Reklama

Trela: Michał Probierz i najcieplejsza posadka polskiej piłki

Michał Trela

Autor:Michał Trela

22 marca 2025, 08:03 • 7 min czytania 127 komentarzy

Jeszcze do niedawna funkcja selekcjonera reprezentacji Polski wiązała się z prestiżem i trenerskim spełnieniem, ale też wielką presją, nieustanną krytyką i ryzykiem utraty pracy przy każdej możliwej okazji. Michał Probierz korzysta jednak z nadzwyczajnych splotów okoliczności, które sprawiły, że ma pracę niemal bez wad.

Trela: Michał Probierz i najcieplejsza posadka polskiej piłki

Michał Probierz stwierdził kiedyś, że nie trzeba mu życzyć zdrowia, wystarczy szczęście. „Bo jak je masz, to nie zachorujesz”. Doczekał się. Bo ostatnie lata zawodowo układają się dla niego jak dla kogoś w czepku urodzonego.

W listopadzie 2021 został zwolniony z Cracovii. W klubowym środowisku przyjęto to z ulgą albo przynajmniej zrozumieniem. Cały ostatni rok, by nie powiedzieć dwa lata, był rozczarowujący. Od dymisji, która nie została przyjęta na początku 2021 roku, była już tylko równia pochyła. Jego pozycja na rynku była taka, że po odejściu z Cracovii przyjął propozycję praktycznie skazanego na spadek Bruk-Betu Termaliki Nieciecza. Skąd odszedł po dwóch dniach.

Szczęśliwie się złożyło, że krótko przed odejściem Probierza z Cracovii Cezary Kulesza został prezesem PZPN. Gdy akurat w czerwcu 2022 zakończył się niepowodzeniem cykl eliminacyjny, zwolniło się miejsce w kadrze U-21. Trener po pół roku bezrobocia je przyjął. Pracę rozpoczął serią ośmiu meczów towarzyskich, za które nikt go przecież nie miał rozliczać. Podpisując umowę, od razu zyskał rok spokoju.

Polska 1:0 Litwa. Felieton Michała Treli

Selekcjoner pod ręką

W tym samym czasie sprzyjająco działo się też w seniorskiej reprezentacji. Czesław Michniewicz został pogoniony po niesmaku, jaki pozostawiła tzw. afera premiowa. Fernando Santos spisywał się na tyle koszmarnie, że trzeba było reagować, a po fiasku z kolejnym selekcjonerem zagranicznym nominacja krajowa miała zostać przyjęta ze zrozumieniem. Wprawdzie Probierz nie był ani jedynym dostępnym, ani nawet naturalnym kandydatem, ale łatwiej było wytłumaczyć, że wobec braku czasu i zbliżających się kolejnych spotkań eliminacyjnych, zdecydowano się na nominację wewnątrz struktur federacji. Jako atut tego kandydata przedstawiano doświadczenie w pracy selekcjonera, na które składało się osiem meczów towarzyskich kadry U-21 uzbieranych w trakcie minionego roku i dwa wygrane spotkania eliminacyjne z Kosowem i Estonią. Adam Majewski, który wprowadził młodzieżówką na mistrzostwa Europy, raczej nigdy na tej podstawie nie dostanie kadry narodowej.

Reklama

Mimo fatalnych eliminacji rozgrywanych pod poprzednikiem drużyna Probierza wciąż mogła bezpośrednio awansować na turniej. Nie pokonała jednak na własnym stadionie ani Mołdawii, ani Czech. Zakwalifikowała się do baraży wyłącznie dzięki wywalczonej przez poprzedników wysokiej pozycji w Lidze Narodów. Kuleszy w tej sytuacji pozostało jedynie teatralnie rozłożyć ręce, powiedzieć, że nie czas na zmiany i dać staremu druhowi kolejne pół roku w roli selekcjonera.

W barażach Polacy trafili na Estonię u siebie, by później o wyjazd na Euro rywalizować w Walii. W meczu przeciągania liny przetrwali 120 minut z bezbramkowym remisem i skuteczniej wykonywali rzuty karne. Zadanie zostało wykonane. Probierz „uratował” eliminacje, przedłużając okres pracy z kadrą do Euro 2024. Tam Polska trafiła w losowaniu najgorzej, jak się dało, co akurat dla selekcjonera było najlepszym wariantem z możliwych. Podczas gdy dla większości poprzedników odpadnięcie po fazie grupowej turnieju oznaczało koniec pracy, a Michniewicza nie ocaliło nawet wyjście z grupy, po wyczynach kadry Santosa, tym razem nie było absolutnie żadnych oczekiwań. Po wylosowaniu Francji, Holandii i Austrii odpadnięcia już po trzech meczach wszyscy wręcz się spodziewali. Zdobycie punktu z Francją, podjęcie walki z Holandią i założenie przez selekcjonera eleganckich garniturów, o których napisały niektóre obcojęzyczne portale, wystarczyło, by zostać moralnym zwycięzcą Euro. To znaczy odpaść, ale godnie.

Odwaga tylko na konferencjach

Istniał więc pewien rodzaj społecznego przyzwolenia, by z tym samym selekcjonerem wkroczyć także w Ligę Narodów i przekonać się, czy mając trochę więcej czasu i mniej noża na gardle będzie w stanie przekuć przyzwoite momentami wrażenie na jakiś konkret. Szczęśliwa wyjazdowa wygrana ze Szkocją sugerowała nawet, że coś takiego może się wydarzyć. Ale kolejne miesiące wydobyły na wierzch to, czego można było się obawiać od początku. Absurdalne eksperymenty, w rodzaju wrzucenia Maxiego Oyedele na środek pomocy przeciwko Portugalii, pomijanie w powołaniach niektórych dobrze radzących sobie w klubach bramkarzy i trudne do zrozumienia forowanie innych.

Ale to wszystko nadal nie miało większego znaczenia. Z Portugalią czy Chorwacją nie wstyd przegrać, dla poprzedników Liga Narodów też była bolesnym doświadczeniem. Samo urwanie punktu Chorwacji, czy niezłe kilkadziesiąt minut w Portugalii znów budowało pozycję selekcjonera. Wprawdzie jego drużyna traciła za dużo bramek, ale sporo też strzelała, co pomagało Probierzowi przebierać się za kogoś, kim nigdy nie był. Miłośnika ofensywnej piłki, futbolu na tak. Słowo „odwaga” wrzucał na konferencjach prasowych jak kiedyś Grzegorz Krychowiak słowo „Bierhoff”, bo założył się o to z Wojciechem Szczęsnym. Na boisko odwagę było widać rzadko, ale oglądający mecze ze zrozumieniem to przecież mniejszość. Ważne było, że w telewizji i w radiu puszczali cytaty o odwadze, które zawsze brzmią dobrze.

Wystarczyło nie przegrać ze Szkocją u siebie i Polska awansowałaby do baraży o utrzymanie w pierwszej dywizji Ligi Narodów, ale akurat rywal strzelił gola w ostatniej akcji meczu. Szczęście jednak się nie wyczerpało. Eliminacje mundialowe za pasem, zmian już było dużo, nie podobał się wam Polak, nie podobał obcokrajowiec, to teraz stawiamy na ciągłość. Minęło już półtora roku na najważniejszej trenerskiej posadzie w polskiej piłce kogoś, kto miał znaleźć się tam jako rozwiązanie doraźne, bo był pod ręką. Probierz w tym czasie wygrał trzy mecze o punkty: z Wyspami Owczymi w debiucie, wczorajszy z Litwą i w międzyczasie jeszcze szczęśliwy, z dwoma rzutami karnymi, ale nie umniejszajmy, w Szkocji. Litwa i Wyspy Owcze należą do najsłabszych drużyn kontynentu, jedynie wygrana w Szkocji miałaby jakąś sportową wartość, gdyby jej waga nie została zniwelowana domową porażką w rewanżu. Do tego doszły jeszcze towarzyskie zwycięstwa z Turcją, Ukrainą oraz Łotwą. Ale na ostatnie dziesięć meczów tylko dwa były zwycięskie.

Reklama

Spokojnie, zaraz się rozkręci

Udało się wymęczyć 1:0 z Litwą, pewnie uda się i z Maltą. Do tego dochodzą jeszcze rewanże, mecz towarzyski z Mołdawią i jest szansa, że bilanse zaczną w tym roku wyglądać lepiej. Byle tylko indywidualną jakością piłkarzy jakoś przepchnąć potencjalnie niewygodne mecze z Finlandią i kolejny rok już prawie zleci. Z Hiszpanią albo Holandią na koniec eliminacji nikt o zdrowych zmysłach nie będzie przecież wymagał zwycięstw ani nawet punktów. Wystarczy jakoś zostawić za sobą Finlandię i baraże mundialowe będą bardzo realne. A że odbywają się dopiero w marcu 2026, nikt przecież nie będzie przed nimi ruszał selekcjonera.

Probierz może zupełnie naturalnie dociągnąć na stanowisku do dwóch i pół roku, nadal nie ogrywając nikogo ponadprzeciętnego. Dwa i pół roku to może w selekcjonerskim świecie niewiele, ale w przypadku Polski to całkiem pokaźny staż. Probierz już pracuje dłużej niż trzech jego poprzedników (Michniewicz, Santos, Paulo Sousa). W XXI wieku krócej od niego selekcjonerami byli również Waldemar Fornalik i Zbigniew Boniek. Jeśli przetrwa do przyszłorocznych baraży, na co ma wszelkie szanse, dobrnie stażem do Jerzego Brzęczka, który jednak, by to zrobić, musiał wygrać grupę eliminacyjną i utrzymać się w najwyższej dywizji Ligi Narodów. Probierz musi wyprzedzić Finlandię.

Każdy taki przepchnięty mecz jak z Litwą, każda wymęczona wygrana, przedłuża Michałowi Probierzowi selekcjonerską posługę. Długo piastowanie tej pozycji było wielkim zaszczytem, ale wiązało się też z niedogodnościami, jak ciągła krytyka, przedwczesne rozliczenia i ponoszenie odpowiedzialności za wszelkie niepowodzenia. Dla Jerzego Engela, Pawła Janasa czy Adama Nawałki odpadnięcie w grupie wielkiego turnieju, na który wcześniej awansowali, przekreślało wszelkie zasługi. Michniewicza nie ocalił wynik, od którego Probierz jest na razie odległy o lata świetlne. Ale sytuacja się zmieniła. Kadra tak przyzwyczaiła wszystkich do słabej gry i nędznych wyników, że nikt już nie ma wobec niej wielkich oczekiwań. Kiedy jeszcze oprócz Roberta Lewandowskiego było kilku piłkarzy dobrze radzących sobie na europejskiej scenie, widziano szansę, by polska kadra poszła wyżej. Gdy jednak coraz bardziej ewidentne jest, że do głosu doszła generacja znacznie mniej obfitująca w talent, trudno się nawet wygłupiać z jakimiś oczekiwaniami i nadziejami. Probierz może więc przetrwać na stanowisku rzeczy, których poprzednicy by nie przetrwali. Jedyna niedogodność to jakieś podszczypywania w mediach raz na kilka miesięcy. Ale poza tym, żyć, nie umierać.

Pięć lat temu Zbigniew Boniek usłyszał w studiu „Stanu futbolu” od Mateusza Rokuszewskiego, że jego kaprys marnuje mocne pokolenie reprezentacji z najlepszym piłkarzem w historii polskiej piłki włącznie. Teraz jednak nie można powiedzieć nawet tego. Najlepszy piłkarz w historii polskiej piłki został dla reprezentacji już dawno zmarnowany pod kątem osiągnięcia wielkiego wyniku zespołowego. A że obecne pokolenie nie wydaje się mocne, to i marnowanie resztek jego potencjału przez kaprys Cezarego Kuleszy aż tak nie oburza. Michał Probierz nawet w tej kwestii miał szczęście.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. FotoPyk

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Czy znów potkniemy się na rywalu z nizin europejskiej piłki?

AbsurDB
8
Czy znów potkniemy się na rywalu z nizin europejskiej piłki?

Piłka nożna

Piłka nożna

Czy znów potkniemy się na rywalu z nizin europejskiej piłki?

AbsurDB
8
Czy znów potkniemy się na rywalu z nizin europejskiej piłki?