Lanie zebrane od Argentyny w południowoamerykańskim klasyku okazało się upokorzeniem niemożliwym do przełknięcia. Dorival Junior przestał być selekcjonerem reprezentacji Brazylii po klęsce z Albicelestes, ale prawda jest taka, że jego pozycja w ekipie Canarinhos była chwiejna właściwie od samego początku kadencji. Nie jest bowiem żadną tajemnicą, że prezes brazylijskiej federacji marzył o zatrudnieniu Carlo Ancelottiego i postawił na krajowego szkoleniowca dopiero wtedy, gdy Carletto spuścił go na drzewo, przedłużając kontrakt z Realem Madryt. Rodzi się zatem pytanie – kto za Dorivala? Jednak Ancelotti? A może Jorge Jesus albo… Pep Guardiola?
Eliminacje do mistrzostw świata 2026 pomału zbliżają się do końca, a tymczasem reprezentacja Brazylii pogrąża się w wewnętrznych problemach. I to wszystko w momencie, gdy Vinicius Junior i Raphinha liczą się w rywalizacji o Złotą Piłkę dzięki znakomitym występom w Realu i Barcelony.
Dlaczego Brazylia znowu zmienia selekcjonera?
Kadencja Dorivala Juniora od początku układała się nie najlepiej.
Już sama nominacja doświadczonego szkoleniowca na selekcjonera drużyny narodowej budziła pewne wątpliwości. Sprawa ciągnęła się bowiem bardzo długo. Tite opuścił drużynę Canarinhos w grudniu 2022 roku, zaraz po porażce w ćwierćfinale mistrzostw świata w Katarze. Jego miejsce na ławce trenerskiej zajął wtedy tymczasowo Ramon Menezes, trener związany od lat z różnymi brazylijskimi młodzieżówkami. Później federacja podpisała zaś roczną umowę z Fernando Dinizem, zwanym “brazylijskim Guardiolą”. – Śledzę jego karierę od samego początku i wierzę, że jest częścią nowej, obiecującej generacji trenerów, która rośnie w Brazylii. Podziwiam jego sposób patrzenia na futbol. Jego styl przypomina pracę najważniejszych trenerów na świecie. Chcę, aby reprezentacje wszystkich kategorii wiekowych miały podobny styl i żeby było to usystematyzowane – ekscytował się Ednaldo Rodrigues, szef brazylijskiego związku.
Sęk w tym, że prezes federacji zaraz potem dodał w wywiadzie dla “Globo”, iż Diniz tak właściwie to również jest tylko selekcjonerem tymczasowym. Miał spędzić na trenerskim stołku rok i jeszcze przed Copa America 2024 ustąpić miejsca Carlo Ancelottiemu. No, tak to sobie przynajmniej poukładał w głowie Rodrigues, ale jego wyobrażenia dość radykalnie rozminęły się z rzeczywistością, ponieważ Carletto w grudniu 2023 roku… przedłużył umowę z Realem Madryt.
Kilka dni później, zaraz po Nowym Roku, Diniz pożegnał się z posadą selekcjonera, a w oficjalnym komunikacie brazylijskiej federacji zawarto informację, że Ednaldo Rodrigues skupia się teraz na znalezieniu dla Canarinhos szkoleniowca na pełen etat po wydłużonym okresie bezkrólewia. No i padło na Dorivala Jiniora, od przeszło dwóch dekad kręcącego się na trenerskiej karuzeli w Kraju Kawy. W 2022 roku Brazylijczyk osiągnął swój największy sukces, wiodąc Flamengo do triumfów w Copa Libertadores i Pucharze Brazylii. Później dołożył zresztą do kolekcji jeszcze jedną wygraną w Copa do Brasil, już po przenosinach do São Paulo.
62-latek znajdował się zatem na fali, ale – mimo wszystko – w Brazylii nakręcono się już na zapowiadaną miesiącami współpracę z Carlo Ancelottim, jednym z najwybitniejszych trenerów wszech czasów. W tym kontekście angaż szkoleniowca z krajowego podwórka wypadł, powiedzmy sobie szczerze, dość blado.
Oklep od Argentyny przelał czarę goryczy
Dodajmy, że w grudniu 2023 roku prezes Ednaldo Rodrigues został strącony ze stołka przez sąd w Rio de Janeiro. Doszukał się on nieprawidłowości przy wyborach, które otworzyły działaczowi drogę do władzy w CBF. Ten skandal mógł nawet zaowocować wykluczeniem brazylijskich reprezentacji z rozgrywek toczonych pod szyldem FIFA i CONMEBOL. Pożar udało się wprawdzie bardzo szybko ugasić, sędzia Gilmar Mendes z Sądu Najwyższego umożliwił Rodriguesowi i jego najbliższym współpracownikom powrót na zajmowane wcześniej pozycje, ale całe to zamieszanie stanowiło tylko kolejny dowód, że brazylijska federacja znajduje się w kryzysie.
Jeśli prezes CBF liczył po cichu, że udane występy kadry pod wodzą nowego selekcjonera zagwarantują mu poprawę notowań wśród kibiców, to srodze się rozczarował. Canarinhos na przestrzeni ostatnich miesięcy grali bowiem naprawdę dziadowski futbol, a sam Dorival był nieustannie oskarżany przez dziennikarzy i ekspertów, że nie potrafi wykorzystać ofensywnego potencjału swojej ekipy i odpowiednio wyeksponować atutów takich graczy jak Vinicius Junior, Raphinha czy Rodrygo.
Już latem, podczas Copa America, można się było domyślić, że coś w brazylijskiej kadrze nie funkcjonuje jak należy. Przed serią rzutów karnych w ćwierćfinałowej konfrontacji z Urugwajem selekcjoner Canarinhos nie został dopuszczony do kółeczka przez własnych podopiecznych.
Do półfinału awansował Urugwaj.
Un técnico…y el otro técnico…
Los liderazgos de un DT de uno y otro lado.
En esta imagen previo a los penales:
Por un lado Dorival por fuera de la ronda, ignorado y levantando la mano para hablar.
En Uruguay todos mirando y escuchando atentamente a Bielsa. pic.twitter.com/xzu0AcLeze— Marcelo Umpierrez
099323625 (@emekavoces) July 7, 2024
No ale to tylko drobnostka. Przede wszystkim Dorivalowi nie udało się stworzyć spójnej wewnętrznie kadry. Selekcjoner wysłał dziwaczne powołania, nieustannie mieszał w kwestiach taktycznych, a ostatnio wpadł na pomysł, by ponownie uczynić z Neymara centralny punkt drużyny narodowej. Kiedy kontuzja uniemożliwiła temu ostatniemu przyjazd na zgrupowanie, trener wykorzystał to jako wymówkę, mimo że wcześniej Neymar nie rozegrał pod jego wodzą ani jednego spotkania dla Canarinhos. – Wszystko zostało ustawione pod jego powrót. Musieliśmy dokonać wielu zmian, wielu modyfikacji w naszej taktyce – tłumaczył trener.
Nie przekonało to ani kibiców, ani przełożonych selekcjonera. Ostatecznie w składzie brazylijskiej ekipy znajdziemy dziś dwóch mocnych kandydatów do Złotej Piłki za sezon 2024/25 – jednego z Realu Madryt, drugiego z Barcelony. Rozpaczanie za 33-letnim, pogrążonym od dawna w problemach zdrowotnych Neymarem w takich okolicznościach wydaje się więc kuriozalne. No więc niedawne baty zebrane przez Canarinhos od Argentyny w Buenos Aires przelały czarę goryczy – tuż po klęsce 1:4 z odwiecznymi rywalami w południowoamerykańskim klasyku szefostwo federacji poinformowało o rozstaniu z Dorivalem, dziękując mu za pracę i zaangażowanie.
Czyli – kolejny mundial już za rok, a reprezentacja Brazylii wciąż nie pozbierała się po turnieju w Katarze i rozstaniu z Tite. Na dodatek prezes Ednaldo Rodrigues (niedawno wybrany jednogłośnie na kolejną kadencję) przyznał, iż na razie nie ma jeszcze porozumienia z następcą Dorivala. Trwają rozmowy.
Czas więc na kolejny festiwal medialnych spekulacji.
Kto zostanie selekcjonerem reprezentacji Brazylii?
Oczywiście na tapet natychmiast powróciło nazwisko Carlo Ancelottiego. Jak donosi “MARCA”, szef CBF nie obraził się na Włocha i niezmiennie widzi w nim szkoleniowca, który powiedzie Canarinhos do mistrzostwa globu w 2026 roku. Tylko że sam Carletto chciałby wypełnić kontrakt z Realem Madryt, to jego priorytet. Może się jednak tak zdarzyć, że to Królewscy zechcą rozstać się z 65-latkiem po zakończeniu obecnej kampanii. No i wtedy Rodrigues prawdopodobnie zdołałby wreszcie przekonać Ancelottiego do porzucenia piłki klubowej i spróbowania swoich sił w selekcjonerce. Tylko czy reprezentacja Brazylii może sobie pozwolić na kolejne miesiące oczekiwania, zwłaszcza gdy może ich koniec końców spotkać jeszcze jedna odmowa ze strony Ancelottiego?
Byłoby to totalnie kompromitujące i dla prezesa, i dla całej federacji, ustawionej w roli natrętnego petenta, którego Carletto musi od siebie co jakiś czas odpędzać.
Standardowe w takich okolicznościach wrzutki o Pepie Guardioli i Jose Mourinho także należy traktować z dystansem. Choć Hiszpan znajduje się ponoć wśród trzech szkoleniowców, których Ednaldo Rodrigues najchętniej widziałby na ławce trenerskiej Canarinhos. Numerem jeden jest rzecz jasna Ancelotti, a numerem trzy? Prawdopodobnie Jorge Jesus, świetnie znany brazylijskiej publiczności z sukcesów osiągniętych parę lat temu z Flamengo. Brazylijskie media przekonują, że 70-latek wyraził wstępne zainteresowanie objęciem reprezentacji i jest nawet gotów skrócić swój pobyt w Al-Hilal, mimo że jego kontrakt i tak wygasa już w lipcu.
Przedstawiciele CBF uważnie przyglądają się też postępom czynionym przez Filipe Luisa Kasmirskiego, który od września minionego roku jest trenerem Flamengo. Głos w tej sprawie zdążył już nawet zabrać prezes klubu. – Jestem dumny, że osiągnięcia Filipe są doceniane. Nie chodzi tylko o to, że Brazylia przegrała wysoko z Argentyną. Kibice chcą, by kadra powróciła do korzeni. By Brazylia znowu grała jak Brazylia, a we Flamengo preferujemy taki właśnie futbol. Dlatego zainteresowanie naszym trenerem to coś normalnego, to naturalne. Ale moim zdaniem jest jeszcze za wcześnie na taki krok na tym etapie kariery Filipe.
Leonardo Miranda z “Globo” nie ma wątpliwości – cokolwiek postanowią Ednaldo Rodrigues i jego współpracownicy, z pewnością nie będzie to elementem jakiegoś długofalowego planu. – W brazylijskiej piłce i, do pewnego stopnia, w naszym społeczeństwie: chaos jest metodą. Zapomnijcie o drobiazgowo zaplanowanych cyklach szkoleniowych, zapomnijcie o wielkiej strategii. Minęło 50 lat, od kiedy reprezentacja Brazylii po raz ostatni wygrała mundial w taki sposób. […] Trzy ostatnie tytuły mistrzowskie narodziły się z najczystszego chaosu. Amatorzy na najważniejszych stanowiskach, szalone terminarze, brak planów, nieustanne zmiany selekcjonerów. Chaos jako metoda wykracza poza zarządzanie reprezentacją. To znak rozpoznawczy naszego futbolu i naszego kraju.
– Trenerzy, którzy wygrywali dla Brazylii ostatnie Puchary Świata, łapali za ster w okresie chaosu – dodaje publicysta. – Selekcjoner, by osiągnąć sukces, musi zaakceptować chaos jako stały punkt rzeczywistości. Spośród dostępnych w tej chwili kandydatów, do tego obrazka pasuje mi tylko jeden – Jorge Jesus.
Czyżby zatem wybór miał paść właśnie na triumfatora Copa Libertadores z 2019 roku?
Chciało by się spuentować, że przekonamy się o tym wkrótce. No ale z brazylijską federacją to nigdy nic nie wiadomo.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Feio przegrał Legii sezon i dzwoni do Mendesa. Ktoś pomylił odwagę z odważnikiem
- Bóg, skrzypce i wartości. Historia Sławomira Abramowicza
- Napastnik za ponad milion euro, a dopiero potem dyrektor sportowy. Dziwna kolejność
- Ivan Perisić albo Rakitić w Widzewie? “Nie przekreślalibyśmy tego”
fot. NewsPix.pl