Reklama

Pogłoski o śmierci Lechii i Śląska były mocno przesadzone

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

30 marca 2025, 12:49 • 7 min czytania 35 komentarzy

Pół Polski, jak nie cała, musi się uderzyć w pierś. My też, bo sytuacja głównych kandydatów do spadku jeszcze kilka tygodni temu wydawała się na tyle kiepska, że trudno było sobie wyobrazić tak szybki powrót Lechii i Śląska do gry. I nawet jeśli z tyłu głowy mieliśmy ciągle, że to Ekstraklasa i grających, po smudowemu, o spadek jest w niej całkiem sporo to… no niewiele przemawiało za obiema drużynami. Ale może coraz więcej przemawia?

Pogłoski o śmierci Lechii i Śląska były mocno przesadzone

Czasem żal, że spadają tylko trzy drużyny, serio. Ale tak już jest i takie reguły pozwalają prześlizgiwać się leserom, którzy tak jak wielu są przekonani, że w Ekstraklasie znajdą się po prostu gorsi od nich i wcale nie trzeba się starać. A tu ci “gorsi” pukają od spodu i nagle robi się smród. Lechia i Śląsk mogą jeszcze nabrać wiatru w żagle i na finiszu sezonu dokonać niemal niemożliwego.

Dla spragnionych emocji kibiców i komentatorów wspaniale. Dla takiego Zagłębia Lubin czy innej Stali Mielec – cóż…

Lechia i Śląsk odbijają się od dna. Walka o utrzymanie wkracza w decydującą fazę

Zaczniemy od gdańszczan, którzy w ostatnich miesiącach przysparzali nam wielu tematów do dyskusji albo wręcz szyderki. Tylko w marcu Paolo Urfer opowiadał o chęci zrobienia z Lechii drugiej Atalanty, a zespół w ramach przerwy reprezentacyjnej pojechał sobie do Dubaju. Jeszcze bez trenera, bo ten akurat miał fuchę dla szkockiej kadry.

Lechia chce być jak Atalanta. A dlaczego nie jak Barcelona? [CZYTAJ WIĘCEJ]

Reklama

W tym samym marcu przytrafiły się też porażki z Radomiakiem, Rakowem czy Górnikiem, wszystkie w sumie takie, że Lechia miała coś do powiedzenia, ale koniec końców okazywała się po prostu Lechią. Cyrk w obronie, ciapowatość, niedokładność. I inne takie.

Im gorzej, tym lepiej. Stali obserwatorzy polskiej piłki doskonale wiedzą, o co chodzi. Gdy bieda i kryzys organizacyjny zaglądają do szatni, ta się jednoczy, mobilizuje w obliczu trudności i na boisku spisuje się lepiej niż dotychczas. Szefostwo Biało-Zielonych ośmiesza siebie (i przepisy), utrzymując licencję na Ekstraklasę mimo coraz bardziej bezczelnych zagrywek, ale piłkarze wzięli się do roboty i jeśli nie spuszczą z tonu, za chwilę opuszczą strefę spadkowąwieszczył na Weszło w połowie lutego Przemysław Michalak. A potem były cztery przegrane mecze i nadzieja na chwilę obumarła.

Ostatecznie trochę tej Lechii zeszło, ale dziś jest poza strefą spadkową, a to naprawdę nie lada wyczyn. Może i będzie nad kreską tylko przez moment i zaraz zepchnie ją w ligowy niebyt jakiś wyrwany przez Stal czy Zagłębie wynik z serii niespodziewanych, ale nie zmienia to faktu, że John Carver coś w sobie ma i w swój zespół potrafił tchnąć życie. Ktoś powie, że nauczył gdańszczan grać w piłkę, ale to takie wyświechtane – on po prostu stara się dać tej drużynie pewność, której z natury rzeczy brakowało przez większość sezonu. Carver przyniósł ze sobą pozytywne myślenie i entuzjazm, a tych wcale nie powinniśmy uznawać za nic nie znaczące pierdoły.

Ofensywa Lechii w ofensywie. A tyły powoli do przodu

Zdarzają się oczywiście babole w defensywie, z których Lechia w tym sezonie słynie, ale elementu komicznego jest w jej meczach coraz mniej. Wraz z nim mniej jest także przypadku. Nagle też okazuje się, że można zrobić użytek nawet z Bobcka czy Wjunnyka, może mało widowiskowych, ale mających swój udział we wszystkich trzech wiosennych zwycięstwach Lechii.

  • z Lechem Poznań (1:0) to Bobcek ustalił wynik,
  • z Zagłębiem Lubin (3:1) obaj dali wspaniały koncert – Bobcek strzelił gola i zanotował asystę, a Wjunnyk zaliczył dwa ostatnie podania,
  • teraz z Jagiellonią (1:0) trzy punkty dał sam Wjunnyk.

Zresztą bez chociaż jednego gola któregoś z tych dwóch piłkarzy Lechia wygrała jedynie z Radomiakiem w połowie września.

Reklama

Uradowany Bohdan Wjunnyk. Jego gol dał Lechii wygraną z Jagiellonią

Przy czym już od jakiegoś czasu wiemy, że drużyna z Gdańska potrafi strzelać gole. Zdobytych bramek ma więcej od plasujących się w środku tabeli ekip Piasta czy Korony. Tylko goli straconych mają gdańszczanie najwięcej w lidze i to one, jeśli coś w ogóle, mogą ich pogrzebać. Wczoraj, nawet pomimo gorszego meczu mistrzów Polski, ta nie za dobra defensywa Lechii zatrzymała jednak… no właśnie, mistrzów Polski. Niemrawych i ospałych, ale jednak znanych z umiejętności rozmontowania nawet bardziej szczelnych bloków defensywnych.

Jasne, w ostatnich minutach gdańszczanie bronili się już bardzo głęboko, momentami trochę chaotycznie, ale nie można mieć przecież do nich o to pretensji. Grali z kandydatami do tytułu. Patrząc jednak na spotkanie całościowo – podopieczni Johna Carvera pozostawili po sobie znacznie lepsze wrażeniezauważa na Weszło Michał Kołkowski.

Teraz wrogiem gdańszczan będzie już chyba tylko niezbyt przyjemny terminarz. Za tydzień jadą do Łodzi, a później czekają ich jeszcze między innymi starcia:

  • ze Stalą – typowy mecz o sześć punktów,
  • z Legią i Pogonią – spotkania z czołówką, choć je chyba wiosenna Lechia lubi,
  • z Koroną – szalenie groźną na wiosnę.

Nic jednak nie jest niemożliwe.

Śląsk na kursie ku nadziei. Stanie się cud?

Taka maksyma może przyświecać także czerwonej latarni z Wrocławia. Śląsk po 23 meczach miał na swoim koncie 14 punktów. Śmiesznie mało, wynik żenujący, nijak nie zwiastujący utrzymania. A tu nagle remis, potem dwie wygrane i piłkarze Ante Simundzy biją się o ligowy byt jak równy z równym. Po tym, co zobaczyliśmy wczoraj w ich meczu z Lechem – nie są bez szans na wyskoczenie ze strefy spadkowej.

Tak, napisaliśmy to. Nie są bez szans na utrzymanie. Bo punkty i strata do wyżej uplasowanych rywali to jedno, ale za Śląskiem może zacząć przemawiać gra. – Zobaczyliśmy zwarty szyk w obronie Śląska, defensorzy sporo strzałów przyjmowali na siebie, całkiem skutecznie wypychali rywali z pola karnego, z najgroźniejszych pozycjizauważył wczoraj Szymon Janczyk i nie wyssał sobie tego spostrzeżenia z palca.

Śląsk okazał się lepszy od Lecha. Jesienią kompletnie nie do pomyślenia

Jeśli do niezłej defensywy dorzucimy jeszcze lepszy atak, to Simundza może już z optymizmem patrzeć w przyszłość. W trzech kolejnych meczach jego zespół wykręcił xG większe od rywali, a dwukrotnie były to wartości wręcz zjawiskowe.

  • z Lechem wrocławianie zapracowali na 2,56 gola,
  • ze Stalą, grającą długo w dziesiątkę, 3,29,
  • z Pogonią skromniej, 1,12 przy 1,01 rywali.

Oda do Al-Hamlawiego

Wraz z lepszymi wynikami Śląska dowiedzieliśmy się też, że zimą do Wrocławia trafił snajper, który może dać zespołowi z Dolnego Śląska wiele dobrego. W każdym z czterech ostatnich spotkań Assad Al-Hamlawi trafiał do siatki rywali i można śmiało powiedzieć, że na wiosnę to Palestyńczyk wyrasta na symbol odbudowy zespołu, który już dawno widzieliśmy w I lidze.

Potrzeba tej drużynie kogoś o charakterystyce Al-Hamlawiego, szczególnie że Śląsk przywykł w ubiegłym sezonie do tego, że za uszy ciągnie zespół dobry, a może i bardzo dobry napastnik.

Najlepszego napastnika zimą kupił Śląsk Wrocław. To Assad Al-Hamlawi [CZYTAJ WIĘCEJ]

Na nas największe wrażenie zrobił wczoraj drugi gol Palestyńczyka. Taki potwierdzający tylko tezę, że piłkarz Śląska jest w znakomitej formie i może swoją drużynę poprowadzić ku utrzymaniu. W bardzo krótkim czasie w polu karnym Lecha zadziało się naprawdę wiele, ale Al-Hamlawi był, gdzie być powinien i zrobił, co powinien zrobić. Brzmi łatwo, ale łatwe nie było.

Wraz z Al-Hamlawim dawny blask odzyskują wcześniej brylujący na ekstraklasowych boiskach wicemistrzowie Polski. – Lech wcale nie grał dramatycznie źle, nie był jak na przykład Jagiellonia w Gdańsku. Ze Śląskiem w formie jesiennej, wystarczyłoby to do łatwego 2:0, ale tamtego Śląska dziś nie ma, jest porządna drużyna z konkretnymi argumentami – oceniał na gorąco Paweł Paczul, który wczoraj z dużą uwagą przyglądał się poczynaniom piłkarzy Simundzy.

Niech to wybrzmi: tamtego Śląska dziś nie ma. Jeśli jest w ekstraklasowym świecie jakaś odrobina logiki, to już go nie zobaczymy. I może wcale nie dlatego, że wrocławianie kolejny sezon rozegrają w I lidze. Pogłoski o śmierci ekip z Wrocławia i Gdańska były mocno przesadzone.

CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:

ANTONI FIGLEWICZ

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa