Konkurs mistrzostw świata na skoczni dużej? W wykonaniu Polaków dokładnie taki, jakiego się spodziewaliśmy. Do drugiej serii weszli wszyscy czterej. Ale żaden nie znalazł się w dziesiątce, a pozytywnie ocenić możemy występ co najwyżej jednego. Choć i o to trudno. Z kolei świętować – znowu – mogą Słoweńcy. Oni zawładnęli skokami w Trondheim, a dziś niespodziewanym mistrzem świata został Domen Prevc.
Na miarę (niskich) oczekiwań
Na normalnej skoczni Paweł Wąsek był na 10. miejscu, a reszta dużo dalej. W konkursie drużynowym zajęliśmy szóstą pozycję. W mikstach – ósme miejsce. Trudno było więc oczekiwać cudów przed dzisiejszym konkursem indywidualnym na skoczni dużej. W Trondheim może i nie cieniowaliśmy kompletnie, ale dla walki o medale stanowiliśmy tło. Wąsek – w miarę bliskie, drugi plan. Reszta naszych zawodników przyglądała się temu z oddali.
Dziś było dokładnie tak samo.
Jakub Wolny i Aleksander Zniszczoł do drugiej serii weszli ledwo, ledwo. O ile w przypadku pierwszego z nich się tego spodziewaliśmy, o tyle od drugiego oczekujemy jednak nieco lepszych skoków. Bo za takie trudno uznać nawet ostatecznie zajęte przez Olka miejsce 24. (Wolny był 29., przegrał z nim z całej “30” jedynie… Pius Paschke, który na przestrzeni sezonu zaliczył ogromny zjazd). Dawid Kubacki? Okej, 17. miejsce wydaje się odpowiadać jego aktualnym możliwościom, a patrząc na to, co było na początku sezonu – to w sumie należy napisać, że i tak ustabilizował formę na przyzwoitym poziomie.
Szkoda nam jedynie Pawła Wąska. On po pierwszej serii miał szansę na drugie miejsce w TOP 10 mistrzostw świata. Wiadomo, do podium nadal dość daleko, jeśli lądować pod koniec tej dziesiątki, ale to niezłe wyniki dla kogoś, kto po raz pierwszy w karierze punktuje tak regularnie i się do tej dyszki łapie. Po pierwszej serii (129,5 m) Wąsek był zresztą 9. O walce o medale mowy być nie mogło, bo miał do najlepszych spore straty, więc celem pozostawało wspomniane utrzymanie się w dziesiątce. Nie wyszło. W drugiej próbie było dalej (130,5 m), ale zbyt blisko, by wygrać z rywalami. Ostatecznie Polak spadł o cztery lokaty – na 13. miejsce.
Ale w całych mistrzostwach i tak był naszym liderem, zgodnie z przewidywaniami. Udźwignął więc tę rolę. Na miarę swoich możliwości, ale jednak.
Rodzina Prevców z kolejnym medalem
Sporo działo się za to pod koniec konkursu, bo wtedy obejrzeliśmy świetny pojedynek Mariusa Lindvika – który już zdobył złoto na skoczni normalnej – z Domenem Prevcem. Ten drugi przewodził stawce po pierwszej serii i, choć w przeszłości różnie z tym u niego bywało, tym razem wytrzymał presję, prowadzenie obronił i w dodatku zrobił to w fantastycznym stylu. W decydującym o mistrzostwie świata skoku osiągnął 140,5 metra ze znakomitymi notami i odebrał gospodarzom wyczekiwane przez nich złoto.
Tym samym sprawił też, że Cene Prevc – nie licząc Emy, która jest na skakanie w Pucharze Świata za młoda – jest jedynym dzieckiem z rodziny Prevców bez indywidualnego medalu mistrzostw świata. Na tych samych mistrzostwach dwa złota zdobyła w końcu młodsza siostra Domena, Nika, a Peter – najstarszy z rodzeństwa – w 2013 roku zgarnął srebro i brąz. Napisać że to niesamowita rodzina, to jak nic nie napisać. A Słoweńcy ogółem podbili Trondheim – na skoczni wywalczyli złote medale w drużynie, konkursie mężczyzn na skoczni dużej i obu indywidualnych konkursach kobiet. Z kolei w konkursie mikstów zgarnęli srebrny medal.
Czy ktoś mógłby zakładać, że tak będzie przed startem czempionatu? Szczerze wątpimy.
CZYTAJ TEŻ: NIKA PREVC I JEJ BRACIA. NIESAMOWITA RODZINA
Podium uzupełnił dziś Jan Hoerl, dla którego to drugi indywidualny brązowy medal tych mistrzostw… i który w pewnym sensie ratował honor Austriaków – dotychczasowych dominatorów tego sezonu. Cóż, po raz kolejny okazało się, że mistrzostwa świata rządzą się swoimi prawami. Banał? Może i tak. Ale jaki prawdziwy.
AKTUALIZACJA:
Już dobrze ponad pół godziny po konkursie z Trondheim nadeszła wiadomość o… dyskwalifikacji Mariusa Lindvika i Johanna Andre Forfanga. W tej sytuacji na drugie miejsce przesunął się Jan Hoerl, a brązowy medal otrzymał Ryoyu Kobayashi. Możliwe, że dyskwalifikacja – po proteście złożonym przez inną reprezentację – była skutkiem afery czipowej, ujawnionej wcześniej w ciągu dnia.
Fot. Newspix
CZYTAJ WIĘCEJ O SKOKACH:
- Adam Małysz – wybitny skoczek, a jaki prezes? “Chodzi po omacku, nie widząc światła”
- Niszczenie dziedzictwa czy zasłużona możliwość? Nasi weterani wciąż skaczą… ale blisko
- Władimir Zografski. Mieszka w Polsce, trenuje z Niemcami, cierpi na bezsenność [WYWIAD]
- Szef skoków: „Za pięć lat w Pucharze Świata będzie się skakać po 270 metrów” [WYWIAD]
- Równo 30 lat temu przeszedł do historii. Dziś mówi: „Nie miałem szans być francuskim Małyszem”