Reklama

Finał dla Legii. Z Ruchu nie zostało kompletnie nic!

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

02 kwietnia 2025, 19:58 • 3 min czytania 111 komentarzy

W tym akapicie prezentujemy wszystkie argumenty, jakie miał Ruch Chorzów w starciu z Legią Warszawa, która melduje się właśnie w finale Pucharu Polski.

Finał dla Legii. Z Ruchu nie zostało kompletnie nic!

Istnieją dwie szkoły podejścia neutralnych kibiców do turnieju tysiąca drużyn. Pierwsi to miłośnicy fabuły. Kibicują maluczkim, wypatrują sensacji, wyczekują takich historii jak w Niemczech, gdzie do finału awansowała wczoraj trzecioligowa Arminia Bielefeld. Drudzy to pragmatycy. Chcą, żeby o trofea grali najlepsi, bo interesują ich mecze wysokiej rangi i zależy im na jak największych szansach polskich klubów w pucharach.

Ostatnie dni to ciężki okres dla tej pierwszej, bardziej romantycznej grupy. We wtorek bezdyskusyjnie wygrała Pogoń, a w środowy wieczór Legia pozamiatała Ruch. I to tak, że nikt na Śląsku nie ma prawa mieć jakichkolwiek złudzeń.

Triumfują więc pragmatycy.

Legia melduje się w finale Pucharu Polski

„Odważ się robić wielkie rzeczy” – taki transparent zawisł na chorzowskim stadionie w pierwszych minutach spotkania. No cóż, Niebiescy nie posłuchali, bo „odwaga” to ostatnie, co można powiedzieć o ich grze. Przegrywali już po pięciu minutach, a my po meczu możemy tylko rozkminiać – przy której z bramek zaprezentowali bardziej kompromitujący festiwal bierności w defensywie? Nie można tak grać, kiedy chce się postawić mocniejszej ekipie. Nie dość, że chorzowianie zaliczali głupie straty na swojej połowie, to później jeszcze brakowało im doskoku, zdecydowania, skasowania akcji…

Reklama

W zasadzie przy każdej z bramek obrońcy Ruchu stali i się przyglądali, dziwiąc się przy tym, że Legia korzysta. Najpierw trafił Chodyna, potem Gual sprzed pola karnego, w drugiej połowie Wszołek, a w końcówce dobijali Morishita i Szkurin. Tak jest, nawet Szkurin wpisał się na listę strzelców – czy trzeba coś jeszcze dodawać?

We wtorkowym spotkaniu Puszcza przynajmniej miała rzut karny, wokół którego można było zbudować jakąś narrację, a dziś? Do opisu ofensywnych zapędów Ruchu można wykorzystać słynny cytat z Marcina Malinowskiego:

Ni mo co godoć.

No ni mo, bo o czym? Ruch zupełnie się nie postawił. Grał powoli, bez zęba i bez polotu. Dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy dostawał piątkę od Wisły Kraków. Niby człowiek przeczuwał, że tak może to wyglądać – w końcu drużyna Szulczka wygrała wiosną tylko jeden mecz – ale jednak trochę się łudził, że stawka wyzwoli w pierwszoligowcu inną energię. Ale nie – wyszli, szybko dostali gonga, a potem już nie potrafili uwierzyć, że są w stanie jeszcze jakkolwiek zamieszać. I szkoda, bo całkowicie zarżnęło to dramaturgię spotkania, a oglądanie jak ekstraklasowicz dobija bezbronną drużynę to żadna przyjemność.

Jedyne, na co może narzekać Legia po tym spotkaniu, to problemy zdrowotne Guala i Kapustki (jeszcze nie wiemy, jak poważne). Warszawianie są na dobrej drodze, żeby uratować sezon, choć to oczywiście nie tak, że trofeum zmazałoby winy Goncalo Feio. Portugalczyk sam mówił przecież, że cokolwiek się wydarzy, celem numer jeden jest mistrzostwo Polski – a tego nie będzie. Puchar Polski to dla Legii jednak okazja, żeby zagwarantować sobie występy w Europie w nadchodzących rozgrywkach. Już wiadomo, że ścieżką ligową tego się nie osiągnie, więc sprawa jest prosta – jeśli warszawianie wygrają 2 maja, zagrają pucharach, a jeśli nie – znajdzie się tam Pogoń.

Dla samych Portowców może to i lepiej, że zmierzą się z Legią i tym razem przed finałem nie będzie ciążyła na nich taka presja jak rok temu, gdy wielu dopisywało im trofeum jeszcze przed wyjściem na Stadion Narodowy. Ba, sami wpisali je sobie w budżet. Nadchodzące starcie będzie miało zupełnie inny kaliber, a Legia jak nikt inny w Polsce wie, jak radzić sobie w meczach tej rangi. Wygrywała Puchar Polski już dwadzieścia razy, w finale grała dwadzieścia siedem razy, może śmiało nazwać się weteranem.

Reklama

Ruch Chorzów – Legia Warszawa 0:5 (0:2)

  • 0:1 – Chodyna 5′
  • 0:2 – Gual 28′
  • 0:3 – Wszołek 56′
  • 0:4 – Morishita 79′
  • 0:5 – Szkurin 84′

WIĘCEJ O PUCHARZE POLSKI:

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Srebrna Szeremeta, dwa złota Polek. Jedenaście medali dla Polski w PŚ!

Sebastian Warzecha
4
Srebrna Szeremeta, dwa złota Polek. Jedenaście medali dla Polski w PŚ!
Hiszpania

Zmarnowana szansa Barcelony. Bezbarwny Lewandowski, Szczęsny śrubuje passę

Wojciech Górski
17
Zmarnowana szansa Barcelony. Bezbarwny Lewandowski, Szczęsny śrubuje passę

Piłka nożna

Boks

Srebrna Szeremeta, dwa złota Polek. Jedenaście medali dla Polski w PŚ!

Sebastian Warzecha
4
Srebrna Szeremeta, dwa złota Polek. Jedenaście medali dla Polski w PŚ!
Hiszpania

Zmarnowana szansa Barcelony. Bezbarwny Lewandowski, Szczęsny śrubuje passę

Wojciech Górski
17
Zmarnowana szansa Barcelony. Bezbarwny Lewandowski, Szczęsny śrubuje passę