Lech Poznań rozpoczyna dziś walkę w eliminacjach Ligi Mistrzów. Pokonać aż trzech rywali i uchylić bramy raju będzie oczywiście niezwykle trudno, natomiast triumf w rywalizacji z mistrzem Islandii – Breidablikiem wydaje się być obowiązkiem. Czy aby na pewno? Początek sezonu w wykonaniu podopiecznych Nielsa Frederiksena przysporzył fanom wielu obaw, a poza tym dzisiejszy rywal wcale przed Kolejorzem nie musi się położyć.

Islandczycy mają już doświadczenie z gry w fazie grupowej Ligi Konferencji, a poza tym tydzień temu w efektowny sposób rozbili mistrza Albanii – Egnatię aż 5:0. O tym, na co Lech będzie musiał dzisiaj uważać oraz realiach finansowych, pogodowych, ale także sportowych drużyny z Kópavogsvöllur rozmawiamy z twórcą facebookowego profilu Piłkarska Islandia oraz Polakiem wiele lat mieszkającym na tej wyspie – Piotrem Giedykiem.
„Islandczycy cieszą się, że dziś nie będzie w Poznaniu upału.”
Jak istotny jest to mecz dla Lecha Poznań z perspektywy rewanżu na Islandii?
Bardzo. Jeśli Lech dzisiaj nie wygra wyżej niż 1:0, to drugie spotkanie będzie dla poznaniaków bardzo trudne i tu w kontekście dwumeczu byłyby problemy. Nie spodziewam się oczywiście zwycięstwa Breidabliku, nawet remis wieczorem byłby sporym sukcesem, ale Kolejorz powinien powalczyć o solidną zaliczkę. Na pewno nadal Lech jest jednak dużym faworytem.
Co może pomóc Breidablikowi poza kiepską formą mistrzów Polski?
Z tego, co widzę, w Poznaniu nie zapowiada się dzisiaj na słoneczną pogodę i upał. Skwar byłby dużą przeszkodą dla piłkarzy ze stadionu Kópavogsvöllur. Nie są do niego przyzwyczajeni. To było widoczne w starciu z Egnatią, gdzie na wyjeździe przegrali 0:1. Może nie wyszło to jakoś fatalnie, ale zabrakło im wytrwałości. Nie dali rady fizycznie i stracili gola w końcówce. W Poznaniu mogłoby być podobnie. Sam jestem ciekawy, jak to wszystko dzisiaj wypadnie.
Jakiego meczu się spodziewasz?
Breidablik stać, aby nie stracić więcej niż jednego gola. Mogą powalczyć o korzystny wynik. Liczą na obrońców, bo wydaje mi się, że najgorszym ogniwem jest bramkarz Anton Ari Einarsson.
A to ciekawe, bo to jedyny gracz Breidabliku, który został powołany na ostatnie zgrupowanie kadry Islandii. Co prawda, jako trzeci bramkarz, ale to pewnego rodzaju wyróżnienie.
Zgadza się, natomiast mam w pamięci kilka jego kiepskich interwencji. Taka marka na Islandii, jaką jest Breidablik, powinna mieć lepszego golkipera. Na pewno jest jednak doświadczony, podobnie jak jego koledzy z linii defensywnej.
Gdzie upatrujesz największej gwiazdy rywali Lecha?
Warto zwrócić uwagę na jedynego zagranicznego gracza w szeregach Blikar. Duńczyk Tobias Thomsen jest bardzo skuteczny, strzela mnóstwo goli i trudno go upilnować. Największa gwiazda jest jednak w środku pola. Jest nią kapitan – Höskuldur Gunnlaugsson. Rozpoczynał swoją karierę w Breidablik, jest wychowankiem klubu i kibice mocno się z nim identyfikują. Dodatkowo, to dosyć wszechstronny gracz, bo ma też zdolności pozwalające mu na grę w obronie. Ma również dosyć barwną historię…
Na czym ona polega?
Może to być barwne dla Polaków, bo dla Islandczyków nie jest to nic nadzwyczajnego. Höskuldur prowadzi swoją jednoosobową działalność gospodarczą. Zajmuje się produkcją wypieków, jest to jego pasja. Nie myślcie sobie jednak, że futbol islandzki to półzawodowcy czy amatorzy. Niegdyś tak było, ale dzisiaj w ekstraklasie, a zwłaszcza w tych czołowych zespołach, jeśli zawodnicy wykonują jakieś prace, to po godzinach. Na pierwszym miejscu zawsze jest trening. Półtora roku temu Breidablik jako pierwszy islandzki klub awansował do fazy grupowej europejskich pucharów. Zagrali w Lidze Konferencji i ostatnia kolejka wypadała już w grudniu. Wówczas liga islandzka już nie gra i zawodnicy mają wolne. Wtedy mogą mocniej skupić na swoich pasjach.
Gracze Breidablik przedłużyli jednak sobie granie i mieli mniej wolnego, tak?
Z tego względu Höskuldur nie mógł wykonać swojego specjału, a więc wypieków z ciasta francuskiego przygotowywanych na Boże Narodzenie. Zabrakło po prostu czasu, potrzebował też trochę wypocząć. Już w styczniu na Islandii wznawia się bowiem treningi. Liga teoretycznie rusza dopiero w kwietniu, ale wcześniej są różnego rodzaju puchary regionalne czy krajowe, a dodatkowo także zgrupowania w ciepłych krajach.

Höskuldur Gunnlaugsson podczas meczu fazy grupowej Ligi Konferencji z Zorią Ługańsk w Lublinie
To też element rozwoju tego futbolu, że kluby stać na takie wyjazdy. Jakim budżetem dysponuje Breidablik?
Trudno powiedzieć, bo na Islandii aż tak wiele o pieniądzach się nie rozmawia, przynajmniej w kontekście sportu. Myślę, że po sukcesach w europejskich pucharach zarówno w przypadku Breidablik, jak i Vikinguru Reykjavik to waha się gdzieś w granicach od 4 do nawet 6-7 milionów euro na sezon. Te dwa kluby oraz Valur Reykjavik mają najwyższe budżety w skali ligi i dają najwyższe kontrakty. Całkiem niezłą sytuację finansową ma również FH Hafnarfjördur.
O jakich kontraktach mówimy?
Piłkarze zarabiają pieniądze rzędu 8-10 tysięcy euro miesięcznie. Są oczywiście przypadki nieco inne, jak choćby Gylfi Sigurdsson, który przeszedł z Valuru do Vikinguru.
Jego historia powrotu na Islandię była dosyć mocno opisywana w mediach. Był oskarżany o przestępstwa seksualne wobec nieletnich, ale potem oczyszczony z zarzutów.
Zgadza się. Gdy trafiał do Valuru, według początkowych informacji miał zarabiać nawet 33 tysiące euro miesięcznie. Sigurdsson jednak jako człowiek ustawiony finansowo stwierdził, że nie będzie tak mocno drenował kasy klubu i podpisał umowę na 13 tysięcy. Rekordowe kontrakty do zeszłego roku w skali ligi islandzkiej wynosiły natomiast około 27-28 tysięcy miesięcznie. Wiadomo jednak, że nie wszyscy zarabiają nawet te 10 tysięcy. Jest spora grupa zawodników, zwłaszcza do 23.-24. roku życia, która znajduje się na kontraktach półzawodowych. Na pewno nie ma jednak żadnych amatorów. Wtedy te pieniądze są mniejsze, ale na Islandii też rozliczanie wygląda nieco inaczej. W kontraktach pojawiają się różne klauzule i dorzuca się rożne benefity w postaci samochodów, domów czy mieszkań. Zawodnicy po godzinach również sobie dorabiają, o czym już wspominałem wyżej w przypadku piekarni Höskuldura. Po czasie klubowym realizują swoje pasje i prowadzą interesy.
Breidablik miałby szanse na utrzymanie w Ekstraklasie?
Jak najbardziej. Wiadomo, gdyby zdarzył się słabszy sezon, to mogliby mocno drżeć o ligowy byt, ale przy lepszych latach myślę, że mogliby nawet powalczyć o środek tabeli. Na pewno jest to poziom naszej najwyższej ligi.
Wiemy, w jakich realiach Lech przystępuje do tej rywalizacji. Na Islandii mówi się o tym, że to najlepszy moment, aby spróbować wyeliminować mistrzów Polski?
Niekoniecznie. To trochę inna mentalność. Na Islandii bardzo rzadko się kalkuluje i dyskutuje o tym, kto procentowo ma jakie szanse. Stawiają na chłodne podejście, więc aż tak wiele o problemach Lecha się nie mówi. Bardziej pisano o tym, że ma imponujący stadion. Musimy też pamiętać, że Ekstraklasa nie jest w Islandii zbyt popularna…

Gisli Thordarson od stycznia jest zawodnikiem Lecha Poznań
Czyli występów Gisliego Thordarsona w Lechu aż tak nie śledzą?
Myślę, że ten gracz to bardziej melodia przyszłości. Pewnie są jacyś kibice, którzy przez niego czy innych Islandczyków bardziej się przyjrzą naszej lidze, ale jeśli chodzi o media piłkarskie, czy zwłaszcza te ogólnokrajowe, to bez przesady. Gdyby były jakieś gole czy asysty Thordarsona w Lechu to może byłoby inaczej. Swego czasu więcej mówiło się o Bodvarze Bodvarssonie z Jagiellonii Białystok, który przebił się nawet do reprezentacji. Doszedł też taki czynnik, że był pierwszym islandzkim graczem w Ekstraklasie.
A jak oceniasz sam transfer Thordarsona?
Wydaje mi się, że trochę za szybko odszedł z Islandii. Zwracali też na to uwagę miejscowi dziennikarze, że mógł chociaż dograć poprzedni sezon. Wyróżniał się, jeśli chodzi o młodych zawodników, natomiast jeszcze brakuje mu doświadczenia. Ma duże zdolności i może nawet w przyszłości trafić do reprezentacji, ale musi poprawić pewne zachowania na boisku.
Z Lechem ma pewnie nieco większe szanse, aby zaistnieć w pucharach, bo mistrz Polski musi wygrać zaledwie jeden dwumecz, aby załapać się do fazy ligowej Ligi Konferencji.
Tak samo jest w przypadku mistrza Islandii. To duży temat, bo w ostatnich latach kluby na tym zyskały. Zarówno Lech, jak i Breidablik mają już w garści rundę play-off Ligi Konferencji. Dlatego też nie ma wielkiej presji, bo mało kto się spodziewa, że Liga Mistrzów jest w zasięgu. Dla Islandczyków budujący jest jednak przykład Vikinguru. Zagrali w pucharach jeszcze w tym roku, w lutym mierzyli się z Panathinaikosem. Potrafili zająć miejsce premiowane awansem jesienią w fazie ligowej, a potem napędzić strachu wielkiej greckiej drużynie. Wygrali u siebie 2:1, a w rewanżu w Atenach przegrali 0:2 tracąc gola w ostatniej minucie.
Pórównałbyś tamten Vikingur do obecnego Breidablik?
Zdecydowanie, być może nawet Breidablik to lepszy zespół. Na pewno są więksi pod względem infrastruktury czy organizacji. Mimo sukcesów, do niedawna Vikingur to był pod względem bazy fanów tak naprawdę klub dzielnicowy. Breidablik z kolei od ponad dekady jest islandzką kuźnią talentów, tam zaczynał choćby wspominany wcześniej Sigurdsson. Mają wspaniałą akademię, a jeśli gmina pozwoli, to w niedługim czasie, ma zostać również rozbudowany stadion. Ten obecny ma dwie trybuny, w tym jedną krytą i może pomieścić nieco ponad trzy tysiące kibiców. UEFA idzie często na jakieś kompromisy, ale z tym stadionem jest taki kłopot, że nie spełnia wymogów pod względem wielkości. Niektóre mecze w pucharach rozgrywali więc na Stadionie Narodowym w Reykjaviku.
Tam też będą grali z Lechem?
Nie, bo obiekt w stolicy Islandii jest obecnie w przebudowie. Jako drugi stadion na wyspie będzie miał murawę hybrydową, wcześniej na boisku bocznym zrobił to FH Hafnarfjördur. Będą też tam rozbudowywane trybuny, dlatego obecnie jest wyłączony z użytkowania. Breidablik zagra więc u siebie na Kópavogsvöllur. Tak będzie w fazach eliminacyjnych i zapewne w ligowej, jeśli Breidablik oczywiście się tam zakwalifikuje.
Będzie budząca grozę niektórych sztuczna murawa?
Tak jest. Natomiast jak duża część obiektów na Islandii stadion ma swój klimat, jest pięknie położony. Kibicom Lecha pewnie zostanie udostępniona trybuna odkryta. Co ciekawe, całe szczęście, że mecz nie został zaplanowany na dzisiaj, bo nie wiem czy doszedłby do skutku.
Co się wydarzyło?
Erupcja wulkanu.
Ale nie tego samego, który kiedyś zablokował transfer Lewandowskiego do Blackburn?
Nie, nie, tym razem to się dzieje na półwyspie Reykjanes. Nad wyspą unosi się potężny smog i to mimo, że ten wulkan nie należy do najgroźniejszych i najpotężniejszych. To już jego dziewiąta erupcja w ostatnich latach. On tak wybucha sobie co parę miesięcy i narobił strasznego zamieszania. W zeszłym tygodniu byłem na północy i nawet tam to odczułem, bo chmura rozniosła się po całej Islandii. Wczoraj jak patrzyłem po filmach czy zdjęciach sytuacja wygląda jeszcze gorzej. Terminarz wypadł jednak korzystnie w tej sytuacji i nie ma potrzeby, żeby się zastanawiać nad zamianą.

Halldor Arnason prowadził zespół w czterech meczach fazy grupowej Ligi Konferencji
Zapytam jeszcze o postać trenera – Halldora Arnasona. Okazuje się, że z ligi islandzkiej można się wybić, bo niedawno wieloletni trener Vikinguru, Arnar Gunnlaugsson został selekcjonerem reprezentacji Islandii. Wieszczysz szkoleniowcowi Breidablik podobną przyszłość? Na jaki futbol stawia?
Na pewno liga islandzka ma kilku fachowców i jest to topowy poziom, jeśli chodzi o trenerów. Arnasonowi jeszcze trochę do niego brakuje, ale mocno się rozwija. Stawia na kontry i agresywny futbol. Jest bardzo związany z Breidablik i z kibicami tego klubu. Spędził tam sporo czasu, pracował na Kópavogsvöllur także jako asystent. W tamtych czasach Breidablik potrafiło wyeliminować Austrię Wiedeń, a później już jako pierwszy trener prowadził zespół w Lidze Konferencji. Pretenduje do tego, aby wbić się w ścisłe grono topowych trenerów na Islandii.
Zwycięstwo 5:0 nad Egnatią było pokazem siły Breidablik?
Pokazali bardzo dobry futbol. Udało im się całkowicie przejąć kontrolę nad rywalem. To im pomogło, poczuli się bardzo swobodnie i wszystkie atuty zostały zaprezentowane. Strzelali gole zarówno po kontratakach, jak i ataku pozycyjnym. Dlatego Lech musi dzisiaj być bardzo czujny i odpowiednio podejść do tego spotkania.
Nikt w Poznaniu przecież nie chce, żeby powtórzył się Stjarnan.
Bliżej może być do scenariusza sprzed trzech lat. Wtedy Lech pokonał Vikingur, choć na wyjeździe przecież przegrał 0:1. Kolejorz pokazał wyższość u siebie i dziś musi to zrobić ponownie. Jeśli wynik będzie na styku, Islandczycy poczują krew. Zrobią wszystko, aby u siebie przechylić szalę dwumeczu na swoją korzyść. Mają takie ambicje i na pewno są do tego zdolni.
CZYTAJ WIĘCEJ O PIŁCE:
- Luis Palma – od gwiazdy do rozczarowania. “Nie pasuje do europejskich schematów”
- Anglicy płacili za niego 22,5 mln euro. Teraz zagra w Ekstraklasie?
- Bednarek niebawem zmieni klub? Nie pojechał na obóz przygotowawczy
fot. Newspix