Legia osiągnęła ćwierćfinał europejskiego pucharu, ale w jej historii to nie pierwszyzna, a już siódmy taki przypadek. Choć docierała nawet wyżej, bo do półfinałów, to ostatni raz w tak dalekiej fazie jak teraz była w 1996 roku. Niemniej lata dwudzieste bieżącego stulecia to już piąta dekada, w której Legia dociera do czołowej ósemki europejskich rozgrywek. Grono klubów, które utrzymuje się w kontynentalnej czołówce na przestrzeni tak wielu lat jest dość wąskie, szczególnie w naszej części Europy. To zestaw najbardziej elitarnych drużyn, których sukcesy w pucharach mogło obserwować wiele pokoleń kibiców.
Kluby, które zagrały w ćwierćfinale europejskiego pucharu w co najmniej pięciu różnych dekadach
Oczywiście, Liga Konferencji to rozgrywki niższej rangi. Przez niektórych traktowane wcześniej z przymrużeniem oka, ale dziś dla fanów z Polski stały się pucharem chyba ciekawszym niż nawet Liga Europy. Umniejszanie im nie ma sensu szczególnie, gdy dały nam one pięć miejsc w pucharach od 2026 roku, z czego dwa w eliminacjach do Ligi Mistrzów.
Skoro nie możemy rywalizować na co dzień z mistrzami Anglii czy Niemiec, to powalczmy z zespołami z lig porównywalnych z naszymi, a jak dobrze pójdzie, to możemy zmierzyć się także z Chelsea czy Betisem, jak w tym tygodniu. Zresztą, pamiętajmy że przez wiele lat w europejskich pucharach ćwierćfinał to nie była faza, którą osiągało się po starciach z dziesięcioma (!) różnymi rywalami, jak Legia w tym roku.
Jeszcze w 1988 roku, by dotrzeć do czołowej ósemki Pucharu Zdobywców Pucharów wystarczyło pokonać Glentoran Belfast dzięki golom strzelonym na wyjeździe oraz albańską Vllaznię. W ten właśnie sposób klub Rovaniemen Palloseura z miasta Świętego Mikołaja osiągnął ćwierćfinał tych rozgrywek.
Zatem nie przesadzajmy z umniejszaniem sukcesowi Jagiellonii, a także Legii, bo o niej dziś głównie mowa. Ćwierćfinał to ćwierćfinał – wiadomo, ze cenniejszy w Lidze Mistrzów, niż Lidze Konferencji, ale wciąż jest to etap, który robi wrażenie nawet na postronnych obserwatorach.
Nabić sukcesy przez kilka lat z rzędu jest łatwiej, niż wracać do czołówki w różnych futbolowych epokach
Tym bardziej warte podkreślenia jest to, że Legia nie jest meteorem, jak tak mało znaczące zespoły w typie Varteksu Varazdin, Alaves, APOEL-u czy Granady, a w przyszłości pewnie Celje (oby nie Jagiellonia), które raz dotarły do tego etapu i wszystko wskazuje na to, że jeszcze długo nie będzie im to dane.
Warszawski klub osiągnął bowiem czołową ósemkę w już piątej dekadzie swojej historii. Potrafi utrzymać się na wysokim poziomie w różnych okresach, nie wznosząc się może w tym czasie na szczyty europejskiej czołówki, ale w zupełnie różnych okolicznościach dziejowych potrafiąc stworzyć drużyny, które były w stanie dotrzeć przynajmniej do etapu walki o półfinał. Zaznaczam, że za dekadę traktuję okres startujący z początkiem roku, którego numer kończy się na zero i trwający do końca roku zakończonego cyfrą 9. Zgodnie z tą metodą lata osiemdziesiąte to okres od 1980 do 1989 roku, a nie od 1981 do 1990.
To osiągnięcie znacznie bardziej wartościowe, niż wyniki takich klubów jak Borussia Mönchengladbach, Leeds, Villarreal, czy IFK Goeteborg, które w ćwierćfinałach bywały częściej od Legii, ale wszystkie z nich zaliczyły je w sąsiadujących ze sobą latach, przez resztę swojej historii nie zbliżając się do walki o laury w Europie.
Niemieckie Źrebaki osiem ze swoich jedenastu ćwierćfinałów zaliczyły w latach 1973-80, gdy docierały do tego etapu co roku. Angielskie Pawie w latach 1966-75 dotarły do tego etapu także ośmiokrotnie, a w całej swojej pozostałej historii uczyniły to tylko dwa razy. Zresztą także rok po roku na przełomie wieków.
Czołowa ósemka w wykonaniu Żółtej Łodzi Podwodnej to wyłącznie bieżące stulecie, w którym zdarzyło się im to aż dziewięć razy, ale wcześniej przez lata był to klub czwarto- i piątoligowy. Szwedzcy Niebiesko-Biali seryjnie grali w ćwierćfinałach w latach 1980-1995, ale poza tym okresem nie dokonali tego ani razu.
Legia okazuje się w tym kontekście klubem dość stabilnym na przestrzeni wielu dekad. Ma to bardzo duże znacznie dla przyciągania kolejnych rzesz kibiców. Każde pokolenie Legionistów mogło bowiem zobaczyć swój klub w ćwierćfinale europejskiego pucharu od czasu ich utworzenia. Każde, z wyjątkiem tego urodzonego po drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Paru się pewnie w tym czasie wykruszyło, ale ci, którzy wytrwali przy swoim klubie, mają dziś nagrodę w postaci tego, że tak jak swoi ojcowie i dziadkowie mogą zobaczyć swoją Legię w ćwierćfinale.
Niewiele jest klubów, które mogą to o sobie powiedzieć, a w naszej części Europy – jeszcze mniej.
Mapa wszystkich klubów, które grały w ćwierćfinale europejskiego pucharu w co najmniej pięciu różnych dekadach
Polskie ćwierćfinały
Nie wspominając oczywiście o Polsce, bo choć Jagiellonia to już dziewiąty nasz klub na takim etapie, to jej poprzednicy docierali tam albo tylko raz, albo na przestrzeni co najwyżej trzech kolejnych sezonów. Pisałem w marcu:
W 1968 do ćwierćfinału w Pucharze Mistrzów dotarł Górnik Zabrze, który powtórzył ten wyczyn w 1970 i 1971 w Pucharze Zdobywców Pucharów, za pierwszym razem awansując nawet do finału. Cztery lata później czołową ósemkę zaliczył dwukrotnie Ruch Chorzów.
Następnie przyszła całe dekada z lawiną nowych polskich klubów, które jednak osiągnęły ćwierćfinał pierwszy i jak dotąd ostatni raz w swojej historii. Dokonały tego kolejno: Stal Mielec w 1976 w Pucharze UEFA, Śląsk w 1977 w Pucharze Zdobywców Pucharów, Wisła w 1979 i Widzew w 1983 w Pucharze Mistrzów. Na kolejny zespół w czołowej ósemce musieliśmy czekać aż do 2023 roku, gdy w stworzonej chyba specjalnie dla nas Lidze Konferencji znalazł się w tym gronie Lech Poznań. W marcu dziewiątym klubem z Polski na tym prestiżowym etapie została Jagiellonia!
Legia natomiast osiągnęła czołową ósemkę już w 1965 roku, gdy odpadła w Pucharze Zdobywców Pucharów z TSV 1860 Monachium. Pięć lat później wyeliminowała na tym etapie Galatasaray, by w walce o finał odpaść z Feyenoordem, jak wspominał Michał Kołkowski na naszych łamach:
Legia Warszawa, napędzana przez takich gwiazdorów jak Kazimierz Deyna, Robert Gadocha, Lucjan Brychczy, Janusz Żmijewski czy Bernard Blaut, dotarła do półfinału rozgrywek, eliminując po drodze rumuńskie UT Arad, AS Saint-Étienne oraz Galatasaray SK. Powstrzymał ją dopiero Feyenoord Rotterdam, dowodzony przez legendarnego Ernsta Happela i również naszpikowany gwiazdami.
Wprawdzie Legia zremisowała z Holendrami 0:0 przed własną publicznością, ale na wyjeździe poległa 0:2. W finałowym starciu Feyenoord zwyciężył zaś na San Siro z Celtikiem Glasgow, zapoczątkowując w ten sposób erę holenderskiej dominacji w Pucharze Europy spod znaku totaalvoetbal.
Wiktor Bołba wspominał na łamach “Naszej Legii”, że domowa konfrontacja Legii z Feyenoordem miała niebagatelne znaczenie dla rozwoju ruchu kibicowskiego w Polsce. Fani gości pojawili się bowiem w Warszawie wyposażeni w rozmaite klubowe gadżety – szaliki, transparenty, a nawet spektakularne cylindry w klubowych barwach. Dla warszawskich kibiców było to coś nowego. – Cylindry te zwracały powszechną uwagę już w środę rano, kiedy holenderska grupa manifestowała swoje przywiązanie do klubu w centrum Warszawy – relacjonował Lech Cergowski na łamach “Przeglądu Sportowego”.
Rok później CWKS ponownie reprezentował Polskę w Pucharze Europy. Tym razem zakończył swoją przygodę na ćwierćfinale. Wojskowi najpierw okazali się lepsi od IFK Goeteborg, potem uporali się ze Standardem Liege, lecz z Atletico Madryt nie dali już sobie rady. Zadecydowała obecnie już nieistniejąca zasada przewagi bramek wyjazdowych – Los Colchoneros zatriumfowali 1:0 przed własną publicznością, w Warszawie górą była Legia, ale tylko 2:1. Z większości relacji prasowych wynika, że o odpadnięciu Wojskowych z Pucharu Europy zadecydowała nadzwyczaj marna postawa w pierwszym spotkaniu. Atletico zaprezentowało się bowiem wówczas bardzo kiepsko i zrobiło naprawdę niewiele, by zwyciężyć, ale Legia zagrała jeszcze gorzej. Niestety, moment przebudzenia nastąpił w tym dwumeczu za późno.
W 1982 w walce o półfinał zbyt mocne okazało się Dynamo Tbilisi, ale dziewięć lat później udało się wyeliminować Sampdorię. Ostatni ćwierćfinał to 1996 roku, gdy na skutej lodem murawie przy Łazienkowskiej padł bezbramkowy remis, a w rewanżu warszawiaków z Ligi Mistrzów wyrzucił Panathinaikos z Krzysztofem Warzychą wspieranym na bramce przez Józefa Wandzika.
Legia grała zatem w ćwierćfinale w latach sześćdziesiątych pozwalając nacieszyć się wielką piłką pokoleniu drugiej wojny światowej, następnie w siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Po trzydziestoletniej posusze, której winne były tak samo władze klubu i jego zawodnicy, co władze europejskiego futbolu, zamykające drogę do chwały maluczkim i biedakom, warszawski klub wraca dziś na należne sobie miejsce.
Lata dwudzieste bieżącego stulecia są zatem już piątą dekadą z Legią w czołowej europejskiej ósemce któregoś z pucharów. Niewiele klubów może to o sobie dziś powiedzieć.
Kluby grające w ćwierćfinale w co najmniej sześciu dekadach
Europejskie puchary wystartowały w latach pięćdziesiątych, a kluby, które dotarły do ćwierćfinału w każdej z ośmiu dekad ich istnienia są zaledwie cztery. To oczywiście Real i Barcelona, ale pozostała dwójka nie jest już tak oczywista. Takie potęgi jak Bayern, Juventus, Benfica, Inter, czy Liverpool nie zdążyły załapać się do ósemki w latach pięćdziesiątych, a Manchester United – w latach siedemdziesiątych, gdy zdarzyło mu się spaść do drugiej ligi.
Żadnej dekady nie przegapiły za to Milan i Ajax. Szczególnie wyczyn tego drugiego klubu jest zaskakujący, bo przez 1970 rokiem holenderskie kluby wypadały w Europie raczej żenująco. Jednak w 1957 roku wystarczyło Ajaxowi wyeliminować Wismut Karl-Marx-Stadt, by znaleźć się w ósemce Pucharu Europy. Potem zaś przyszedł trener Rinus Michels i odmienił nie tylko amsterdamski klub, ale i europejską piłkę.
Rinus Michels z Frankiem Rijkaardem
Tylko jedną dekadę bez ćwierćfinału mają także Roma, PSV, Tottenham i Sporting (opuściły lata pięćdziesiąte), Fiorentina (lata osiemdziesiąte) i Atletico (lata dwutysięczne).
Jedenaście klubów opuściło tylko dwie dekady. Tylko w najdawniejszych czasach słabiej szło Chelsea, Porto, Arsenalowi, Anderlechtowi, Eintrachtowi i Borussii Dortmund, a ostatnio problemy z nawiązaniem do dawnej chwały mają: Dynamo Kijów, Hamburg i Galatasaray. W poprzedniej dekadzie problem z tym mieli z kolei Rangersi i Feyenoord.
Przypomnijmy, że Barcelona w latach 20o8-2020 była w ósemce Ligi Mistrzów… co roku. To jedyny przypadek w historii, gdy jakiś klub ciągle grał w ćwierćfinale przez całą dekadę. Przez całe lata osiemdziesiąte tylko jeden sezon opuścił Real i Bayern, a w dziewięćdziesiątych – Juventus.
Zatem wyłącznie dwadzieścia siedem wyżej wymienionych zespołów zaliczyło ćwierćfinały w większej liczbie różnych dekad niż Legia. To kluby wielkie, znane, utytułowane, które kojarzy nawet wasza ciocia, z którą porozmawiacie przy niedzielnym obiedzie. Są to też drużyny generalnie spoza naszej części Europy. Jedyny reprezentant leżący na wschód od Rzymu i na północ od Stambułu to Dynamo Kijów, które przez rosyjską agresję nie skupia się na odbudowie dawnej chwały, lecz raczej na o walce o byt.
Tym bardziej należy docenić umiejętność Legii do wzbicia się na wysoki poziom na przestrzeni aż pięciu różnych dziesięcioleci. Przebijają ją bowiem wyłącznie najwięksi.
Pięć dekad, czyli kogo dogoniła Legia
Natomiast wśród klubów, które zanotowały wynik taki sam, jak Wojskowi – pięć różnych dekad z choć jednym ćwierćfinałem, jest piętnaście kolejnych zespołów. Część z nich lata chwały ma już za sobą: Valencia, Crvena Zvezda, Schalke, Standard Liege, Sparta Praga, CSKA Sofia i Newcastle ani razu nie były w czołowej ósemce europejskiego pucharu w trwającej obecnie trzeciej dekadzie XXI wieku, choć ci ostatni mogą tego dokonać już za rok, bo w Lidze Europy lub Konferencji byliby jednym z głównych faworytów. Pozostałe kluby z pięcioma dekadami sukcesów to zespoły, które w ósemce bywały także ostatnio: PSG, Lyon, Marsylia, Brugia i Napoli, a w czwartek dołączają do nich Legia, Rapid Wiedeń i Athletic Bilbao.
Paryski klub istnieje dopiero od 1970 roku, a pierwszy ćwierćfinał zaliczył już trzynaście lat później, docierając tam od tego czasu w każdej z dekad. Odwrotnie niż Crvena Zvezda i CSKA Sofia, które ostatni raz dokonały tego w latach dziewięćdziesiątych. Serbowie po sensacyjnym zdobyciu Pucharu Mistrzów w 1991 rok później grali w fazie grupowej, w której uczestniczyło osiem zespołów, więc była ona odpowiednikiem ćwierćfinału.
Bułgarzy to na dzisiejszej mapie klub zdecydowanie najbardziej szokujący. W drugiej edycji Pucharu Mistrzów odpadli w 1957 roku w ćwierćfinale – zresztą z Crveną Zvezdą. Dziesięć lat później po wyeliminowaniu Górnika i Linfield przegrali w dodatkowym meczu walkę o finał z Interem. W 1974 roku sensacyjnie wyeliminowali Ajax, by w meczu o półfinał odpaść z Bayernem, a w 1981 roku po rozprawieniu się z Szombierkami odpadli z Liverpoolem, na którym zemścili się rok później, by znów w półfinale przegrać z Bawarczykami.
Sofijczykom często drogę do sukcesów ułatwiały polskie kluby. Tak też było za ostatnim razem, gdy rozprawili się z Ruchem Chorzów, a następnie ze Spartą Praga, by w 1990 roku zagrać w ćwierćfinale z Olympique Marsylia. Waddle, Papin i Sauzee uporali się z Kostadinowem i Stoiczkowem, ale piąta kolejna dekada, w której bułgarski klub wojskowy dotarł do czołowej ósemki, stała się faktem.
Prosto z CSKA Stoiczkow przeszedł do Barcelony
Jeszcze bardziej zaskakujące jest to, że wszystkie wymienione sukcesy osiągnęli oni w najbardziej wartościowym Pucharze Mistrzów. Z sześcioma ćwierćfinałami tych rozgrywek znajdują się bardzo wysoko w klasyfikacji – więcej razy dokonały tego a najważniejszych rozgrywkach Europy tylko 22 kluby ze znacznie silniejszych krajów, a Bułgarzy wyprzedzają na tej liście między innymi Valencię, Sevillę, Bilbao, Aston Villę, Tottenham, Romę, Lyon, Sporting, Feyenoord i Rangersów.
CSKA był w latach komunizmu odpowiednikiem Legii w Polsce – klubem wojskowym, który ściągał młodych piłkarzy z całego kraju. Różni te zespoły to, że zespół z Sofii znacznie lepiej radził sobie w minionej epoce, gdy zdobył aż 26 tytułów mistrzowskich, ale potem znacznie gorzej przeszedł transformację, po której zajął pierwsze miejsce tylko pięć razy (ostatni raz w 2008) i nie w głowie mu dziś, w przeciwieństwie do Legii, ćwierćfinały. Podobną wojskową proweniencję oraz trudną drogę w kapitalizmie ma za sobą także Steaua Bukareszt, która ostatecznie po dużych problemach wyszła na prostą, w przeciwieństwie do Dukli Praga czy Honvedu Budapeszt. Kibice Legii znani z ciągłego narzekania na wszystkich i wszystko w ogół mogą wykorzystać ten moment na chwilę refleksji nad tym, że nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać. Choć oczywiście lepsza pozycja w Ekstraklasie ułatwiłaby znacząco takie bujanie w obłokach.
Upada żelazna kurtyna ćwierćfinałowa
Warto podkreślić rozkład geograficzny pełnego zestawu czterdziestu dwóch zespołów, które docierały do najlepszej ósemki którejś z europejskich rozgrywek w co najmniej pięciu różnych dekadach i wrócić do mapy z początku artykułu. Aż trzy to kluby belgijskie: poza Anderlechtem i Brugią był nim także Standard Liege, który po sukcesach od lat pięćdziesiątych dotarł w końcu w 1982 roku do finału Pucharu Zdobywców Pucharów, w którym przegrał z Barceloną, a na kolejny ćwierćfinał czekał aż do 2010 roku, gdy zagrał w ćwierćfinale Ligi Europy z HSV.
Dominacja Europy Zachodniej na mapie jest olbrzymia. Z naszej części Europy jedynymi klubami, które potrafiły utrzymać wysoką formę przez pięć dekad były jeszcze do wczoraj tylko Sparta Praga, Crvena Zvezda, CSKA Sofia, Dynamo Kijów, a na siłę można jeszcze dodać Galatasaray. A i tak są one na liście głównie ze względu na dawne sukcesy, bo ostatni ćwierćfinał w ich wykonaniu to 2016 rok i Sparta Praga w Lidze Europy!
Dopiero trwający sezon Ligi Konferencji pozwolił na dodanie do listy Rapidu Wiedeń, a dla nas najważniejsze, że także Legii. Rozgrywki te to nie jedynie rozrywka dla maluczkich i puchar pocieszenia. Pozwalają klubom spoza zachodniej Europy przełamać żelazną kurtynę, którą UEFA na wiele lat podzieliła nasz kontynent i wskazać zarówno nowe kluby z tego obszaru, które mogą pierwszy raz pokazać się tak szerokiej publiczności – jak Jagiellonia, ale i dają pole do powrotu do dawnej wielkiej chwały europejskiej zespołom, które historia i potencjał do tego predestynuje – jak Legia.
WIĘCEJ NA WESZLO O POLSKICH SUKCESACH W EUROPIE:
- Legia – Jagiellonia we Wrocławiu? Znamy ceny biletów na finał Ligi Konferencji
- Legia-Chelsea. Trwa przepychanka o bilety
- Oczekujmy czterech polskich klubów w fazie ligowej europejskich pucharów!
- Jagiellonia dziewiątym polskim klubem w ćwierćfinale europejskiego pucharu
- Wymarzone 15. miejsce Polski w rankingu UEFA – czyja to zasługa?
Fot. Newspix.pl&FotoPyk