Nie pierwszy raz niezła europejska drużyna przekonuje się o tym, że Norwegowie na piłkarskim biegunie zimna są po prostu nie do ugryzienia. Kolejny raz Bodo/Glimt narzuca warunki faworyzowanym rywalom i leje ich na własnym stadionie. Najnowszą ofiarą ekipy ze Skandynawii są włosi z Lazio. Tak, tego Lazio, które w przedbiegach wygrało fazę ligową Ligi Europy.
Nie do pozazdroszczenia jest sytuacja rzymian po pierwszym meczu ćwierćfinału Ligi Europy. Podopieczni trenera Marco Baroniego będą się musieli nieźle napocić, by na własnym stadionie odrobić dwubramkową stratę. Tym bardziej, że rywal też nie jest z pierwszej łapanki – wczoraj piłkarze Lazio nie mieli właściwie nic do powiedzenia, głównie z powodu rewelacyjnej postawy Bodo.
Lazio zbite w Norwegii. Bodo/Glimt na kursie do półfinału Ligi Europy
Norwegowie najzwyczajniej w świecie całkowicie kontrolowali mecz. Pozwolili gościom z Rzymu na ledwie jeden celny strzał, a sami regularnie zmuszali obronę i bramkarza rywali do wytężonego wysiłku. Ostatecznie wypracowali sobie nawet xG na poziomie 2,88 – niemało, przyznacie.
Lazio było wczoraj bezradne, a Bodo może nawet czuć pewien niedosyt. Ostatecznie skończyło się tylko 2:0 po dublecie ustrzelonym przez Ulrika Saltnesa. A było blisko hat-tricka, choć w końcówce meczu to bramkarz gości, Christos Mandas, okazał się lepszy w starciu z 32-letnim Norwegiem.
– Nie sądzę, żebyśmy dziś jakoś szalenie świętowali – mówił po meczu szkoleniowiec Bodo/Glimt, Kjetil Knutsen. – Mamy swoją tożsamość i niesamowitą moc. Powinniśmy być z tego zadowoleni. Daliśmy niesamowicie dobry występ – podsumował.
Lekcje od pilota, intensywność i oddana społeczność. Kulisy sukcesu Bodo/Glimt
Strzelec obu goli był bardziej skory do narzekania, choć i on jest świadom, że dał razem z kolegami prawdziwy koncert. – Na początku byliśmy trochę niepewni, ale w przerwie postanowiliśmy dodać gazu i ruszyć do przodu, i to był naprawdę, naprawdę dobry występ – zaznaczył Saltnes. – Myślę, że absolutnie każdy, kto był tu dziś wieczorem, zapamięta ten mecz do końca życia. Dość powiedzieć, że ładne były te moje gole. Pierwszego strzeliłem wślizgiem, drugi był nawet lepszy. Dwa razy też nie trafiłem i to prawdopodobnie zapamiętam najbardziej, nie bramki – powiedział pomocnik cytowany przez oficjalną stronę UEFA.
Oni u siebie są niesamowici!
Polskie drużyny dobrze wiedzą, jak to jest grać z Bodo/Glimt na wyjeździe. Nic fajnego… Kolejne mecze Norwegów w europejskich pucharach powiększają grono uświadomionych klubów. Tylko w tym sezonie oprócz Lazio lanie dostali za kołem podbiegunowym między innymi piłkarze:
- Olympiakosu (0:3)
- Twente (2:5 po dogrywce)
- Maccabi Tel Awiw (1:3)
- Besiktasu (1:2)
- Porto (2:3)
Niemożliwego, zdawałoby się, dokonał Karabach Agdam – zespół z Azerbejdżanu po bardzo trudnym meczu i przy wyraźnej przewadze gospodarzy zdołał wygrać na gorącym, choć zimnym, terenie w Norwegii 2:1.
Inna sprawa, że Norwegowie znów dominowali i po tamtym spotkaniu czuli pewnie wielką złość.
Nadal marzą o Lidze Mistrzów. Bodo/Glimt mości się w Europie
Celem Norwegów jest oczywiście Liga Mistrzów, ale nie mają zamiaru narzekać na ewentualny awans do półfinału Ligi Europy. – Aktualnie reszta kraju martwi się raczej tym, jak bardzo Bodo/Glimt odjedzie lidze, gdy spełni marzenie o Champions League – pisał na Weszło w sierpniu ubiegłego roku Szymon Janczyk, który sprawdzał, jak to jest, że oni mogą, a my nie.
CZYTAJ WIĘCEJ O BODO/GLIMT NA WESZŁO:
- Woda po parówkach, ubiór na cebulkę i piwny sukces. Odwiedziliśmy Bodo!
- Sztafeta pokoleń Bergów. Historia najważniejszej rodziny w dziejach Bodo/Glimt
- Eryk Łukaszka – Polak w akademii Bodo/Glimt i kulisy szkolenia w Norwegii
Fot. Newspix