Cracovia i Raków mają w swoich składach dwóch gości, którzy do wczoraj byli współliderami strzelców Ekstraklasy. To drużyny, które w ostatnim kwadransie meczów strzelają najwięcej bramek ze wszystkich ligowców. Już te dwie informacje kazały nam zakładać, że w szlagierze padnie jakiś gol. Niestety, jedyne co tego popołudnia (o)padło, to nasza wiara w to, że zespół Marka Papszuna w najbliższym czasie zagra spotkanie, które przyprawi kogokolwiek o palpitacje.
Jeśli jakiś fan Ekstraklasy przez ostatnich sześć tygodni włączył tryb Netfllix & chill i wyszedł z niego, żeby obejrzeć akurat ten mecz, to musiał czuć spore rozczarowanie. Pierwsza połowa tego spotkania była beznadziejna, ciągnęła się dłużej niż znany ze wspomnianej platformy film “Irlandczyk”. Jedni i drudzy uprawiali szachy – ale niestety nie szybką odmianę tego sportu – których głównym celem było, żeby się za mocno nie odsłonić. O braku nastawienia bojowego Cracovii i Rakowa najlepiej świadczy xG pokazane w przerwie – 0,20 gospodarzy, 0,12 gości.
Jedyną barwną postacią w tym czasie był Kacper Śmiglewski. 20-latek po raz ostatni wystąpił w Ekstraklasie… 17 grudnia 2023 roku i od początku meczu zachowywał się jak gość, który naprawdę się za nią stęsknił. Wchodził w twarde pojedynki z rywalami, jednego z nich, bodajże Gustava Berggrena, nawet staranował. Współkomentujący to spotkanie Michał Trela słusznie przypomniał wówczas, że w swoim ostatnim sezonie w CLJ chłopak miał na swoim koncie 11 goli i 12 żółtych kartek, co pokazuje z jak charakternym młokosem mamy do czynienia.
I to właśnie Śmiglewski był przed przerwą autorem jedynego strzału, o którym warto wspomnieć. Wszystko zaczęło się od, a jakże by inaczej, Benjamina Kallmana. W tym sezonie nie raz i nie dwa przekonaliśmy się, że Fina trudniej przepchnąć niż niejednego mistrza sumo. Napastnik Cracovii nie dał się obrońcom rywali, a chwilę później doskonale dograł do Kacpra. Kiedy wydawało się, że jego strzał znajdzie drogę do bramki, piłka odbiła się od Frana Tudora i powędrowała na rzut rożny.
Tu wjeżdżają napisy końcowe, bo to tyle jeśli chodzi o 45 minut grania drużyn z czuba tabeli. Mizeria.
W drugiej połowie gra owszem, nieco się zdynamizowała, ale ciągle brakowało tu fajerwerków. Próbował przede wszystkim Raków: jakieś uderzenie głową z pola karnego, jakiś strzał Berggrena z dystansu, jakiś rajd w szesnastce Koczergina, który jednak nie jest Afonso Sousą, więc ostatecznie został przez obrońców Cracovii spacyfikowany. Jeśli ktoś liczył, coś się zmieni po wejściu na boisko Leonardo Rochy – swoją drogą czemu Marek Papszun czekał aż do 80. minuty, żeby dać mu szansę?! – to musiał się rozczarować. Jack Reacher naszej ligi tym razem nie pokazał niczego ekstra, podobnie zresztą jak wspomniany wcześniej Kallman.
Po wczorajszych wyczynach Mikaela Ishaka obaj tracą do niego w klasyfikacji najlepszych snajperów po golu, ale tak jak wspomnieliśmy – dziś nie byli w stanie nic z tym zrobić. To właśnie kapitan Lecha i jego koledzy z drużyny są… największymi wygranymi dzisiejszego spotkania w Krakowie. Remis sprawia, że odskakują groźnym (?) rywalom na kolejne dwa punkty, nie takiego początku roku spodziewali się kibice Cracovii i Rakowa, oj nie…
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Czarodziej, artysta, pan piłkarz. Po prostu: Afonso Sousa
- Dyrektor sportowy z Premier League w Legii? Wysoka pensja, rasizm i Bułgarzy
- W Izraelu był bohaterem, w Motorze ma być gwiazdą. “Dorastałem bez PlayStation”
Fot. Newspix.pl