Doliczony czas gry, prowadzenie 4:1, a więc spokojne czekanie na końcowy gwizdek? Nic z tych rzeczy. We Frankfurcie mieliśmy do czynienia z rzadko spotykaną sytuacją, w której doszło do przepychanki między kolegami z drużyny – Victorem Bonifacem i Emiliano Buendią. Krewkich zawodników musieli uspokajać koledzy z Bayeru Leverkusen.
W teorii piłkarzom Bayeru Leverkusen szykował już się spokojny wieczór. Wicelider Bundesligi prowadził 4:1 z trzecim w tabeli Eintrachtem Frankfurt, a myślami mógł być już przy środowym starciu Ligi Mistrzów z Bayernem Monachium. W samej końcówce zagotowało się jednak między dwoma zmiennikami – Victorem Bonifacem i Emiliano Buendią.
Obaj pojawili się na placu gry, gdy mecz był już rozstrzygnięty (Boniface w 77. minucie zmienił Nathana Tellę, a Buendia sześć minut później Floriana Wirtza) i najwyraźniej mieli wielką ochotę, by dorzucić coś od siebie. Nic zresztą dziwnego – Buendia po transferze z Aston Villi jest tylko rezerwowym, a Boniface stracił miejsce w składzie na rzecz Patrika Schicka.
Kiedy więc w doliczonym czasie gry Buendia nieczysto trafił piłkę w polu karnym poszedł za ciosem i spróbował ponownego uderzenia. To nie spodobało się Boniface’owi, w kierunku którego leciała piłka. I choć to sytuacja, jakich z pozoru wiele, w piłkarzach szybko zagotowała się krew.
Nigeryjczyk ruszył do kolegi z pretensjami, a gdy ten nie zamierzał pokornie wysłuchiwać zażaleń, doszło do przepychanki. Piłkarzy szybko uspokajać musieli koledzy – do zwaśnionej dwójki ruszyli Jonathan Tah, Nordi Mukiele i Amine Adli, odciągając Boniface’a od Argentyńczyka. Temu jednak złość nie przeszła i jeszcze po końcowym gwizdku próbował wyjaśniać koledze swoje racje.
O sytuację w pomeczowym wywiadzie został zapytany szkoleniowiec Bayeru, Xabi Alonso.
– Victor chciał strzelić gola. To nie problem. Porozmawiamy o tym. Najważniejsze to drużyna, wynik oraz nasz występ – uciął sprawę baskijski szkoleniowiec.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO: