Reklama

Michalski: Nie rozumiałem, czemu Pululu grał tak mało w Greuther Fuerth [WYWIAD]

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

17 lutego 2025, 10:08 • 9 min czytania 16 komentarzy

Sprowadzenie Damiana Michalskiego przez Zagłębie Lubin to jeden z ciekawszych zimowych ruchów transferowych w Ekstraklasie. Miedziowi wzmocnili się stoperem, który do niedawna miał mocną pozycję w 2. Bundeslidze i przez moment mówiono o nim nawet w kontekście reprezentacji.

Michalski: Nie rozumiałem, czemu Pululu grał tak mało w Greuther Fuerth [WYWIAD]

Dlaczego postanowił wrócić do kraju? Z jakiego powodu nie zawitał do Polski latem i co robił na trybunach w Szczecinie? Do jakiej ligi nie puścili go szefowie Greuther Fuerth? Jak wspomina Afimico Pululu z niemieckich czasów? Jaki element gry zdecydowanie poprawił przez ostatnie dwa lata? Czego jeszcze brakuje w Ekstraklasie względem 2. Bundesligi? Zapraszamy na rozmowę. 

*

Gdy Polak z zagranicy idzie do Ekstraklasy, przeważnie analizuje się, czy wraca wygrany, czy przegrany. Jak w tym kontekście widzisz siebie?

Na pewno nie wracam z podkulonym ogonem. Myślę, że czas, który spędziłem w Niemczech całościowo był bardzo dobry. Pierwsze dwa sezony miałem naprawdę udane. Grałem regularnie, praktycznie w każdym meczu. Dopiero tego trzeciego roku nie mogę zapisać sobie na plus.

Reklama

Sezon rozpocząłem jako rezerwowy, później na kilka spotkań wróciłem do składu. W pierwszym występie w wyjściowej jedenastce od razu strzeliłem gola Schalke, z którym wygraliśmy na wyjeździe 4:3. Przez pięć kolejek grałem po 90 minut, potem wróciłem na ławkę. Nadal byłem brany pod uwagę przez trenera, cały czas wchodziłem w końcówkach, więc jakieś znaczenie dla drużyny wciąż miałem, ale nie zadowala mnie rola rezerwowego. Znajduję się w takim wieku, że najważniejsza jest gra. Jestem bardzo ambitnym człowiekiem, dlatego poszukałem zmiany.

Nie widziałeś realnych perspektyw na kolejne tygodnie, żeby wrócić do składu Greuther Fuerth?

Wydaje mi się, że niezmiennie prezentowałem dość dobry poziom, natomiast latem kończył mi się kontrakt z klubem, a w piłce nożnej nie zawsze chodzi tylko o samą piłkę. I na tym zakończę ten wątek.

Przed startem tego sezonu od razu zanosiło się, że twoje akcje spadną? Już latem intensywnie przymierzano cię do Ekstraklasy, padały nazwy Pogoni Szczecin, Motoru Lublin i Jagiellonii Białystok.

Zgadza się, było zainteresowanie ze strony tych klubów. Pojawiały się jakieś oferty, ale postanowiłem zostać w Niemczech. Byłem po dwóch udanych sezonach, więc chciałem dalej walczyć o swoje i móc się rozwijać za granicą.

A czy zapowiadało się, że czeka mnie gorszy okres? Chyba nie. Nawet jeśli dany zawodnik był w słabszej dyspozycji, a drużyna znajdowała się w dołku, to siłą rzeczy dochodziło do rotacji w składzie, ale wylądowanie na ławce nie oznaczało, że przez następnych dziesięć kolejek się z niej nie podniesiesz. Kilka razy po 1-2 meczach na ławce wracałem do gry i na nowo wywalczałem sobie miejsce. Tym razem jednak czułem, że coś się zmienia. Zespół słabo wyglądał, więc sądziłem, że moje akcje wzrosną, ale zimą klub pozyskał kolejnych stoperów, co było sygnałem, że jeśli chcę grać, muszę zmienić otoczenie. Zagłębie mocno o mnie zabiegało. Czuję się tu chciany, a to jest najważniejsze.

Reklama

Czyli letnie tematy dochodziły do etapu konkretów i na koniec wszystko zależało od ciebie, a nie porozumienia klubów?

Można tak powiedzieć. Jeśli chodzi o tematy z polskich klubów, transfer był bardzo bliski dopięcia. Kluby się dogadały, natomiast nie zadowalały mnie warunki kontraktowe. Nie chciałem zmieniać klubu na siłę, bo liczyłem na dalszą grę w Niemczech. W ostatniej rundzie sytuacja się skomplikowała, dlatego teraz podjąłem decyzję o odejściu.

Najbliżej miało być ci do Pogoni. Widziano cię nawet na trybunach w Szczecinie podczas jednego z meczów.

Wtedy akurat miałem trzy dni wolnego, więc odwiedziłem mojego przyjaciela Krzyśka Kamińskiego, który trafił do Pogoni. Wyjazd na ten mecz to nie był żaden rekonesans, żebym zobaczył sobie stadion i całe zaplecze. Po prostu wpadliśmy z dziewczyną na mecz, a potem Krzysiek nas ugościł. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy.

Niemcy jako kraj i kultura cię nie zmęczyły?

Nie. Byłem tam bardzo szczęśliwy, praktycznie pod każdym względem mi się podobało – czy to w klubie, czy w życiu codziennym. Mimo że chodziło o 2. Bundesligę, czuło się olbrzymie zainteresowanie rozgrywkami. Nawet na treningi przychodziło mnóstwo osób, o frekwencji na wielu stadionach już nie wspominam. Wystarczy spojrzeć, jakie marki były w stawce. 60 tys. ludzi na Schalke, 55 tys. w Hamburgu, 52 tys. w Kolonii i tak mógłbym wymieniać. Coś pięknego. Nie zapomnę tego czasu do końca życia. Nie żałuję decyzji o wyjeździe.

Pierwsze dwa sezony miałeś naprawdę udane i medialnie rozważano nawet, czy Michał Probierz nie powinien cię powołać do reprezentacji. Kiedykolwiek czułeś, że jest to realne?

Nie skupiam się na rzeczach, na które nie mam wpływu. Nigdy nie analizuję, czy na trybunach są jacyś skauci czy trenerzy. Po prostu wychodziłem na boisko i dawałem z siebie sto procent. Nie myślałem więc w takim kontekście, ale nie ukrywam, że indywidualnie miałem wtedy świetny czas. Nie tylko pod kątem strzelanych goli, choć one zawsze niosą się najbardziej. Przede wszystkim całościowo chodziło  o dobrą grę moją i całej drużyny, bo w tamtym okresie, gdy zaczęło się robić o mnie głośniej, przez kilka tygodni utrzymywaliśmy się na podium.

Była szansa skonsumować tamten czas jakimś transferem?

Z Bundesligi pojawiały się jedynie zapytania. Konkretna oferta nigdy nie wpłynęła. Było zainteresowanie z paru większych klubów 2. Bundesligi, ale najbardziej konkretne były tematy tureckie. Chodziło o uczestników Ligi Europy. Dyrektor sportowy Greuther Fuerth nawet nie chciał rozmawiać na temat sprzedaży, klub oczekiwał większych kwot. Z mojego punktu widzenia były to dobre propozycje, powyżej miliona euro. Biorąc pod uwagę fakt, że byłem kupiony za pół miliona i miałem wtedy 25 lat, uważam, że oferowano Fuerth godne warunki. Dyrektor myślał jednak inaczej.

Mimo kilku lepszych okresów, finalnie Greuther Fuerth nigdy nie liczyło się w walce o awans do niemieckiej ekstraklasy. Odbierano to jako rozczarowanie czy znano swoje miejsce w szeregu?

Dołączyłem do zespołu po spadku z Bundesligi i sześciu meczach nowego sezonu, po których na koncie mieliśmy zaledwie trzy punkty i zajmowaliśmy przedostatnie miejsce w tabeli. Przychodziłem do klubu będącego w zupełnie innej sytuacji niż Wisła Płock, którą zostawiałem jako lidera Ekstraklasy. To był po części okres przejściowy dla Fuerth. Głównym celem było jak najszybsze opanowanie sytuacji i zapewnienie sobie utrzymania. W następnym sezonie mówiono już o powalczeniu o powrót do Bundesligi, ale bardziej na zasadzie “byłoby fajnie”, niż “jeśli się nie uda, będzie katastrofa” jak na przykład w Hamburgu. Nie udało się, nie byliśmy nawet blisko, żeby na mecie powalczyć o baraże.

Żegnając się z Wisłą pewnie po cichu miałeś nadzieję, że w maju odbierzesz jakiś medal, a tymczasem formalnie stałeś się spadkowiczem do I ligi. To chyba największy szok w twojej karierze.

Teraz już w żartach trochę się z chłopakami nabijam, że ja zostawiłem klub na pierwszym miejscu, więc bardziej należałby mi się medal za mistrzostwo. Szok był ogromny. Na półmetku przecież Wisła wciąż znajdowała się na podium. Chłopaki do dziś nawet w luźnych rozmowach nie są w stanie wyjaśnić, jakim cudem do tego doszło. Czegoś takiego nie da się racjonalnie wytłumaczyć.

Niedługo po odejściu do Niemiec mówiłeś nam, że masz problem z wyprowadzeniem piłki i większą odwagą na boisku, dlatego pracujesz z trenerem mentalnym. Po ponad dwóch latach widzisz tu wyraźne postępy?

Tak, czuję ogromną różnicę. Uważam, że rozwinąłem się nie tylko piłkarsko, ale także jako człowiek. Jestem bardziej dojrzały i doświadczony. Nie mam żadnych obaw z piłką przy nodze, a jeszcze w Wiśle Płock miałem lekki stres przed popełnieniem błędu. To mnie blokowało. Nie mogłem w stu procentach pokazać swojego potencjału. Długo korzystałem z pomocy trenera mentalnego i są efekty. Moja pewność siebie wzrosła, a elementy czysto piłkarskie też poprawiłem. Praktycznie od pierwszego tygodnia w Niemczech zostawałem po treningach i pracowałem z asystentami ze sztabu nad różnymi rzeczami.

Czyli Adrian Dieguez ma poważną konkurencję do miana najlepiej wyprowadzającego piłkę stopera w Ekstraklasie.

Bardzo bym sobie tego życzył, ale nie chcę teraz mówić, jakim to jestem świetnym zawodnikiem. Potem przyjdzie mecz i prędzej czy później pojawią się jakieś błędy, które są nieuniknione. Wolę, żeby po prostu boisko przemawiało i wtedy mnie oceniajcie.

Ale rozumiem, że trener Marcin Włodarski wziął cię do Zagłębia również w kontekście poprawy rozegrania w obronie?

Tak. Trener nie ukrywa, że liczy na moje doświadczenie. Oglądali mnie w Fuerth, podobało im się, jak funkcjonowałem na murawie. Wierzę, że pomogę drużynie w budowaniu akcji od tyłu.

W pierwszym sezonie w Niemczech twoim klubowym kolegą był Afimico Pululu, który odgrywał marginalną rolę. Przecierasz oczy ze zdumienia, gdy teraz oglądasz jego popisy w Jagiellonii?

W ogóle nie jestem zaskoczony, że Afi tak odpalił. Praktycznie od samego początku nie rozumiałem, dlaczego on u nas nie grał. Był głębokim rezerwowym, czasami dostawał jakieś minuty z ławki. Podczas gierek treningowych często jednak grałem na niego, bo wystawiano go w drugim składzie i były to bardzo trudne pojedynki. Jeśli przecierałem oczy, to ze zdziwienia, że otrzymywał wtedy tak mało szans.

Czysto boiskowo: 2. Bundesliga czy Ekstraklasa?

Nie chcę mówić w kategoriach lepsza czy gorsza liga. One się od siebie dość mocno różnią samą specyfiką. Wydaje mi się, że w Ekstraklasie mamy trochę więcej spokoju i kultury w grze. Większość drużyn, gdy ma piłkę, stara się ją utrzymywać i rozgrywać po “koronce”, z jednej strony na drugą i spokojnie budować akcje. W 2. Bundeslidze gra jest bardziej otwarta. Kontra za kontrę, nie było zbyt długiego przetrzymywania piłki, tylko próby jak najszybszego przedostania się na połowę przeciwnika. To też liga mocno fizyczna, wiele ekip opiera swoją grę na dalekich podaniach i utrzymywaniu piłki przez napastnika. Jest także więcej odwagi u zawodników ofensywnych, znacznie chętniej wchodzą w pojedynki i próbują tworzyć przewagę na połowie rywala. Tego elementu wciąż trochę w Ekstraklasie brakuje. To oczywiście mój punkt widzenia, nie każdy musi się z nim zgadzać.

Nie czujesz niedosytu, że wszystko tak się kończy i finalnie wyjechałeś z Płocka po to, żeby trafić do Lubina? Przychodzisz do klubu, który nazywa się “ciepłowodnym”, bo spadek raczej nie grozi, ale puchary tym bardziej są odległe. Pytam także w kontekście lata, gdy łączono cię głównie z czołówką Ekstraklasy, a teraz poza Zagłębiem słyszałem tylko o Radomiaku.

Na pewno mając dobry czas w Niemczech liczyłem, że może wydarzyć się coś fajnego. Niestety się nie wydarzyło, ale nie wszystko w takich kwestiach zależało wyłącznie ode mnie. Dziś jestem w Lubinie i nie ma co wracać do przeszłości. Jest mi miło, że Zagłębie wykazało się naprawdę dużą determinacją, żeby doprowadzić do transferu. Postaram się odwdzięczyć klubowi za zaufanie.

Cudów wiosną spodziewać się nie możesz. Waszym głównym celem jest utrzymanie i ewentualnie potem spojrzycie nieco wyżej.

Zgadza się. Trzeba jak najszybciej zapewnić sobie ligowy byt. Wygrana z Puszczą była pierwszym krokiem. Z mojej perspektywy klub z tak rozwiniętą infrastrukturą i całym zapleczem nie może drżeć o utrzymanie, tylko musi mierzyć w coś większego. Wierzę, że tak się stanie. Gdy dołączyłem do Fuerth, drużyna znajdowała się w kiepskim momencie, a po moim przyjściu to się zmieniło. Liczę na powtórkę w Lubinie.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

CZYTAJ WIĘCEJ:

Fot. Zagłębie Lubin/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa