Jakub Wawszczyk jeszcze w poprzednim sezonie rozegrał 25 meczów w I lidze dla Znicza Pruszków. Nie był więc zawodnikiem znajdującym się na uboczu, który nie miałby czego szukać w Polsce. Mimo to latem podjął odważną decyzję i przeszedł do wówczas jeszcze litewskiego drugoligowca FK Riteriai, z którym wywalczył awans i dziś jako kapitan gra już w najwyższej lidze. 27-letni obrońca nie żałuje tego ruchu. Wręcz przeciwnie, nowym miejscem jest zachwycony w każdym aspekcie i rozpoczął nawet naukę języka litewskiego.
Przed piątkowym meczem Polska – Litwa rozmawiamy z nim o piłkarskich realiach w kraju naszego dzisiejszego rywala oraz o jego historii, która jest bardzo ciekawa. Wawszczyk nie ukrywa, że wyjazd za granicę pozwolił mu odciąć się od trudnej przeszłości. Zapraszamy.
***
Jakub Wawszczyk – polski piłkarz na Litwie (FK Riteriai)
W Polsce raczej nikt nie ma wątpliwości, że z Litwą jesteśmy zdecydowanym faworytem i powinniśmy pewnie wygrać. Podzielasz ten pogląd?
Warto nikogo nie lekceważyć. Niedawno mieliśmy przecież mecze z Mołdawią i pamiętamy, jak się skończyły. Uważam, że Litwa w tym momencie robi duży krok do przodu, choć wyniki w Lidze Narodów zdają się tego nie potwierdzać. Ta drużyna w piłkę gra jednak znacznie lepiej niż jeszcze jakiś czas temu. Widać to także po tym, że litewscy zawodnicy trafiają do coraz mocniejszych klubów. Gvidas Gineitis gra w Torino, Edgaras Utkus to mocny punkt Cercle Brugge, a Armandas Kucys strzela jak szalony dla Celje. Nie możemy więc podejść do tematu zbyt lekko, zwłaszcza że to sam początek eliminacji. Nie skreślałbym Litwinów, natomiast oczywiście jesteśmy faworytem. Mamy piłkarzy ze znacznie lepszych klubów i z naszej perspektywy każdy inny wynik niż wygrana będzie rozczarowaniem.
Litwa wcale nie jest tak słaba? „Remis z Polską nie będzie dla mnie szokiem”
Jakie panuje zainteresowanie tym meczem na Litwie? Widać w mediach, że to teraz sportowe wydarzenie nr 1, czy także w tym przypadku potwierdza się, że Litwini w pierwszej kolejności stawiają na koszykówkę?
Koszykówka nadal jest najważniejszym sportem na Litwie, to nie ulega wątpliwości. Czuć jednak bardzo duży głód piłki nożnej na Litwie. Litewski basket jest topowy w Europie, ale widać, że rośnie liczba dzieci chcących trenować piłkę. Brakuje sukcesu międzynarodowego – klubowego lub reprezentacyjnego. Zainteresowanie jest, co pokazało spotkanie Żalgirisu Wilno z Manchesterem United w Młodzieżowej Lidze Mistrzów. Mimo że mówimy o kategorii juniorskiej, stadion się wypełnił, a kibice przez cały czas dopingowali. Były race, oprawy.
W mediach czuć atmosferę tego meczu, choć może mam nieco zawężone pole widzenia, bo obracam się w środowisku piłkarskim. Nie wiem, jak odbierają to wszyscy Litwini, ale wierzę, że już niedługo proporcje między popularnością obu dyscyplin się wyrównają.
Litewscy zawodnicy przeważnie grają za granicą, są też jednak nazwiska z ligi krajowej. Kogo tu można wyróżnić?
Fiodora Cernycha, który doskonale zna Ekstraklasę z czasów Górnika Łęczna i Jagiellonii. Nadal dobrze mówi po polsku. Jest kapitanem Żalgirisu Kowno, ostatnio graliśmy przeciwko sobie. Porozmawialiśmy, życzyłem mu powodzenia w piątek. Generalnie kadrowicze, którzy grają w A Lyga mają spore umiejętności, ale przeważnie są już trochę starsi.
Jakub Wawszczyk w trakcie meczu FK Riteriai.
Co cię skłoniło, żeby zamienić pierwszoligowy Znicz Pruszków na wówczas jeszcze drugoligowy litewski FK Riteriai? Nie miałeś wyjścia, czy uznałeś, że na tym etapie kariery warto spróbować nieoczywistego kierunku, który w przyszłości może zaprocentować?
Postawiłem wszystko na jedną kartę. Uznałem, że teraz albo nigdy. Nie ukrywam, że przychodząc do Riteriai miałem w głowie szybki awans. Grałem w ostatnich dziewięciu kolejkach i cały czas byliśmy liderem. Wystarczyło po prostu dowieźć pierwsze miejsce. Trenerem był wtedy Sławomir Cisakowski, który namówił mnie na ten kierunek. Jestem mu wdzięczny, że zadzwonił. W międzyczasie rozmawiałem z innymi klubami, ale wewnętrznie czułem, że to może być dobry ruch. Spodziewałem się, że wielu mój wybór mógł zdziwić. Od pewnego czasu jednak bardzo mocno pracuję nad sobą, więc kompletnie nie patrzyłem na opinie innych ludzi. Latem za wszelką cenę chciałem wyjechać, mimo kilku otwartych tematów w Polsce. Wolałem poczekać dwa miesiące, aż coś się pojawi z zagranicy.
Uważam, że zawodnik nie może zrobić postępu, jeśli pewne sprawy w głowie nie są poukładane. Przez ostatnie dwa lata w kraju miałem sporo problemów prywatnych, z którymi nie do końca potrafiłem sobie poradzić. To też jest dla mnie rodzaj ucieczki i chyba bilet w jedną stronę. Oczywiście w piłkarskim życiu wszystkiego się nie przewidzi, trudno teraz rzucać oświadczenia, że na pewno do Polski już nie wrócę. Na ten moment jednak w ogóle nad powrotem nie myślę. Znakomicie czuję się na Litwie, jestem zakochany w tym kraju i w ludziach, którzy tutaj mieszkają. W jakiś sposób odciąłem się od wszystkich problemów, pewne sprawy w głowie wyczyściłem. Dziś czuję, że robię progres nie tylko na boisku, ale również poza nim.
Możesz rozwinąć wątek tych problemów?
Gdy byłem w Polonii Warszawa, zmarła bardzo mi bliska osoba. Mimo że starałem się odciąć od tego wydarzenia, nie było to łatwe. Ono cały czas we mnie tkwiło, czułem się winny całej sytuacji. Rzutowało to na moją pewność siebie na boisku. Wiadomo, że ludzie często postrzegają nas jako maszyny do grania, liczy się ten zielony prostokąt i nic więcej, natomiast gdy mecz się kończy, zaczyna się prawdziwe życie. Czułem, że nie jestem w stu procentach skoncentrowany na boisku. Były chwile, w których czułem się lepiej, ale to przygnębienie ciągle było duże. Łapałem się psychologów i czego tylko mogłem. I w związku z tym podjąłem decyzję o wyjeździe.
Gdybym latem nie znalazł klubu za granicą, czekałbym tyle, ile trzeba. Albo wyjazd, albo koniec kariery. Nie widziałem dla siebie innej drogi.
Dlaczego w samym wyjeździe upatrywałeś swojego wybawienia? Można przenieść się na drugi koniec kraju, zmienić otoczenie.
Trochę Polski już zwiedziłem. Wiele moich wyborów po czasie oceniam jako nietrafione, ale to już przeszłość, od której całkowicie się odciąłem. Chciałem się znaleźć w kompletnie nowym środowisku, wśród kompletnie innych ludzi i odkrywać nową kulturę, co pomogłoby mi także pobyć samemu ze sobą.
Uczę się języka litewskiego. Niektórych to pewnie dziwi, bo mówimy o języku użytecznym jedynie na Litwie i w niektórych częściach Łotwy. Naprawdę poważnie potraktowałem ten wyjazd. Tutaj koncentruję się wyłącznie na tym, żeby zamknąć swoje problemy i skupić się na graniu w piłkę. Riteriai mi w tym pomogło. Dostałem zaufanie, którego nigdzie w Polsce nie otrzymałem. Uważam, że Jakub Wawszczyk na Litwie to zupełnie inna postać od wcześniejszego Jakuba Wawszczyka.
Od drugoligowych czasów w Radomiaku rozgrywałeś maksymalnie około tysiąca ligowych minut w sezonie, czyli ciągle musiałeś coś udowadniać.
Myślę, że kluczowym momentem było odejście z Arki Gdynia. Tego ruchu żałuję najbardziej. Wcale nie musiałem odchodzić. Jestem jednak człowiekiem lubiącym iść pod prąd. Usłyszałem, żeby zostać, że tu będzie mi lepiej, a gdzie indziej na pewno będzie ciężej. Stwierdziłem przekornie, że nie, że udowodnię. Później dochodziły też kontuzje i inne problemy. Sporo wyborów było złych. Oczywiście po drodze trafiałem także na dobrych ludzi, ale wpadłem w spiralę niewłaściwych decyzji, a wiadomo, że z czasem pewna łatka się do ciebie przykleja i trudno już ją odkleić. Dlatego zaryzykowałem z wyjazdem i dziś kompletnie tego nie żałuję. Każde niepowodzenie mnie wzmocniło i czegoś nauczyło.
Jakub Wawszczyk w barwach Znicza Pruszków.
Mówiłeś, że zacząłeś mocno pracować nad sobą. Masz na myśli absolutny profesjonalizm na poziomie Roberta Lewandowskiego czy właśnie kwestie mentalne?
Kiedyś uważałem, że ze wszystkim jestem w stanie sobie poradzić. Należę do dość wrażliwych osób, ale nigdy się nie uzewnętrzniałem, wszystko tłumiłem w sobie. Zmieniłem to, przyjeżdżając na Litwę. Otwarcie mówię o swoich problemach. Większą wagę przywiązuję do małych rzeczy. Teraz każdego dnia chcę być o ten jeden procent lepszym zawodnikiem i człowiekiem. Nie będę się porównywał do Roberta Lewandowskiego, bo… w ogóle nie ma porównania, natomiast zacząłem mocno pracować nad sobą. Nadal odbywam sesje z psychologiem. Pewne znajomości w życiu zakończyłem. Uważałem, że mi nie służą. Zmieniłem życie o 180 stopni.
Z perspektywy czasu – mam 27 lat – szkoda, że tak późno się za to zabrałem. Ale lepiej późno niż wcale. Wcześniej byłem przekonany, że sam dam radę, nie zawsze słuchałem podpowiedzi niektórych trenerów.
Wspominałeś o zakochaniu się w Litwie. Co cię tak ujęło w tym kraju i w tych ludziach?
Od pierwszego dnia tutaj każdy jest uśmiechnięty. Nigdy nie spotkałem się z jakimś problemem, zawsze każdy służył mi pomocą. W klubie i w szatni poznałem fantastycznych ludzi. Trudno mi wskazać jedną rzecz, za którą pokochałem Litwinów. Ten kraj po prostu coś w sobie ma, a ja głęboko wierzę, że każdy człowiek przynależy do jakiegoś miejsca. Od początku czułem się w Wilnie jak w domu. Ostatni raz takie uczucie towarzyszyło mi w Gdyni. Chcę wsiąknąć w to miejsce. Poza nauką języka staram się poznawać historię i kulturę Litwy. Wypytuję kolegów z zespołu o różne rzeczy. W szatni panuje już przekonanie, że Wawszczyk to pół-Litwin, pół-Polak. Może to brzmi dziwnie, skoro jestem tutaj niecały rok, ale co by się dalej nie działo, część mojego serca będzie litewska.
Moje nazwisko nieraz było przekręcane, więc sam je “przekręciłem” na litewski w związku z jedną polityczną sprawą. Jakub Wawszczyk-Vavščykas. Ostatnio wyczytałem w naszych mediach, że dyskryminuje się Polaków na Litwie, bo nie można używać polskich znaków w nazwiskach. Nie do końca to rozumiem. My przecież w kraju też mamy tę zasadę, nie można na przykład używać niektórych znaków z języka niemieckiego. Czyli u nas jest to w porządku, ale w drugą stronę już nie. Wychodzę z założenia, że będąc w jakimś kraju trzeba się dostosować i szanować wszystko, co się w nim zastanie. Jest mi jednak bardzo miło, gdy porozmawiam z kimś po polsku, a w Wilnie przedstawiciele Polonii są na każdym kroku.
Bardzo szanuję Litwinów i chcę się porozumiewać w ich języku, ale też pamiętam czasy w Arce Gdynia i staram się obie sytuacje porównywać. W szatni Riteriai także najczęściej mówi się po angielsku, mamy teraz serbskiego trenera Nikolę Vitorovicia. Patrząc z perspektywy Litwinów, chciałbym jednak, żeby obcokrajowcy uczyli się mojego języka. W Arce było z tym ciężko. Nie chodzi o to, żeby w pierwszym sezonie już normalnie mówić, ale chociaż próbować, pokazywać, że ci zależy. Tak okazujesz szacunek. Za to też cenią mnie na Litwie.
I jaki jest język litewski do nauki?
Bardzo trudny. Jeden z najstarszych na świecie. Są słowa proste, podobne do polskiego odpowiednika. Na przykład “balkon” to po litewsku “balkonas”, ale jeśli się zagłębimy, mowa o dużym wyzwaniu. Dziennie na nauce spędzam dwie godziny. Długo uważałem, że będę się uczył sam. Każdego dnia spisywałem różne rzeczy do zeszytu i składałem zdania. Teraz jednak przechodzę do lekcji z nauczycielem, bo więcej w pojedynkę nie ogarnę.
Plus jest taki, że zdecydowanie łatwiej nauczyć się litewskiego startując z języka polskiego niż angielskiego. Gramatyka jest w miarę podobna.
To na czym polega trudność?
Na akcencie. Nawet jeśli teoretycznie znam jakieś słowo, ktoś może mnie nie zrozumieć przez jego złe akcentowanie. Podejrzewam, że Litwinom równie trudno wymawiać nasze “ź” czy “ż”.
Brzmisz tak, jakbyś nawet rozważał zamieszkanie na Litwie po karierze.
Nie wykluczam tego, ale niczego w życiu nie można zaplanować z całą pewnością. Będąc w Arce sądziłem, że znacznie więcej czasu spędzę w Gdyni, mimo że łącznie z wypożyczeniami i tak wyszło siedem lat. W Wilnie świetnie się czuję i co by się nie wydarzyło, nie chciałbym stracić kontaktu z ludźmi, z którymi teraz przebywam. Jeśli ktoś będzie miał okazję, polecam wizytę w tym mieście.
Jakub Wawszczyk z pucharem za wygranie drugiej ligi litewskiej.
Litewska ekstraklasa się profesjonalizuje, ale ty zaczynałeś tutaj od drugiej ligi. Nie przeżyłeś pewnego szoku na początku?
Nie chcę zabierać się za porównania, że to był odpowiednik jakiejś tam ligi w Polsce. Przychodząc do Riteriai skupiałem się jedynie na postawieniu kropki nad “i” w kontekście awansu. Kompletnie nie rozważałem, że będzie ciężej czy lżej, jaki będzie poziom i tak dalej.
Ale jest duża różnica między pierwszym a drugim szczeblem rozgrywkowym na Litwie?
Oczywiście, że tak. Nie ma co ukrywać, że obiekty, cała organizacja – wszystko jest bardziej profesjonalne. W drugiej lidze litewskiej zawodnicy nie zarabiają dużo i część z nich gdzieś jeszcze sobie dorabia. Najczęściej chodzi o pracę w akademiach i tym podobne. W A Lydze wszystkie kluby są profesjonalne, tu już każdy skupia się tylko na treningach i graniu. Liga jako całość zrobiła duży postęp. Jest VAR, każdy mecz jest transmitowany, sędziowie są solidni, przychodzą coraz lepsi piłkarze.
Jak to wygląda finansowo w porównaniu do tego, co miałeś w Zniczu?
Kompletnie nie zwracałem uwagi na finanse. Naprawdę, choć może to brzmieć niewiarygodnie. Wiedziałem, że muszę coś zmienić w swoim życiu i postawić wszystko na jedną kartę. Chciałem się rozwinąć jako człowiek i jako zawodnik. Pieniądze nie były do tego potrzebne. Nie jestem w Żalgirisie Kowno czy Żalgirisie Wilno, żeby mówić o górnym pułapie zarobków, ale nie uważam, żebym w Riteriai miał źle. Na wszystko mnie stać, mogę spokojnie funkcjonować. Staram się być wdzięczny. Jeśli ktoś we mnie wierzy i mi zaufał, zrobię wszystko, żeby nie zawieść.
A to zaufanie widać chociażby po tym, że już zostałeś kapitanem zespołu.
Nie miałem nic do powiedzenia (śmiech). W polskich szatniach spotkałem bardzo dobrych kapitanów, od których mogłem się wiele nauczyć. Chociażby Adasia Marciniaka czy Łukasza Piątka. Kiedyś nie potrafiłem sobie wyobrazić, że mógłbym być kapitanem, ale dziś stwierdzam, że odnajduję się w tej roli. Lubię czuć większą odpowiedzialność. Nie sądziłem, że różnica w tym względzie jest aż tak duża.
Jakub Wawszczyk jako kapitan FK Riteriai.
Riteriai chce się jedynie utrzymać czy wasz status w tej lidze powinien być wyższy?
Klub po niespodziewanym spadku w sezonie 2023 stracił tutaj bardzo dużo szacunku. Riteriai w A Lydze zawsze walczyło o górną część tabeli. Chcemy ten szacunek odzyskać. Mamy bardzo dużo młodzieży, utrzymanie jest planem minimum, ale nie ograniczamy się. W każdym meczu chcę grać o zwycięstwo i zobaczymy. Początek mamy trudny, dwa punkty w trzech meczach. Graliśmy już jednak z oboma Żalgirisami, a w najbliższej kolejce zmierzymy się z FC Hegelmann, aktualnym wicemistrzem. Z Żalgirisem Wilno wyszliśmy z 1:3 na 3:3 i mieliśmy realną szansę na zwycięstwo w końcówce. Indywidualnie jestem zadowolony, drużynowo odczuwam lekki niedosyt. Wkrótce będzie lepiej.
Kamil Biliński jakoś cię inspirował? Lata temu zamienił Wisłę Płock na ligę litewską, wielu pukało się w czoło, a on się wypromował do Dinama Bukareszt i zrobił całkiem niezłą karierę.
Wydaje mi się, że Polacy mają trochę niewłaściwe wyobrażenie na temat lig bałtyckich. Litewska ekstraklasa nie jest tak słaba, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Żalgiris Wilno ma naprawdę ciekawych zawodników, to interesujący rynek, na którym można się wybić. Kamil Biliński jest przykładem, choć on od razu był w Żalgirisie, który zawsze walczy o mistrzostwo.
Czyli masz do wykonania krok więcej, najpierw musisz się przebić do Żalgirisu.
Jako kapitanowi Riteriai nie wypada mi mówić takich rzeczy. Robię wszystko, żeby ten klub wrócił na należne mu miejsce.
W Ekstraklasie rozegrałeś 17 meczów. Tylko czy aż?
Tylko, zdecydowanie. W piłce sama ciężka praca nie wystarczy. Trzeba mieć też trochę szczęścia do ludzi, których się poznaje i do trafienia we właściwy moment. Mam głód na więcej, ale jak mówiłem, dziś kompletnie nie patrzę w kierunku Polski, więc być może skończy się na tych siedemnastu meczach. Nie wyjeżdżałem z założeniem, że udowodnię coś na Litwie i wkrótce wrócę do kraju. Jest tylko jeden klub, do którego chętnie bym wrócił – to Arka Gdynia. Głęboko wierzę, że już w tym sezonie nastąpi jej powrót do Ekstraklasy.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO PRZED MECZEM POLSKA – LITWA:
- Puchacz, Skrzypczak i Trojak – nasz skład, gdyby Polska była Litwą
- Powiew normalności, czyli Skorupski na stałe w bramce. I brawo!
- 17 powodów, dla których choćby strata gola z Litwą albo Maltą byłaby dużym wstydem
- Kulesza w UEFA dzięki… rosyjskiemu? Odsłaniamy kulisy wyborczej walki
Fot. FotoPyK/FK Riteriai/archiwum prywatne