Reklama

Sympatia przykrywa wątpliwości. Czy można nie wierzyć w Jana Urbana?

Szymon Janczyk

17 lipca 2025, 14:27 • 9 min czytania 37 komentarzy

Czy znów to sobie robimy? Zatrudniamy selekcjonera, który swoją dotychczasową pracą, zwłaszcza w ostatnich latach, nie dał zbyt wielu powodów, żeby myśleć o awansowaniu go na najważniejszą posadę trenerską w kraju? Przy całej sympatii do Jana Urbana — obawiam się, że tak. Przez wzgląd na tę sympatię taka wątpliwość rzadko pojawia się w dyskusji publicznej po ogłoszeniu wyboru przez Cezarego Kuleszę. Może jednak powinna?

Sympatia przykrywa wątpliwości. Czy można nie wierzyć w Jana Urbana?

Ocena ludzi darzonych szczerą, powszechną sympatią, zawsze jest problemem, bo choćby człowiek stanął tak bardzo z boku, jak może, to jednak z boku nie stanie, nie wyda werdyktu opartego tylko i wyłącznie na faktach, suchych faktach, niepodszytych wewnętrznym impulsem, który podpowiada, że to równy chłop. Niewiele jest natomiast postaci tak powszechnie szanowanych jak trener Jan Urban. Osoba ciepła, życzliwa, lubiana, poczciwa.

Reklama

Właśnie dlatego wybór Urbana na selekcjonera jest podstępny dla każdego komentatora, który z góry, z założenia życzy mu dobrze, bo choć w zasadzie dobrze życzy się każdemu selekcjonerowi, to jednak takiemu z szufladki „lubiani” życzy się ciut bardziej. Aura sympatii bijąca od trenera nie może jednak przysłonić nam tego, że w gruncie rzeczy ponownie pakujemy się w znaną już historię — nie zatrudniamy jednego z najlepszych fachowców na najważniejsze stanowisko w kraju i liczymy, że tym razem jednak się uda.

Pacheco: Jan Urban ma wiele z Rafy Beniteza

Jan Urban selekcjonerem reprezentacji Polski. Czy można nie wierzyć, że to dobry wybór?

Ma w gablocie dwa złote medale Pucharu Polski, lecz wyleciał z ostatniej pracy w klubie, który aspirował do dołączenia do czołówki, lecz zamiast to zrobić, w najlepszym przypadku po prostu kręcił się w miejscu. Zdanie, którym możemy opisać zarówno Michała Probierza — bezskutecznie próbującego uczynić topowy zespół z Cracovii — jak i Jana Urbana, któremu nie udało się spełnić ambicji Górnika Zabrze, za co pracę tracił nawet nie raz, lecz dwukrotnie.

Gdy zmierzymy osiągnięcia obydwu szkoleniowców, nie dostrzeżemy wielu różnic. To znaczy tę jedną, która stanowi rysę na karierze Michała Probierza — brak mistrzostwa Polski — na pewno. Tyle że tytuł zdobyty ponad dekadę temu w kontekście pracy selekcjonerskiej Jana Urbana, niewiele już waży. Od tamtej pory ligę wygrywali Jacek Magiera, Waldemar Fornalik, Aleksandar Vuković czy Dean Klafurić. Żaden z nich nie byłby ciepło witany na stanowisku, które właśnie objął Urban.

Gdyby ktoś spotkał się z odbiorem pozytywnym, to raczej Maciej Skorża, Marek Papszun czy Adrian Siemieniec, czyli mistrzowie niedawni, faktycznie najlepsi obecnie polscy szkoleniowcy na rynku. Jan Urban jednak, mimo wieloletniej posuchy w gablocie z medalami, nie jest wrzucany do worka z trenerami budzącymi wątpliwości. Biorę poprawkę na „efekt bańki” i to, że nie spotkałem zbyt wielu negatywnych głosów o tym wyborze, nie oznacza, że one nie istnieją, ale zaryzykuję tezę, że nowy selekcjoner został przyjęty dobrze, pozytywnie.

Czy jednak nie decyduje o tym czysta sympatia i fakt, że pula osób mających dobre zdanie o Janie Urbanie jest najzwyczajniej w świecie większa niż w przypadku mniej lubianych Jerzego Brzęczka lub Michała Probierza, stąd też łatwiej przeoczyć zagrożenia i wątpliwości? Bo przecież Brzęczek i Probierz też mieli swoich zwolenników, obrońców, ludzi zwracających uwagę na ich plusy oraz sukcesy mierzone miarą inną niż medale — Jerzy Brzęczek był piąty w lidze z Lechią, potem z Wisłą Płock; Michał Probierz Jagiellonię zostawiał nawet na podium, z Cracovią był piąty.

Jan Urban

Jan Urban finiszował z Górnikiem Zabrze na miejscu szóstym, siódmym, ocierał się o awans do europejskich pucharów, ale od ponad dziesięciu lat nie wspiął się ponad to. Zgadzam się, że najlepszym trenerem nie zawsze jest ten, kto wygrywa trofea, bo utrzymanie Korony Kielce w stylu, w jakim zrobił to Jacek Zieliński, też zaliczymy do kategorii sporych osiągnięć. Urbanowi brakuje jednak nawet czegoś takiego, spektakularnego wyniku w momencie, w którym nikt tego nie oczekiwał.

Owszem, w okresie jego pracy Górnik był tuż za najlepszymi w lidze, jednak jednym z najlepszych nie został. Można polemizować, czy miał ku temu predyspozycje, lecz przecież Śląsk Wrocław czy Jagiellonia Białystok, które szarpnęły się na medale, też nie startowały z pozycji faworyta. Zwłaszcza na Podlasiu mówiliśmy o tym, że to zasługa wspaniałej pracy trenera, rozwoju zespołu, czegoś ekstra, co zaoferował człowiek zatrudniony na tym stanowisku.

W tym samym czasie władze Górnika Zabrze czyniły z tych samych argumentów zarzut pod adresem Urbana, któremu ich zdaniem brakowało tego pierwiastka, który mają trenerzy czyniący dobre zespoły bardzo dobrymi. I chociaż czepialiśmy się stylu, w jakim Górnik zwalniał obecnego selekcjonera, to właśnie — stylu.

Bardziej chodziło o to, jak rozgrywano rozstanie, niż o wytykanie działaczom lunatykowania, wygórowanych oczekiwań i poprzeczki zawieszonej zbyt wysoko, żeby ktokolwiek poza Armandem Duplantisem mógł ją przeskoczyć.

Trener Jan Urban. Więcej o mentalności i atmosferze niż o wynikach, taktyce

Jeśli więc odstawimy na bok sympatię, okaże się, że sukcesy szkoleniowe Jana Urbana nie dają mu przewagi nad innymi trenerami-rodakami, którzy niedawno prowadzili reprezentację Polski i spisali się dokładnie tak, jak oczekiwano, czyli kiepsko. Urbanowi towarzyszą jednak zgoła inne komentarze czy nastroje, ma to być właściwy człowiek na właściwym miejscu, słuszny kandydat, w jakimś stopniu nawet wyczekiwany. Po prostu jest otoczony kompletnie inną estymą, pewnie z uwagi na styl bycia.

To ten hiszpański luz, umiejętność skracania dystansu, prowadzenia barwnej rozmowy. Nie stwierdzę nawet, że to bez znaczenia, bo posada selekcjonera wymaga ciągłego prezentowania umiejętności miękkich. Raz, że w szatni, gdzie masz do czynienia z grupą elitarnych w skali kraju piłkarzy, z którymi w krótkim okresie nie popracujesz nad przesuwaniem się w obronie niczym Atalanta Bergamo. Dwa, że otoczenie zewnętrzne jest równie ważne, bo w oblężonej twierdzy zginęło już kilku poprzedników.

Chłód. Jak Urban (nie) dogadywał się z Podolskim

O to się dziś nie martwimy. Pytanie tylko, czy o powodzenie Jana Urbana rzeczywiście można być tak samo spokojnym? Nawet jeśli zgodzimy się, że styl gry reprezentacji Polski nie jest bez znaczenia — i nie mówcie, że jest, bo Michał Probierz był za to regularnie krytykowany, nie tylko przez media — to jednak proporcje ważności wskazują, że istotniejszy jest wynik. Żeby go osiągnąć, nie wystarczy tylko rozładować atmosferę i poprawić nastrój w grupie. Dani Pacheco mówił nam o Urbanie pięknie:

Miałem w swojej karierze wielu trenerów, w tym kilku bardzo znanych. Mogę dziś powiedzieć, że Urban bardzo przypomina mi Rafę Beniteza. Łączy ich sposób pracy z zawodnikami, ale też preferowany sposób gry. Obaj chcą, żeby drużyna grała w piłkę, posiadała ją, ale jednocześnie stawiają na ciężką pracę. Potrafią być dla zawodnika kimś bliskim, trochę kolegą, ale jednocześnie mówią rzeczy trudne, nawet bolesne, kiedy trzeba być bardziej poważnym.

Miło byłoby jednak, gdybyśmy nie krążyli wciąż wokół tego, że Jan Urban jest sympatycznym człowiekiem. Lepszą laurką dla szkoleniowca byłby Górnik na podium, bo bez tego Jan Urban wydaje się trenerem na spokojne trwanie. Wiecie, takim, którym nie pogorszy wyników drużyny, lecz też specjalnie ich nie poprawi. Ustabilizuje sytuację, poprawi atmosferę w zespole, sprawi, że kibicom przyjemniej będzie patrzeć na to, co dzieje się na boisku, lecz gdy odrzemy to wszystko z otoczki, otrzymamy suchy wynik, który będzie po prostu solidny, nic więcej.

Jan Urban

Tymczasem moim zdaniem reprezentacji nie potrzeba trenera na spokojne trwanie. Od dłuższego czasu przekonuję, że drużynie narodowej brakuje po prostu trenera porządnego. Kogoś, kto spojrzy na ten zespół i będzie wiedział, co zrobić, żeby mecz z Litwą wyglądał jak typowe spotkanie dominatora z kopciuszkiem, żeby dostrzec w końcu niewątpliwą różnicę klas w jakości poszczególnych zawodników. Kogoś, kto spojrzy na ten zespół i będzie wiedział, co zrobić, żeby mecze z czołowymi zespołami nie opierały się na głębokiej defensywie i próbie przetrwania.

Naprawdę nie trzeba wiele, żeby było przyzwoicie, żeby postawić krok do przodu. Dobrze byłoby, żeby Robert Lewandowski i Piotr Zieliński znów, chociaż na moment, poczuli, że ktoś nastroił kadrę pod nich, że potrafi wykorzystać także możliwości innych zawodników, lecz nie na takiej zasadzie, jak dotychczas, gdy opieraliśmy się głównie na indywidualnym błysku, nie na budowie czegoś, co doprowadzi do lepszego wykorzystania indywidualnych umiejętności.

Ofensywa i odwaga nie tylko na konferencjach. Jan Urban ma swoje plusy

Tu wypada zatrzymać się na chwilę przy nadziei, bo przecież to nie tak, że kompletnie jej nie ma (chociaż sam zainteresowany stwierdził, że jej nie ma — w kontekście tego, że tym razem zmiana nie nadejdzie tak szybko). Jan Urban to trener, który nie musi opowiadać o futbolu odważnym i ofensywnym — wystarczy, że włączy mecz Górnika pod jego wodzą, że pokaże dowolne statystyki, które nie pozostawią żadnych wątpliwości. Nie był to najlepiej grający, najbardziej ofensywny zespół ligi, lecz styl był wyraźny, zauważalny, powtarzalny.

Wszystko to składa się na obietnicę, że i w reprezentacji Polski bojaźni nie będzie. Eksponowanie cech piłkarskich naszych zawodników to natomiast pierwszy krok do tego, żeby ze wspomnianą Litwą dominować, przeważać, grać jak na faworyta przystało. I może to wyglądać dokładnie tak, jak w Górniku, gdzie przecież też nie oglądaliśmy plejady topowych ligowców, raczej kilka wybitnych postaci uzupełnionych o solidność, z czym mamy do czynienia także w drużynie narodowej.

Jan Urban nie będzie musiał również przypominać, jak to stawiał na młodzież i kogo wprowadzał do zespołu, jak miał w zwyczaju robić jego poprzednik. Urbana, w przeciwieństwie do Probierza, po prostu się z tego pamięta. Listę tych, których wprowadzał do seniorów, wymieni każdy, nawet jeśli chodzi o wciąż początkujące, młode talenty z Zabrza, jak Dominik Sarapata czy Dominik Szala.

Możemy więc uniknąć teatru, który polegał na powoływaniu piłkarza za piłkarzem, z których znaczna część lądowała na trybunach. Przemiał debiutantów może być mniejszy, lecz konkretniejszy — ci, którzy faktycznie będą prezentowali reprezentacyjny poziom, po prostu będą w reprezentacji grać. Są to już dwie rzeczy, które wskazują, że nadchodząca kadencja będzie lepsza niż poprzednia. Za trzecią możemy uznać sztab szkoleniowy drużyny narodowej, choć w tym przypadku różnica wynika głównie z faktu, jak słaba była ekipa wspierająca Michała Probierza.

Czy to wystarczy, żeby uznać, że z reprezentacją Polski będzie już wszystko dobrze? Albo przynajmniej, że będzie z nią lepiej? Obawy, że niekoniecznie, są uzasadnione i nie dajmy sobie wmówić, że nie, tylko dlatego, że Jan Urban jest kochanym gościem, któremu każdy życzy dobrze. Tak, to najlepsza kandydatura na rynku, lecz tylko wtedy, gdy przyjmiemy standardy Polskiego Związku Piłki Nożnej sterowanego przez Cezarego Kuleszę, które oznaczają, że wybór ogranicza się do mówiących po polsku Polaków, którzy aktualnie nie mają pracy lub są gotowi swoją aktualną pracę porzucić.

Komedia czy dramat? Cezary Kulesza z wyboru selekcjonera znów zrobił cyrk

Wszyscy jednak zdajemy sobie sprawę, że w profesjonalnej organizacji powinno to wyglądać w zgoła odmienny sposób, że stać nas na lepsze standardy niż to. Dlatego też ciężko uznawać, że skoro znaleźliśmy kogoś, mimo że nie wiedzieliśmy nawet, kogo tak naprawdę szukamy, sprawa została rozwiązana jak należy.

WIĘCEJ O JANIE URBANIE W REPREZENTACJI POLSKI NA WESZŁO:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

37 komentarzy

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Piłka nożna

Reklama
Reklama