Polscy siatkarze wygrali Ligę Narodów, a ja zastanawiam się, co by było, gdyby postawić w rzędzie siatkarzy, których Nikola Grbić mógłby aktualnie powołać do kadry Polski i liczyć, że spiszą się na co najmniej przyzwoitym poziomie. Zakładam – i wydaje mi się, że słusznie – że nie zmieściliby się na długości boiska do siatkówki właśnie. Serbski trener ma kłopot bogactwa, a to najlepszy dowód na to, jak dobrze działa u nas siatkarskie szkolenie. Równocześnie to ewenement, bo siatkówka – głównie ta męska – to prawdopodobnie jedyny sport w naszym kraju, w którym następcy gwiazd znajdują się właściwie sami. I stąd też ciągłość sukcesów.
![Ciągłość sukcesów, napływ talentów, głębia składu. Polska siatkówka to ewenement [KOMENTARZ]](https://static.weszlo.com/cdn-cgi/image/width=1920,quality=85,format=avif/2025/08/siatkowka-polska-reprezentacja-scaled.jpg)
Liga Narodów dla Polski. To zasługa szkolenia i napływu talentów
Za kadencji Nikoli Grbicia – trwającej od 2022 roku – nie było jeszcze imprezy, z której wrócilibyśmy bez medalu. Na mistrzostwach świata w XXI wieku staliśmy na podium czterokrotnie na sześć prób. Na mistrzostwach Europy – w pięciu na osiem ostatnich edycji tej imprezy. W Lidze Narodów nie schodzimy z podium od 2019 roku. A na igrzyskach olimpijskich wreszcie przełamaliśmy się w zeszłym roku. Do tego liderujemy rankingowi FIVB, a nasze młodzieżowe reprezentacje regularnie zgarniają medale najważniejszych imprez.
W skrócie: jesteśmy potęgą. Czy istnieje inny sport olimpijski, o którym możemy to napisać?
CZYTAJ TEŻ: LIGA NARODÓW JEST NASZA! POLACY LEPSI OD WŁOCHÓW – MAMY ZŁOTO!
Prawdopodobnie nie – rzut młotem to w końcu lekkoatletyczna konkurencja, nie osobna dyscyplina – bo siatkówka to w naszej rzeczywistości naprawdę ewenement. Od 2006 roku – i srebra na mistrzostwach świata – nasza męska kadra regularnie walczy o medale najważniejszych imprez. Początkowo nieco bardziej nieśmiało, zdarzały się wpadki. Jednak od niemal dekady niezmiennie jesteśmy albo na podium, albo bardzo blisko. A przecież w międzyczasie nastąpiła nie jedna, a nawet dwie – gdyby chcieć, dałoby się doliczyć i trzech – zmiany pokoleniowe.
I co? I nic. Weszli nowi siatkarze, zrobili swoje. Mariusza Wlazłego zastąpił Bartosz Kurek. W miejsce Pawła Zagumnego wszedł Fabian Drzyzga, jego zastąpił Marcin Janusz, a w tym turnieju – Marcin Komenda. Piotr Gacek oddał miejsce Pawłowi Zatorskiemu, a ten z kolei – Jakubowi Popiwczakowi. To przekazywanie pałeczki, sztafeta pokoleniowa.
I działa dokładnie tak, jak działać powinna.
***
Ale to nie tylko kwestia pokoleń. Dowody na to, jak dobrze działa nasza siatkówka, znajdziemy i w ostatnich miesiącach. Na pierwszy turniej Ligi Narodów Nikola Grbić zabrał przecież głównie młodzież, wzmocnioną kilkoma bardziej doświadczonymi zawodnikami. I wrócił z czterema zwycięstwami w czterech meczach. W finale z Włochami, dziś, na środku grał Jakubem Nowakiem, który w poprzednim sezonie występował nawet nie w PlusLidze, a na jej zapleczu. A gdy 20-latek miał problemy, wpuścił Szymona Jakubiszaka, już 27-letniego, owszem, ale do zeszłego roku bez występów w kadrze.
I to Jakubiszak zamknął ten mecz atakiem. A wcześniej zaliczył kilka znakomitych akcji czy to w bloku, czy w ataku, czy na zagrywce. Zero strachu, zero presji, zero wahania. Grał, jakby w takich meczach brał udział od lat. A tak przecież nie było.
Grbiciowi wypadł Bartosz Kurek. I co? I nic, bo serbski trener zaufał Kewinowi Sasakowi i się nie zawiódł. Wypadł Mateusz Bieniek, ale byli Nowak czy Jakubiszak. Nie było Marcina Janusza, ale jego imiennik – Komenda – spisywał się znakomicie. A w finale nie zagrał lider wśród przyjmujących, czyli Tomasz Fornal. I wiecie co? Jakoś niespecjalnie nas to martwiło, bo wiedzieliśmy, że w jego miejsce na parkiet powędruje Kamil Semeniuk.
I tak było, a Semen zaliczył znakomite zawody.
A gdyby nie mógł zagrać Semeniuk? To większą rolę odgrywałby Bartosz Bednorz. Z kolei gdyby przed finałami Ligi Narodów wypadli Grbiciowi wszyscy przyjmujący – w tym i Wilfredo Leon oraz Artur Szalpuk – którzy w nich zagrali (a pamiętajmy, że urazu wcześniej doznał Aleksander Śliwka), to pewnie pojechaliby do Chin na przykład Michał Gierżot czy Rafał Szymura, których Grbić powołał do szerokiego składu na Ligę Narodów przed sezonem (był tam też Mikołaj Sawicki, ale jego wyeliminowała sprawa dopingowa). Opcjonalnie Bartosz Kwolek, choć on z serbskim trenerem nie ma najlepszych relacji.
I wiecie co? To wciąż byłby naprawdę dobry zestaw. A to przecież przyjmujący numer siedem, osiem i dziewięć. Ale nie tylko tam mamy kłopot bogactwa. Weźmy środkowych – do Chin pojechali Szymon Jakubiszak, Jakub Kochanowski, Jakub Nowak i Mateusz Poręba, przy czym ten ostatni wypadł z „14” meczowej. A przecież są jeszcze doświadczeni i znakomici Mateusz Bieniek oraz Norbert Huber, którzy postawili w tym sezonie reprezentacyjnym na leczenie urazów (choć ten drugi wciąż walczy o wyjazd na mistrzostwa świata).
***
Zresztą spójrzmy na skład z ubiegłorocznych igrzysk w Paryżu, gdy zdobyliśmy srebro. W porównaniu do tamtego zestawienia – przy czym w kadrze było wtedy 13 zawodników – na turniej finałowy Ligi Narodów powołanych zostało… czterech siatkarzy: Jakub Kochanowski, Wilfredo Leon, Tomasz Fornal i Kamil Semeniuk. Dziewięciu pozostałych w tym sezonie albo Serbowi ze składu wypadło, albo po prostu się w nim nie zmieściło, bo inni zawodnicy grali lepiej czy też Grbić preferował zmiany.
Co więcej – z powołanej na finał Ligi Narodów „15” tylko Bartosz Bednorz, Wilfredo Leon, Artur Szalpuk i Bartłomiej Bołądź mają 30 lub więcej lat. Czterech gości. Wiadomo, po trzydziestce są też Bartosz Kurek, Aleksander Śliwka czy Mateusz Bieniek, którzy normalnie pewnie by w tej kadrze byli. Ale to i tak znakomita statystyka, pokazująca, że gracze, którzy teraz mają już swoje miejsce w reprezentacji, mogą w niej dotrwać śmiało nawet do igrzysk w Brisbane, w 2032 roku.
O ile nie zastąpią ich młodsi koledzy.
A ci naciskają. I nie chodzi tylko o zawodników, których Grbić wziął do kadry na ten turniej. Również dziś odbył się finał mistrzostw świata do lat 19. Polacy go przegrali, ale i tak zanotowali znakomity turniej, a po gwiazdorsku grał tam Maksymilian Łysoń. Zresztą z imprez młodzieżowych stosunkowo regularnie przywozimy medale, a potem ci gracze faktycznie wskakują do kadry. Mistrzostwa świata do lat 21 z roku 2017 – wygrane przez Polaków – to najlepszy przykład. W złotej ekipie byli wtedy Bartosz Kwolek, Jakub Kochanowski, Szymon Jakubiszak, Norbert Huber czy Tomasz Fornal.
Kochan już rok później był gwiazdą i w pierwszej kadrze. Reszta pojawiała się w niej częściej lub rzadziej, ale Fornal i Huber w końcu zostali absolutnymi liderami na swoich pozycjach. Trzy gwiazdy kadry z jednej młodzieżowej imprezy? Doskonała statystyka.
A to tylko jeden przykład. Ten napływ talentów trwa, a przypadki takie jak Kewina Sasaka – który przebijał się przez słabsze polskie kluby, a nawet ligę czeską, by ostatecznie wystrzelić w Bogdance – pokazują, że jakość mają w Polsce właściwie wszyscy siatkarze. Czasem trzeba tylko dać im szansę.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix