Reklama

Od tragedii do rewelacji. Joao Henriques i Radomiak na kursie do utrzymania

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

15 marca 2025, 12:32 • 6 min czytania 33 komentarzy

Gdyby po dwóch pierwszych meczach rundy wiosennej ktoś przewidział, że w połowie marca Radomiak ogra Lechię u siebie i przedłuży tym samym dwie serie — swoją, udaną oraz rywala, nieudaną — przeciętny obserwator naszego ligowego piekiełka puknąłby się w czoło. Tymczasem Joao Henriques, który pierwszy mecz w Ekstraklasie przegrał w dziesięć minut, wyrasta na drugiego, obok Jacka Zielińskiego, faceta, który najlepiej ogarnął kuwetę w zespole walczącym o utrzymanie.

Od tragedii do rewelacji. Joao Henriques i Radomiak na kursie do utrzymania

Radomiak czwarty raz z rzędu odrobił straty w meczu i zdobył punkty z „przegranej pozycji”. Trzeci raz zresztą jest to komplet punktów, nie żaden wyszarpany remis, lecz pełnoprawne odwrócenie losów spotkania. W dodatku po raz piąty z rzędu nie przegrał na własnym boisku, więc zespół Joao Henriquesa spełnia dwie z trzech zasad, które powinny przyświecać drużynom chcącym pozostać w lidze:

  • nie przegrywaj u siebie,
  • walcz o wynik do końca, choćby o punkt.

Podpięcie radomian pod zasadę numer trzy: zorganizuj grę w obronie w taki sposób, żeby móc się nią pochwalić, może być dla niektórych przesadą. Radomiak ledwo przerwał przecież kuriozalną serię kolejnych spotkań, w których tracił bramkę w pierwszym kwadransie.

Przerwał ją w ten sposób, że tym razem stracił bramkę pięć minut później.

Wspomnienie tego, jak w Białymstoku poużywała sobie na nich Jagiellonia, też wciąż jest żywe. A poużywała sobie mocno, wrzucając do bagażnika wracającego do Radomia autokaru pięć ciężkich sztuk. Radomiak faktycznie jednak broni lepiej i lepiej. Gol strzelony przez Lechię — napastnik mija bramkarza, obrońców i dochodzi do świetnej szansy — był anomalią, nie normą. W meczach z Cracovią, Widzewem i Legią Warszawa, ba, nawet w meczu z Górnikiem Zabrze, rywale radomian mieli śmiesznie niskie xG; nie dobili nawet do 0,9.

Reklama

Radomiak tracił bramki kuriozalne, głupie, zbyt łatwe, czasami dość piękne. Co w sieci, to w sieci, jedni nie będą tego roztrząsać, drudzy jednak zauważą, że gdyby zespół Joao Henriquesa nie był szczelny, to odrabianie strat nie byłoby możliwe. Skoro Radomiak w każdym spotkaniu gonił wynik, to oznacza, że musiał atakować, czyli — naturalnie — wystawiał się na kontrataki. Fazy przejściowe z ataku do obrony i na abarot były sporym problemem tego zespołu jesienią. Są one jednak oczkiem w głowie nowego szkoleniowca i wszystko to widać jak na dłoni.

Dane Hudl StatsBomb nie pozostawiają wątpliwości: jesienią Radomiak pięciokrotnie zdołał utrzymać xG rywala na poziomie niższym niż 1,00 (upraszczając: niż jeden gol, którego należało się spodziewać), nie wliczamy w to rzutów karnych. Wiosną miało to miejsce też pięciokrotnie. Tyle że przed nami jeszcze druga połowa rundy, więc jest to wynik wyraźnie, wydatnie lepszy. Wrażenie dobrej roboty, którą wykonał nowy sztab szkoleniowy, podbija nie tylko to, z jakiego miejsca startowali i wspomniany już, nieszczęsny Białystok.

Trzeba przecież pamiętać o tym, że zimą Radomiak wymienił połowę składu, tracąc trzech, czterech podstawowych piłkarzy. W pierwszej części sezonu duet stoperów tworzyli Raphael Rossi i Rahił Mammadow. Jednego nie ma, drugi nie gra. Joao Henriques sklecił więc najważniejszą dla każdej drużyny walczącej o utrzymanie formację w zasadzie od nowa. W dodatku skleił ją z ludzi, co do których nikt z zewnątrz nie mógł mieć żadnych oczekiwań. Ok, na koniec dostał człowieka, który wywalczył awans do Ligue 1, ale na początku było tak:

  • Steve Kingue — transfer z Litwy, gość z przeszłością na Malcie czy w Estonii,
  • Marco Burch — odpalony z Legii, gdzie zawodził nawet w rezerwach.

Konia z rzędem temu, kto przewidziałby, że wyjdzie to tak sprawnie i bezboleśnie. Królestwo i rękę księżniczki dla kogoś, kto zaryzykowałby tezę, że po piątce w Białymstoku i kontuzji Burch wróci do składu, schowa do kieszeni Benjamina Kallmana, a w kolejnym meczu strzeli bramkę i zaliczy kapitalną asystę. Chociaż może lepiej nie obiecujmy niestworzonych rzeczy, bo Henriques mógłby się zgłosić po odbiór nagrody.

Lechia się pogrąża. Burch wygląda na jej tle jak Beckenbauer! [RELACJA]

Reklama

Gdy nie szło, gdy co tydzień musiał się tłumaczyć ze zbyt łatwo traconych goli, powtarzał jak mantrę: wiemy, co robimy, bronimy coraz lepiej, zaufajcie. Nie ma co się obrażać na tych, którzy nie ufali. Nie takich portugalskich bajerantów już przerobiliśmy. Za kulisami Henriques mówił też jednak o przykładowym Burchu: spokojnie, nie grzebcie tego chłopaka żywcem po jednym występie. Na treningach jest świetny, trzeba go zbudować. Wziął więc i zbudował, grając w ryzykowną grę: przed Cracovią odszedł od ulubionego ustawienia i zdecydował się na grę trójką obrońców, co wypaliło w stu procentach.

Dodajmy: zagrał trójką z tyłu w zespole, który jesienią ratował się wystawianiem defensywnego pomocnika na środku obrony, bo nie miał zdrowego stopera z czystym kontem kartkowym.

Chciałoby się nie brzmieć przesadnie optymistycznie, żeby nie sprowokować losu i nie rozzłościć futbolowych bogów, ale pracę Portugalczyka trzeba doceniać w taki sposób, w jaki on sam się nią broni. Czyli głośno i dobitnie. Henriques zdążył pokazać elastyczność taktyczną, demonstruje także swój pomysł. Powiedział, że chce mieć lepiej zorganizowany zespół, w którym intensywność gry i pressing będą ważne? To Radomiak zmierza w tym kierunku. Może nie jak buldożer, ale z takimi przebłyskami, jak zdominowanie i zmiażdżenie taktyczne Legii Warszawa.

Ten zespół wciąż ma i będzie miał bóle wzrostowe. Gdy Widzew przyjechał do Radomia wymodlić remis, to go wymodlił, bo Radomiak nie za bardzo wiedział, jak ma się zabrać za kogoś, kto stanął na własnej połowie i nie chce się ruszyć. Nagle okazało się, że Capita nie ma jak się rozpędzić i maksem, co można wymyślić, są średniej jakości dośrodkowania. Nie oszukujmy się: mecz z Lechią też nie był małym dziełem sztuki, ani żadnym pokazem siły. Sam zainteresowany przyznał, że było brzydko, lecz skutecznie.

Ogólne wrażenia ze stylu są jednak lepsze niż były. Nie tylko jesienią, ale też w porównaniu z poprzednimi latami. W końcu jest to zespół wybiegany, intensywny i zaangażowany. Bardzo dobre przygotowanie fizyczne to niewidoczny atut, który pomaga od pierwszego gwizdka do ostatnich akcji, gdy Radomiak często dobija rywala, sięgając po swoje. Sztab może się pochwalić: sprinty, bieganie na wysokiej intensywności — to wszystko niesamowicie poszło w górę, pozwalając uwolnić czysto piłkarski potencjał, o którym z Radomia słychać było od dawna, ale bez konkretów i potwierdzenia, że jest to coś innego niż Yeti.

Bruno Fernandes: Zawsze będę kibicował Radomiakowi

Prosta zasada Ekstraklasy: jeśli w każdym meczu biegasz szybciej i lepiej, masz większe szanse na wygraną. Jeśli dorzucisz do tego stałe fragmenty gry — a Radomiak różne wariacje rzutów rożnych, wolnych i autów potrafi zamienić przynajmniej na dogodne sytuacje, bardzo często strzelając po nich bramki — masz kolejną cegiełkę do solidnego wyniku. Wreszcie, gdy masz kogo wpuścić z ławki i wiesz, jak to zrobić, masz niemal gotowy w przepis na utrzymanie.

Kto dawał Radomiakowi punkty w meczach, w których odwracał wynik? Dwa gole z ławki strzelił Renat Dadaszow, teraz trafił zmiennik Capita. Ławka radomskiej drużyny jest lepsza niż jesienią, więc trenerowi pracuje się łatwiej, ale i tak trzeba docenić, że potrafi zarządzać meczem i wie kiedy oraz kogo wpuścić, żeby w odpowiedzi dostać konkret.

Może zrobi się zbyt słodko i laurkowo, może Radomiak zaliczy jeszcze wiosną odbicie w przeciwnym kierunku, ale na ten moment, dość niespodziewanie, zapowiada się na to, że najciekawiej po przerwie na kadrę będzie w Kielcach. Rewelacja wiosny z jednej strony, rosnąca banda z drugiej. Wynik tego równania może nam dać mecz na dole stawki, który piłkarsko dowiezie jak starcie drużyn z drugiego bieguna.

WIĘCEJ O RADOMIAKU RADOM NA WESZŁO:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

“Świątek i Abramowicz? To nie jest zwykła relacja psycholog-klient”

Jakub Radomski
0
“Świątek i Abramowicz? To nie jest zwykła relacja psycholog-klient”
Ekstraklasa

Namiastka ćwierćfinałów Ligi Konferencji. Dziś najmocniejszy dzień w Ekstraklasie od lat!

AbsurDB
21
Namiastka ćwierćfinałów Ligi Konferencji. Dziś najmocniejszy dzień w Ekstraklasie od lat!

Ekstraklasa

Polecane

“Świątek i Abramowicz? To nie jest zwykła relacja psycholog-klient”

Jakub Radomski
0
“Świątek i Abramowicz? To nie jest zwykła relacja psycholog-klient”
Ekstraklasa

Namiastka ćwierćfinałów Ligi Konferencji. Dziś najmocniejszy dzień w Ekstraklasie od lat!

AbsurDB
21
Namiastka ćwierćfinałów Ligi Konferencji. Dziś najmocniejszy dzień w Ekstraklasie od lat!