Reklama

Jeszcze nie pije szampana, już wygrywa wielkie turnieje. Mirra Andriejewa podbija świat tenisa

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

25 lutego 2025, 12:14 • 21 min czytania 17 komentarzy

Nie jest jeszcze pełnoletnia, a już zajmuje miejsce w TOP 10 światowego rankingu. W CV ma półfinał Rolanda Garrosa i wygraną w imprezie rangi WTA 1000, a na rozkładzie sześć mistrzyń wielkoszlemowych, w tym Igę Świątek. Lubi Chandlera Binga, nie lubi grać z siostrą, wstydziła się Andy’ego Murraya, a swoją trenerkę – byłą mistrzynię Wimbledonu – uczyła… poczucia humoru. Zdążyła też już wywołać pewien skandal. Mirra Andriejewa to materiał na kolejną wielką tenisistkę. 

Jeszcze nie pije szampana, już wygrywa wielkie turnieje. Mirra Andriejewa podbija świat tenisa

Młodości jest trudniej

Kiedyś w tenisie – zwłaszcza kobiecym – wszystko było dużo prostsze. Gdy ktoś miał talent, to mógł zaistnieć już jako nastolatek czy (bo to bardziej nas interesuje) nastolatka. Pierwszą wielką „nastką” była Chris Evert, która jeszcze przed 20. urodzinami wygrała dwa turnieje wielkoszlemowe. Po latach mówiła, że tak naprawdę została swego rodzaju królikiem doświadczalnym, bo na jej przypadku uczyli się inni.

Później utalentowanych nastolatek było aż nadto. Tracy Austin w 1979 roku sięgnęła po tytuł w US Open, nie mając na karku nawet 17 lat. Steffi Graf wygrała French Open 1987 tuż przed tym, jak świętowała osiemnastkę. Monica Seles poprawiła rekord Austin w Paryżu, ale w 1990 roku, a niespełna siedem lat później jej osiągnięcie przebiła – i do dziś nikt go nie poprawił – Martina Hingis, która wygrała Australian Open mając 16 lat i 117 dni.

Jako nastolatki turnieje wielkoszlemowe wygrywały jeszcze Maria Szarapowa, Arantxa Sánchez Vicario, Serena Williams (wszystkie przed osiemnastymi urodzinami), Emma Raducanu, Hana Mandliková (przed dziewiętnastką), Swietłana Kuzniecowa, Bianca Andreescu, Iga Światek, Coco Gauff, Iva Majoli i Evonne Goolagong Cawley. O trzy dni z terminem rozminęła się za to Jelena Ostapenko.

Reklama

Martina Hingis, czyli najmłodsza w historii mistrzyni wielkoszlemowa. W AO 1997 triumfowała mając 16 lat i 117 dni.

Z tych, które triumfowały w Szlemie przed dwudziestką w ostatnich piętnastu latach, na ten moment tylko Iga Świątek nie tylko utrzymała, ale i podniosła swój poziom. Emmę Raducanu i Biancę Andreescu zatrzymały kontuzje. Coco Gauff ma mnóstwo czasu, ale w ostatnim okresie wypada na korcie gorzej. Nawet Ostapenko nigdy już nie nawiązała do swojego osiągnięcia z Paryża. Nastolatki w odleglejszych czasach na ogół radziły sobie znacznie lepiej. Idąc po kolei – od tej, która triumfowała po raz pierwszy w Szlemie w najmłodszym wieku:

  • Martina Hingis – 5 wygranych tytułów wielkoszlemowych.
  • Monica Seles – 9 (a powinno być więcej, powstrzymał ją atak nożownika).
  • Tracy Austin – 2.
  • Maria Szarapowa – 5.
  • Arantxa Sánchez Vicario – 4.
  • Serena Williams – 23.
  • Steffi Graf – 22.
  • Hana Mandliková – 4.
  • Swietłana Kuzniecowa – 2.
  • Chris Evert – 18.
  • Iva Majoli – 1.
  • Evonne Goolagong Cawley – 7.

Tylko Majoli nie zdołała więc poprzeć swojego sukcesu kolejnym, a to w dużej mierze wina mnóstwa urazów, które jej doskwierały. Skąd więc nastoletnie sensacje mają w dzisiejszym świecie takie problemy z zademonstrowaniem swoich umiejętności w dłuższym okresie? Mirra Andriejewa – bohaterka tego tekstu i ta, która ma największy potencjał na to, by stać się kolejną nastoletnią triumfatorką w turnieju Wielkiego Szlema – ma na to następujące wytłumaczenie:

Tenis bardzo zmienił się w ostatnich 20 latach. Szybkość piłki jest inna i każdy gra niezwykle mocno oraz agresywnie. Młodszym zawodniczkom trudniej jest się przedrzeć, bo każdy uderza piłkę bardzo mocno. To trudniejsze i trudniejsze, by utrzymać się w punkcie. Dla młodszych tenisistek trudne jest samo poradzenie sobie z tymi prędkościami – mówiła.

Jej zdanie podzielają te, którym udało się zdobyć taki tytuł przed 20. urodzinami, czyli Iga Świątek i Coco Gauff. Obie podkreślały, że niezwykle ważne jest dla nich przygotowanie fizyczne, z którego obie zresztą słyną. I nie chodzi tylko o to, by dać sobie radę w pojedynczym spotkaniu czy turnieju, ale by być w stanie grać cały sezon na równym, wysokim poziomie. A to znacznie trudniejsze. Mirra na przykład jeszcze w pełni się z tym nie zetknęła, przed osiągnięciem pełnoletniości WTA ogranicza bowiem liczbę imprez, w których tenisistka może wystąpić.

Reklama

Ale za niedługo ten limit zostanie w przypadku Rosjanki zniesiony. A Andriejewa – uwolniona. To moment, na który czeka wielu tenisowych fanów i ekspertów. Ale właściwie dlaczego? Co takiego jest w tej dziewczynie?

Z Syberii na riwierę. Z siostrą

Urodziła się w Krasnojarsku, nad Jenisejem, w sercu Syberii, choć bardziej na południu Rosji. Skąd jednak w jej życiu tenis? Przez matkę. Ta ponoć zakochała się w nim, gdy zobaczyła, jak Marat Safin wygrywa Australian Open 2005. Mirry nie było jeszcze wówczas na świecie, urodziła się ponad dwa lata później. Żeby było jednak ciekawie – ona sama jako pierwsze tenisowe wspomnienie przywołuje inny mecz Safina, z Roland Garros w 2004 roku.

Nie oglądałam meczu, oczywiście, ale widziałam skrót. Nie pamiętam nawet nawierzchni, roku czy turnieju, ale tylko to, że to był naprawdę długi punkt. Kiedy Marat go wygrał, chwycił za spodenki, po czym ściągnął je w dół! (śmiech) Nie wiem czemu, zostało mi to wspomnienie – mówiła. Nawiasem mówiąc – Safin dostał za tę celebrację karę odjęcia punktu.

CZYTAJ TEŻ: MARAT SAFIN. DWA SZLEMY, TYSIĄC ZŁAMANYCH RAKIET I KOSMICI W PERU

Ale wróćmy do Mirry. Jej matka po obejrzeniu triumfu Safina, wymarzyła sobie, że dzieci zostaną gwiazdami tenisa. Na świecie była już wtedy Erika, starsza o trzy lata siostra Mirry. I to ona pierwsza chwyciła za rakietę.

Oglądałam jej treningi. Nie wszystkie, bo często chodziła na nie o siódmej rano i wtedy byłam jak: „Rany, co ty robisz? Czemu nie chcesz spać?”. Zawsze próbowała trenować najciężej i najwięcej, jak się dało. Wzorowałam się na niej – wspominała Mirra. Erika trenować zaczęła, gdy miała pięć, sześć lat. Młodsza z sióstr początkowo podawała jej piłki, a kilka lat później sama zaczęła odbijać je przez siatkę.

Szybko okazało się, że obie siostry mają talent. Początkowo przeniosły się do Soczi, gdzie miały lepsze warunki do treningów. Gdy Mirra miała osiem lat, zagrała w pierwszym międzynarodowym turnieju – w Niemczech, w kategorii do lat 12. Doszła do półfinału. Cztery lata później wypatrzył ją rekruter z agencji IMG, jednej z największych na rynku, reprezentujących zawodowych sportowców.

Była dość mała, ale niesamowicie waleczna i niezmordowana. Biegała do każdej piłki, cieszyła się rywalizacją. To odróżniało ją od innych. Nasz rekruter powiedział: „Ta dziewczyna jest wyjątkowa” – wspominał Juan Acuna Gerard, agent z IMG. Swoją drogą starsza siostra też otrzymała później kontrakt od IMG. Obie, gdy dorastały, często ze sobą grały. Najpierw w Krasnojarsku, potem w Soczi, a wreszcie w Cannes gdzie trafiły w 2022 roku śladami Daniiła Miedwiediewa, który osiadł tam w młodym wieku. Choć miały też ofertę z akademii Rafy Nadala.

Mirra była już wtedy zawodniczką, na którą zwracali uwagę wszyscy tenisowi eksperci. Choć sama swoje juniorskie czasy wspominała nieco gorzej, niż to miało miejsce w rzeczywistości. W rozgrywkach pod egidą Tennis Europe wygrała na przykład 17 turniejów, a doszła do 22 finałów (zarówno w singlu, jak i deblu). Gdy przypomnieli jej o tym dziennikarze, była szczerze zdziwiona.

Naprawdę zagrałam więcej niż 20 finałów? To super! Naprawdę nie pamiętam, żebym grała świetny tenis, gdy byłam dzieckiem. Dlatego jestem pod wrażeniem tego, że wygrałam aż tyle, gdy byłam młodsza. Czy się zmieniłam od tamtego czasu? W środku czuję się tak samo, ale na korcie potrafię lepiej poprowadzić punkt. Kiedyś liczyłam, że mecz sam się odwróci, teraz staram się na to zapracować – mówiła.

Do jej gry jeszcze przejdziemy, ale warto tu dodać, że obie z siostrą powtarzają, że nawzajem zawdzięczają sobie kariery. To zresztą żadna nowość. Sióstr w tenisie już trochę było. Największe sukcesy odniosły oczywiście Serena i Venus Williams, ale świetnie radziły też sobie Karolina i Kristina Pliskove, a w ostatnich latach spory potencjał prezentują Brenda i Linda Fruhvirtove. Nawet Naomi Osaka mówiła, że swojej starszej siostrze, Mari, która nigdy nie zrobiła kariery, zawdzięcza swój sukces.

Uwagę zwraca tu jedna sprawa: zwykle bardziej przebija się młodsza z rodzeństwa. W rodzinie Andriejewów też na razie tak to wygląda. Choć jedyny oficjalny mecz – w Wuhan w zeszłym roku – wygrała Erika. I to dość łatwo, w dwóch setach, a Mirra mówiła i przed, i po meczu, że była to wspaniała chwila, móc dzielić kort z siostrą, ale równocześnie – pod względem psychologicznym, emocjonalnym, ale i tego, jak dobrze Erika rozumiała jej grę – prawdziwy koszmar. Erika zresztą się z nią zgadzała. – To było trudne doświadczenie. Dla nas obu – mówiła.

Starsza siostra jednak doskonale wie – i to już od dobrego roku – że młodsza zaczęła jej uciekać.

Widziałam, jak się zmienia i rozwija. Myślę, że odnosi sukcesy, bo urosła mentalnie. Zaczęła myśleć jak dorosła. Jest też wielką fanką tenisa, cały czas go ogląda. To jej całe życie. Jeśli tak kochasz tenis, nie masz wyboru – musisz mieć dobre wyniki. Czy jej rezultaty mnie motywują? Tak, ale też nakładają sporo presji. Zawsze byłam starszą siostrą, wzorem dla niej, starałam się pokazywać z jak najlepszej strony, by mogła mnie kopiować. A teraz jest odwrotnie. Ale to wszystko wciąż dobrze działa.

Mirra twierdzi niezmiennie, że czas jej siostry – którą pod względem stylu gry przyrównuje do Igi Świątek, siebie z kolei do Ons Jabeur – jeszcze nadejdzie, po prostu jej przyszedł znacznie szybciej. A wszystko zaczęło się tak naprawdę od… przegranego finału.

Punkt zwrotny

Zawodowo w tenisa zaczęła grać w 2022 roku, mając na karku 15 lat. Nic niezwykłego, wtedy właśnie można zaliczać pierwsze seniorskie turnieje, małe ITF-y, budując ranking, by przy przejściu na stałe do touru – zwykle po osiemnastym roku życia, a czasem wcześniej – mieć już zbudowaną w miarę wysoką pozycję. Sezon 2022 zresztą był dla niej niezwykle udany. Zaliczyła awans z 1272. miejsca, które zajmowała po zdobyciu pierwszych w karierze punktów WTA, na 293.

I z tą też lokatą zaczynała następny rok. Ale zaczynała nie od kolejnych turniejów seniorskich, a od próby podbicia juniorskiej imprezy – Australian Open.

W juniorskim tourze od czasu do czasu grała i to z niezłymi rezultatami, więc do Australii przybyłą jako tenisistka rozstawiona z „7”. Przez turniej przeszła w świetnym stylu. Dwa pierwsze mecze to tylko siedem straconych gemów. W kolejnym było trudniej – Bułgarkę Denczewą pokonała 7:5, 7:5. Jej pierwsza rozstawiona rywalka, turniejowa „15”, Renáta Jamrichová, uległa 4:6, 4:6. A Brytyjka Ranah Akua Stoiber w półfinale (rozstawiona z „13”), 3:6, 2:6.

Mirra do finału nie straciła seta. Mecz o tytuł też zaczęła od wygrania partii – po tie-breaku – przeciwko rodaczce, Alinie Korniejewej. Ale potem przegrała dwa kolejne – 4:6, 5:7 – i po naprawdę znakomitym meczu, musiała uznać wyższość koleżanki. Z Aliną zresztą doskonale się znała, to ten sam rocznik, obie od dawna rywalizowały w tych samych turniejach, bywało, że grały nawet razem debla. Korniejewa potwierdziła zresztą potem swoją juniorską klasę, triumfując kilka miesięcy później na kortach Rolanda Garrosa.

Ale to wszystko niespecjalnie osłodziło Mirrze gorycz porażki.

Sporo czasu zajęła mi regeneracja po tym meczu, to było naprawdę trudne spotkanie. Miała wiele szansa, których nie wykorzystałam. Mój trener powiedział mi, że po pięciu latach mogę w ogóle nie pamiętać, że grałam ten finał i przeciw komu. To trochę pomogło. Na razie jednak pamiętam i nadal trochę boli. Ale to już przeszłość. Czy byłam smutna? Oczywiście, nawet bardzo. Do tego wykończona po meczu. To była jedna z najgorszych porażek, jakich doznałam. Ale może była potrzebna, żebym dotarła tam, gdzie jestem dziś – mówiła.

I może faktycznie potrzebne było jej takie potrząśnięcie – mecz, który udowodnił jej, że nie wszystko przyjdzie łatwo i nawet w najlepszej formie można przegrać, jeśli rywalka zagra lepiej. Mirra na kilka miesięcy odpuściła wtedy kolejne występy, a na kort wróciła w kwietniu i wygrała dwa turnieje ITF z rzędu. Przebiła dzięki temu granicę najlepszej „200”, a w nagrodę za dobre występy otrzymała też dziką kartę do turnieju WTA 1000 w Madrycie.

I z miejsca ją wykorzystała.

W pierwszej rundzie pokonała Leylah Fernandez. W drugiej – odprawiła „14” na świecie Beatriz Haddad Maię. W trzeciej uległa jej znajdująca się o pięć lokat niżej Magda Linette (wszystkie te mecze Mirra wygrała w dwóch setach). I dopiero Aryna Sabalenka zdołała zatrzymać młodą Rosjankę, która właśnie w Madrycie, w czasie trwania turnieju, świętowała swoje 16. urodziny. Na jej miejscu trudno byłoby wymyślić lepsze miejsce i okoliczności.

Tak naprawdę zresztą cały sezon 2023 to dla Mirry kolejne wielki kroki. Niedługo po Madrycie zadebiutowała w seniorskim turnieju wielkoszlemowym – na Roland Garros przeszła przez eliminacje, po czym doszła do trzeciej rundy i w niej uległa – urywając jej seta – Coco Gauff. Na Wimbledonie poszła jeszcze o krok dalej i dopiero Madison Keys w czwartej rundzie okazała się od niej lepsza. To po tym występie przebiła granicę najlepszej setki rankingu WTA.

Do końca sezonu dołożyła jeszcze kilka kolejnych niezłych turniejów. Rok skończyła jako 57. zawodniczka świata (choć była przez moment nawet na 46. miejscu). Gdy dziennikarze pytali ją, skąd te wyniki… nie potrafiła jednak w pełni odpowiedzieć.

Po prostu gram swoje. Nie mogę powiedzieć, by coś się zmieniło. Staram się podchodzić do tego wszystkiego na zasadzie „dzień po dniu”. I tyle. Na korcie robię to, co wydaje mi się słuszne. Gdy z trenerem rozmawiamy o planie na mecz, zapominam wszystko tuż przed wyjściem na kort. Więc gram, jak czuję. I wychodzi – twierdziła. W 2024 wychodziło zresztą nadal. W Australian Open też doszła do IV rundy, a w dodatku w drugiej odprawiła jedną z tenisistek, na których się wzorowała – Ons Jabeur.

Jabeur nie była wtedy w pełni sobą, owszem. Ale to był pokaz gry młodej Rosjanki, która utytułowanej rywalce oddała ledwie dwa gemy. Oba w drugim secie. Mecz trwał ledwie 54 minuty i był demonstracją możliwości Andriejewej, popisem niespełna 17-letniej tenisistki. – Przed spotkaniem byłam bardzo nerwowa, bo Ons naprawdę mnie inspiruje tym, jak gra. Zanim zaczęłam grać w seniorskim tourze, oglądałam jej mecze. Teraz mogłam się z nią zmierzyć i wydaje mi się, że grałam niesamowity tenis. Nie spodziewałam się tego po sobie. To chyba mój najlepszy mecz – mówiła.

Kolejne wspaniałe spotkania miały przyjść niedługo potem.

Conchita

W kwietniu 2024 roku w tenisowym życiu Mirry doszło do ważnej zmiany – jej główną trenerką została Conchita Martínez, mistrzyni Wimbledonu z 1994 roku. Nie była pierwszym wyborem młodej Rosjanki i jej teamu. Ta najpierw o możliwość doradzania pytała Dinarę Safinę (nie dziwi, to rodaczka) i Kim Clijsters (też nie dziwi, Kim to wielka mistrzyni, a kilka lat temu wróciła na chwilę do touru, miała rozeznanie we współczesnym świecie tenisa). Nie jest jednak zaskoczeniem, że ostatecznie stanęło na Conchicie – ta miała za sobą w końcu całkiem udaną współpracę z rodaczką, Garbiñe Muguruzą.

Obie pierwszy wspólny turniej rozegrały we francuskim Rouen, a już niedługo potem Mirra zanotowała ćwierćfinał w Rzymie (przegrała z Aryną Sabalenką) i do niedawna największy życiowy sukces – półfinał Roland Garros. Po drodze do tego ostatniego ograła też – choć zmagającą się z chorobą – Sabalenkę. Dopiero Jasmine Paolini w meczu o finał okazała się od niej lepsza.

Tak czy siak Mirra została jednak najmłodszą półfinalistką Szlema od czasów Martiny Hingis (1997), a także pierwszą od Moniki Seles tenisistką w tym wieku, która wyeliminowała na Roland Garros rywalkę rozstawioną z „2” lub „1” (Seles w 1990 roku pokonała Steffi Graf w finale). Współpraca z Conchitą szybko zaczęła więc przynosić owoce. Widać też było, że obie dobrze się dogadują. Martínez po prostu znalazła sposób na dotarcie do nastoletniej podopiecznej i zdołała w krótkim czasie ulepszyć jej grę.

Z nią w boksie stałam się bardziej nieustraszona – mówiła Mirra. – Pierwsze, co wniosła do mojej gry, to pozytywność. Jestem osobą, która często myśli negatywnie, na przykład, gdy bronię break pointa albo przegrywam. Ona to zmieniła, sprawiła, że nadal staram się grać tak samo, z identycznym nastawieniem. Jeśli chodzi o grę, to poprawiłam się właściwie wszędzie po trochu. Mam lepszy serwis, mam lepszy forehand, mam lepszy backhand. Częściej chodzę do siatki. Nie boję się tego, dzięki temu jestem jeszcze bardziej agresywna. Ciężko nad tym wszystkim pracujemy.

Rosjanka powtarzała też, że istotne dla niej jest jedno – że z trenerką po prostu bardzo dobrze się dogaduje. Obie lubią pożartować i to robią, ale Conchita jest taką osobą, że gdy trzeba wyjść na trening czy mecz i zagrać swoje, to z miejsca staje się bardzo poważna. To też Mirrze pomaga, dzięki temu łatwo jej wejść w tryb „profesjonalistki”. Dla niej to istotne, bo przecież jakby nie było – wciąż jest w wieku szkolnym. Gdyby nie uprawiała sportu, pracowałaby co najwyżej wakacyjnie.

Lubię naszą relację, tym bardziej że rozwija się i poprawia z dnia na dzień. Lubię też, jak dobrze ona potrafi oddzielić rzeczy na korcie od tych poza nim. Na jesteśmy poważne, ciężko pracujemy. Ale gdy tylko zejdziemy z kortu, to żartujemy, śmiejemy się. Atmosfera nie jest tak ciężka. Ja zresztą lubię żartować – mówiła Mirra. I dodawała, że sama… rozwinęła poczucie humoru u swojej trenerki. – Ma je lepsze i to dzięki mnie! Wcześniej nie było tak dobre, co najwyżej okej. A teraz wszyscy śmieją się z jej żartów!

Conchita, co dodaje sama Mirra, nie zawsze ma łatwo. Czasem Andriejewa postanawia zrobić coś na przekór, ot, tylko po to, żeby trenerkę zdenerwować. Są też jej rytuały, których się trzyma. Gdy jedzie na turniej, to przez cały czas jego trwania je dokładnie to samo – zależnie od tego, co wzięła pierwszego dnia. I tak to trwa, czasem nawet przez ponad tydzień. Hiszpanka jednak o swojej podopiecznej wypowiada się niemal wyłącznie pozytywnie.

Świetnie sobie radzi z tym wszystkim. Ciężko pracujemy, widzę, że mi ufa i stara się wykonywać wszystkie zadania odpowiednio. Od początku widziałam jej potencjał, ale bardzo mnie zaskoczyła swoim poziomem dojrzałości. Choć trzeba pamiętać, że ma tylko 17 lat, zdarzają się momenty, gdy jest jak dziecko. Lubi grać w gry, żartować, ale gdy potrzeba, żeby była poważna, potrafi się z miejsca przełączyć. To bardzo ważne.

Conchita Martinez

Conchita Martínez. Fot. Newspix

Ta powaga przyniosła Mirrze w zeszłym sezonie wygraną w turnieju WTA 250 w Rumunii. W finale po trzech setach Mirra pokonała wówczas Elinę Avanesyan i zdobyła pierwszy tytuł w seniorskim tourze. Odpokutowała to na igrzyskach – bo finał rozgrywany był tuż przed nimi – gdzie w pierwszej rundzie pokonała ją Magda Linette… ale młoda Rosjanka i tak wróciła z Paryża z medalem. W grze podwójnej, w parze z Dianą Sznajder, doszły aż do finału, w którym lepsze od nich okazały się Włoszki: Sara Errani i Jasmine Paolini.

Sezon 2024 był więc dla niej niezwykle udany. A pod koniec był przecież jeszcze między innymi świetny występ w Ningbo, gdzie minimalnie uległa w finale Darii Kasatkinie. Innymi słowy: Mirra już wtedy mocno pukała do drzwi, za którymi znajdowały się wyłącznie najlepsze zawodniczki świata.

Normalna dziewczyna

W tamtym okresie Andriejewa wielokrotnie powtarzała, że trenerzy ostrzegali ją przed sukcesem, zaznaczając, że byłoby dobrze, gdyby nie zmieniła się w „divę”. I na razie wygląda na to, że jej to nie grozi. We wszelkich przemowach, wywiadach czy materiałach wideo jawi się jako otwarta, ekspresyjna (twierdzi, że introwertyczką jest w ich rodzinie jej siostra), pełna humoru tenisistka. Choć sama powtarza, że nie do końca wie, czemu ludzie uważają, że jest tak zabawna, bo ona niekoniecznie tak o sobie myśli.

Z drugiej strony – może to efekt telewizyjnego “wykształcenia”? W końcu uwielbia serial „Przyjaciele”.

Nauczyłam się lepiej mówić po angielsku oglądając go! Chciałam się poprawić, nauczyć nowych słów. Na początku potrzebowałam napisów, ale teraz mogę po prostu słuchać tego, co mówią. Ulubiona postać? Chandler! Z nim najbardziej można się utożsamiać – mówiła. Wielokrotnie powtarzała też, że wciąż jest normalną dziewczyną, wielki tenis jej nie zmienił. Zresztą trudno, by to zrobił, gdy po zejściu z kortu często czeka na nią powrót do rzeczywistości w postaci zadań domowych.

Muszę odrabiać lekcje, ale bądźmy szczerzy – czasem tego nie robię. (śmiech) Wolę obejrzeć telewizję. Jaka jestem? Wydaje mi się, że dość skromna. Nie do końca wiem, jak się opisać. Myślę, że dbam o innych, a to chyba dobry znak. Nie wiem. Może po prostu trzeba ze mną porozmawiać i wtedy się mnie zrozumie? Po prostu jestem sobą i robię swoje. Staram się stąpać twardo po ziemi – opowiadała.

Choć na przykład marzenie ma akurat takie, że musiałaby zajść naprawdę wysoko – chciałaby wygrać 25 tytułów wielkoszlemowych. Ot, żeby mieć więcej – jeśli nic nie dołoży – niż Novak Djoković.

Ma mnóstwo osób, na których się wzoruje. Jej idolem od zawsze był Federer, ale gdy weszła do świata zawodowego tenisa, on już skończył karierę. Miała okazję zobaczyć Rafę, spotkała też Andy’ego Murraya. Ale jest na tyle nieśmiała w takich sytuacjach, że kilka razy wręcz się przed nim chowała. W końcu jednak Conchita – gdy widziała, że Mirra kolejny raz namierza Szkota wzrokiem – wręcz ją do niego zaprowadziła, a Andriejewa mogła poprosić go o wspólne zdjęcie. Andy chętnie się zgodził, zresztą już wcześniej komplementował ją w social mediach, a nawet śmiał się z jej „złego wzroku”, gdy ta w wywiadzie dla Eurosportu opisała go słowem „beautiful”.

Inne wzory do naśladowania? Naturalnie Maria Szarapowa, najlepsza rosyjska tenisistka w dziejach, którą chętnie zapytałaby o wiele spraw – w tym o to, jak to było być nastoletnią mistrzynią. Do tego wzorem jest też dla niej Steffi Graf, podoba jej się, jak doskonale operowała slajsem w swoich czasach. No i wreszcie Martina Hingis, której gra – oglądana co prawda na powtórkach i skrótach – niezmiennie ją zachwyca.

Zawsze mi się podobała. Widzę pewne podobieństwa do tego, jak sama gram. Grała mądrze, ja podobnie. Różnica jest taka, że ona nigdy nie bała się zaatakować, zagrać na skończenie punktów. Ja dopiero się tego uczę. Staram się zmuszać do tego, by ruszyć do siatki, zagrać odważniej. Ona z miejsca takie okazje wykorzystywała – mówiła Mirra.

I taka to właśnie dziewczyna, na której wizerunku… no w sumie, znajdzie się pewna rysa.

To było w 2023 roku. Mirra grała z Dajaną Jastremską z Ukrainy, a po meczu polajkowała nagranie wideo, w którym Władimir Putin śmiał się z ojczyzny jej rywalki. Co naturalne, wywołało to wściekłość tamtejszego środowiska tenisowego, a Jastremska domagała się ukarania młodej zawodniczki w oficjalnym apelu do WTA (dla uzupełnienia – zaznaczyć trzeba, że bombardowane w tamtym okresie było rodzinne miasto Dajany). Sprawa jednak rozeszła się ostatecznie po kościach, a lajka zrzucono na karb tego, że młoda, 16-letnia wówczas Rosjanka po prostu nie do końca pomyślała, co właściwie robi.

A że od tamtego czasu więcej afer nie było, to może czegoś ją ta sytuacja nauczyła.

Światowa czołówka

Przygotowania do tego sezonu miała najbardziej wymagające w karierze. Sporo czasu poświęciła temu, by na korcie nie odstawać od najlepiej przygotowanych fizycznie zawodniczek. Mówiła, że walczyła ze sobą, by wytrzymać tempo narzucanych jej treningów.

Każdego dnia byłam bardziej zmęczona. Sporo ćwiczyłam, miałam dwie sesje przygotowania fizycznego dziennie, do tego jedną długą sesję tenisową. Trudno jest przy takich obciążeniach znaleźć siły, by na korcie odbijać z tą samą intensywnością. Smuciło mnie, że mój poziom spada, ale mój team powiedział mi: „To normalnie, robisz sporo ćwiczeń fizycznych, na razie zapomnij o tym, co na korcie”. […] Było trudno, ale uniknęłam wypalenia.

W dwóch pierwszych turniejach nie miała szczęścia. W Brisbane w półfinale, a w Australian Open w IV rundzie trafiła na Arynę Sabalenkę. Liderka światowego rankingu w obu przypadkach dość gładko ją ograła. W Dosze niespodziewanie lepsza od Mirry okazała się za to Słowaczka Rebecca Sramkova. Ale w końcu przyszedł turniej w Dubaju i życiówka Andriejewej. Pięć wygranych meczów z rzędu, odprawione trzy mistrzynie wielkoszlemowe – Markéta Vondroušová, Iga Świątek i Jelena Rybakina. W finale z kolei w dwóch setach pokonana Clara Tauson, druga z niespodziewanych uczestniczek meczu o tytuł.

W efekcie – drugie trofeum w kolekcji. Ale pierwsze z turnieju WTA 1000, najwyższej obok Szlemów rangi.

Wiele razy śniłam o tym, że jestem na konferencji prasowej z pucharem [za wygraną w turnieju WTA 1000] obok mnie. Wreszcie to się stało. Szkoda tylko, że wciąż mam 17 lat, bo widziałam wiele razy, jak zwycięzcy piją szampana – mówiła. W Dubaju miała podwójny powód do świętowania. Oprócz triumfu w samym turnieju – również debiut w TOP 10 rankingu. Wywalczone w Zjednoczonych Emiratach Arabskich punkty wystarczyły bowiem, by awansować na 9. miejsce. Ostatnią siedemnastolatką w najlepszej „10” była Nicole Vaidišová, która wdarła się tam w 29 stycznia 2007 roku, czyli… równe trzy miesiące przed tym, jak Mirra przyszła na świat.

Trochę wody w Wołdze od tego czasu upłynęło. Ale Andriejewa, choć się cieszyła, to podchodziła do tego wszystkiego spokojnie. – Im wyższy jest twój ranking, tym wolniej i trudniej jest wspiąć się jeszcze wyżej. Trudno będzie wejść do najlepszej piątki. To jest cel, który teraz sobie postawię, postaram się awansować do TOP 5 do końca roku. Jestem ciekawa, czy uda mi się go osiągnąć – mówiła.

Pomóc może fakt, że pod koniec kwietnia skończy 18 lat. To pozwoli jej startować w tylu turniejach, ile tylko zapragnie i bez ograniczeń dostosowywać swój kalendarz do okoliczności. Pozwoli jej też… założyć konto w banku, bo jak na razie pieniądze z nagród idą do jej ojca. Ona nie ma nawet karty kredytowej. W każdym razie – osiemnastka to coś, na co czeka, bo da jej nowe perspektywy.

Choć w sumie nie do końca jestem z tego zadowolona, bo nie chcę się starzeć. Lubię być młoda. Ale nic z tym nie zrobię. Nie wiem też, czy poczuję, że jestem bardziej dojrzała, ale stanę się dorosła – twierdziła. I dodawała też, że jeśli chodzi o jej przygotowania, to ostatecznie wiele się nie zmieni. Bo już wie, jak te powinny wyglądać. – Półfinał Roland Garros mi to pokazał. Wiem, czego trzeba, by być profesjonalną tenisistką. Nie można tylko grać i cieszyć się tym. Trzeba ciężko pracować, utrzymywać swoją rutynę, pozostawać skupioną. Musisz wszystko brać na poważnie. Rozgrzewkę, regenerację – musisz to robić profesjonalnie. Nie możesz podchodzić do tego na zasadzie: „okej, jak trochę odpuszczę, nic się nie stanie”. Trzeba dać z siebie wszystko.

Jak widać – przed sezonem i już w jego trakcie Mirra właśnie tak postępuje. I w wieku niespełna 18 lat ma na koncie triumf w jednym z większych tenisowych turniejów. Ba, większego – w sensie punktowym – przed osiemnastką już nie wygra. Owszem, czekają ją starty w Indian Wells i Miami, ale to też „tysięczniki”. Na Roland Garros – bronić punktów sprzed roku – przyjedzie już jako pełnoletnia zawodniczka.

I kto wie – może wraz z 18. urodzinami przyjdzie jeszcze lepsza forma?

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

CZYTAJ WIĘCEJ O TENISIE:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane