Czy taka musi być Ekstraklasa? Czy główny kandydat do mistrzostwa Polski musi się męczyć ze Stalą Mielec? Jedną ze słabszych ekip w lidze, drużyną, z całym szacunkiem, właściwie niemającą atutów w starciu z liderem. Znacie odpowiedź, wiecie, jak jest – dla fanów najlepszej ligi w naszym kraju to chleb powszedni. Wszyscy wiedzą, że Raków i tak da radę i w końcu coś do sieci wpadnie. A w Poznaniu już pewnie wierzyli, że to jest ten dzień…

Do pełnego obrazu tego trudnego dla obu stron meczu dodać należy jeszcze efekty specjalne, które trochę nam podrasowały całe widowisko – mowa tu o oberwaniu chmury z początku drugiej połowy. No i dosyć liberalnym podejściu do gry sędziego Gryckiewicza.
Od razu jednak zaznaczmy – arbiter główny próg tolerancji na ostrą grę ustawił wysoko, ale konsekwentnie trzymał się tego, co ustalił sobie w pierwszych minutach. Zwykle mówi się w takich sytuacjach, że sędzia „daje grać”, a wiąże się to z tym, że po prostu nie przerywa rywalizacji z byle powodu. Czy puścił kilka drobnych fauli? Może i tak, ale pretensji do niego nie powinien dziś mieć nikt, bo taka filozofia upłynniła nam tylko mecz, który miał potencjał na kolejny dreszczowiec z zabójcami futbolu w roli głównej.
Potencjał niewykorzystany, Bogu dzięki! Trochę tam się działo, z obu stron obejrzeliśmy kilka okazji, jedni i drudzy mogli sobie pluć w brodę. Stal miała szansę zgarnąć chociaż punkt, bezcenny w walce o utrzymanie. A Raków… Raków powinien dziś w Mielcu wygrać z palcem w nosie, ale zamiast tego musiał się trochę namęczyć.
Stal – Raków 0:2. Goście wolno się rozkręcali
Goście mieli pełne prawo podejrzewać, że gol w meczu ze Stalą strzeli się sam. Głównie dlatego, że trudny okresy przeżywa Jakub Mądrzyk, który musiał się dziś pozbierać po błędzie w meczu z Zagłębiem. Niewiele brakło, a dziś podarowałby kolejnego gola rywalom, bo pod pachą przepuścił strzał Koczerhina. Szybko się jednak ogarnął, oprzytomniał, piłkę złapał jeszcze zanim ta minęła linię bramkową i po tej mogącej się skończyć katastrofą akcji grał już tylko dobrze. I – jak sam podkreślał w przerwie meczu – z każdą chwilą lepiej.
Była udana, choć szczęśliwa interwencja po strzale głową Iviego Lopeza. Było parę momentów, w których Mądrzyk musiał naprawdę się wysilić, by dosięgnąć piłki. Tak, po prostu było dobrze. Nieźle wyglądali też koledzy, którzy, głównie w pierwszej połowie, stawiali czynny opór faworyzowanym Medalikom. W drugiej części spotkania przeszli do oporu biernego i to ostatecznie pogrzebało ich szanse na zdobycz punktową.
Bo gdyby zostali trochę wyżej, gdyby dalej podgryzali Raków, to mecz wyglądałby jak w pierwszej połowie. A może wypracowaliby sobie nawet drugą taką okazję, jak ta Gerbowskiego, kiedy piłkarza Stali zatrzymywali do spółki Trelowski i poprzeczka bramki Rakowa…
Gdybanie. Stali pewnie nie było stać na więcej i tyle.
Raków w końcu dopiął swego. I w gruncie rzeczy zasłużył
Raków nie rozegrał może jakiegoś wybitnego meczu. Też musiał się rozkręcić, też zaczął wyglądać jak przyszły mistrz Polski dopiero w drugiej połowie. W pierwszej byliśmy świadkami paru kiepskich dośrodkowań Jeana Carlosa (i jednego dobrego, do Iviego!), kilku akcji rozegranych w tempie bardziej pasującym do walczących o utrzymanie niż ekipy z samego szczytu tabeli. Był też jednak gol Brunesa, przy którym zaspał Esselink, ale nie zaspali sędziowie VAR. Uznali, że był w tej akcji spalony, ale taki… a dajcie spokój, myśmy tam nie widzieli spalonego, musimy im wierzyć na słowo.
Co nie wyszło w pierwszej połowie, ziściło się w ostatnich dwudziestu minutach. Najpierw gol Baratha, który po rzucie rożnym osamotniony czekał na bezpańską piłkę gdzieś na siódmym metrze od bramki Stali. Jedyną trudnością było upchnięcie futbolówki w gąszczu białych koszulek, ale los Węgrowi sprzyjał. Udało się, z serca Marka Papszuna spadł kamień, Raków poczuł, że się udało.
Długo czekaliśmy na gola w Mielcu, a Peter Barath ledwie kilka minut po wejściu na boisko dał prowadzenie Rakowowi ⚽
📺 Mecz trwa w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/zr8n1cU2RX pic.twitter.com/sYYMOuyRy0
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) May 3, 2025
Bo mielczanie nie wydawali się drużyną zdolną do odpowiedzi na trafienie gości. Zresztą chwilę później dostali drugiego gonga – piłkę skierował do bramki Brunes, który wykorzystał dokładne dogranie Iviego Lopeza.
Goście poszli za ciosem! Brunes podwyższa na 2:0 dla Rakowa! 💪
📺Mecz trwa w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/zr8n1cU2RX pic.twitter.com/Pkz598K695
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) May 3, 2025
Lech witał się z gąską. A to częstochowianie wywierają teraz presję…
Do pewnego czasu w Poznaniu mogli wierzyć, że dziś uda się dogonić Raków. Że to jest właśnie ta szansa, na złapanie częstochowian w wyścigu o mistrzostwo Polski. Nic bardziej mylnego – Medaliki mają w sobie to coś. Mecze tego typu po prostu wygrywają. Nieważne jak i dlaczego – strzelają gola, czasem poprawiają drugim trafieniem i nie ma już czego zbierać. Niesamowici są pod tym względem i nie zdziwimy się, jeśli ta supermoc da im ostatecznie tytuł.
I jeśli się tak stanie, to nikt nie powie, że na mistrzostwo Raków nie zasłużył.
Zmiany:
Legenda
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE NA WESZŁO:
- Pogoń to polski Tottenham, a Szkurin może grać jak Ronaldo [REPORTAŻ]
- Trela: Triumf logiki, nie metafizyki. Wygrała Legia, bo wygrał futbol
- Najlepszy młody stoper w Polsce. Czy Jan Ziółkowski zrobi karierę?
Fot. Newspix