Są piłkarze bezcenni dla drużyny, których w danym momencie nie da się nikim zastąpić. Dla Rakowa Częstochowa kimś takim jest Ivi Lopez. Był nie do zastąpienia dwa lata temu w sezonie mistrzowskim i nie do zastąpienia jest teraz. Gdyby nie powrót Hiszpana do zdrowia i coraz lepszej formy, Medaliki najpewniej nie byłyby dziś liderem Ekstraklasy, zmierzającym po drugi w swojej historii tytuł.
Kamil Kosowski stwierdził kiedyś, że Raków to w zasadzie bardzo solidna gra defensywna plus błysk Iviego. Miejscami mocno go wtedy za to skrytykowano i pewnie były reprezentant Polski trochę uprościł sprawę, ale nie ulega wątpliwości, że tylko Hiszpan jest w stanie regularnie dawać w Rakowie coś ekstra, wyczekiwany pierwiastek spektakularności, dla którego ludzie chcą przychodzić na stadiony. Bez niego to po prostu nie jest ten sam zespół.
Ivi Lopez znów jest kluczową postacią Rakowa Częstochowa
Dotyczy to także stałych fragmentów gry. Raków nadal nie jest w tym aspekcie imponujący, ale już nie odbiega od średniej w ligowej stawce. Bez rzutów karnych ma teraz sześć bramek zdobytych ze stojącej piłki, podczas gdy w całym poprzednim sezonie uzyskał takich trafień siedem, co było czwartym najgorszym wynikiem w stawce po spadkowiczach ŁKS-ie i Warcie oraz… Legii. Powrót Lopeza poprawił ten aspekt.
Po jego bezpośrednich dośrodkowaniach z rzutów rożnych gole strzelali Stratos Svarnas w Poznaniu i wczoraj Leonardo Rocha z Radomiakiem. W obu przypadkach były to gole kluczowe, na wagę zwycięstwa. Pod bramkę z kornera można jeszcze podciągnąć trafienie Svarnasa z Legią na 1:0, wtedy Ivi wrzucił “drugą” piłkę wybitą po jego rzucie rożnym i zgraną przez Frana Tudora.
Nie przez przypadek Dawid Szwarga w swoim raporcie za poprzedni sezon, który opublikował w social mediach, jako jedną z przyczyn rozczarowujących wyników podawał brak dobrego wykonawcy stałych fragmentów gry.
“Nie byliśmy powtarzalni w dośrodkowaniu ze stojącej piłki, a o tym, jak ważny jest wykonawca niech świadczy fakt wejścia na boisko Iviego Lopeza w Radomiu (każdy SFG wykonany przez niego był zagrożeniem dla przeciwnika)” – podkreślał Szwarga.
Ivi Lopez stracił de facto połowę rundy jesiennej. Pierwszych pięć kolejek ominął całkowicie, z Lechią Gdańsk i Piastem Gliwice dał symboliczne zmiany, następne dwa mecze przesiedział na ławce i dopiero w 10. kolejce z Puszczą Niepołomice wskoczył do wyjściowej jedenastki i już w niej pozostał. Na “dzień dobry” zaserwował gola z rzutu wolnego i asystę.
Niezwykle konkretna wiosna Hiszpana
Dziś ma już na koncie siedem bramek i sześć asyst, co czyni go klubowym liderem klasyfikacji kanadyjskiej, choć rozegrał znacznie mniej meczów niż pozostali koledzy z jej czołówki. Nie przez przypadek do dziewiątej kolejki Rakowowi przytrafiły się aż trzy mecze bez strzelonego gola, a od momentu powrotu Hiszpana już tylko dwa. Znaczna część paździerzy, za które tak krytykowaliśmy częstochowską ekipę, dotyczy początku rozgrywek, choć oczywiście nie wszystkie. Kulminacyjne spotkania dla tego zjawiska nastąpiły już z Ivim w składzie, czyli domowe 1:0 ze Stalą Mielec i 1:1 z Koroną Kielce, gdy podopieczni Marka Papszuna oberwali od nas najbardziej.
To jednak już była końcówka tej męki, bo później Raków coraz częściej oglądało się dobrze lub przynajmniej znośnie. Wyjątki się zdarzały, chociażby inauguracyjne 0:0 z Cracovią z tej rundy, ale można powiedzieć, że od drugiej połowy z Górnikiem Zabrze (drugi wiosenny mecz) Medaliki zdecydowanie są na fali wznoszącej jeśli chodzi o względy wizualne.
I ponownie, jest to mocno powiązane z Ivim Lopezem. W tym roku Hiszpan prezentuje coraz lepszą formę. Nie jest aż tak spektakularny, jak w latach 2021-2023 – choć momenty się zdarzają, że wspomnimy fantastyczne zagranie piętą w akcji na 2:0 z Legią – ale jest do bólu konkretny. Jak trwoga, to do Iviego. W dziesięciu tegorocznych meczach były pomocnik Levante w aż siedmiu dawał ofensywne konkrety.
Przeważnie chodziło o kluczowe fragmenty:
- asysta na 1:0 z Lechem (tak się skończyło)
- gol na 1:1 z GKS-em Katowice (koniec końców goście wygrali)
- przypadkowa asysta na 2:0 z Lechią Gdańsk (tu nie ma co dorabiać ideologii)
- asysta na 1:0 z Piastem Gliwice (skończyło się 3:0)
- asysta na 1:0 z Legią Warszawa (skończyło się 3:2)
- gol na 1:0 z Puszczą Niepołomice (remis 1:1)
- gol na 1:1 z Radomiakiem i decydująca asysta na 2:1
A to wszystko mimo tego, że Marek Papszun ciągle zdejmuje Iviego przed ostatnim gwizdkiem. Trudno czasami nie odnieść wrażenia, że robi to zbyt szybko, za bardzo stawiając na nieco większe wybieganie jego zmiennika ponad piłkarską jakość. Nie zawsze kończy się to dobrze. W Niepołomicach Raków ewidentnie oklapł z przodu, gdy Hiszpan powędrował do boksu w 67. minucie. Nie udało się zamknąć meczu i w doliczonym czasie Puszcza wyrównała. Teraz też Papszun zauważył, że w końcówce spotkania z Radomiakiem jego zawodnicy dali się zepchnąć do defensywy. Nie zgadniecie, Lopeza wtedy nie było już na boisku.
Niech więc w Rakowie na niego chuchają i dmuchają, bo jeśli uda się dowieźć pierwsze miejsce, hiszpański pomocnik ponownie będzie jednym z głównych architektów tego sukcesu. To godne podziwu, biorąc pod uwagę fakt, że przechodził przez trwającą ponad rok gehennę zdrowotną. Wielu na jego miejscu już by na ten poziom nie wróciło.
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE NA WESZŁO:
- Rocha potrzebował Radomiaka, żeby strzelić dla Rakowa
- Tak grający Śląsk na pewno się utrzyma. Gol z połowy boiska dobił Cracovię!
- GKS czysty jak łza. Nie musiał faulować, żeby wygrać z Puszczą
- PZPN i sprzedaż biletów? Wyjątkowo niedobrana para
- Tym razem chyba się uda? Dawid Szwarga mknie z Arką Gdynia do Ekstraklasy
- Trela: Więcej niż kaprys. Czy nowa fala bogatych właścicieli kupi polskim klubom know-how?
Fot. Newspix