Reklama

Legia i sztuka pudrowania trupa. Jak przetrwać kolejny sezon bez planu?

Szymon Janczyk

10 lipca 2025, 14:27 • 9 min czytania 55 komentarzy

Uwaga! Budynek grozi zawaleniem. Tabliczkę z takim napisem widujemy, przechodząc obok sypiących się obiektów, które nadają się co w najlepszym przypadku do generalnego remontu. Gdyby tylko dało się przypiąć taką plakietę klubowi piłkarskiemu, ze znakiem ostrzegawczym rozpoczynałaby swoje spotkania Legia Warszawa. Sezon pucharowy w stolicy Polski rozpoczyna się w gorszych niż zwykle nastrojach.

Legia i sztuka pudrowania trupa. Jak przetrwać kolejny sezon bez planu?

Z transferami Legii Warszawa jest jak z kibicami na trybunach przy Łazienkowskiej 3. Trochę są, trochę ich nie ma. Są, bo Petar Stojanović fizycznie istnieje, znajdziemy takiego człowieka we wszelkich rejestrach, poza jednym — kadrą drużyny zgłoszoną do rozgrywek Ligi Europy. Dlatego transfery są, lecz trochę jednak ich nie ma. Fani też są, bo pół Warszawy żyje klubem, ale tym razem nie będzie nim żył stadion, bo sprzedano ledwie połowę dostępnych wejściówek.

Reklama

Ostatni raz tak pusto na pucharowym meczu — nie licząc sytuacji przymusowych, czyli zakazów od UEFA i pandemii — było tam sześć lat temu, gdy Legia grała z Europa FC z Gibraltaru czy fińskim KuPS.

Zwiedzania budynków oznaczonych wspomnianym na wstępie ostrzeżeniem o zawaleniu nie polecamy, ale fani nie rezygnują z oglądania w akcji Legii ze względu na własne bezpieczeństwo. To wyraz frustracji wobec tego, że ów „budynek” do takiego stanu w ogóle doprowadzono. Ostateczny upadek takiego klubu jest mało prawdopodobny, bo nawet pogrążona w kryzysie Legia wciąż będzie Legią, najbardziej medialną marką na rynku, generującą ogromne przychody.

Trzeba jednak pamiętać, że dla takich klubów upadkiem nie jest bankructwo, lecz stoczenie się w przeciętność, czyli to, czego od dawna jesteśmy świadkami.

Legia bez wzmocnień przed pucharami. Historia pokazuje – to grozi kompromitacją

Legia Warszawa i planowanie przyszłości – coś, czego nie ma

Rumuńskie media zauważyły niedawno, że Edward Iordanescu trafił do miejsca, które luksusowe i ekscytujące jest tylko, gdy podziwia się z odpowiedniego dystansu. Szkoleniowiec ma być zawiedziony tym, jak Legia Warszawa wygląda naprawdę, rozczarowany niespełnionymi obietnicami. Błąd nowicjusza, którego nie popełnił przykładowy Jiri Bilek. Czech był przecież zafascynowany tym, jakie możliwości wiążą się z pracą dla klubu o takim statusie, w takim mieście, na takim rynku. Był też jednak na tyle dobrze zorientowany w temacie, że wiedział, że ten wabik prowadzi wprost w sidła niemożności odmienianej przez wszelkie okoliczności, więc dyrektorem sportowym klubu nie został.

Nie został nim także żaden inny z kandydatów marzeń warszawskiego klubu. Sprawę udało się domknąć po wielu tygodniach skomplikowanego procesu, sięgając po awaryjne, wymyślone naprędce rozwiązanie. Bardzo podobnie wyglądała rekrutacja trenera. W porządku, wystarczyło związać się z Goncalo Feio na dłużej, co oszczędziłoby kłopotu prowadzenia poszukiwań w sytuacji, w której większość ligowych rywali (ale też po prostu: większość rozsądnie prowadzonych klubów w Europie) dawno była już na bardziej zaawansowanym etapie przygotowań do następnych rozgrywek. Niemniej nawet w przypadku realizowania scenariusza A, dobrze jest mieć plan B.

Wędrowiec nad morzem chmur, wersja warszawska

Kto jednak śledzi Legię Warszawa od dłuższego czasu, ten wie, że tak prozaiczna i podstawowa dla strategii klubu piłkarskiego czynność jak planowanie przyszłości, przygotowywanie scenariuszy na różne mniej lub bardziej spodziewane sytuacje, to wyjątkowo skomplikowana robota. Może biznesowy segment działalności radzi sobie z tym nieźle, lecz ten sportowy miota się od dawna, sprawiając wrażenie, jakby każda jednostka patrzyła tylko i wyłącznie na własne potrzeby. Żeby nie być gołosłownym:

  • akademia niespecjalnie troszczy się o wychowanie piłkarzy dla pierwszego zespołu, niejednokrotnie słyszeliśmy o wychowankach, którzy odchodzili do innych klubów — po czym robili w nich karierę — przez „brak konkretnego planu rozwoju”; młodzież w Legii zwykle zależy od aktualnego statusu wojenek między frakcjami w klubie;
  • młodzieżowe zespoły oraz drugi zespół nastawiają się na sukces sportowy — ich celem jest wręcz sięganie po mistrzostwa Polski w juniorskich kategoriach czy awans na zaplecze Ekstraklasy (ale najpierw trzeba awansować na zaplecze zaplecza), przez co budżety płacowe w tych drużynach są rozdmuchane i odbiegają od warunków w innych klubach;
  • już dwóch trenerów w ostatnim czasie zignorowało zapisy kontraktowe młodych zawodników, które zabezpieczały interes klubu;
  • już dwóch trenerów w ostatnim czasie wpadło w konflikt z ludźmi odpowiedzialnymi za transfery – raz dlatego, że po osłabieniu zespołu nie pojawiły się wzmocnienia, innym razem dlatego, że owi ludzie zatrudnili na stanowisku człowieka z opinią strażaka-piromana, który rozsadził od środka konfliktami i manipulacjami każde środowisko, w którym pracował.

Feio, Zieliński i Mozyrko – od współpracy do wojny. Kulisy konfliktu w Legii!

Jestem tak stary, że pamiętam jak Łukasz Olkowicz w cyklu „Legia w czyśćcu”, który odsłaniał kulisy wygrzebania się ze sportowego dołka, cytował najważniejsze osoby w klubie, które rozpływały się nad jednością i zgodą, jakie zapanowały na górze, sprawiając, że teraz już na pewno się uda. Tylko kiedy, na dobrą sprawę, w Legii panowały zgoda, szacunek i jedność w faktycznym znaczeniu tych słów, czyli na etapie dłuższym niż kilka miesięcy?

Kolejni trenerzy odchodzą z klubu skonfliktowani, w atmosferze aferek i nieporozumień. Podobnie bywa zresztą z piłkarzami. Między działaczami co chwilę dochodzi do próby sił, zwarć interesów. O jedności w „Przeglądzie Sportowym” opowiadali przecież Marcin Herra i Jacek Zieliński — wystarczyło mrugnąć okiem i już ten pierwszy został oddelegowany do doglądania działań drugiego w tematach sportowych, o których nie miał przecież zielonego pojęcia. Po prostu aktualnie wiatr sprzyjał jemu, więc nagle zyskał na znaczeniu w całym klubie.

Nieprzygotowani jak uczeń do odpowiedzi. Jak Legia Warszawa szuka dyrektora, trenera i piłkarzy

Legia Warszawa podeszła nieprzygotowana do tematu szukania dyrektora sportowego, potem tak samo podeszła do tematu szukania trenera, teraz tak samo podchodzi do tematu szukania piłkarzy. Sporo dobrego słyszałem o Piotrze Zasadzie, nowym szefie skautingu klubu, natomiast kompletna rewolta w dziale skautingu musiała wpłynąć na komfort pracy oraz przygotowań do okienka. Skoro na chwilę przed startem przygotowań nie było nawet wiadomo, kto będzie trenerem, co zawsze wpływa na proces rekrutacji zawodników i profile, których szuka klub (zwłaszcza jeśli, tak jak jest w Legii, nie ma żadnych sztywnych wymagań, które sprawiają, że od lat zatrudniasz trenerów pod ten sam model gry), to wiadomo było, że planowanie transferów nie będzie sprawą łatwą.

Co prawda Mateusz Borek twierdził, że agenci będą przysyłać Legii Warszawa zawodników za darmo, z szacunku oraz uznania dla niej oraz Michała Żewłakowa, którego lubią i cenią, ale… Cóż, jak się okazało — jednak nie przysłali.

Mateusz Borek już wie – agenci będą działać dla Żewłakowa!

Tak samo, jak i znajomości Frediego Bobicia nie okazały się zbawienne. Można twierdzić, że head of football operations faktycznie ma piłkarzy i pewne rozwiązania, jednak nie mieszczą się one w ramach budżetowych klubu. Wtedy jednak wracamy do problemów z planowaniem: może jednak lepiej byłoby zatrudnić człowieka, który przyniesie ci realne opcje, zamiast obdzwonić pół Bundesligi i usłyszeć, że nie da rady, bo za drogo?

Można narzekać na jakość okienek transferowych w poprzednich latach, ale przynajmniej pod względem terminu były one realizowane zgodnie z zasadami, nowi piłkarze przepracowali z drużyną okres przygotowawczy. Teraz Edward Iordanescu takiego komfortu nie ma, tymczasem puchary znów mają być kluczowe dla przyszłości klubowych finansów. W dodatku nagle, w połowie lipca, okazuje się, że sytuacja wygląda inaczej niż przed tygodniem i pieniądze na transfery będą. Marcin Szymczyk z Legia.net poinformował, że klub zatwierdził nowy budżet transferowy, angielskie oraz duńskie media zapowiadają rekord transferowy Ekstraklasy — trzy miliony euro za Miletę Rajovicia.

Ponownie ciężko tu o sensowne planowanie przyszłości. Ponownie, bo półtora miliona euro za Ilję Szkuryna, którego nie można było już nawet zgłosić do gry w Europie, to było typowe działanie na emocjach. Miał być napastnik, ludzie panikują, weźmy kogokolwiek. Nie było warto, ani trochę. Nie dlatego, że Szkuryn nic Legii nie da, lecz dlatego, że jeśli da, to teraz. Czyli można było z tym transferem poczekać do lata.

Jeśli na przestrzeni miesiąca przechodzisz od biedowania do bicia rekordów, to zapala się lampka ostrzegawcza — oho, ktoś tu znowu patrzy na nastroje, zaczynają się nerwowe ruchy, żeby na siłę pokazać, że nic złego się nie dzieje i odzyskać zaufanie kibiców. Bo między bajki można włożyć teorie spiskowe o tym, jak to Legia wysyłała sprzeczne sygnały, żeby uśpić czujność czy drzeć łacha z mediów, środowiska. W taki zabieg musiałaby wtajemniczyć sporą grupę osób, która wiosną nie dostawała wynagrodzeń na czas. Jeszcze niedawno słychać było zresztą, że niektórzy wciąż na nie czekają.

Przepłacony, źle zbudowany, ale jednak niezły zespół

Nic zresztą dziwnego, że czekają, skoro Legia Warszawa dysponuje budżetem płacowym zbliżonym do Slavii Praga. Jedni zbudowali za to drużynę, która robi transfery wychodzące na poziomie dwudziestu milionów euro. Drudzy mają dwóch sprzedażowych piłkarzy — takiego, który jako dwudziestolatek ma >1500 minut ligowych w karierze, i takiego, za którego prawie połowę będzie trzeba oddać Manchesterowi United. Gdy kiedyś pytałem, skąd w Legii pomysł na płacenie horrendalnych pensji, usłyszałem, że, chcąc grać w Europie, musisz płacić na europejskim poziomie. Jasne, z tym się zgadzam, tylko trzeba jeszcze zerknąć na to, komu te pieniądze są płacone.

Wtedy dystans dzielący Legię od Europy będzie — mimo ostatniego pucharowego sukcesu — jednak dość spory.

Budżet płacowy jak Legia i gra w Lidze Mistrzów. Tak działa Slavia Praga

Wszystko wskazuje więc na to, że po okresie, w którym słyszeliśmy, że Legia Warszawa nie dokona transferów, bo jej na to nie stać, będziemy oglądać, jak Legia Warszawa jednak transfery robi, mimo że jej na to nie stać. Tu się coś przesunie, tam pożyczy, problem odłożony w czasie to przecież nie problem — to jedyny stały element strategii klubu rządzonego przez Dariusza Mioduskiego. Przynajmniej trener będzie miał coś więcej niż przyzwoitą, konkurencyjną wyjściową jedenastkę, przynajmniej rumuńskie media na chwilę przestaną trąbić o tym, że Iordanescu trafił do miejsca będącego w totalnej rozsypce.

Może zresztą Legia przyjęła modus operandi znany z ojczyzny swojego trenera i działań przykładowego Gigiego Becaliego? Ważne, że się kręci, może i na kredyt, może i na ogromnym ryzyku, ale jednak się kręci.

Czy wystarczy to, żeby zrealizować podstawowe cele sportowe? Tak, jeśli są nimi walka o europejskie puchary oraz miejsce w czołowej piątce. Nie wróżę Legii Warszawa fazy ligowej, nie wróżę też mistrzostwa Polski. Uważam, że dobrnęliśmy do momentu, w którym brak szerszej wizji po prostu nie zostanie już przykryty bieżącymi działaniami, nutą szczęścia. W ostatnich latach Legia robiła w pucharach wyniki lepsze, niż można było zakładać. Pokonywała rywali, których wcale nie musiała pokonać. Niestety – widzę to tak, że zbliża się moment „powrotu do średniej”.

Tego nieuchronnego momentu, w którym natura upomina się o swoje i wszystko zaczyna wyglądać tak, jak logika nakazuje myśleć.

WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA NA WESZŁO:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix, FotoPyK

55 komentarzy

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Duży powrót do Ekstraklasy! Jacek Bednarz znów będzie dyrektorem

redakcja
9
Duży powrót do Ekstraklasy! Jacek Bednarz znów będzie dyrektorem
Ekstraklasa

Piłkarz Jagiellonii zaprezentował muzyczny talent [WIDEO]

redakcja
3
Piłkarz Jagiellonii zaprezentował muzyczny talent [WIDEO]
Reklama
Reklama