Reklama

Nowy wspaniały świat Widzewa [KOMENTARZ]

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

28 marca 2025, 14:03 • 6 min czytania 56 komentarzy

Teraz wyżej jest już tylko niebo. Czasy dawnej wspaniałości w końcu wracają. Korki szampanów w Łodzi strzelają tak wysoko, że już nigdy nie spadną na ziemię. Droga do europejskich pucharów stoi otworem, a Liga Konferencji to tylko Liga Konferencji. Więc może by tak Messiego? Nie no, gdzie tam, za stary, pójdziemy po Mbappe. Wielki Widzew to i wielkie szaleństwo. Robert Dobrzycki wkracza do klubu z poważnymi planami i sporym zapleczem finansowym, które mają poprowadzić zespół i jego kibiców do nowego wspaniałego świata. I kto wie, może poprowadzą?

Nowy wspaniały świat Widzewa [KOMENTARZ]

Gdyby tak rzucić okiem na sieć i ostatnią godzinę spędzić w świecie rozanielonych kibiców Widzewa, można by uznać, że właśnie wynaleziono w Łodzi lek na raka albo co najmniej metal lżejszy od powietrza. Zachwytom wprost nie ma końca, ale by zrozumieć tę ogromną (albo raczej galantą) potrzebę osiągnięcia czegoś więcej niż ligowy byt należy cofnąć się do czasów, o których spora część kibiców Widzewa po prostu nie pamięta. Bo i nie ma prawa.

Czasów usianych sukcesami, na które składały się tytuły mistrza Polski czy historyczna kampania w Pucharze Europy zakończona dopiero na półfinale tych rozgrywek. Jest pewnie kilka pokoleń fanów ekipy z alei Piłsudskiego, którzy mają w pamięci piękne chwile spełnienia i marzą o powrocie do złotej ery. Co dwa tygodnie wchodzą na swój wypchany po brzegi stadion i wierzą, że po boisku będzie biegał Boniek, Smolarek, chociaż Citko. A w zamian dostają Gonga czy Kastratiego i raz za razem sprowadzani są na ziemię.

A jednak przychodzą znowu. I znowu.

Dziś znów mogą być dziećmi. Nawet jeśli wyobrażają sobie zbyt wiele, nawet jeśli coś się nie uda i nagle świat się zawali – mają swój moment. Siedzą pewnie wygodnie w fotelach, przymykają oczy i słyszą, jak jakiś facet krzyczy, żeby Turek kończył mecz. – Jaki Turek? – myślą. – Przecież to było już tak dawno, ludzie! Teraz napisze się nowa historia!

Reklama

Widzew Łódź jako zbiorowe marzenie. Nostalgia królową Łodzi

Pogoń za wielkością jest tym, co w ostatnich latach definiowało Widzew. Możecie się zaśmiać, że to takie tam pieprzenie, ale wierzcie – bez przekonania, że klubu i społeczność wokół niego to coś więcej niż piłka nożna, łódzkiej drużyny nie byłoby w Ekstraklasie. Po prostu – niezwykłym jest już sam powrót na najwyższy poziom rozgrywkowy po niemal całkowitym upadku i nawet jeśli cała ta podróż naznaczona była wieloma dramatami i momentami bardzo trudnymi, to można ją było odbyć tylko dlatego, że dziesięć lat temu zdecydowano się zrobić wszystko, by ważna część życia kibiców nie zniknęła z powierzchni ziemi.

Lepiej lub gorzej, przez dziesięć lat budowano podwaliny pod… no właśnie, pod co? Każdy kibic Widzewa, ten mniej i ten bardziej zaangażowany, zakładał najpewniej, że odbudowa nie jest sztuką samą dla siebie. Że wraz z nią rosną szanse na coś więcej.

Że jakby miało się nagle otworzyć okno czasowe, w którym Widzew dostanie swoją szansę, to trzeba zrobić wszystko, albo nawet więcej niż wszystko, żeby tylko ową szansę wykorzystać. I nic więc dziwnego, że Robert Dobrzycki przejmuje Widzew z aureolą umieszczoną nad jego głową i wśród głośnych okrzyków.

Santo subito – niesie się po Łodzi.

Wszystko przez ten głód sukcesu i, pewnie niezrozumiałe w wielu innych miejscach w Polsce, przekonanie o tym, że klub z Łodzi jest przeznaczony do rzeczy wielkich. Robert Dobrzycki nic jeszcze jednak nie zrobił, nigdzie jeszcze Widzewa nie doprowadził. A to oznacza z kolei, że rozpoczyna swoją nową przygodę z gigantycznym wręcz ciężarem odpowiedzialności rzuconym na barki. Nadzieja jest tak ogromna i wiara sięga tak daleko, że na niepowodzenie po prostu nie ma miejsca.

Dobrzycki za sterami. Dokąd powiedzie Widzew?

Jak chciałby Pan zostać zapamiętany? – pyta Roberta Dobrzyckiego portal Eurobuild.

Reklama

Jako jeden z niewielu Polaków, którzy osiągnęli sukces i są rozpoznawalni w skali globalnej – odpowiada przedsiębiorca.

Jeśli częścią jego planu i upartości w dążeniu do realizacji tego wprost wypowiedzianego marzenia ma być Widzew – bomba! Dla kibiców w Łodzi, dla polskiej piłki, dla Ekstraklasy. Ze wszystkich stron brzmi i wygląda to świetnie. Na pewno do czasu, kiedy interesy nowego właściciela będą faktycznie zbieżne z interesami polskiego klubu. Zostawiam sobie taką małą furteczkę, którą mógłbym czmychnąć niezauważony, jeśli za kilka lat ktoś zauważy, że to wcale nie potoczyło się tak, jak powinno. Sprytne, nie? Choć może kompletnie niepotrzebne.

Robert Dobrzycki (po lewej) dogadał się z Tomaszem Stamirowskim. Dotychczasowy właściciel pozostanie mniejszościowym udziałowcem

Robert Dobrzycki jest bowiem osobą mającą ugruntowaną pozycję w środowisku biznesowym, Ciągnie się za nim, jak za asteroidą, świetlisty ogon sukcesów, które osiągnął w branży na co dzień niezauważalnej. Bo to że tych hal przy autostradach wybudował w Polsce setki, a może i tysiące, to nie znaczy, że zwracamy na nie uwagę. Gdzieś po cichu wyrósł więc naprawdę lubiący piłkę potencjalny inwestor, który sam zdradził w pewnym momencie, że po prostu chce włożyć pieniądze w klub sportowy.

Pan i władca dojazdów do autostrad. Kim jest człowiek, który kupił Widzew? [CZYTAJ WIĘCEJ]

Polska piłka marzy o takich ludziach. Czasem ich wypluwa – przeżutych, poturbowanych, potraktowanych jak dojne krowy – i na zawsze zniechęca do inwestycji w najpopularniejszą w naszym kraju dyscyplinę sportu. Ale to przecież nie musi tak być. Widzew przejmuje człowiek uparty, skupiający się na celu.

No i skuteczny.

Przewodzenie polskiemu rynkowi, szczególnie w skali przedsiębiorstwa, które miałoby być finansowym zapleczem klubu z Ekstraklasy, już samo w sobie może robić wrażenie. Panattoni jest też jednak liderem rynku niemieckiego, choć tam konkurencja jeszcze wierzga i nie została całkowicie zneutralizowana jak miało to miejsce nad Wisłą – pisaliśmy w lutym, gdy Dobrzycki potwierdził, że negocjuje przejęcie pakietu większościowego akcji Widzewa. Tu podbój, tam podbój. Zaraz może kolejny podbój.

Widzewiaku! Spokojnie!

Nie, nie, spokojnie. Tu nie ma miejsca na natychmiastowy podbój Ekstraklasy, co to, to nie. Widzew musi najpierw nadrobić lata, w których największe polskie kluby uciekały mu pod względem organizacyjnym czy infrastrukturalnym. Dużo pracy już wykonano, ale sam fakt, że na zawodników klubu z Łodzi można wpaść w miejskim parku, gdy na rowerach wracają z umiejscowionego tam boiska treningowego pod stadion, dowodzi, że jeszcze wiele jest do zrobienia. Zresztą same boiska treningowe to temat rzeka. Cały czas sporym problemem jest brak ośrodka z prawdziwego zdarzenia. Stadion? No jest, ale zdecydowanie za mały i władze Widzewa od lat kombinują, jak zarobić na nim chociaż trochę więcej. Dość powiedzieć, że Widzew jest ewenementem w skali kraju – umie “zapełnić” stadion z nawiązką poprzez system zwalniania karnetów i w ten sposób na osiemnastotysięcznik sprzedaje co mecz nawet ponad dwadzieścia tysięcy wejściówek.

Nawet kadra, choć wydaje się taką na utrzymanie w Ekstraklasie i spokojny byt, wymaga liftingu i przecież nie zmieni się całkowicie w ciągu jednego czy dwóch okienek transferowych. Cudów nie ma, Widzew będzie potrzebował czasu.

Widzew zmienił zasady dla Chorwatów. Sopić układa sztab i zespół [CZYTAJ WIĘCEJ]

A wraz z nim tego czasu potrzebował będzie Dobrzycki. Początek jego rządów w Łodzi będzie wręcz sielankowy, ale z czasem kibice będą łaknęli konkretów. Balon oczekiwań nadął się do naprawdę sporych rozmiarów, więc trzeba zakładać, że jeśli dasz kibicom Widzewa palec, to gotowi są wziąć dla siebie i całą rękę, a każda deklaracja, nawet ta najbardziej odjechana, zostanie zapamiętana przez tysiące ludzi gotowych wyciągnąć ją w najmniej oczekiwanym momencie. Taka to pułapka czeka na nowego właściciela

Warto w nią jednak wejść i dać się ponieść takiemu ogólnemu szaleństwu. Szczególnie jeśli marzy się o zostaniu jednym z niewielu Polaków, którzy osiągnęli sukces i są rozpoznawalni w skali globalnej.

WIĘCEJ O WIDZEWIE NA WESZŁO:

ANTONI FIGLEWICZ

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Polecane

Praca z Małyszem, ratowanie karier i pasja do Premier League. Oto nowy trener kadry skoczków

Jakub Radomski
2
Praca z Małyszem, ratowanie karier i pasja do Premier League. Oto nowy trener kadry skoczków