Nie możemy odmówić Cezaremu Kuleszy zachowania logiki, skoro wybrał Jana Urbana, człowieka już u podstaw budzącego pozytywne skojarzenia. To ważne szczególnie teraz, kiedy szatnia potrzebuje uzdrowiciela dla relacji międzyludzkich i przeciwieństwa Michała Probierza, który miał zapędy autodestrukcyjne. W tym kontekście wszystko się zgadza, ale… czy Urban to faktycznie tak fajny, super-hiper fachowiec, który odmieni reprezentację?
![Nie róbmy z Urbana cudotwórcy [KOMENTARZ]](https://static.weszlo.com/cdn-cgi/image/width=1920,quality=85,format=avif/2024/04/gornik-lks-typy-scaled.jpg)
Tutaj w argumentacji zaczęłyby się schody. Bo o ile naprawdę kluczowe mogą okazać się jego umiejętności w budowaniu relacji, o których słyszy się z każdego miejsca, o tyle co za dużo optymizmu, to niezdrowo.
Fajnie czyta się i słucha o Urbanie, którego ktoś porównuje do Rafy Beniteza. Miło, gdy piłkarz, który dziś gra w Arsenalu, a kiedyś przeciął się z Urbanem w Osasunie, też dokłada pozytywną cegiełkę. Ale nie możemy się w tym zatracić i zapomnieć, że tak na chłodno, kompletnie odkładając sympatie czy antypatie, Urban jest w swojej karierze trenerskiej na równi pochyłej.
Zawsze powtarzamy, że dobrze by było, gdyby selekcjonerem zostawał topowy polski trener, który wiele w realiach klubowych zdążył udowodnić. Ktoś pomiędzy staruszkiem a młokosem, w sam raz, żeby z wyrobioną renomą podjąć się wyzwania i po ewentualnej wpadce szybko znaleźć pracę w dobrym klubie. Sugerując się mniej więcej takim schematem, doszlibyśmy do wniosku, że za całokształt z ostatnich pięciu lat najbardziej na rolę selekcjonerów zasłużyli Maciej Skorża lub Marek Papszun. Nie Jan Urban, który:
- trofea z Legią zdobywał w 2013 roku, co brzmi jak prehistoria
- później pracował w Osasunie, ale nie poszło mu za dobrze
- miał krótki epizod w Lechu, gdzie też nie skończyło się na zachwytach
- zrobił ponad trzyletnią przerwę (2018-2021) po nieudanym epizodzie w Śląsku Wrocław
- po roku pracy w Górniku Zabrze znowu przesiadywał na prawie rocznym „urlopie”
- I wreszcie po dwóch kolejnych latach w Zabrzu stracił pracę
Oczywiście drogą eliminacji doszlibyśmy zaraz do wniosku, że nie nadaje się nikt. A że nie powinniśmy wybrzydzać, bo rynek uznanych polskich trenerów nie tylko w skali Europy jest dość kulawy i bardzo wąski, tym bardziej nie warto obrażać się na takie kandydatury jak Urban. Ale tu nie chodzi o to, żeby go całkowicie deprecjonować, tylko żeby nie przeszarżować z oceną jego osiągnięć i „mocy cudotwórczych”.
Zwyczajnie nie idźmy w narrację, że to drugi Nawałka, że dzięki poprawie atmosfery wyjdziemy zupełnie inni na Holandię i Finlandię, albo że jeszcze w tym roku odetniemy się grubą kreską od przeciętności z ostatnich lat. Niestety, skoro drużynę przejmuje trener raczej ze średniej ligowej, który obiektywnie najlepsze lata w tej pracy ma za sobą, brakuje podstaw, żeby szerzyć dobrą nowinę. Owszem, są przesłanki, że może być lepiej, ale bazujące bardziej na charakterze trenera. Gorzej z gwarancjami opierającymi się na wynikach, które od dawna nie są mocną kartą Urbana.
Dlatego powołanie go do pracy selekcjonera trudno mi określić inaczej niż słowem OK. Po prostu. Ni mniej, ni więcej. Bo przecież to nie było tak, że po kwietniowym zwolnieniu z Górnika inne kluby waliły drzwiami i oknami, żeby tylko zdobyć podpis Urbana na kontrakcie. To bardziej wyglądało na drogę z dwiema możliwościami: albo praca w odrobinę niżej notowanym klubie w Ekstraklasie z ciekawym projektem, albo znowu kolejny rok, może dwa lata przerwy na hiszpańskiej plaży w oczekiwaniu na ostatnią próbę.
Patrząc pod tym kątem, obraz nowego selekcjonera staje się bardziej spójny. Mniej cukierkowy. Rzeczywisty. Pomimo atutów, jakie powinny pomóc w rozwiązaniu kilku konfliktów i rozwinięciu poszczególnych piłkarzy, co widzieliśmy choćby w Górniku, wadą wiodącą Urbana jest deficyt w miarę świeżych, namacalnych sukcesów. O ile w ligowym średniaku z ambicjami da się podpiąć do tej grupy wypromowanych i sprzedanych za dobre pieniądze zawodników, o tyle w reprezentacji będziemy rozliczać trenera głównie za styl gry, po części jednak atmosferę wokół kadry oraz wynik. I mimo powszechnej sympatii, jaką budzi Urban, może się okazać, że z tych trzech elementów uda mu się dowieźć tylko dwa. Nie dlatego, że ktoś szuka dziury w całym, tylko ze względu na luki w osiągnięciach, które naturalnie budzą wątpliwości.
WIĘCEJ O URBANIE-SELEKCJONERZE NA WESZŁO:
- Jak Urban (nie) dogadywał się z Podolskim
- Pacheco: Urban ma wiele z Rafy Beniteza
- Urban w Osasunie, czyli coś więcej niż hat-trick z Realem
Fot. Newspix