Reklama

Bombardowanie Iranu z mundialami w tle. Trudny mariaż FIFA z Donaldem Trumpem

Michał Kołkowski

27 czerwca 2025, 08:01 • 15 min czytania 36 komentarzy

W Stanach Zjednoczonych trwa właśnie w najlepsze klubowy mundial, a już za rok kraj ten będzie współgospodarzem najważniejszej imprezy w futbolowym kalendarzu, czyli 23. mistrzostw świata FIFA. Gianni Infantino robi wszystko, by twarzą obu tych imprez uczynić Donalda Trumpa. Problem polega na tym, że równolegle prezydent USA przyłączył amerykańskie siły zbrojne do izraelskiego ataku na Iran. Mamy więc do czynienia z niedorzeczną sytuacją, gdy Trump jednego dnia pozuje do zdjęć z zawodnikami i futbolowymi oficjelami, by nazajutrz dać zielone światło do zbombardowania innego państwa. Na dodatek Iran wywalczył już sobie prawo do występu na przyszłorocznym mundialu. 

Bombardowanie Iranu z mundialami w tle. Trudny mariaż FIFA z Donaldem Trumpem

Oczywiście prezes światowej federacji piłkarskiej przyzwyczaił nas już do tego – podobnie jak jego poprzednicy – że świetnie się dogaduje nawet z najbardziej kontrowersyjnymi politykami. Ostatecznie swego czasu jego ulubionym partnerem do wspólnych fotek był Władimir Putin.

Reklama

W tej chwili wszystko wskazuje na to, że wizerunkowy mariaż z Trumpem także nie wyjdzie FIFA na dobre.

Amerykanie zbombardowali Iran. Donald Trump twarzą wojny i… dwóch mundiali

Zarysujmy najpierw krótko geopolityczny kontekst całej sytuacji.

Donald Trump powrócił do gabinetu prezydenta Stanów Zjednoczonych z prostym przekazem: „dość wojen”. Nieustannie przypominał w tym kontekście, że za swojej pierwszej kadencji nie zaangażował amerykańskiej armii w żaden nowy konflikt. Jeśli zaś chodzi o inwazję Rosji na Ukrainę, to przekonywał, że jest w stanie zakończyć tę wojnę w ciągu… jednego dnia. Z dzisiejszej perspektywy brzmi to oczywiście kuriozalnie. Ukraińcy nadal odpierają bowiem rosyjskie ataki, a wspomniany już Władimir Putin zwyczajnie zignorował ugodowe, wręcz przyjacielskie gesty wykonywane przez Trumpa i jego administrację. – Byłem bardzo zły, byłem wkurzony, kiedy Putin zaczął podważać wiarygodność Zełenskiego. To nie jest właściwy kierunek, rozumiesz? Nowe przywództwo na Ukrainie oznacza, że nie będziecie mieli porozumienia przez długi czas, prawda? Byłem z tego powodu bardzo wkurzony. Jeśli porozumienie nie zostanie zawarte, uznam, że to wina Rosji i że na Rosję należy nałożyć kolejne sankcje – wypalił Trump pod koniec marca na antenie NBC. – Jeśli Rosja i ja nie zawrzemy umowy zatrzymującej rozlew krwi na Ukrainie i będę myślał, że jest to wina Rosji, ale nie musi tak być, ale jeśli będę tak myślał, nałożę na Rosję dodatkowe cła na ropę. Na całą rosyjską ropę.

W tym samym wystąpieniu prezydent Stanów Zjednoczonych pogroził też palcem Iranowi. – Jeśli nie zawrą umowy [o programie jądrowym], będą bombardowania. To będą bombardowania takie, jakich jeszcze nie widziano. Jest też możliwość, że nałożę na nich wtórne cła.

Widać zatem wyraźnie, że wizerunek Trumpa jako prezydenta pryncypialnie antywojennego, a jednocześnie wybitnego dealmakera, posypał się w nadzwyczaj szybkim tempie. A trzeba pamiętać, że niechęć do angażowania amerykańskich wojsk i funduszy w odległe konflikty zbrojne ma fundamentalne znacznie dla ludzi utożsamiających się z szyldem „Make America Great Again” oraz hasłem „America First”. Na dodatek Trump nie powstrzymał również Izraela i jego skrajnie brutalnych działań w Strefie Gazy, mimo że rozmaite organizacje międzynarodowe całkiem wprost zarzucają już Izraelczykom ludobójstwo.

– W Strefie Gazy Izrael systematycznie niszczył placówki zajmujące się zdrowiem reprodukcyjnym i seksualnym, jednocześnie blokując pomoc humanitarną, w tym dostawy leków i sprzętu, które pozwoliłyby na bezpieczne prowadzenie ciąż, opiekę poporodową i neonatologiczną – stwierdziła Międzynarodowa Niezależna Komisja Śledcza ds. Okupowanych Terytoriów Palestyńskich, działająca z ramienia ONZ. Z jej raportu wynika, że Izrael niszczy w ten sposób – rzecz jasna systemowo, z pełną premedytacją – reprodukcyjne zdolności Palestyńczyków, co z kolei ma wypełniać definicję zbrodni ludobójstwa.

Czas napisać to wprost: Izrael musi zostać wykluczony ze świata sportu [OPINIA]

Dopóki jednak zarzuty wobec Trumpa dotyczyły tego, że nie udało mu się zatrzymać lub zapobiec tej czy innej jatce, prezydent USA mógł dalej pozować na gołąbka pokoju. On bowiem proponuje wszystkim wokół „piękne, wspaniałe deale”, a że krwiożerczy liderzy innych państw nie chcą korzystać z jego korzystnych ofert, to już przecież ich wina, prawda? Sytuacja zmieniła się wraz z atakiem Izraela na Iran, do którego lotnictwo Stanów Zjednoczonych po prostu się przyłączyło.

– Gdyby Trump był prezydentem, do tej wojny by nie doszło. A nie, czekaj… – kpią dziś Demokraci.

Chwiejne zawieszenie broni. Trump triumfuje

Wokół izraelsko-amerykańskiej operacji w Iranie trwają obecnie spory ekspertów, których nie odważymy się tu oczywiście rozstrzygać. Część specjalistów w dziedzinie polityki międzynarodowej przekonuje, że cała ta akcja była w pełni uzasadniona jako atak prewencyjny, ponieważ reżim ajatollahów po wejściu w posiadanie broni jądrowej stanowiłby jeszcze większe zagrożenie dla Izraela niż teraz, gdy Irańczycy kąsają swoich największych wrogów w regionie głównie przy wykorzystaniu organizacji terrorystycznych (ostatnio skutecznie zneutralizowanych przez Izrael). Armia izraelska jest też doceniana przez fachowców w zakresie wojskowości za chirurgiczną precyzję swojego ataku, zwłaszcza jeśli mowa o eliminowaniu irańskich dowódców, naukowców czy urzędników.

Z kolei Trump głosi, że amerykańskie naloty przekreśliły marzenia Irańczyków o pozyskaniu broni atomowej. – Strzał w dziesiątkę! – ucieszył się prezydent USA. – Iran nie będzie miał broni jądrowej. Wysadziliśmy to w powietrze. Jestem o tym przekonany. Ktoś powiedział, że to było tak miażdżące, że jeśli popatrzymy na Hiroszimę czy Nagasaki, to również były tego rodzaju uderzenia, które zakończyły pewną inną wojnę. I tutaj mamy podobną sytuację.

Jednak nie brakuje także ekspertów nieprzychylnych tej narracji.

Ich zdaniem atak na irańskie instalacje był nieuzasadniony i z pewnością nie aż tak skuteczny jak próbują to przedstawiać Donald Trump czy Binjamin Netanjahu. Premier Izraela od dawna mierzy się zresztą z zarzutami o to, że rozniecił wojenną pożogę w regionie, by nie dobrano mu się do skóry w kraju.

– Byłem zszokowany, gdy usłyszałem, że państwo Izrael, które właśnie przeżyło jeden ze swoich najwspanialszych momentów w historii i któremu zdecydowanie przewodzi Bibi Netanjahu, kontynuuje swoje śmieszne polowanie na czarownice przeciwko swojemu premierowi z czasów wielkiej wojny – napisał Trump na platformie Truth Social. Nazwał izraelskiego premiera wojownikiem, docenił jego umiłowanie do Ziemi Świętej i zapewnił, że… będzie go dalej chronił. – Przeszliśmy razem przez piekło. […] Nikt w historii Izraela nie walczył skuteczniej o dosłowne przetrwanie tego państwa. […] Jego proces powinien być natychmiast anulowany albo zakończony ułaskawieniem dla Wielkiego Bohatera. Być może nikt inny ze znanych mi ludzi nie byłby w stanie działać w większej harmonii z prezydentem Stanów Zjednoczonych, ze mną, niż Bibi Netanjahu. Stany Zjednoczone, które uratowały Izrael, teraz uratują Bibiego Netanjahu.

Kwestią sporną pozostaje też realny wymiar irańskiej riposty na atak Izraela. Tak czy owak, na razie (mimo początkowych zawirowań, które skrajnie rozjuszyły prezydenta USA) utrzymuje się zawieszenie broni. Trump uznał je za swój kolosalny sukces, zgrabnie powracając w ten sposób do pro-pokojowej narracji.

Izrael nie osiągnął swoich celów, ponieważ jego działania nie doprowadziły do zniszczenia irańskiego programu nuklearnego. Można co najwyżej mówić o czasowym wstrzymaniu jego rozwoju. […] Operacja mogła wręcz utwierdzić Teheran w przekonaniu, że broń nuklearna jest najskuteczniejszym narzędziem odstraszania. Nie sposób mówić o sukcesie żadnej ze stron. Iran również nie osiągnął swoich celów. Nie uzyskał porozumienia, które gwarantowałoby utrzymanie programu do celów cywilnych. Teraz przyszłość negocjacji pozostaje niepewna – ocenił w rozmowie z Polską Agencją Prasową analityk Mateusz Piotrowski z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. – Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej wskazuje, że ewakuowano wzbogacony uran z kluczowych ośrodków.

– Materiał ten osiągnął poziom wzbogacenia ponad 60 procent. Nie pozwala to na natychmiastowe stworzenie broni jądrowej, nadal jednak budzi obawy co do dalszego rozwoju programu. Izrael uzasadniał swoje działania tym zagrożeniem – dodaje Piotrowski. – Trump dąży do zmniejszenia obecności wojskowej na Bliskim Wschodzie. Chciał skupić się na relacjach gospodarczych z państwami arabskimi. Stabilizacja regionu była warunkiem realizacji tych planów. Operacja izraelska i reakcja Iranu groziły ich wykolejeniem. Trump musiał więc działać, by przywrócić równowagę. Atak na irańskie placówki nuklearne skrócił czas przeznaczony na dyplomację. Ryzyko dalszej eskalacji było realne, odpowiedź Iranu była jednak umiarkowana. Dzięki temu pojawiła się szansa na powrót do rozmów.

W tym aspekcie większość fachowców jest zgodna – wydarzenia z ostatnich dwóch tygodni nie rozwiązały zasadniczych problemów na Bliskim Wschodzie, które to popchnęły Izrael do ataku na Iran. Pytaniem jest więc nie „czy?” tylko „kiedy?” dojdzie tam do kolejnej eskalacji.

– Izrael nie odstąpi od zwalczania irańskiego programu atomowego – twierdzi Zbigniew Parafianowicz z „Dziennika Gazety Prawnej”.

Trump i Infantino grają do jednej bramki. UEFA zgłasza pretensje

Dwunastodniowa wojna (jak nazwał ją Trump) z udziałem Stanów Zjednoczonych wstrząsnęła opinią publiczną akurat w momencie, gdy Amerykanie goszczą u siebie najmocniejsze drużyny całego globu w ramach Klubowych Mistrzostw Świata. Gianni Infantino od wielu miesięcy dokładał wszelkich starań, by prezydent USA stał się centralną postacią całego widowiska, mającego wciąż wysoce niepewną pozycję w piłkarskim kalendarzu. W maju prezes FIFA wybrał się nawet z Trumpem do Kataru i Arabii Saudyjskiej, chcąc dodatkowo zacieśnić swoje prywatne relacje z amerykańskim przywódcą. Spóźnił się przez to na doroczny kongres FIFA, co wywołało oburzenie wśród pozostałych członków futbolowej wierchuszki. UEFA wystosowała oficjalny protest w tej sprawie, a przedstawiciele organizacji Human Rights Watch wystąpili do Infantino z formalnym zapytaniem, jakie to właściwie ważne dla światowego piłkarstwa sprawy załatwiał on podczas tej nietypowej wyprawy.

Prezes FIFA większość pretensji zignorował, a pozostałe zbył ogólnikowymi odpowiedziami. Podczas marcowej wizyty w Białym Domu nadskakiwał zaś Trumpowi w sposób wręcz obrzydliwy, jak zawsze korzystając z okazji, by ustawić się w roli największego światowego dyplomaty. Kiedy Trump zareagował zdumieniem na wiadomość, że Rosji zabraknie podczas mundialu w 2026 roku, Infantino natychmiast go uspokoił: – Wszyscy mamy nadzieję, że rozmowy pokojowe zakończą się sukcesem, ponieważ uważam, że ważne jest, abyśmy wspierali to dla świata, znacznie bardziej niż dla piłki nożnej, abyśmy mieli pokój. Jeśli piłka nożna może odegrać jakąś rolę w zaprowadzaniu pokoju, to oczywiście odegramy swoją rolę. Oczekujemy, że wszystkie kraje na świecie będą mogły ze sobą rywalizować.

Cały trójkąt FIFA – USA – Arabia Saudyjska stoi zresztą za organizacją KMŚ w tak rozdętej formule.

Nie byłoby bowiem najmniejszych szans na przeprowadzenie turnieju z takim rozmachem i takimi nagrodami, gdyby nie kontrakt światowej federacji z serwisem streamingowym DAZN, opiewający na około miliard dolarów. Miesiąc po zawarciu tej umowy, Saudowie przejęli 10% udziałów w DAZN, płacąc za ten pakiet – jak informował „The Guardian” – dokładnie tyle samo. W międzyczasie Arabia Saudyjska została zaś wybrana gospodarzem mundialu w 2026 roku. I wszyscy są zadowoleni – książę Muhammad ibn Salman otrzymał upragniony mundial, a Gianni Infantino turniej mający być formą odpowiedzi FIFA na sukces Ligi Mistrzów UEFA.

Problem w tym, że Stany Zjednoczone nie są obecnie – delikatnie rzecz ujmując – najbardziej gościnnym krajem na planecie. Administracja Trumpa prowadzi surową politykę antyimigracyjną, realizując w ten sposób jedną z kluczowych obietnic wyborczych prezydenta. – Trump brutalizuje podejście do Ameryki Łacińskiej, by kraje regionu aktywnie uczestniczyły w procesie deportacji z USA i powstrzymywały tendencje migracyjne. Wykorzystuje też cła na import z Kanady i Meksyku jako narzędzie presji w celu uszczelniania granic i walki z przemytem narkotyków – analizuje Państwowy Instytut Spraw Międzynarodowych.

Selekcjoner Kanady przejechał się po Trumpie. “Na jakim świecie my żyjemy?”

No a przecież Amerykanie właśnie z Kanadyjczykami i Meksykanami będą organizować przyszłoroczny mundial. Na tych pierwszych Trump uwziął się wyjątkowo mocno, sugerując nawet w swych chaotycznych przemówieniach, że Kanadę należałoby uczynić 51. stanem. – Jako Amerykanin, chciałbym odnieść się do tematu “51. stanu”, bo uważam ten temat za niepokojący i, prawdę powiedziawszy, obraźliwy – powiedział Jesse Marsch, cytowany w FourFourTwo. Amerykanin jest obecnie selekcjonerem kanadyjskiej drużyny narodowej. – Kanada jest silnym, niezależnym krajem, głęboko zakorzenionym w przyzwoitości. To miejsce, gdzie ceni się etykę i szacunek, w przeciwieństwie do spolaryzowanego, pozbawionego szacunku i często napędzanego nienawiścią klimatu, jaki zapanował w Stanach Zjednoczonych. W Kanadzie ceni się także sprawiedliwość i wspólnotę. Jako trener kadry narodowej, nauczyłem się, że tutaj ludzie naprawdę wierzą, iż zróżnicowanie czyni ich silniejszymi. […] To jedna z rzeczy, która najbardziej mi imponuje w naszym zespole. Niemal wszyscy nasi piłkarze są Kanadyjczykami w pierwszym lub drugim pokoleniu. I każdy z nich jest dumny, że jest Kanadyjczykiem i może reprezentować Kanadę na arenie międzynarodowej.

Z początkiem czerwca tego roku w życie wszedł zakaz wjazdu do USA dla obywateli dwunastu krajów. Na tak zwanej „czarnej liście Trumpa” znalazł się między innymi Iran, a mówimy o okresie sprzed wymiany ciosów między armiami obu państw. Teraz sytuacja dyplomatyczna jest więc wielokrotnie bardziej napięta. Wprawdzie z blokady mają być wyłączni irańscy piłkarze, trenerzy czy działacze, ale już kibice – wszystko na to wskazuje – do USA po prostu nie polecą. A w regulaminie mistrzostw świata nie ma na razie żadnych zapisów, które pozwoliłyby FIFA przeprowadzić losowanie w taki sposób, by reprezentacja Iranu nie rozegrała żadnego meczu w Stanach. W teorii jest zatem nawet możliwe spotkanie USA – Iran na jednym z amerykańskich stadionów, rok po tym jak amerykańskie wojska zbombardowały irańskie bunkry. A ten rok to i tak optymistyczne założenie, że na przestrzeni najbliższych miesięcy nie dojdzie do kolejnych starć kinetycznych.

Wiceprezydent J.D. Vance zdążył już zresztą ostrzec wszystkich miłośników futbolu, którzy w przyszłym roku pragną wybrać się do USA, by za bardzo się za oceanem nie rozgościli. – Oczywiście każdy jest zaproszony, by uczestniczyć w tym wspaniałym wydarzeniu. Chcemy, żeby ludzie przyjechali, świętowali i cieszyli się meczami. Kiedy to się skończy, mają wrócić do domu – w przeciwnym razie będą musieli porozmawiać z panią minister Kristi Noem – pogroził Vance.

Mundial bezpieczny wizerunkowo? Raczej nie z Trumpem

Już w tym roku mieliśmy do czynienia z sytuacją, gdy jeden z uczestników Klubowych Mistrzostw Świata nie zdołał dotrzeć do USA. Mowa o Mehdim Taremim, 94-krotnym reprezentancie Iranu, który od 2024 roku jest piłkarzem Interu Mediolan. Nerazzurri zgłosili napastnika do kadry na turniej – miał wylecieć do Stanów bezpośrednio z Teheranu, gdzie przebywał po przegranym przez Inter finale Ligi Mistrzów. Atak Izraela na Iran oczywiście zniweczył te plany. Jak informuje „La Gazzetta dello Sport”, Taremi opuścił Teheran i przemierzył 1000 kilometrów autem, by spotkać się z rodziną w położonym nad Zatoką Perską mieście Buszehr. – Cały czas trenuje indywidualnie, by dołączyć do zespołu w USA, gdy stanie się to możliwe, ale ta opcja wydaje się mało prawdopodobna – piszą włoscy dziennikarze.

Jak na ironię, po dwóch wielce kontrowersyjnych mundialach – w Rosji i w Katarze – turniej rozegrany w USA, Kanadzie i Meksyku miał być wizerunkowo bezpieczny dla FIFA i jej prezesa. A tymczasem mamy do czynienia z kolejną dyplomatyczno-wojenno-sportową kabałą, w którą wpakował się Gianni Infantino. I futbol wraz z nim.

Spójrzmy bowiem na sytuację sprzed tygodnia, kiedy to Trump przyjął w Białym Domu przedstawicieli Juventusu – grupkę piłkarzy, paru działaczy. Plus samego Infantino na dokładkę. W trakcie tego spotkania prezydent USA zaczął, jak gdyby nigdy nic, odpowiadać na pytania dziennikarzy o wojnę z Iranem. Wydaje się raczej mało prawdopodobne, by turyńczycy – przeznaczający, jak każdy topowy klub Starego Kontynentu, krocie na budowanie wizerunku swojej marki – byli zadowoleni z tego, że, chcąc nie chcąc, dali twarz tego rodzaju tyradzie. Jak gdyby tego było mało, Trump zaczął też zaczepiać graczy Starej Damy w temacie transpłciowych sportowców. W tym momencie już naprawdę można było odnieść wrażenie, że świat stanął na głowie – lider odpowiedzialny za największe supermocarstwo plótł co mu ślina na język przyniesie, podczas gdy chłopcy odpowiedzialni za kopanie świńskiego pęcherza zachowali pokerowe twarze i dyplomatyczne zamilkli.

– Wzięło mnie to z zaskoczenia. Szczerze mówiąc, to wszystko było dość dziwne. Kiedy prezydent Trump zaczął rozmawiać o polityce, o Iranie, o tym wszystkim, poczułem się dziwnie. Jakby… ludzie, ja chcę tylko grać w piłkę  – przyznał Timothy Weah, cytowany w „Daily Mail”.

Michał Banasiak z Polskiego Instytutu Dyplomacji Sportowej zwraca też uwagę, że Klubowe Mistrzostwa Świata nie zrobiły wielkiej furory wśród amerykańskiej publiczności i nie pomogła nawet gwałtowna obniżka cen biletów tuż przed startem turnieju. Podczas wielu spotkań trybuny po prostu świecą pustkami, co można po części wytłumaczyć niesprzyjającymi (z perspektywy lokalsów) godzinami rozgrywania spotkań. Oczywiście nie oznacza to, że za rok sytuacja się powtórzy, klasyczny mundial to jednak wydarzenie zupełnie innego kalibru, ale kompletu widzów na wszystkich meczach fazy grupowej spodziewać się nie należy. Zwłaszcza, że turniej zostanie rozegrany w 48- zespołowej formule, a to oznacza przylot do USA, Kanady i Meksyku wielu zespołów z jednej strony niezbyt atrakcyjnych dla niedzielnego kibica, a z drugiej – wywodzących się z krajów o zbyt ubogiej populacji, by oddelegować do Ameryki Północnej tysiące fanów na wielodniową wycieczkę.

Zresztą administracja Trumpa grozi wystawieniem zakazu wjazdu kolejnym państwom. Wprawdzie Infantino odgrażał się wcześniej, iż „bez otwartości nie będzie mundialu”, ale nie wygląda na to, by szef FIFA miał się w tej sprawie postawić amerykańskiemu prezydentowi. Z drugiej strony, Trump z pewnością nie chciałby, żeby mistrzostwa świata z 2026 roku zostały powszechnie uznane za organizacyjną klapę, z funkcjonariuszami US Customs and Border Protection na pierwszym planie.

– Trump uczynił z piłki nożnej kolejne pole walki politycznej – uważa z MSNBC. – Urząd Celny i Ochrony Granic poinformował w mediach społecznościowych (a potem tę wiadomość usunął), że jego funkcjonariusze będą obecni na stadionach podczas Klubowych Mistrzostw Świata, ubrani po cywilnemu. Z kolei The Athletic ustaliło, że FIFA na czas trwania imprezy wycofała się ze swojej anty-rasistowskiej i anty-dyskryminacyjnej agendy, mimo że zostały one wcześniej przygotowane. Ta decyzja kojarzy się z niedopuszczeniem tęczowych opasek kapitańskich podczas mistrzostw świata w Katarze.

***

Republikański kongresmen Darin LaHood przyznał w wywiadzie dla The Athletic, że atmosfera grozy kreowana wokół podróży do Stanów odcisnęła niemałe piętno na krajowej turystyce, co z kolei może zaowocować wielką klapą podczas mundialu. – Widziałem statystyki, że liczba podróży z Kanady do USA zmalała o 40%. Widzieliśmy wszyscy, że turyści mniej chętnie odwiedzają Las Vegas, Nowy Jork i Florydę. Zdajemy sobie sprawę, że to częściowo efekt polityki antyimigracyjnej. Ale nie należy spieszyć się w prognozach odnośnie mistrzostw. Piłka nożna to sport, który pod wieloma względami przerasta politykę i geopolitykę – uważa LaHood.

Zobaczymy, jakie ruchy wykonają Trump, jego współpracownicy, no i FIFA, by oczyścić atmosferę przed mistrzostwami świata. Niektórzy, co złośliwsi obserwatorzy już teraz sugerują, by uważnie przyglądać się losowaniu grup mistrzostw świata 2026, które odbędzie się w grudniu tego roku. Wyłącznie przydzielenie reprezentacji Iranu do grupy A sprawi bowiem, że Team Melli nie rozegra ani jednego spotkania pierwszej fazy turnieju na terenie Stanów Zjednoczonych.

Cóż, można w sumie tylko naiwnie spuentować, że chciałoby się, aby tego rodzaju kwestie były już w przyszłości najpoważniejszym problemem w relacjach USA z Iranem. Ale to akurat mało prawdopodobne.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

36 komentarzy

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Mistrzostwa Świata 2026

Reklama
Reklama