Wspaniały czeka nas finał Pucharu Polski, bo najpewniej będzie on na sportowe śmierć i życie. Pokonany bowiem przegra nie tylko ten jeden mecz, ale i cały sezon, gdyż nie będzie na niego czekać jakieś ligowe pocieszenie. Po prostu – albo robi się sukces na Narodowym, albo nie i cały rok jest właściwie do zapomnienia.
W przeszłości nie zawsze tak przecież było, takiemu Rakowowi w sezonie 22/23 owszem, mogło być przykro, że przegrał w karnych z Legią, ale zaraz pocieszył się mistrzostwem Polski. Na Wisłę rok temu nikt nie stawiał, więc też nikt nie miałby pretensji, gdyby z Pogonią nie dała rady, a nawet jeśli, to wówczas były jeszcze nadzieje na awans do Ekstraklasy. Wcześniej dla takiej Arki sama obecność w finale była czymś wielkim, raz wygrała, raz przegrała, ale jak przegrała, to się utrzymała w lidze i też nie mogła narzekać.
Tutaj po pierwsze grają duże firmy w polskich warunkach, które samym awansem się nie zadowolą. Po drugie – najpewniej nie czeka na nie żadne pocieszenie. Mistrzostwa nie będzie, strata do podium – i pucharów – też jest już spora, w przypadku Legii wręcz bardzo duża. Ta może się jeszcze łudzić, że wygra Ligę Konferencji i to dopiero byłoby pocieszenie, ale cóż, dajmy spokój. To się nie wydarzy – trzeba wygrać Puchar Polski.
Legia Warszawa – Pogoń Szczecin w finale Pucharu Polski: pełna koncentracja
I wydaje się, że obie drużyny mają tego świadomość, jak ważne w tym sezonie jest dla nich to trofeum. W półfinale zaprezentowały pełną koncentrację, wygrywając 3:0 i 5:0. Potrafimy sobie wyobrazić, że we wcześniejszych etapach tak różowo mogłoby nie być, bo wówczas jeszcze inne opcje, te ligowe, leżałyby na stole. Zresztą nie trzeba sobie wyobrażać – Pogoń wyeliminowała Odrę Opole dopiero po dogrywce, a Legia męczyła się z Miedzią – kto widział ten mecz, wie, że pierwszoligowiec cisnął w końcówce bardzo mocno.
A wczoraj i dziś? Bez problemów. Trzeba było to zrobić, żeby mieć jeszcze szansę na wypełnienie gabloty (albo na jej zakup, jak w przypadku Pogoni).
No i właśnie, presja na Portowcach chyba będzie ciut większa, bo gdyby oni znowu przegrali… To byłoby zbyt brutalne, nawet jak na futbol. Kolejny finał, kolejny raz w łeb, tym razem po obietnicy, że choć Wisła wydarła im zwycięstwo w ostatniej sekundzie, to oni wrócą i wezmą swoje. Ale Pogoń to przecież nie tylko przegrane finały Pucharu Polski, to też finisze w Ekstraklasie, kiedy wydawało się, że może być pięknie. A nie było i historia porażek Portowców jest bogata.
Ale ciśnienie na Legii też będzie ogromne. Ona ma obecnie dziewięć punktów straty do podium, które daje puchary – nie grać w nich po takim sezonie, kiedy zbudowało się bardzo solidny współczynnik… To byłoby ogromne sportowe rozczarowanie, klęska, ale pod względem finansowym – pewnie katastrofa. “Trochę” jednak Wojskowi zainwestowali, płacąc ponad bańkę za Szkurina, który nie może pomóc w Europie, wcześniej swoje kosztowały niewypały pokroju Alfareli i Nsame, przeciętny/solidny Chodyna też nie przyszedł – delikatnie mówiąc – za darmo.
I tak, Legia zarabia w tym sezonie dzięki Europie, ale pozbawić się szans na miliony euro w kolejnym, to byłby wielki problem, na pewno duże ograniczenie dla nowego dyrektora sportowego.
Dlatego trzeba sobie uświadomić jak wielką stawkę będzie miał ten finał. To nie jest gra tylko o Puchar Polski, przepustkę do Europy, o miliony złotych nagrody. To jest gra o uratowanie sezonu.
WIĘCEJ O PUCHARZE POLSKI NA WESZŁO:
- Pogoń w finale! A piłka po strzale Craciuna ciągle leci na Kraków
- Kluby z niższego szczebla w finale pucharów. Czy dzięki Ruchowi dogonimy Niemców?
PAWEŁ PACZUL
Fot. Newspix