Gdyby ten mecz skończył się po pierwszej połowie, Zagłębie mogłoby pluć sobie w brodę, że przegrało jedno z najważniejszych starć o utrzymanie w naprawdę parszywy sposób. Masz fajne pomysły na połowie rywala, dwa razy obijasz poprzeczkę i kilka razy zatrudniasz do pracy bramkarza, a Puszcza ładuje ci gola do szatni chwilę po rozegraniu z autu. Nie dość, że kibice Zagłębia mogli się załamać na widok Abrahamssona, to jeszcze musieli przełknąć tak gorzką pigułkę.
Przyjęło się, że poniedziałkowe mecze Ekstraklasy są wyłącznie dla koneserów, którzy nie mają ciekawszych rzeczy do roboty. Ale zapewniamy was: czasami zdarzają się wyjątki, jak choćby dzisiaj, kiedy warto było spojrzeć na jedne z najgorszych ekip w lidze. Na przykład dlatego, żeby zobaczyć potencjał na pokrakę rundy.
Puszcza Niepołomice 1:2 Zagłębie Lubin
Zgadliście: to Abrahamsson, który zawalił z kryciem przy golu, poruszał się jak człowiek ulepiony z drewnianej mieszanki wybuchowej i padał na murawę przy pierwszym lepszym zamachu. Miało się wrażenie, że jego GPS zwariował i w sumie przez to nie jesteśmy pewni, czy zakodował zjazd do bazy po 45 minutach. Trener Włodarski go skasował, oczywiście słusznie. Występ szwedzkiego stopera był jakimś groteskowym happeningiem.
Na ratunek Zagłębiu przyszedł zatem Nalepa, to znaczy: Komar do pary z Craciunem. Pierwsza połowa wskazywała, że Puszcza może być bardzo niewygodna, zwłaszcza że gol Kosidisa nie był pojedynczym wyskokiem w pole karne “Miedziowych” (patrz: akcja Barkovskiego, w której złomuje Abrahamssona). Ale druga, właściwie już od samego początku, to z kolei popis defensywy Puszczy i szybka zmiana wyniku.
Zagłębie nie zmieniało stylu gry, dalej napierało i to się opłaciło. O ile wcześniej Komar bronił strzały Pieńki czy Kurminowskiego, o tyle w końcu został zmuszony do niekorzystnej interwencji dwa razy w krótkim odstępie czasu. Albo lepiej powiedzieć: niefortunnej, bo po dwóch uderzeniach Mroza tak odbijał piłkę, że od razu do bramki dobijał ją Kurminowski.
Nie mamy jednak do Komara największych pretensji. Jedynie przy pierwszym golu ma się wrażenie, że powinien był sparować piłkę bardziej do boku. Poza tym przy akcji na 2:1 wszystko zaczęło się od gapiostwa Craciuna, który oddał Zagłębiu sprzęt pod własnym polem karnym. Obie sytuacje były do siebie podobne, ale efekt ten sam – przypomnieliśmy sobie, że Kurminowski żyje i potrafi strzelać gole.
Od razu rozwiejemy wątpliwości: nie, nie mogło być tematu nieuznanej bramki na 1:1 dla Zagłębia. Sędzia Gryckiewicz co prawda został zawołany do monitora, sprawa na pierwszy rzut oka nie była oczywista, ale gdyby odgwizdywać spalone za takie “udziały” jak Wdowiaka, byłaby to lekka przesada. Bo ani tam nie było zasłaniania bramkarza, ani żadnego ruchu na piłkę. A to, że Craciun postanowił wziąć w objęcia nie tego zawodnika co trzeba, zamiast skupić się na przestrzeni za plecami – cóż, trochę w tym pecha, trochę przypadku. Ale w przeciwieństwie do wczorajszej sytuacji z meczu Lechia-Lech – bez błędu sędziów.
Na pewno nikt nie zabierze Zagłębiu faktu, że wygrało dzisiaj zasłużenie. Nie męczyli buły, byli więcej niż znośni, potrafili sklecić co najmniej kilka fajnych akcji z udziałem Szmyta, Mroza, Pieńki czy nawet Makowskiego. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że Hładun kilka razy musiał ratować zespół, taki wynik to dla Puszczy najniższy wymiar kary. Nawet mimo parodysty-zapalnika w defensywie, który chyba już na dobre usiądzie na ławce, skoro zadebiutował dziś Michalski.
Ale to też nie tak, że w Zagłębiu mogą być spokojni. Niepokojąca jest ta skuteczność, bo nie co tydzień będzie trafiać się dziurawa Puszcza. Nie co tydzień też Wdowiak będzie mógł jak totalny leń odpuścić dośrodkowującego rywala w swoim polu karnym albo bez konsekwencji marnować setkę (swoją drogą wykreowaną przez Pieńkę, który wreszcie był dziś bardzo przekonujący) jak piłkarz z okręgówki. Tam powinien paść trzeci gol na zabicie meczu i ten mankament pewnie jeszcze nie raz odezwie się do “Miedziowych”. Tak jak agent, który zaproponował wadliwy towar z IKEI.
Ale panowie, na litość boską, nie odbierajcie już kierunkowych ze Szwecji. Po co sobie utrudniać, po co wkładać miny do własnego ogródka. Macie wystarczającą jakość, że przebimbać nad strefą spadkową do maja.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Przemysław Frankowski, Galatasaray i przepis na sympatyczną karierę
- “Co tydzień to samo”, czyli Goncalo Feio znów ma halucynacje
- Kolejny niewypał Baldy opuści Śląsk Wrocław? Chcą go w ojczyźnie [NEWS]
Fot. Newspix