg zawsze stosował te same założenia. Rywale teoretycznie mogli nas łatwo rozczytywać, a i tak często im się nie udawało. Trochę jak w naszym przypadku z Celje. Wiedzieliśmy, co i jak zamierzają zrobić w danym momencie, ale nie potrafiliśmy odbierać im piłki. Trener Idiakez bardziej analizuje przeciwników, wychwytuje ich słabe punkty i pod to stara się ustawić zespół. Jak mówiłem, aktualnie mamy trochę kontuzji i nowych zawodników, którzy jeszcze nie do końca się wkomponowali, także jego pole manewru jest ograniczone.
Jak oceniasz ligę cypryjską? Przez lata była dla nas pewnym punktem odniesienia, ale ostatnio to my patrzymy na nią z góry.
Jeśli chodzi o czołówkę, czyli Pafos, Omonię, Aris i nas, to podobnie jak polskie zespoły, wszyscy przeszli dalej w pucharach. Jak dla mnie to poziom bardzo zbliżony do najlepszych w Ekstraklasie. Są pieniądze na ściąganie głośnych nazwisk, ostatnio David Luiz przyszedł do Pafos. To już wiekowy zawodnik, ale taki transfer ma swój wydźwięk. Pafos w przeciągu kilku lat chce zdemolować ligę i co roku mocno walczyć o Champions League. Mają wszelkie dane ku temu. Jak na warunki cypryjskie, ich budżet jest nieograniczony, konkurencja nie może się równać.
Ogólnie w większym stopniu stawia się tu na technikę i same umiejętności. Nawet słabsze ekipy próbują być mocno „piłkarskie”, ciągle rozgrywać od tyłu, co nieraz kończyło się dla nich porażkami różnicą trzech czy czterech goli. W Polsce zaawansowanie taktyczne u takich drużyn jest na wyższym poziomie, dlatego uważam, że dolną część tabeli mamy lepszą niż Cypryjczycy.

Czujecie dużą presję, by wejść do fazy ligowej Ligi Europy?
Dopóki jesteśmy w grze, celem jest przejście wszystkich rund i dostanie się do rozgrywek. Ale gdyby skończyło się na Lidze Konferencji, sądzę, że też będziemy mogli to uznać za spore osiągnięcie.
Patrzę na frekwencję i widzę, że atmosfera na waszym stadionie nóg piłkarzom Legii nie spęta. Rzadko kiedy dobijacie nawet do pięciu tysięcy widzów.
Pod względem kibicowskim Legia to już inna półka, poziom Ligi Mistrzów. U nas Legii przede wszystkim przeszkodzić może pogoda. Jeżeli nie będzie wiatru i słońce poświeci tak, jak świeci teraz, to jej piłkarzom grozi zadyszka podczas meczu. Teraz na Cyprze są największe upały. My w trakcie dnia unikamy wyjść z domu, bo jest naprawdę gorąco. Ewentualnie można iść do galerii handlowej, gdzie jest klimatyzacja lub na plażę pod parasol. W innym przypadku ryzykujesz nawet udarem słonecznym, tu nie ma żartów.
Musiałem się przyzwyczaić, choć przecież przychodziłem z Grecji, czyli niby pogoda bardzo zbliżona, ta sama strefa klimatyczna, ale jest różnica. Kluczem jest poziom wilgotności, w przypadku Cypru oczywiście na minus.
Po sezonie z dziewięcioma ligowymi golami w lidze greckiej musiałeś mieć trochę ofert, a jednak rok temu wybrałeś Cypr. Warto było?
Doliczając Puchar Grecji, w sezonie 2023/24 zdobyłem 11 bramek dla Atromitosu. Kilka innych klubów z Grecji wyrażało zainteresowanie, mogłem też zostać w Atromitosie. Dyrektor powiedział, że możemy przedłużyć kontrakt na tyle, na ile będę chciał. Byli ze mnie bardzo zadowoleni, mimo że nie rozegrałem nie wiadomo ile minut, bo raptem 1600. Z agentem uznaliśmy jednak, że poczekamy na inne oferty. Stałem się wolnym zawodnikiem, co zawsze ułatwia rozmowy.
Czas pokazał, że i tak długo musiałem czekać na coś, co mnie zadowoli. AEK odzywał się rok wcześniej, potem też w czerwcu i lipcu, aż w połowie sierpnia uznałem, że to może być dobry kierunek i podpisaliśmy umowę. Dostałem deadline, powiedzieli, że jeśli teraz się nie zdecyduję, to zaczynają szukać innego napastnika.
Przyjąłem propozycję AEK-u i… dosłownie po dwóch godzinach oficjalnie zgłosił się klub z Arabii Saudyjskiej. Były wcześniej jakieś sygnały, czekaliśmy na ruch z tamtej strony. Cóż, w Larnace stwierdzili, że teraz to ewentualnie mogą mnie tam sprzedać.
Żałowałeś?
Nie chciałem dłużej czekać, bo w Europie zaczynali grać, w Polsce już piąta czy szósta kolejka, a ja nadal biegam po warszawskich lasach. I tak miałem trochę zaległości na starcie. Potrzebowałem czasu, żeby dojść do optymalnej dyspozycji, zwłaszcza że pogoda i ta intensywność na starcie dawały się we znaki. Na ligowy mecz od początku czekałem do listopada i wtedy zacząłem strzelanie. Wcześniej miałem gola i asystę w Pucharze Cypru. Nie zmieniło to mojego statusu, a niedługo po pierwszych bramkach naderwałem mięsień, wypadłem na kilka spotkań. Dopiero od nowego roku przyspieszyłem i coś zaczęło się dziać.
A czy żałowałem? Na pewno finansowo była różnica, Arabowie oferowali dwa razy wyższe zarobki, ale najwidoczniej tak miało być.

Jak z perspektywy czasu patrzysz na swoją zagraniczną karierę? Do najlepszych lig nie trafiłeś. Z drugiej strony, pamiętając, jak długo miałeś pod górkę i ile kontuzji musiałeś wyleczyć, Turcja-Grecja-Cypr to i tak dobry scenariusz, który pięć lat temu brałbyś w ciemno.
Patrząc pod tym kątem, nie mogę narzekać. Gdy w wieku dwudziestu lat zacząłem regularnie strzelać w I lidze dla Olimpii Grudziądz, rywal połamał mi kości twarzy, to była naprawdę poważna sprawa. Gdy wróciłem do Piasta Gliwice, podczas przygotowań te problemy znów się odezwały. Intensywność treningów była zbyt duża, musiałem trochę wyhamować. Później w Wiśle Płock ponownie połamali mi kości twarzy, tym razem po drugiej stronie. Kolejna operacja i długa przerwa. Następnie złamałem kość śródstopia w jednej nodze, potem w drugiej. Chciałem jak najszybciej wracać, co kończyło się naderwanymi mięśniami. Trzy lata zdrowotnego armagedonu.
Jak już się na dobre wyleczyłem, to od czasów Radomiaka szedłem do góry. Nie miałem poważniejszych kontuzji i mogłem się skupić na strzelaniu goli.
Czyli bardziej cieszysz się z tego, gdzie doszedłeś, czy odczuwasz niedosyt, że byłeś „tylko” w Turcji, Grecji i na Cyprze?
Może gdyby w Turcji moje losy potoczyły się inaczej, mógłbym pójść jeszcze wyżej, zwłaszcza że rywalizowaliśmy też w europejskich pucharach. Trener zarzekał się, że będzie grał w podobnym ustawieniu do tego, które miałem w Radomiaku. Tam w ataku byłem obudowany rosłym Mauridesem i mogłem wbiegać w wolne strefy. W Sivassporze miałem stworzyć taki duet z Mustaphą Yatabare. W praktyce… nie rozegraliśmy razem żadnego meczu w takiej formacji.
Nie wyszło, więc świadomie się cofnąłem, żeby grać. Nie chciałem siedzieć w Turcji przez kolejne dwa lata i tylko kasować wypłatę. Jestem zadowolony, jak to się dalej potoczyło, ale nie czuję się nasycony. Jeszcze można coś wycisnąć. Jak to mówią: już nie z cytryny, tylko z samej pestki.
No to kto jest faworytem w parze Legia – AEK? Dyplomatyczne 50 na 50?
Nie umiem wskazać faworyta. Wiele powie pierwsze spotkanie w Larnace. Jeśli pogodowo będzie tak, jak zakładamy i Legia będzie miała te same problemy, co inni rywale, to sprawa będzie na ostrzu nożna. Nasze mecze z Partizanem i Celje u siebie wyglądały kompletnie inaczej niż na wyjazdach, nie ma co ukrywać. Mocno wierzymy, że u siebie wypracujemy jakąś zaliczkę przed rewanżem, ale jeden mecz na pewno wszystkiego nie rozstrzygnie.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. FotoPyK/Newspix