Takie dylematy są lepsze niż zaglądający w oczy spadek na zaplecze Ekstraklasy, ale też męczą fanów Widzewa niemiłosiernie. Niejeden pewnie budzi się w środku nocy mokry od potu i nie tylko potu, bo śnił mu się jego ukochany klub, będący przez najbliższe dziesięć czy dwadzieścia lat ligowym średniakiem. Takim, który wyżej dupy już nie podskoczy, ale też nie musi się przepychać z kasztanami z dna tabeli. Straszna wizja… Jest też jednak inny kibic – ten krzyczy w nocy, gdy pogrążony w objęciach Morfeusza pomyśli sobie o kolejnym upadku i mozolnej odbudowie. Wyjazdach do małych, uroczych miejscowości gdzieś na peryferiach futbolu. Smacznej giętej na stadionach rywali z regionu. Horror.
Dla wielu kibiców Widzewa runda wiosenna może być czasem naprawdę niemałej próby. Cierpliwość to cnota, której człowiekowi poskąpiono, ale i nie należy ona do najbardziej pożądanych w świecie sportu cech. Tu liczy się teraz, zaraz. A łodzianie wkraczają w ten przykry moment odbudowy swojej pozycji z końcówki ubiegłego wieku, kiedy postępy widać dopiero po spojrzeniu na klub przez lupę albo i nawet jakiś mikroskop. Emocje będą przeżywali tylko ci, którzy z natury lubią takie rozrywki jak rozwiązywanie krzyżówek, gra w bierki czy sekcja żaby. Żeby było jasne, krzyżówki są spoko.
Sekcja żaby też, ale najważniejsza w Widzewie jest sekcja piłkarska i co do tego wszyscy w klubie i wokół niego są zgodni. Różnice pojawiają się dopiero w ocenie kondycji pionu sportowego, który, jak zawsze w czasie trwania okienka transferowego, jest w Łodzi tematem najgorętszym.
– Łeeeee, kogo oni sprowadzają, co to za patałach, łeeeee!
– Dajcie spokój, zaufajmy zarządowi, nie dali powodów, żeby im nie ufać, lodu.
– Zaraz nie będzie kim grać, gdzie transfery?
– A w klubie to wiedzą, że trwa okienko?
– Panie prezesie, niepokoimy się, to normalne, że kibice się martwią.
– Brawo, dobry ruch! Ewolucja, a nie rewolucja.
– Mój Widzew bił się o mistrzostwo, a nie o środek tabeli.
Zmyśliłem na poczekaniu każdy z tych siedmiu stereotypowych cytatów, ale wiecie co? Nie dam sobie ręki uciąć, że kogoś przypadkiem nie zacytowałem. Jeśli faktycznie powinniśmy się bać, że kiedyś sztuczna inteligencja będzie okradać staruszki z oszczędności, to najłatwiej byłoby jej chyba podszywać się pod kibica Widzewa w okresie transferowym. Musiałaby jednak biedna wybrać, po której stronie barykady stoi. A stronnictwa są tu następujące.
Excelowcy. Zielono wszędzie, gdzie zgadzają się cyferki
To oni najgłośniej chwalą władze klubu z alei Piłsudskiego i zdają się na pierwszy rzut oka oazą zdrowego rozsądku. Są zdania, że odpowiednie zabezpieczenie interesów klubu polega przede wszystkim na zapewnieniu solidnych fundamentów finansowych. Cieszą się z małych rzeczy, odnotowują każdy najmniejszy krzaczek, który uda się posadzić w okolicy stadionu czy obiektów treningowych Widzewa. Przy okazji są ostatnimi, którzy rozbiliby swoją świnkę skarbonkę, którą dostali na dwunaste urodziny od babci. Bo co z tego, że są w niej pieniądze i nie da się już upchnąć więcej, jeśli trzeba będzie zniszczyć świnkę? A porcelana zawsze w cenie…
Widzew może być wzorem. “Jest jak obraz van Gogha” [CZYTAJ O FINANSACH WIDZEWA]
Excelowcy gdy usłyszeli, że Widzew osiągnął w ciągu roku rozliczeniowego zysk na poziomie ponad pięciu milionów złotych, zabrali pewnie swoje drugie połówki na jakąś pyszną kolację, żeby świętować sukces. Do gablotki wstawili wydrukowane i zbindowane sprawozdanie finansowe klubu. Wszystko dlatego, że wierzą w technikę małych kroków – powolutku, do celu. Jak chińscy politycy czy żółw ścigający się z królikiem.
Co z tego mają? Teraz w sumie nic, ale w przyszłości może już coś! Często ich pogląd na sprawę zarządzania Widzewem formował się na doświadczeniu bankructwa i późniejszej reaktywacji, czasów słusznie minionych. Dlatego nie mają pretensji, że do klubu nie trafiają jeszcze zawodnicy, których transfer i późniejsze comiesięczne wynagrodzenie kosztowałyby krocie. Fajny młodzieniaszek, taki do ogrania, też będzie spoko. Wziąć za bezcen, sprzedać troszkę drożej i niech się tak kręci. A gdyby ktoś dał półtora miliona za Imada Rondicia to trzeba brać i uciekać, zanim się rozmyślą.
Wydaje się, że tego zdrowego rozsądku jest na ten moment nieco w Łodzi więcej. Modnie zresztą wiedzieć, że coś się posuwa w Widzewie do przodu – łatwo wówczas przekonać kolegów po szalu, że widzisz więcej i umiejętnie analizujesz sygnały wysyłane kibicom przez osoby decyzyjne. Te lubują się ostatnio w zostawianiu spragnionym wiedzy fanom maleńkich okruszków, które naprowadzą uważnego detektywa na trop czegoś wielkiego. Bo stabilizacja i rozsądne gospodarowanie finansami, przede wszystkim rokroczne zwiększanie przychodów, mają przyciągać jeszcze większe pieniądze.
Nie jest tajemnicą, że wokół Widzewa kręci się Panattoni z Robertem Dobrzyckim, który ma do klubu pewną słabość. Nikt z zainteresowanych nie daje nam nawet strzępka konkretnej informacji, więc nie ma sensu wróżyć z fusów – wejdą, to wejdą. Nie wejdą, to nie wejdą. Wszystkich fanów Widzewa łączy jednak szalona nadzieja, że bogacze zaraz obejmą pakiet akcji, wrzucą pięćdziesiąt baniek i z Łodzi zrobią El Dorado.
“Patrzcie! Tyle forsy będziemy mieli, jak postawimy na zielonego Excela!”
Konradowcy. Zielono wszędzie, gdzie lecimy po mistrza
Oni też wierzą w finansowy cud, ale cyferki interesują ich tylko w sprawach naprawdę najistotniejszych. Najważniejsza liczba? Pięć – pędźmy po kolejne mistrzostwo Polski, wystrzelmy w którymś sezonie jak Piast czy Jagiellonia, a martwić będziemy się potem. To najczęściej przedstawiciele starej szkoły, która najchętniej odrzuciłaby wszystko to, co niezwiązane ściśle z piłką nożną. Wszystkie pierdolety dookoła są kompletnie nieistotne, jeśli ich Widzew nie podbija świata i nie pokazuje swojej potęgi. A najlepiej, to gdyby ludzie ambitni i świadomi tego, jak ważnym na piłkarskiej mapie Polski klubem jest Widzew wzięli się wreszcie za dowodzenie, bo ci wszyscy komputerowcy w garniaczkach to nigdy nie zasmakowali sukcesu i w ogóle nie wiedzą, o co w piłce chodzi. A najlepiej gdyby udało się nagle zapanować nad całą polską piłką i tak w niej namieszać, żeby Widzew rok po roku zdobywał kolejne mistrzowskie tytuły…
Daj mi rząd dusz! – Tak gardzę tą martwą budową,
Którą gmin światem zowie i przywykł ją chwalić,
Żem nie próbował dotąd, czyli moje słowo
Nie mogłoby jej wnet zwalić.
Lecz czuję w sobie, że gdybym mą wolę
Ścisnął, natężył i razem wyświecił,
Może bym sto gwiazd zgasił, a drugie sto wzniecił
Bo jestem nieśmiertelny!
Adam Mickiewicz, Dziady
Konradowcy to typowi wojownicy. Dla nich piłka nożna jest czymś więcej niż jedną z wielu dyscyplin sportu. Wszystko, co związane ze współczesnym futbolem jest obrzydliwe, a słabość na boisku oznacza zwykle brak zaangażowania. No i im dłużej w Widzewie nie dzieje się nic przełomowego, tym gorzej, ich zdaniem, dla przyszłości klubu.
Transfery? Wiadomo, jeśli piłkarz nie zalicza się do grona sprawdzonych ligowców z czołówki ekstraklasowej tabeli albo nie zagrał chociaż kilku sezonów w jednej z pięciu czołowych lig europejskich, to nadaje się co najwyżej do tarcia chrzanu. Wszystko w myśl zasady – “albo grubo, albo wcale”. W tym wypadku przerabianej raczej na “albo grubo, albo grubo”, bo największym grzechem jest oczywiście grzech zaniechania.
Ten nurt kibiców Widzewa wywodzi się z kultury wygrywania, o której dawno w Łodzi zapomnieli. Ostatnie mistrzostwo? Wieki temu. Ostatni sezon walki o cokolwiek wartego uwagi? Wieki temu. Czymże jednak jest biznes piłkarski jeśli nie segmentem przemysłu rozrywkowego, w którym na sprzedaż wystawia się emocje. Tych w najbliższych latach nie będzie raczej za dużo, więc i Konradowców zacznie najprawdopodobniej przybywać. Za spokojnie być przecież nie może, a stagnacja mogłaby być dowodem jedynie na to, że w klubie niby ktoś siedzi, ale tak naprawdę nie pracuje nikt.
Na podstawie dyskusji @asomorowski z @BStando i @MNibarski postanowiłem zrobić ankietę.
Prośba o szeroki RT, aby próbka była jak najwyższa.
Co jako kibic Widzewa byś wolał?
Opcja 1:
– 5 i 6 mistrzostwo, gra w LM (nie eliminacje), a potem ponowny upadek i mozolna odbudowa.…
— Marcin Guzewicz (@Guzi85) January 26, 2025
Nie będziemy gołosłowni – w Widzewie coraz częściej zestawia się ze sobą takie skrajności i nie ma w tym przypadku.
Runda bez przełomu. Niepokój rośnie wprost proporcjonalnie do spokoju
I tu docieramy do punktu, w którym Widzew w końcu musiał się znaleźć. Gdyby tak wyznaczyć jakąś wypadkową z nastrojów panujących wokół łódzkiego klubu, nie mówiła nam by ona kompletnie nic. To moment, w którym fani mogą zacząć się obawiać, że po kolejnych awansach, najpierw do trzeciej, potem do drugiej, pierwszej ligi, i wreszcie wielkim powrocie do Ekstraklasy nastąpi kolejny przełom. Figa, nic nie nastąpi – wszystko wskazuje na to, że przed Widzewem runda gry o nic i wiosna spędzona pod wezwaniem Zagłębia Lubin. Ktoś powie, że to super, że fajnie widzieć swój zespół niezagrożony na ten moment paniczną walką o utrzymanie. Ale takich “ktosiów” z każdym kolejnym rokiem gry o bycie średniakiem będzie coraz mniej.
Paradoks zawiedzionych, choć niczym nieuzasadnionych, nadziei kibiców Widzewa jest taki, że im spokojniej będzie im się żyło w Ekstraklasie, tym mniej spokojnie będzie im się żyło w Ekstraklasie. Boją się w Łodzi popadnięcia w przeciętność i trudno im się dziwić, skoro dostrzegalny gołym okiem potencjał kibicowski, organizacyjny i sportowy musi być ograniczany przez potrzebę nadrobienia lat niebytu w elicie. Nie ma więc miejsca na ryzyko, próżno szukać jakiegoś efektownego transferu. Tej zimy wygląda to wręcz marnie, choć nie chcemy odmawiać pewnemu młodemu Grekowi prawa do udowodnienia swojej wartości na boiskach Ekstraklasy.
Transfery przychodzące:
- Polydefkis Volanakis (środkowy obrońca, MFK Zemplín Michalovce)
Trochę więcej działo się i dzieje nadal, w sprawie ruchów wychodzących. Szeroko omawiano pożegnanie z Antonim Klimkiem, który w ubiegłym sezonie często pojawiał się w składzie czerwono-biało-czerwonych, lecz w końcu stracił status młodzieżowca, a wraz z nim uznanie w oczach trenera Daniela Myśliwca. Ostatecznie Widzew zgarnął za niego kilkadziesiąt tysięcy i zapewnił sobie procent od kolejnej transakcji z udziałem 22-latka.
W Łodzi nie powinni za Antonim Klimkiem płakać. Teraz piłkarz powalczy o swoje w barwach niepołomickich Żubrów.
Kontrowersje wzbudziło wypożyczenie Kreshnika Hajriziego do Sionu. Stoper z Kosowa przychodził jako mocny kandydat na gracza pierwszej jedenastki, a tu klops – przegrana rywalizacja z Mateuszem Żyrą i rzadkie występy w koszulce klubu z Łodzi. Szwajcarzy zapewnili sobie prawo wykupu obrońcy po sezonie, więc nie jest powiedziane, że Hajrizi jeszcze w ogóle zawita do Łodzi. Sam by pewnie nie za bardzo chciał wracać…
Transfery wychodzące:
- Antoni Klimek (skrzydłowy, Puszcza Niepołomice, 50 tysięcy złotych)
- Kreshnik Hajrizi (środkowy obrońca, FC Sion, wypożyczenie)
A do tego wszystkiego trzeba jeszcze dorzucić parę kontuzji (Ibiza, Krajewski, Cybulski, Kastrati), będącą wielką niewiadomą formę piłkarzy wracających dopiero do zdrowia (Pawłowski, Hamulić) i plotki związane z odejściem Imada Rondicia. Trudno wróżyć Widzewiakom spadek i jakąś wielką katastrofę, lecz perspektyw na zajęcie miejsca znacząco lepszego niż to, na którym udało im się przezimować są, no cóż, żadne. A to tylko woda na młyn Konradowców… może jednak coś się będzie w tej Łodzi działo na wiosnę?
ZAPOWIEDŹ WIOSNY W EKSTRAKLASIE:
- Lechia Gdańsk – zapowiedź wiosny 2024/2025
- Śląsk Wrocław – zapowiedź wiosny 2024/2025
- Korona Kielce – zapowiedź wiosny 2024/2025
- Puszcza Niepołomice – zapowiedź wiosny 2024/2025
- Zagłębie Lubin – zapowiedź wiosny 2024/2025
- Stal Mielec – zapowiedź wiosny 2024/2025
- Radomiak Radom – zapowiedź wiosny 2024/2025
- Piast Gliwice – zapowiedź wiosny 2024/2025
Fot. Newspix