Czy dzisiejsza porażka z Koroną na dobre przekreśliła szanse Śląska na utrzymanie? Bardzo możliwe. Jeśli wrocławianie nie potrafią zrobić nawet punktu w Kielcach, to dlaczego mieliby ich szukać z Legią, Pogonią czy Lechem, a takie mecze czekają ich w najbliższym czasie. Pierwsza liga to w tym wypadku najwyraźniej kwestia czasu.
14 punktów po 22 kolejkach to wynik po prostu kompromitujący. Żenujący. Żałosny. Można mówić o problemach, że odeszli Exposito, Nahuel, że klub jest zarządzany gorzej niż kieszonkowe przez gimnazjalistę, ale dajcie spokój… To nie jest Premier League, poziom trudności nie wisi w kosmosie.
Skoro losowi Portugalczycy w Radomiaku mogą punktować lepiej, to naprawdę mógłby też Śląsk. Ale nie punktuje i za to pewnie spotka go zasłużona kara, czyli spadek, gdyż wiadomo, że do utrzymania potrzeba prawie cudu, a zeszłotygodniowa wygrana z Widzewem była właściwie wypadkiem przy pracy.
Jasne, miał dziś Śląsk swoje sytuacje, choćby wtedy, gdy szarżował w polu karnym Pozo, ale ostatecznie się zakiwał i goście mieli z tego tylko rzut rożny. Niemniej nie są wrocławianie tak pokrzywdzeni jak na przykład Piast z wczoraj – tam faktycznie ekipa Vukovicia grała, a Stal tylko jakimś cudem strzelała i można było się wkurzyć.
Tutaj zaś? Troszkę Śląsk powalczył, ale ostatecznie Korona była lepsza.
Zresztą – jak się prokuruje takie karne jak Llinares… Naprawdę łatwo sobie wyobrazić przytomniejsze zachowania niż zagrywanie bicepsem w polu karnym. Ktoś powie: nabity, co miał zrobić z tą ręką?! Cóż, przykładowo lepiej się ustawić, w ogóle nie dopuszczać do takiej historii.
A tak karny i bęc, 2:0.
Ale przecież i gol na 1:0 to “popis” wrocławskiej defensywy. Jeśli Guercio z podobną wprawą liczy domowy budżet, co tor lotu piłki, to komornik mieszka już na wycieraczce. Jeśli Paluszek zazwyczaj porusza się tak dynamicznie, co przy – znów cudzysłów – “kryciu” Dalmau, to nie robi więcej niż pięć kroków dziennie. Serio: pachołek przy wietrze byłby ruchliwszy.
Ech, obraz nędzy i rozpaczy. Jest tam kilku ciekawych piłkarzy, bo przecież widać, że choćby ten Pozo potrafi grać w piłkę, ale cóż: zespołowi nie idzie. W tym sezonie już chyba nie pójdzie.
Chwalić należy za to Koronę i Jacka Zielińskiego. Trener nie ma – delikatnie mówiąc – składu napakowanego gwiazdami, a punktuje świetnie. Mowa bowiem o drużynie, która ostatni raz przegrała 1 grudnia, a wcześniej – w październiku. Licząc ten okres (razem z Pucharem Polski): 11 meczów, pięć zwycięstw, pięć remisów, jedna porażka.
Klasa, panie Jacku.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Szkurin a nowy rekord Ekstraklasy. Jak inni w Europie kupują napastników?
- Wielki wyścig w La Liga. Trzech gigantów w walce o mistrzostwo
- Raków w rytmie MC Kowala. 1:0 i do przodu
- Kulisy transferu Szkurina do Legii. „Latem był za drogi dla klubów z Serie A i Bundesligi”
- Adamczuk: W trakcie strajku piłkarzy chciałem odejść z Pogoni [WYWIAD]
Fot. Newspix