Reklama

Wspomnienia po Litwie potrafią być koszmarne. Wracamy do 2011 roku…

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

19 marca 2025, 15:42 • 7 min czytania 20 komentarzy

Wiele było przedziwnych sparingów polskiej reprezentacji w XXI wieku. Jesienno-zimowe zgrupowania ligowców z meczami hotel na hotel, Puchar Króla w Tajlandii, turystyczny wyjazd do RPA w czerwcu za czasów prezesury Grzegorza Laty – trochę się tego nazbierało. Czołowe miejsce na liście tych kuriozów z pewnością zajmowałaby wyprawa na Litwę w marcu 2011 roku, która okazała się jedną wielką kompromitacją. Na boisku i poza nim. 

Wspomnienia po Litwie potrafią być koszmarne. Wracamy do 2011 roku…

W przypadku boiska mowa również o nim samym w sensie dosłownym. Klepisko, na które kazano wyjść zawodnikom było w praktyce bardziej jałową ziemią obsypaną piaskiem niż normalną, zieloną murawą. Co gorsza, w szeregach naszej kadry nawet nie ukrywano zaskoczenia fatalnym stanem boiska.

 – Kiedy przyjeżdżaliśmy na Litwę, spodziewaliśmy się, że mają podgrzewaną murawę i stworzą lepsze warunki – mówił po meczu Franciszek Smuda.

Być może nieświadomie śp. selekcjoner tym stwierdzeniem obnażył fatalny poziom organizacji wokół całej drużyny. Kto by tam sprawdzał jakieś stadioniki na Litwie. Pewnie będzie okej, bądźmy dobrej myśli.

To wstyd dla Litwy, że nie ma przynajmniej jednego stadionu, który spełniałby międzynarodowe wymogi i dysponował podgrzewaną murawą – niejako bił się w piersi za organizatorów opiekun gospodarzy Raimondas Żutautas, cytowany przez “Przegląd Sportowy”.

Reklama

Litwa – Polska 2:0 (Kowno, 2011 rok). Wspomnienie meczu

Ekstraklasowicze z Litwy lepsi od trójki z BVB

Pół biedy, gdyby chociaż sportowo wszystko się zgadzało. Niestety, w tym względzie było jeszcze gorzej i zwyczajnie się ośmieszyliśmy, mimo że… ranking FIFA zdawał się wskazywać co innego. Mówimy jeszcze o tych mrocznych czasach, w których Biało-Czerwoni znajdowali się dopiero na 70. miejscu (!!!), podczas gdy Litwini zajmowali 54. lokatę. Wyprzedzały nas m.in. Panama, Botswana, Armenia, Kuba, Nowa Zelandia czy Jamajka. Tak się wtedy żyło.

W praktyce nie było jednak wątpliwości, kto dysponuje znacznie większym potencjałem. Dość powiedzieć, że w wyjściowej jedenastce mieliśmy trójkę z Borussii Dortmund, czyli Roberta Lewandowskiego, Jakuba Błaszczykowskiego i Łukasza Piszczka. Oni oraz Ludovic Obraniak i Rafał Murawski, którzy także zagrali od początku, niewiele ponad rok później znaleźli się w podstawowej jedenastce z Grecją na otwarcie Euro 2012.

Gospodarze natomiast znaczną część składu skomponowali z przedstawicieli Ekstraklasy. Tadas Kijanskas i Andrius Skerla grali w Jagiellonii, Mindaugas Panka w Widzewie, a Tadas Labukas starał się czasem strzelić coś dla Arki Gdynia. Z ławki wszedł Domininykas Galkevicius, będący głębokim rezerwowym w Zagłębiu Lubin. Facet przez rok pobytu w barwach Miedziowych zdołał rozegrać aż pięć meczów ligowych.

Powołany na tamto zgrupowanie został jeszcze Darvydas Sernas, mający bardzo dobry czas w Widzewie, tyle że… selekcjoner go oszczędzał, bo za kilka dni Litwę czekało eliminacyjne spotkanie z Hiszpanią. Tak, tak, Raimondas Żutautas nawet nie wystawił wszystkiego, co najlepsze. Oprócz Sernasa odpoczywał także Deividas Semberas, wówczas pomocnik CSKA Moskwa.

Reklama

Spalony żółtodziób w bramce

W polskim składzie generalnie pojawili się zawodnicy, którzy już wtedy dużo dla reprezentacji znaczyli, albo wkrótce mieli znaczyć. Z jednym wyjątkiem – między słupkami stanął absolutny debiutant Sebastian Małkowski. Bramkarz Lechii Gdańsk w tamtym momencie miał na koncie zaledwie 10 meczów w Ekstraklasie, do ligowego składu wskoczył dopiero w połowie rundy. Smuda powołał go w obliczu kontuzji Wojciecha Szczęsnego, Łukasza Fabiańskiego i Przemysława Tytonia. Mimo to spodziewano się, że prędzej postawi na Grzegorza Sandomierskiego, zwłaszcza że ten pojawił się na przedmeczowej konferencji prasowej.

Szansę dostał jednak Małkowski i jej nie wykorzystał. Jedyne dwa celne strzały Litwinów okazały się dla niego zbyt wymagające – pierwszy oddany z linii pola karnego, drugi z osiemnastu metrów. W obu przypadkach panowała raczej zgodność opinii, że nie zrobił wszystkiego, co w jego mocy. W drugiej połowie Małkowskiego uratował jeszcze słupek po uderzeniu Mindaugasa Panki.

Po latach w “Przeglądzie Sportowym” przyznawał on, że zwyczajnie spalił się psychicznie. – W momencie, gdy stałem już w bluzie na boisku, zaśpiewaliśmy hymn, poczułem, jakby trzęsły mi się łydki. Zanim minął mi stres, wpuściłem już dwie bramki. Byłem na siebie zły. A właściwie do dzisiaj jestem. To były łatwe piłki do obrony. Nie chcę się usprawiedliwiać kiepskim stanem boiska albo tym, że ktoś mnie zasłonił. Jeśli ktoś chce się pokazać, to takie strzały musi łapać. Powinienem to obronić obudzony w środku nocy. Nie wykorzystałem szansy – komentował Małkowski.

Od reprezentacji do roznoszenia paczek

Poważne granie zakończyło się dla niego równie szybko, jak się zaczęło. W sezonie 2011/12 wystąpił w Ekstraklasie 14 razy, nie zawsze wygrywając rywalizację z Wojciechem Pawłowskim i Michałem Buchalikiem. W sierpniu 2012 zerwał więzadło krzyżowe w kolanie i swój ligowy dorobek powiększył już później o zaledwie 10 spotkań. Po raz drugi rozwalił kolano w Bytovii Bytów, która rozwiązała z nim kontrakt w atmosferze skandalu. On i Robert Hirsz pojawili się na treningu nietrzeźwi. Badanie alkomatem wykazało u Małkowskiego 0,5 promila alkoholu. Wieczorna impreza najwyraźniej się przeciągnęła. Mimo złej opinii w końcu znów znalazł się w Ekstraklasie, ale w Zawiszy Bydgoszcz przegrywał rywalizację z Sandomierskim, a pewnego dnia po prostu zniknął. Jak się okazało, z powodu długów i złego towarzystwa, które się wokół niego kręciło.

Małkowski odnalazł się w Anglii, gdzie pracował jako kurier i krok po kroku spłacał długi (tak przynajmniej deklarował w “Przeglądzie Sportowym”). Po godzinach bronił w niższych ligach i z czasem stanie w bramce znów stało się dla niego głównym źródłem dochodu. Od pięciu lat zakłada koszulkę Worksop Town FC.

Dantejskie sceny z kibicami

Być może nie mówiłoby się tyle o postawie bramkarza w Kownie, gdyby ofensywa zrobiła swoje. Polska sytuacji wypracowała sobie naprawdę dużo, ale nieskuteczność była zatrważająca. Obraniak, mając przed sobą jedynie Żydrunasa Karcemarskasa, trafił właśnie w niego. Szczególnie niepocieszony mógł być Kamil Grosicki. Raz piłka po jego strzale odbiła się od poprzeczki i zatańczyła na linii bramkowej, innym razem Grosik dobijał w słupek uderzenie Rogera Guerreiro z rzutu wolnego. Nic nie chciało wpaść.

Do dramatu boiskowego doszły wstydliwe wydarzenia na trybunach. Mający przewagę liczebną kibice z Polski przed meczem starli się z litewską ochroną, a niektórzy też lali się między sobą. W ruch poszło wszystko, co akurat znalazło się pod ręką. W trakcie spotkania także wybuchły zamieszki.

“Polacy zapełnili swoją trybunę już na godzinę przed meczem i od samego początku zaczęły się problemy, głównie z wejściem na stadion. Litwini otworzyli tylko dwie bramki, co w połączeniu z uzasadnioną szczegółową rewizją przyniosło fatalny rezultat, jakim było przełamanie ogrodzenia przez napierający tłum, dzięki czemu na trybunę mógł wejść każdy, uzbrojony w co tylko chciał – noże, race, petardy. Już przed wejściem na stadion, w momencie przyjechania autokaru z reprezentacją Polski, piłkarze, przechodząc do szatni, mogli ujrzeć dantejskie sceny, kiedy to polscy kibole bili się nawzajem między sobą. Transparenty z celtyckim krzyżem (przez które kilkukrotnie przerwano mecze w polskiej Ekstraklasie), odpalanie petard i rac, skandowanie: „kto nie skacze, ten z policji” , „j… policję” oraz tradycyjna przyśpiewka o PZPN-ie były wałkowane niemal bez przerwy.

Nikt chyba nie spodziewał się, że może być jeszcze gorzej, i to nawet przed rozpoczęciem meczu. Na trybunie prasowej dziennikarzy odwiedziła Agnieszka Olejkowska, rzecznik prasowy PZPN-u, i poinformowała o smutnym wydarzeniu, jakim było skatowanie kibica Cracovii przez kiboli z Białegostoku. Nie spodobało im się, że wykrzykuje on hasła swojej drużyny i tylko interwencja ochrony prawdopodobnie zapobiegła śmierci kibica z Krakowa. Do tego wyrywanie krzesełek i ogrodzenia, regularna bitwa z policją” – pisał Tomasz Błaszczak w korespondencji dla iGol.pl.

Dwa lata dochodzono, kto jest odpowiedzialny za te wydarzenia i nie udało się wskazać winnych. Na stadionie nie było monitoringu, a kamery zainstalowane na budynkach w pobliżu pokazywały zbyt mało.

Nagrania tych wydarzeń, które miały miejsce w okolicy i na stadionie nie są wysokiej jakości, co w połączeniu z tym, iż dopuszczający się czynów zabronionych pseudokibice w większości zasłaniali twarze szalikami klubowymi, zakrywali głowy kapturami i w inny sposób próbowali ukryć swój wizerunek, utrudniało możliwość identyfikacji – tłumaczył w “Rzeczpospolitej” Dariusz Ślepokura, rzecznik stołecznej prokuratury.

Litewski związek oszacował szkody na 49 720,32 litów, czyli ponad 57 tys. zł. Zniszczono m.in. 380 krzesełek.

Jak widzicie, dramat. Z każdej strony dramat. Minęło już 14 lat, ale na wspomnienie meczu w Kownie nadal robi nam się niedobrze. Obyśmy nie mieli takich skojarzeń ze spotkaniem, które czeka nas w piątek na Stadionie Narodowym.

CZYTAJ WIĘCEJ:

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna