Reklama

Tracimy czas z Michałem Probierzem. Wciąż mamy 12 października 2023 roku

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

22 marca 2025, 11:56 • 4 min czytania 100 komentarzy

Nie ukrywam, że od początku nie byłem zwolennikiem Michała Probierza na selekcjonerskim stołku. Gdy trzeba było wypełnić lukę po Fernando Santosie, widziałem na nim Marka Papszuna. Skoro jednak wyszło jak wyszło, nie chciałem zbyt szybko oceniać. Reprezentacja to na tyle poważna sprawa, że kto by nią nie dowodził, życzę jej dobrze. Po meczu z Litwą coś jednak we mnie pękło, zostałem odarty z ostatnich resztek złudzeń.

Tracimy czas z Michałem Probierzem. Wciąż mamy 12 października 2023 roku

Pora to głośno powiedzieć: z obecnym selekcjonerem kroku do przodu nie wykonamy. Jesteśmy w tym samym miejscu, co 12 października 2023 roku, gdy Probierz debiutował z Wyspami Owczymi. Męczyliśmy się wtedy, męczyliśmy się wczoraj. Wygrywaliśmy, bo jednak różnica w jakości indywidualnej była tak duża, że coś w końcu wpadało. Ale to tyle.

Michał Probierz w reprezentacji Polski gwarantuje stagnację

Ba, być może jesteśmy nawet w gorszym punkcie niż półtora roku temu. Wtedy jeszcze można było mieć cień nadziei, że zobaczymy nowe oblicze trenera z Bytomia i faktycznie ta drużyna pod jego wodzą zaliczy progres. Nowe oblicze Probierza dostaliśmy, ale tylko w wymiarze medialnym. Jak na siebie, rzeczywiście dość dobrze współpracuje z mediami i nie obrusza się na pytania tak często, jak można było się obawiać. I nic więcej.

Podczas gdy Ekstraklasa się rozwija, mamy falę młodych i obiecujących trenerów, a coraz więcej zespołów prezentuje wyższą kulturę gry niż kilka lat temu, oglądamy reprezentację grającą nudny, skostniały, bojaźliwy i do bólu przewidywalny futbol. Probierz z oślim uporem trzyma się ustawienia z trójką stoperów i wahadłowymi, często wymuszającego jeden sposób funkcjonowania, czyli atakowanie bokami. Efekty? Mnóstwo “pustych” wrzutek, dużo dalekich podań, strzały z nieprzygotowanych pozycji. Cracovia vibe w wydaniu reprezentacyjnym. Jeśli ktoś nie zrobi różnicy indywidualną jakością, leżymy i kwiczymy.

Reklama

Jan Bednarek kilka razy wybawił nas od kłopotów w meczu Polska – Litwa.

Nie znaczy to, że alternatywą jest jedynie 4-4-2 z czasów Adama Nawałki, bo chwilami w taka narrację wchodzimy. Mając wyjściowo czwórkę z tyłu można stosować mnóstwo rozwiązań z różnorakim rozłożeniem akcentów taktycznych, uniwersalność w różnych fazach gry to dziś przecież kluczowa sprawa. Dostrzegamy to nawet na nizinach Ekstraklasy. Taki Jan Grzesik w Radomiaku w fazie bronienia dokleja się do dwójki stoperów i zespół broni piątką, a w fazie ofensywnej często dubluje pozycję “dziewiątki”. Jeden i ten sam zawodnik.

Michał Probierz nie rozwiązuje problemów tej kadry

Kręcimy się wokół własnej osi, żaden problem, który trapił nas w 2023 roku, nie został rozwiązany. A ciągle dochodzą nowe. Selekcjoner zawsze może mówić, że potrzeba czasu i cierpliwości, że “jeszcze” czegoś brakuje, że brak tego czy tamtego był odczuwalny, ale coraz mniej osób się na to nabiera. Kontuzje przecież zdarzają się prawie zawsze, bardzo rzadko jakiś trener ma do dyspozycji absolutnie wszystkich najlepszych zawodników, którzy zdrowotnie na nic nie narzekają.

Jasne, brak Nicoli Zalewskiego i Piotra Zielińskiego był osłabieniem, jednak stanowiłoby to wytłumaczenie ofensywnej niemocy z Holandią czy Hiszpanią, a nie Litwą, w której od początku grał głęboki rezerwowy Radomiaka Radom, a z ławki wszedł nawet zmiennik z Pogoni Siedlce, czyli ostatniego zespołu I ligi. Zresztą, przeważnie jest coś za coś. Nie było duetu z Interu, ale za to doszedł odbudowany w Feyenoordzie Jakub Moder i przywrócony do łask Matty Cash, który przecież dopiero co awansował do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.

Matty Cash próbował coś zdziałać w meczu z Litwą, ale nie mógł znaleźć nici porozumienia z kolegami. 

Reklama

Gdyby jeszcze Michał Probierz nagle radykalnie odmłodził skład, miałby jakieś alibi na kolejne miesiące, ale tu nic takiego się nie dzieje. Obracamy się mniej więcej w tej samej grupie zawodników, a dzikie eksperymenty w stylu Maxi Oyedele na Portugalię są porzucane, nim jeszcze wszyscy zdążą je skrytykować. Poza Kacprem Urbańskim, obecny selekcjoner nikogo istotnego dla Biało-Czerwonych nie odkrył.

Probierz musiał nie przegrać barażu z Walią i nie przegrał, a później do perfekcji opanował sztukę przetrwania w oparciu o momenty odchodzenia od przepraszania, że jesteśmy na boisku, jak odważniejsze 45 minut z Holandią na Euro, po których słowa o czasie i cierpliwości trafiają na podatniejszy grunt. Wszystkie braki są jednak obnażane podczas meczów z ekipami z podobnej półki lub przeciwnikami zdecydowanie niżej notowanymi, kiedy wymagania publiki przestają ograniczać się do “powalczenia” i zobaczenia dwóch składnych akcji na 90 minut.

Nigdy w życiu nie czułem tak mocno, że już na wejściu mam dość reprezentacji, a przerwa na kadrę jest czasem, który trzeba jakoś przetrwać z zaciśniętymi zębami, wyczekując na następny piątek i godzinę 18:00, gdy wróci Ekstraklasa. Może człowiek po prostu się starzeje, a może jednak chodzi o to, co od wielu miesięcy (powoli już nawet lat) oferuje produkt pod nazwą “reprezentacja Polski”. A nie ma nic gorszego dla obserwatora piłki, niż oglądanie meczu bez żadnej nadziei na wstępie. My z tym uczuciem już nie tyle się oswoiliśmy, co zaczęliśmy zbijać z nim piątkę.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO O REPREZENTACJI POLSKI:

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna