Reklama

Mamy wybitnej klasy trenerów! To tylko cały świat się myli

Wojciech Górski

09 lipca 2025, 18:22 • 7 min czytania 72 komentarzy

– Co do polskich trenerów, będę mocno stał na stanowisku, że należy ich szanować, bo w niczym nie odbiegają od zagranicznych szkoleniowców – mówi w Polsacie Sport nowy wiceprezes PZPN ds. szkolenia Sławomir Kopczewski. Z ciekawości sprawdziłem, jak te słowa weryfikuje europejski rynek trenerski. Okazuje się, że polskiego trenera nie ma w… ŻADNEJ lidze Europy, biorąc pod uwagę najwyższą klasę rozgrywkową w każdym kraju, rzecz jasna poza Ekstraklasą. Raz jeszcze: ANI JEDNEGO. Na zagranicznym rynku trenerskim wypadamy gorzej niż Wyspy Owcze (mają trenera w lidze szwedzkiej) i Liechtenstein (w szwajcarskiej), a poza Maciejem Skorżą w Japonii, najbardziej prestiżową zagraniczną posadę polski szkoleniowiec ma w… czwartej lidze niemieckiej.

Mamy wybitnej klasy trenerów! To tylko cały świat się myli

Wczoraj wieczorem w oko wpadł mi wywiad ze Sławomirem Kopczewskim, świeżo upieczonym wiceprezesem ds. szkolenia w PZPN.

Reklama

– Co do polskich trenerów, będę mocno stał na stanowisku, że należy ich szanować, bo w niczym nie odbiegają od zagranicznych szkoleniowców – przekonywał Przemysława Iwańczyka w Polsacie Sport. I okej, uśmiechnąłem się lekko, zwłaszcza, że ładnie korespondowało to z wyborami nowego selekcjonera. Wiadomo, polski trener najlepszy. Już mamy takie organizmy, że smakuje nam tylko to, co polskie. A zwłaszcza prezesowi Cezaremu Kuleszy.

Ale wypowiedź, że polscy szkoleniowcy w niczym nie odbiegają od zagranicznych jednak nie dawała mi spokoju. W głowie zaczynała kiełkować nieśmiała teza: kurczę, chyba jednak troszkę odbiegają. Zacząłem więc się zastanawiać: w jakiej innej lidze trenuje polski szkoleniowiec? Okej, Maciej Skorża w Japonii. A w Europie? Hm…

I zacząłem sprawdzać.

Polski trener zagranicą nie istnieje

Ligi TOP5 przetrzepałem jedynie dla pewności, że umysł nie płata mi figla. Ale oczywiście nie, wykryto spodziewany brak Polaków. W pięciu najsilniejszych europejskich ligach znalazłem przedstawicieli 19 nacji, w tym Szkota, Irlandczyka, Rumuna, Chilijczyka, Serba i Senegalczyka. Polaka, rzecz jasna, nie.

Patrzę więc dalej, na ligi z przedziału 5.-12. rankingu UEFA, a więc silniejsze od naszej Ekstraklasy. Tam nacji mamy jeszcze więcej, bowiem znalazłem przedstawicieli aż 23 państw, którzy – co ważne – pracują poza granicami swojego kraju. Aby było sprawiedliwie przyjąłem tutaj zasadę: jeśli Polaka szukam poza Polską, to analogicznie: jeśli szukam czeskiego szkoleniowca, patrzę na inne ligi poza czeską. I, pozostając przy przykładzie, czeskiego trenera w tych ligach znalazłem: w lidze tureckiej Karagumruk prowadzi Marcel Licka, syn znanego z Polski Vernera.

W silniejszych od naszej Ekstraklasy ligach pracuje także Albańczyk, dwóch Rumunów, Bułgar, Gruzin, Słowak, Fin i Islandczyk. Polaka wciąż brak.

Za Liechtensteinem i Wyspami Owczymi

Przechodzę więc do lig nieco słabszych od Ekstraklasy i szukam dalej: przecież gdzieś musi pracować jakiś nasz zapomniany rodak. Prawda?

Patrzę na wciąż niezłe rozgrywki, jak choćby liga szwajcarska, i widzę tam Mario Fricka z Liechtensteinu, który od ponad trzech lat prowadzi FC Luzern. W norweskiej Eliteserien SK Brann zatrudniło pół roku temu Freyra Alexanderssona z Islandii. W Szwecji Mikkjal Thomassen, przedstawiciel Wysp Owczych prowadzi AIK Solna, zajmując obecnie trzecie miejsce w lidze.

W całkiem przyzwoitych ligach zatrudniani jako trenerzy są Irlandczycy czy Finowie, choć ich ligowa piłka szoruje po dnie. Serbów za granicą pracuje aż 12, Bośniaków czterech, Czarnogórców dwóch, Słowaków też, jest nawet trzech Białorusinów.

Tylko tych Polaków – cały czas jakoś brak.

I zanim ktoś powie, że przecież Skandynawowie mogą zatrudniać Farera, a Szwajcarzy mieszkańcy Liechtensteina, „bo blisko”, odpowiem tak: nikt nie broni zatrudniać polskiego trenera Czechom czy Słowakom. A jednak z jakiegoś powodu tego nie robią. Co gorsza…

…nie ma nas nawet na Łotwie i Litwie

Grzebię więc głębiej i widzę, że w rumuńskiej ekstraklasie pracuje Cypryjczyk, w Azerbejdżanie – Litwin, i o właśnie, dojeżdżam do litewskiej ekstraklasy. I myślę sobie: „No, jest nadzieja. Pewnie znajdę tam jakiegoś następcę Marka Zuba”.

Ale nie. Jest trener z Łotwy, jest trener z Kazachstanu, jest nawet trener z Turkmenistanu (37-letni Mergen Orazov). Lecz Polaka ciągle nie ma.

To może na Łotwie znajdę naszego rodaka? Niestety, znajome nazwisko co prawda widzę, ale jest nim Adrian Gula. To Słowak, a poza nim – sami Łotysze. Nawet tam nie nauczamy już futbolu.

Dojeżdżam do końca listy, ranking UEFA powoli mi się kończy, przeglądam coraz bardziej egzotyczne ligi – czarnogórską, kosowską, andorską, gibraltarską… W końcu zamykam przeglądanie ligą z San Marino.

Polaków na liście brak. Żadna z 55 lig europejskich nie zatrudnia w swojej najwyższej klasie polskiego szkoleniowca. Rzecz jasna, poza Ekstraklasą.

Nie chcą nas nigdzie

Oczywiście, nie jest to dowód rozstrzygający, że polscy trenerzy mają słabszą renomę od zagranicznych – bo i obecność polskiego szkoleniowca w San Marino czy Andorze w żaden sposób nie polepszałaby naszej sytuacji. A i większą rangę ma z pewnością prowadzenie klubu w Ekstraklasie, niż w lidze z końcówki rankingu UEFA.

I nie jest też tak, że Adrian Siemieniec czy Marek Papszun to nagle słabi trenerzy, bo pracują w Jagiellonii i Rakowie, a nie Slovanie Bratysława lub FC Basel. Ale problem w tym, że porządnych polskich szkoleniowców jest na tyle mało, że ledwie można obsadzić nimi kluby Ekstraklasy. A co dopiero myśleć o wyjeździe do przyzwoitego zagranicznego klubu. Tam, po prostu, nas nie chcą.

Skoro więc nie chcą nas w ŻADNEJ, absolutnie ŻADNEJ europejskiej lidze, to odbierany sygnał jednak bardzo niepokojący.

Jakiś powód, dla którego polskiego szkoleniowca nie ma w żadnej europejskiej lidze – czy lepszej czy gorszej od Ekstraklasy – musi jednak być.

Zwłaszcza, że w całkiem niezłych ligach pracują przecież Rumuni, Serbowie, Albańczycy, Bułgarzy, Gruzini, Słowacy, Czesi, Finowie, Islandczycy, a nawet wspomniani trenerzy z Liechtensteinu i Wysp Owczych. My poza Polskę nie wyściubiamy nosa.

Polscy trenerzy zagranicą nie są bowiem w żaden sposób cenieni. Brakuje przykładu, który mógłby pokazać, że polski rynek pod tym względem też może być ciekawy. Adam Nawałka, mimo że pokazał się na międzynarodowej arenie z reprezentacją Polski, ostatecznie nie znalazł zatrudnienia w obcej lidze. Czesław Michniewicz bujał się (krótko) po Arabii Saudyjskiej i Maroku. Brakuje też byłych piłkarzy, którzy mieliby ułatwiony wstęp do silniejszych lig – jak Ole Gunnar Solskjaer z Norwegii czy Robbie Keane z Irlandii. Może nadzieją będzie Łukasz Piszczek, który planuje karierę trenerską, ale to wciąż melodia przyszłości.

Na razie polscy szkoleniowcy renomę w Europie mają tak fatalną, że poza Polską nie chcą zatrudniać ich nigdzie. Na liście wstydu, a więc krajów, które nie mają swojego przedstawiciela w ekstraklasie żadnej zagranicznej europejskiej ligi, Polska jest obok: Izraela, Węgier, Ukrainy, Azerbejdżanu, Mołdawii, Armenii, Kosowa, Malty, Estonii, Luksemburga, Walii, Andory, Gibraltaru i San Marino.

To realna ocena renomy naszych trenerów zagranicą?

Japonia i… czwarta liga niemiecka

W zakamarkach portalu Transfermarkt odnalazłem też funkcję filtrowania trenerów danej narodowości, by znaleźć tych pracujących poza granicami kraju. Oto, jak przedstawia się polska lista chwały:

Poza Maciejem Skorżą najbardziej atrakcyjną posadę ma Eugen Polanski, trener rezerw Borussii Moenchengladbach w… czwartej lidze niemieckiej. Na tym samym poziomie pracuje Sebastian Tyrała, Michał Wałęsiak jest trenerem w Nowej Zelandii, Piotr Kapusta w drugiej lidze słowackiej, Sławomir Cisakowski w drugiej lidze estońskiej. Dalej już tylko Gwinea i amatorskie kluby z Niemiec.

O rany, gdzie my jesteśmy jeśli chodzi o trenerów? Naprawdę, siadając do researchu, nie sądziłem, że na zagranicznym rynku wypadamy tak tragicznie.

Na trenera w lidze TOP5 czekamy od 1998 roku

Na sam koniec – poprosiłem wczoraj jeszcze redakcyjnego kolegę publikującego pod pseudonimem AbsurDB, o sprawdzenie, kiedy ostatnio polski trener pracował w zagranicznej lidze, znajdującej się wyżej od Ekstraklasy w rankingu UEFA.

Okazało się, że trzeba cofnąć się do momentu, gdy wyżej od Polski ceniono ligę białoruską, a Marek Zub prowadził Szachciora Soligorsk. Wcześniej – w 2013 roku Ryszard Komornicki pracował w Lucernie, a w 2011 roku mieliśmy dwóch trenerów w Grecji – Michał Probierz prowadził Aris Saloniki, a Henryk Kasperczak Kavalę.

Na polskiego trenera w ligach TOP5 czekamy od 1998 roku i Henryka Kasperczaka, prowadzącego wówczas francuską Bastię. I chyba jeszcze poczekamy.

Więc wracając do początku – po przejrzeniu, kto pracuje we wszystkich europejskich ligach i sprawdzeniu, gdzie pracują najlepsi polscy trenerzy zagranicą, faktycznie trudno nie przyznać Sławomirowi Kopczewskiemu racji. Polscy szkoleniowcy – jako ogół – w niczym nie odbiegają od zagranicznych. Absolutnie. Wszystko jest w porządku.

To tylko cały świat się myli.

CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE NA WESZŁO:

WOJCIECH GÓRSKI

Fot. Newspix

72 komentarzy

Uwielbia futbol. Pod każdą postacią. Lekkość George'a Besta, cytaty Billa Shankly'ego, modele expected Goals. Emocje z Champions League, pasja "Z Podwórka na Stadion". I rzuty karne - być może w szczególności. Statystyki, cyferki, analizy, zwroty akcji, ciekawostki, ludzkie historie. Z wielką frajdą komentuje mecze Bundesligi. Za polską kadrą zjeździł kawał świata - od gorącej Dohy, przez dzikie Naddniestrze, aż po ulewne Torshavn. Korespondent na MŚ 2022 i Euro 2024. Głodny piłki. Zawsze i wszędzie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Piłka nożna

Reklama
Reklama