Gdyby ktoś nie oglądał Widzewa w ostatnich tygodniach i dopiero teraz zobaczył jego pierwsze 30 minut z Puszczą Niepołomice, mógłby stwierdzić: nie no, fajna ekipa, tylko bramek brakuje. Ale że nam dane jest oglądać ją co tydzień (choć „dane” w przypadku Widzewa za kadencji trenera Sopicia to spora kurtuazja), wiemy, że to najczęściej dobra mina do złej gry.

Najlepiej świadczy o tym szum, jaki potrafią zrobić piłkarze Widzewa w okolicach pola karnego rywala. Niby się wydaje, że mają ciekawe pomysły, że rozegranie akcji nawet żre, że z każdym strzałem są coraz bliżej celu. Ale potem kończy się jak zwykle – w statystykach po kilkanaście uderzeń, ale konkretów tyle, co kot napłakał.
Pod tym względem symboliczna była dzisiaj jedna akcja z Tuptą w roli głównej. Napastnik Widzewa strzelał raz i drugi, ale w tyłek obrońców Puszczy. A potem, gdy chciał nam za wszelką cenę udowodnić, że jednak potrafi strzelić gola i to jak Ronaldo z rzutu wolnego, też się pomylił. Bardzo chciał, jak zresztą cały Widzew, ale chęci z byciem kiepskim w parze za daleko nie pójdą. Na szczęście dla niego i całego zespołu, potem to drugie udało się porzucić. Były chęci, były efekty.
Widzew Łódź – Puszcza Niepołomice 2:0. Z szumu do konkretów, wreszcie!
„Nudy nie ma, ale szału też nie było”. Tak spuentował pierwszą połowę Wojciech Jagoda na majku i trudno było się z tą złotą tezą nie zgodzić. Czasami Shehu, Cybulski czy Fran Alvarez pojedynczymi zagraniami dawali nam powody, żeby wzroku od monitora nie odciągać. Mimo to, skoro do Łodzi przyjechała właściwie pierwszoligowa Puszcza, spodziewaliśmy się trochę więcej. Że ten Widzew, który prężył muskuły przez pierwsze kwadranse, nie spompuje się na kilkunastu zblokowanych strzałach. No i że nie zaliczy żadnego babola.
A pachniało takim scenariuszem. I pewnie by do niego doszło, gdyby Puszcza, a konkretnie Komar czy Stępień, nie zaczęli wyciągać do przeciwnika pomocnej dłoni. Choć najpierw było trochę strachu w szesnastce Gikiewicza, to podkreślmy. Jak ci wjeżdża Barkovski na skraj pola karnego, ty panikujesz i kryjesz na radar, a potem wryty w ziemię obserwujesz pudło Klimka, masz prawo do złych myśli. Widzew co prawda wygrał, ale ma defensywę, którą w dobrej formie rozjechałby dzisiaj Lech Poznań. Może pomijając Żyrę, który z tej kiepścizny się wybija. Ale reszta to taki poziom, na jaki wskazuje tabela.
No więc niewiele trzeba było zrobić, żeby Widzewowi zagrozić, ale nawet to „niewiele” okazywało się dla piłkarzy Puszczy pułapem nieosiągalnym. Nie to, że tego wymagaliśmy, skoro nie musiało im się nawet chcieć. Spadli, mają spokój, a poza tym prawie wszystkim z tego grona raczej nie grozi kontrakt w Ekstraklasie, tak pod kątem dodatkowych starań. Zdecydowanie więcej oczekiwaliśmy po łodzianach, zwłaszcza w obliczu nadchodzącej wymiany piłkarzy na wielu pozycjach. Oczywiście jeśli ktoś pomyślał po ostatnim gwizdku, że to jednak nie jest koniecznie, że Widzew będzie mógł tak po prostu przebujać się bez wyraźnych wzmocnień przez kolejny sezon, absolutnie nie ma racji.
Próbował i próbował, aż zaliczył gola i asystę. Tupta takiego meczu już chyba nie powtórzy
I wiecie, kto nie miał jeszcze racji? Ci, którzy skreślali Tuptę! Nie będziemy teraz udawać, że w gościa wierzyliśmy, skoro wcześniej przez 738 minut na boisku nie był w stanie wcisnąć żadnego gola. Nie cieszyliśmy się też tak jak on, gdy już pokonywał Komara, a była to taka radość, jakby Słowak strzelił co najmniej w finale Ligi Mistrzów. Ale przyznamy szczerze i uczciwie: dotuptał do bramki, ładnie to skończył, gratulacje. Podwoił swój dorobek w Ekstraklasie (serio, w Wiśle Kraków 549 minut i jeden gol), ściągnął blokadę. Czyli może lecieć na wakacje, oprawić dzisiejszy występ w ramkę i jechać na nim przez kolejny rok, już w innym klubie.
GGGGGOOOOOOOLLLLLLLL JESTEŚCIE WIELCYYY PROWADZIMY Z PUSZCZA 1:0 HURAAAAAA TAK JEST !!!!! BRAWO TUPTA PIERWSZA BRAMKA W WIDZEWIE! pic.twitter.com/mU4akyGk59
— Albert Trojan (@hsjnsbxhejen) May 19, 2025
W akcji bramkowej nie popisał się Komar, który źle wybił piłkę i wyłożył ją Cybulskiemu. A ten, wyjątkowo jak na siebie w tym meczu, od początku do końca podejmował mądre decyzje. Poczekał, nie porywał się z motyką na słońce, czyli ze strzałem z połowy, podprowadził piłkę i przytomnie zagrał do Tupty. To był znak dobrej jakości, tej lepszej i przede wszystkim skutecznej gry Widzewa, którą w końcówce sezonu chciało się widzieć częściej.
Później Widzew jeszcze raz skorzystał z niewytłumaczalnej wyrwy w obronie Puszczy. Jeśli mówiliśmy, że Widzew na tyłach jest kiepski, to co dopiero powiedzieć o drużynie, która mogłaby nie nadążyć za losową reprezentacją kobiet. Absurd drugiego gola dla Widzewa doprawia fakt, jak wyglądała asysta. Przytomność Alvareza to jedno, ale drugie – ach, co to było za podanie prostopadłe Tupty. Balon taki, że trzeba złapać go w zęby, wybić, skasować. Cokolwiek, byle nie zachować się tak jak Puszcza, która ogółem przyczyniła się do lekkiej poprawy humorów w „Sercu Łodzi”.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Pięta achillesowa Lecha. Jeśli zostanie mistrzem, to wbrew swojej słabości
- I po co to było? Co Górnik zyskał na zwolnieniu Jana Urbana?
- Kto poprowadzi Śląsk Wrocław i ŁKS? Trenersko-dyrektorskie domino [NEWS]
Fot. Newspix