Dużo się dziś w sumie działo w tym dosyć niepozornym spotkaniu. Wielkich Królewskich podejmowała ekipa cieniującego w tym sezonie Deportivo Alaves, klasyczny mecz-pułapka. I Real Madryt, zamiast wejść, wygrać i zacząć już przygotowania do ponownego starcia z Arsenalem, postanowił trochę się dziś napocić. Niepotrzebnie, choć wszystko skończyło się happy endem.
Już się baliśmy, że trzeba będzie rozkładać na czynniki pierwsze sytuację z pierwszej połowy, w której sędziowie nie uznali gola Raula Asencio. Bo nie wiemy za cholerę, czy tam Rudiger faulował tyłkiem bramkarza, czy może przepisy przekroczył sam strzelec. Dobrze też, że nie musimy się zastanawiać nad starciem Ardy Guelera z Jesusem Owono – zwykłe zderzenie albo i nie? To wszystko zeszło dziś na drugi plan z trzech powodów.
Po pierwsze, Real wygrał i kibice naprawdę nie powinni marudzić.
Po drugie, wszystko to przykrył idiotyczny faul Kyliana Mbappe na jednym z rywali. I czerwona kartka.
No i po trzecie – los dziś Królewskim sprzyjał i nie musieli wcale grać do końca meczu w osłabieniu.
Alaves – Real 0:1. Taki kretynizm trzeba karać
Głupota Francuza miała dziś dwa wymiary. Mogło się stać tak, że przez jego zagranie Antonio Blanco dozna poważnego urazu. Impet, z jakim Mbappe atakował jego piszczel był naprawdę spory, a i wzmocniony jeszcze maleńkim naskokiem tuż przed. Powiedzmy sobie szczerze – Blanco ma kupę szczęścia, że z tego zwarcia wyszedł cało, bo Francuz po prostu przegiął pałkę.
To ten jeden wymiar. trochę ważniejszy. Ten drugi odnosi się wprost do szans Królewskich na wywiezienie ze stadionu Deportivo Alaves kompletu punktów, bardzo dziś potrzebnego. Mbappe wyleciał z boiska w 38. minucie, jeszcze przed przerwą. A co tam koledzy, co tam wynik! Kopnę chłopa i odpocznę trochę! Głupie, nieodpowiedzialne, beznadziejne.
Rzadka sytuacja, w której decyzja hiszpańskich sędziów nie powinna być zbyt szeroko dyskutowana.
𝗞𝗬𝗟𝗜𝗔𝗡 𝗠𝗕𝗔𝗣𝗣𝗘 𝗪𝗬𝗟𝗔𝗧𝗨𝗝𝗘 𝗭 𝗕𝗢𝗜𝗦𝗞𝗔!
Francuz ujrzał czerwoną kartkę za ten faul.
#lazabawa
pic.twitter.com/blSXsBcKVT
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) April 13, 2025
Dobrze, że wpadło. Potem byłoby już pewnie dużo trudniej…
Szczęściem Realu był zdobyty kilka chwil wcześniej gol. Do siatki gospodarzy trafił Eduardo Camavinga, ale po jakiej akcji, ludzie! Z prawej strony zapoczątkował wszystko Arda Gueler, który dokładnym podaniem znalazł na szesnastym metrze właśnie Camavingę. Ten nie chciał jeszcze strzelać, nie miał przygotowanej pozycji. Z klepki odegrał więc do Fede Valverde, który, również z pierwszej piłki, szybko posłał futbolówkę tam, skąd przyszła. Znów do Francuza. Tyle że teraz trochę się poprzesuwali obrońcy Alaves i zrobili tym wystarczająco dużo miejsca.
Proste granie, ale szybkie i przez to bardzo efektowne.
𝐄𝐃𝐔𝐀𝐑𝐃𝐎 𝐂𝐀𝐌𝐀𝐕𝐈𝐍𝐆𝐀!
Francuz otwiera wynik spotkania precyzyjnym uderzeniem zza pola karnego!
#lazabawa
pic.twitter.com/KSpHcy3TKE
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) April 13, 2025
Gdyby ta bramka nie padła, Realowi druga połowa nie mijałaby wcale w tak miłej atmosferze. A tak można się było po prostu cofnąć i odpierać ataki piłkarzy Eduardo Coudeta. On sam z ławki rezerwowych starał się wspierać Deportivo Alaves, widział, że jego zespół jest zdolny do przełamania defensywy Królewskich, ale… czegoś tu brakowało. Raz dokładnego podania, innym razem po prostu siły w starciu z defensorami Realu. I tak goście, grając przez większość meczu w dziesięciu, zdołali zachować czyste konto.
Także, być może, dlatego, że od siedemdziesiątej minuty znów mogli przejąć inicjatywę, bo liczba zawodników obu drużyn została wyrównana. Za faul na wprowadzonym kilka chwil wcześniej Viniciusie wyleciał z boiska Manu Sanchez. Może nie zrobił tego w stylu Mbappe, ale powstrzymał dobrze zapowiadający się atak Królewskich i kartonik obejrzał jak najbardziej zasłużenie.
Nie ma tego błysku. Real nawet w jedenastu nie przekonywał, a co dopiero w dziesięciu
Żadne to jednak pocieszenie przed zbliżającym się rewanżem z Arsenalem. Królewscy mają do odrobienia, przypomnijmy, trzybramkową stratę. Zagrają u siebie, wszyscy podkreślają, że jeśli ktoś może w takich okolicznościach uciec spod topora, to tylko oni. Ale Real, nawet gdy grał jeszcze Mbappe, wcale nie był dziś wyraźnie lepszy od Deportivo Alaves. Tak, ktoś powie, ze na ławce zaczęli Vinicius, Bellingham, że meczowi do 77. minuty mógł się tylko przyglądać Brahim Diaz i jasne, tak było. Ale pozostali, też przecież gwiazdy światowej piłki, nie dali nawet cienia dowodu na to, że ten zespół będzie mógł rzucić wyzwanie Kanonierom. A i zmiennicy, już po czerwonej kartce Sancheza, nie zachwycili.
Nie było czegoś ekstra, tego pierwiastka, który mają tylko Królewscy, a który można nazwać roboczo “realium”. A to składnik wszystkich wielkich triumfów ekipy z Madrytu i każdego jej zwycięstwa z kategorii tych niemożliwych. Nie ma błysku, ikry.
Ale za to są trzy punkty i nadal strata do Barcelony w postaci tylko i aż czterech oczek. Wierzcie w to albo i nie, ale Królewscy na dziś są w grze o najważniejsze dwa tytuły tego sezonu. Choć możliwe, że już tylko do środy.
Deportivo Alaves – Real Madryt 0:1 (0:1)
- 0:1 – Camavinga 34′
Czerwone kartki: Mbappe 38′, Sanchez 70′
CZYTAJ WIĘCEJ O HISZPAŃSKIEJ PIŁCE NA WESZŁO:
- Problemy ważnego gracza Barcy. Nie zagra w finale Pucharu Króla?
- Ogórkowy Mordor i obrzydliwy mecz Barcelony
- Chimy Avila z Betisu. Prawdziwy gangster w świecie futbolu
Fot. Newspix