Reklama

Półfinały Ligi Europy bez cudów. W finale ci, którzy mieli w nim być

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

08 maja 2025, 23:01 • 3 min czytania 15 komentarzy

Zeszłotygodniowe wyniki nie dawały większych nadziei na emocje w półfinałach Ligi Europy, ale jakiekolwiek punkty zaczepienia były. Bodo/Glimt to bardzo mocna drużyna u siebie – 2:0 z Lazio i 3:0 z Olympiakosem mówi samo za siebie – a Manchester United… jest Manchesterem United, lubi sobie zrobić pod górkę. Niestety, przynajmniej dla neutralnych widzów, żadne cuda się nie zadziały i do finału wjechali ci, którzy mieli wjechać.

Półfinały Ligi Europy bez cudów. W finale ci, którzy mieli w nim być

Minimalne szanse na emocje pojawiły się w Manchesterze, no bo tam Athletic wyszedł na prowadzenie po bardzo ładnej bramce:

Co więcej – Manchester wyglądał na przestraszonego, że faktycznie może się tutaj mu coś stać, że dopisze kolejną pozycję do długiej listy upokorzeń z ostatnich lat. Brakowało jakości, przekonania o swoich umiejętnościach, czasem nawet proste podania sprawiały gospodarzom trudność. A jak już się coś udało, czyli wyprowadzenie Garnacho do sytuacji sam na sam, to ten strzelił tak, że przypomniał się Maciej Rosołek.

Reklama

Mamy angielski finał w Lidze Europy

No po prostu nie miała ta próba żadnego sensu – ani nie była udaną wcinką, ani nie było to mocne, ani (przede wszystkim) w bramkę.

Ale kiedy wydawało się, że to wszystko może się skończyć drugą bramką Hiszpanów i faktycznie wielkimi nerwami, moment geniuszu dopadł Masona Mounta, który cudownie zabrał się z piłką w polu karnym, obrócił się w kierunku bramki i załadował po długim rogu.

Słuchać było huk, bo kibicom na Old Trafford spadły kamienie z serc, a Athletic zrozumiał, że nie wykorzystał swojej wciąż minimalnej szansy w tym meczu i się całkowicie posypał. Dobili go więc Casemiro, Hojlund i znów Mount: ten, cholera, z prawie połowy po złym wybiciu bramkarza. Zresztą na stadionie w końcu zrobił się taki luzik, że już przy 2:1 fani mogli krzyczeć i krzyczeli “ole” po udanych podaniach, kiedy ich ulubieńcy nie byli tak przestraszeni tym kluczowym obiektem w futbolu.

Drugie spotkanie? Bez historii. Tottenham nie miał problemu, żeby to Norwegowie prowadzili grę, gdyż było to jałowe, ponadto strzelali i tak tylko przyjezdni – konkretnie Solanke i Porro. 0:2, do widzenia.

Mamy więc w finale Ligi Europy starcie – na dziś – piętnastej i szesnastej drużyny Premier League. Coś to mówi o sile rozgrywek – jednych i drugich.

MANCHESTER UNITED – ATHLETIC BILBAO 4:1

Mount 72′ 90+1′ Casemiro 80′ Hojlund 85′ – Jauregizar 31′

BODO/GLIMT – TOTTENHAM 0:2

Solanke 63′ Porro 69′

CZYTAJ WIĘCEJ O EUROPEJSKICH PUCHARACH NA WESZLO:

Reklama

Fot. Newspix

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Europy

Komentarze

15 komentarzy

Loading...