W zeszłym sezonie po raz pierwszy od 2017 roku nie wygrał ani jednego turnieju wielkoszlemowego. W tym zanotował już trzy przegrane mecze z rzędu – co nie zdarzyło mu się od siedmiu lat. W maju będzie świętować 38. urodziny, a to – jak pokazali jego wielcy rywale – wiek, w którym nie tylko wygrywanie, ale i sama gra w tenisa staje się coraz trudniejsza. Czy Novak Djoković ma jeszcze w sobie siłę i motywację na wielkie triumfy? Czy też upływający czas znalazł sobie kolejną ofiarę? Jak długo potrwa jeszcze kariera Serba?
Nole w kryzysie
Już dawno nie było u Novaka Djokovicia tak źle. Serb przegrał trzy ostatnie mecze w tourze, co nie zdarzyło mu się od 2018 roku. Porażkę w Australian Open – oddaną zresztą kreczem, po pierwszym secie – można zrozumieć. Nole walczył tam z kontuzją, w dodatku grał w półfinale turnieju z nie byle kim, a ówczesną rankingową „2”, czyli Alexandrem Zverevem. Takie przegrane wpisuje się w koszty sezonu. Po prostu się zdarzają.
Potem była kilkutygodniowa przerwa. Kontuzja okazała się urazem ścięgna udowego. Początkowo mówiło się nawet o pauzie na kilka miesięcy, Novak wrócił jednak znacznie szybciej. I dziś można zastanawiać się, czy postąpił słusznie.
W Katarze w dwóch setach przegrał bowiem z Matteo Berrettinim. Włoch wraca do naprawdę dobrej formy po wielu problemach zdrowotnych, a gdy serwuje na swoim poziomie, jest rywalem, którego niezwykle trudno pokonać. To wszystko prawda. Z drugiej strony – w pełni zdrowy Djoković pewnie znalazłby na jego podanie odpowiedź – to w końcu najlepiej returnujący obecnie tenisista świata, a być może i w całej historii tenisa. Na Berrettiniego w Dausze to jednak nie wystarczyło.
Znów jednak – można było tę porażkę usprawiedliwiać. Bo Serb wrócił po urazie, bo trafił na mocnego rywala, bo ten zagrał świetnie.
W końcu przyszło jednak Indian Wells. Turniej, w którym Nole triumfował pięciokrotnie (choć fakt, że ostatni raz w 2016 roku). W tym roku i tam przegrał jednak w swoim pierwszym meczu. I tym razem trudno szukać tu wymówek związanych z klasą rywala. Przeciwnikiem Serba był Botic van de Zandschulp. Holender, owszem, od czasu do czasu zanotuje wielką wygraną. Ale w normalnych okolicznościach nie miałby z Novakiem szans.
Tymczasem na korcie centralnym w Kalifornii triumfował po trzysetowym meczu – 6:2, 3:6, 6:1. Został dopiero trzecim lucky loserem w dziejach – szczęśliwym przegranym z kwalifikacji, tenisistą, który nie dostał się do turnieju głównego wygrywając mecz, ale przez zwolnione przez kogoś innego miejsce – który pokonał Djokovicia. Pierwszym był Lorenzo Sonego w Wiedniu 2020, a drugim Luca Nardi na ubiegłorocznym… Indian Wells.
Może więc problem tkwi w kalifornijskim turnieju? Cóż, sam Novak zdaje się twierdzić inaczej.
– Ostatnich kilka lat jest dla mnie innych. Mam problem, by grać na pożądanym poziomie. Co jakiś czas przydarza mi się kilka dobrych turniejów, ale na ogół to wyzwanie. Męczę się z tym. Tak po prostu jest. Nic nie może cię chyba przygotować na ten moment. Musisz po prostu przez to przejść i postarać się poradzić sobie z tym najlepiej, jak umiesz. Nie mam wymówek na dzisiejszy występ. To był po prostu kiepski dzień – mówił na konferencji prasowej po spotkaniu.
Z jego słów wyłowić wypada jednak jedno stwierdzenie – że mimo wszystko co jakiś czas jest nadal w stanie zagrać kilka dobrych turniejów. I faktycznie, udowodnił nam to zeszły sezon. Novak nie wygrał wtedy żadnej imprezy w tourze. Po raz pierwszy od 2017 roku nie triumfował w Wielkim Szlemie. Doszedł co prawda do dwóch finałów – na Wimbledonie i w Szanghaju – ale oba przegrał. Wygrał jednak coś znacznie cenniejszego, za czym uganiał się od 2008 roku.
Złoto olimpijskie.
To był moment, w którym Novak skompletował wszystko, co było do skompletowania. I to akurat wtedy, gdy wydawało się to niemożliwe. Bo wtedy też męczył się z urazami. Kilka tygodni wcześniej – w finale Wimbledonu – Carlos Alcaraz ograł go w wielkim stylu. I to z nim właśnie miał grać o złoty medal. Wtedy jednak sobie poradził. Wygrał, po fantastycznym meczu, być może najlepszym w całym ATP w ubiegłym roku.
I właściwie mógłby skończyć wówczas karierę. Ba, wielu zastanawiało się, czy tego nie zrobi.
Gdzie szukać motywacji?
Tu zresztą pojawia się problem. Przez lata Novak Djoković nakręcał się bowiem kolejnymi rekordami, ale też rywalizacją z największymi tenisistami. Czyli Rogerem Federerem i Rafaelem Nadalem. Ostatecznie wyprzedził obu, sam stał się największy. Wygrał wszystko, co było do wygrania. Każdy Wielki Szlem. Każdy turniej rangi ATP 1000. ATP Finals. Puchar Davisa. Złoto olimpijskie.
To do niego należy mnóstwo rekordów. Najwięcej tygodni na pozycji lidera rankingu. Najwięcej wygranych Szlemów. Najwięcej wygranych w Australian Open. Najwięcej wygranych turniejów ATP 1000. Jest też najstarszym liderem rankingu w historii tego zestawienia. I tak dalej, i tak dalej. Novak ma wszystko. Novak wygrał wszystko. Novak osiągnął wszystko.
Skąd więc czerpać motywację na to, by po tylu latach jeszcze walczyć? Jeszcze się starać? Jeszcze wygrywać?
– Czy „przeszedłem” tenis? Tak i nie. Jeśli spojrzysz na to tylko z perspektywy skompletowania osiągnięć, to wtedy tak. Tak przynajmniej myślę. Po złocie olimpijskim wiele osób – prywatnie i publicznie – powiedziało mi, że najlepiej jest odejść na szczycie. Rozumiem to, ale przecież wciąż jestem zdolny do grania na wysokim poziomie i czuję, że mogę wygrywać z najlepszymi tenisistami w największych turniejach. Dlaczego miałbym teraz przestać? – pytał Nole jakiś czas temu w dużym wywiadzie dla „GQ”.
Przy innych okazjach twierdził, że motywuje go choćby fala nowych graczy, która się pojawiła po latach. Że chce jeszcze spróbować wygrywać z Carlosem Alcarazem czy Jannikiem Sinnerem, a także tymi, którzy znaleźli się za ich plecami. „Obudzili we mnie bestię” mówił. Tyle że ta bestia mimo wszystko zdaje się mieć już coraz mniej paliwa w baku. Owszem, Novak sam najpewniej o tym wie – przez ostatnie lata rozsądnie planował turnieje, uważał na zdrowie, skupiał się na konkretnych celach.
Pytanie brzmi: czy bak jest chociaż do połowy pełny? Czy wystarczy na wygranie jeszcze czegoś wielkiego?
Bo z celów, które mógł sobie jeszcze wyznaczyć – tych konkretnych, nie na zasadzie: „wygrać jak najwięcej” – został jeden. 25. triumf w turnieju wielkoszlemowym. 24 razy wygrywała Margaret Court, choć część z jej zwycięstw jest jeszcze sprzed ery open. W singlu to rekord wszech czasów, który Novak wyrównał na US Open 2023. Serb ma jednak ten charakter, który mówi mu, że każdy rekord trzeba pobić. A przynajmniej wypada spróbować.
Ostatni – na razie? – triumf wielkoszlemowy Djokovicia.
Ale łatwo nie będzie. Choćby dlatego, że Nole – choć może nie wygląda – jest już po prostu stary. Nie w skali “zwykłych ludzi”, oczywiście. Ale jak na tenisistę – zdecydowanie tak.
Gdyby w tym sezonie wygrał którykolwiek z turniejów Wielkiego Szlema, byłby najstarszym zawodnikiem w dziejach ery open, który tego dokonał. Obecny rekord należy do Kena Rosewalla i wynosi 37 lat i dwa miesiące. Nole w maju będzie świętować 38. urodziny. Z każdym kolejnym miesiącem wyzwanie staje się więc trudniejsze. Ale – jako że mówimy o Djokoviciu – zdecydowanie nie możemy powiedzieć, że już się nie uda.
– W jego przypadku wszystko jest możliwe – mówił BBC Stefan Edberg, sześciokrotny mistrz wielkoszlemowy. – Myślę, że największe szanse ma na Wimbledonie i Australian Open. Ale wszystko musi się tam ułożyć idealnie. Uważam, że rekord Szlemów będzie dla niego wystarczającą motywacją. Wciąż jest niezwykle dobrze przygotowany fizycznie. Powinien dostać jeszcze co najmniej jedną szansę.
Jednak dostać szansę, a ją wykorzystać – to dwie różne rzeczy. Zwłaszcza, że to już naprawdę najpewniej ostatni moment.
Roger i Rafa dobijali do brzegu
38 lat to w świecie zawodowego sportu – a zwłaszcza dyscyplin tak wymagających jak tenis – naprawdę dużo. W tej chwili w TOP 100 rankingu ATP jest jeden zawodnik starszy od Novaka – Gael Monfils, zajmujący 42. miejsce. W TOP 200 znajdą się jeszcze Richard Gasquet (który już ogłosił zakończenie kariery) oraz Stan Wawrinka. Znakomici tenisiści, zwłaszcza Szwajcar, których jednak mijające lata nie oszczędziły.
CZYTAJ TEŻ: OSTATNI MUSZKIETER. GAEL MONFILS WCIĄŻ CIESZY SIĘ TENISEM
Novaka oszczędzały bardzo długo… pytanie jednak, czy to już nie ten wiek, w którym przestaną być dla Serba łagodne?
Traf chciał bowiem, że i dla jego największych rywali był to właśnie ten moment. Roger Federer 38 lat skończył niedługo po Wimbledonie 2019. Tym, w którym ostatni raz grał w finale wielkoszlemowym i był o punkt od wygrania, ale uległ Djokoviciowi. Potem Szwajcar wystąpił jeszcze w Szlemie kilka razy, ale na początku 2020 roku złapał kontuzję, przeszedł kilka operacji, nigdy nie zdołał wrócić już do rywalizacji w pełni sił i zdrowia. W efekcie w końcu rozstał się z tenisem.
Rafa Nadal ostatniego Szlema zgarnął dwa dni po swoich 36. urodzinach (nawiasem mówiąc: ostatni wielkoszlemowy triumf Federera to też 36 lat na karku). Potem ciało, które od zawsze miało swoje problemy, ostatecznie się w jego przypadku poddało. Wrócił, owszem, zagrał nawet na igrzyskach. Ale w wieku… 38 lat z tenisem się pożegnał.
CZYTAJ TEŻ: RAFA NADAL I JEGO KARIERA. ALFABET WIELKIEGO MISTRZA
Historia świadczy więc przeciwko Novakowi. A i w pewnym sensie on sam to robi.
Bo przez to, że w zeszłym sezonie nie triumfował w żadnym wielkoszlemowym turnieju, jego ostatnia taka wygrana przypadła na moment, gdy miał ile? Oczywiście, że 36 lat (ogółem jest trzecim najstarszym triumfatorem Szlema – po Rosewallu i Federerze). Tak jak i jego rywale. I tak jak jego rywale zaczął się po trochu rozpadać – bo i w zeszłym sezonie urazy go nie oszczędzały – po kolejnych urodzinach. Niby nic dziwnego, im jest się starszym, tym łatwiej w zawodowym sporcie o urazy. Ale jest to zbieżność, którą warto zaobserwować.
Choćby po to, by zadać sobie pytanie: czy Novak zdoła się jej wyrwać?
– Wszyscy wiemy, że w pewnym momencie musimy się zatrzymać i pożegnać z tym, co robiliśmy przez całe życie – mówił jakiś czas temu, reagując na to, że karierę w tym samym roku skończyli Rafa Nadal i Andy Murray. Poruszyło go zwłaszcza odejście z tenisa tego drugiego – którego potem zatrudnił jako swojego trenera – bo z Andym znali się od dziecka, Szkot jest o ledwie tydzień starszy od Serba. Stąd i pytania do Novaka, i jego rozważania na temat emerytury były w tamtym momencie jak najbardziej zasadne.
CZYTAJ TEŻ: ANDY I NOVAK. PRZYJACIELE, RYWALE, A TERAZ TRENER I PODOPIECZNY
Jednak wszystkie kończyły się takim samym stwierdzeniem.
– Nie mam w głowie żadnej daty ani żadnego wyniku po tym, jak go osiągnę, że zamierzam się pożegnać i przejść na emeryturę. Będę kontynuował karierę tak długo, jak będę czuł, że mogę być jednym z kandydatów do największych tytułów w tym sporcie
No więc właśnie: jak długo będzie jeszcze to czuł?
Na ile pozwoli ciało?
W chwili obecnej Nole jest w kryzysie. Niby małym, to w końcu tylko trzy porażki. Ale skoro ostatni raz tak źle było siedem lat temu, to jednak coś nam mówi. Inna sprawa, ze tamten sezon może stanowić dla nas cenną wskazówkę na temat tego, czy Serb może się obudować. To był 2018 rok, z kolei w 2017 – o czym już wspomnieliśmy – Nole nie wygrał żadnego turnieju wielkoszlemowego. W kolejny sezon też wszedł nie najlepiej.
W Australii odpadł w czwartej rundzie, z Koreańczykiem Hyeonem Chungiem. Potem zrobił sobie przerwę, z uwagi na zdrowie. Wrócił dopiero na Indian Wells i tam pokonał go kwalifikant, Taro Daniel z Japonii. A wreszcie – w Miami – lepszy był Benoit Paire. Kiepska forma Novaka utrzymywała się wtedy jeszcze przez cały okres gry na kortach ziemnych. Odżył w Queen’s, turnieju na kortach trawiastych, ale i tak nie zdobył tytułu – w finale pokonał go Marin Cilić.
A potem? Potem wygrał Wimbledon, turniej ATP 1000 w Cincinatti, US Open i Szanghaj Masters. Znów był tym samym Novakiem Djokoviciem.
Kogo jak kogo, ale jego po prostu nie można skreślić. Problem polega jednak na tym, że wtedy miał 31 lat. Teraz, gdyby podobny scenariusz miał się ziścić, musiałby przezwyciężyć wszystkie przeciwności jako 38-latek. A to jak porównanie wspinaczki w Tatrach do tej w Himalajach – po prostu zupełnie inny poziom trudności. Stąd jeśli już, to po Novaku można raczej oczekiwać tego, że będzie wygrywać pojedyncze turnieje – jak igrzyska w zeszłym roku – na które przygotuje się po prostu najlepiej, jak tylko może.
Z drugiej strony – wszelkie oznaki słabości to woda na młyn dla jego rywali.
Przez lata bowiem Novak, Roger i Rafa byli dla innych nie do zagięcia. Wielu przeciwników już wychodząc na kort, gdzieś w głębi duszy się poddawało. Ale gdy najpierw Szwajcar, a potem Hiszpan zaczęli mieć swoje problemy, gdy nie odpuszczało im zdrowie, gdy to stracili seta, to przegrali mecz z rywalem z niższej półki – to wszyscy to widzieli. I powoli zaczynali rozumieć, że to moment, w którym można z tymi gośćmi po prostu rywalizować.
Novak właśnie znalazł się w takim momencie. Rywale widzą, że jest do pokonania. Że to nie ten Serb, co jeszcze kilka lat temu. Carlos Alcaraz i Jannik Sinner regularnie z tego faktu korzystają. Inni powoli zaczynają iść za ich przykładem. I nie będą wychodzić na kort ze spuszczoną głową, wręcz przeciwnie – pomyślą o tym, że być może to ich ostatnia szansa na to, by z Novakiem wygrać. Po czym powalczą o to z całych sił.
Półfinał Australian Open był pierwszym od ponad pięciu lat meczem w którym Novak skreczował.
Djokoviciowi będzie trudniej. Ciało coraz częściej odmawia mu posłuszeństwa, a każdy z rywali będzie znacznie bardziej wierzyć w zwycięstwo. Sytuacji Novaka nie poprawiają też coraz bardziej męczące psychicznie z jego punktu widzenia rozstania z rodziną.
– Zawsze ciężko jest wyjeżdżać mi z domu. Pierwszych kilka nocy w hotelu to też problem. Czuję wtedy smutek, żałuję, że wyjechałem od żony i dzieci – mówił „GQ”. W tym samym wywiadzie przyznawał też, że coraz częściej myśli o tym, jak chciałby to wszystko skończyć. – Czuję, że jeśli zacznę przegrywać więcej i że między mną a najlepszymi zawodnikami pojawia się przerwa i każdy turniej wielkoszlemowy niesie za sobą więcej wyzwań, pewnie wtedy powiem sobie dość.
W Australii doszedł do półfinału, ale z trudem, a w nim musiał skreczować. Po raz pierwszy od 2019 roku nie dokończył meczu. I zaledwie po raz czwarty w ostatniej dekadzie. Wyzwania stają się więc większe, to widać. Ale jeszcze jest w stanie regularnie stawić im czoła i powalczyć o swoje . Co jednak, jeśli na Roland Garros też będzie podobnie? Jeśli na Wimbledonie po raz pierwszy od 2017 roku nie dojdzie do finału? Jeśli US Open okaże się nie do podbicia?
Czy wtedy czeka nas koniec wielkiej kariery Novaka Djokovicia?
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix
CZYTAJ WIĘCEJ O TENISIE: