Co prawda w drugiej serii niedzielnego konkursu w Oberstdorfie było tylu Polaków, co wczoraj. Ale sęk w tym, jak skakali. O ile w sobotę właściwie trudno było powiedzieć, że którykolwiek ze skoków naszych reprezentantów był na poziomie, o tyle dziś dużo z nich to naprawdę świetne próby. No i był Paweł Wąsek, który ustanowił dwie nowe życiówki za jednym zamachem.
Dobrze, zacznijmy od minusów, żeby mieć je już za sobą, co? No więc po pierwsze Kamil Stoch, którego nawet nie zobaczyliśmy w konkursie, bo w kwalifikacjach skoczył tak, że nawet ich nie przeszedł. A że wczoraj nie wszedł do drugiej serii, to jego występ w Oberstdorfie ocenić trzeba jako beznadziejny. I zostawmy tym samym temat starego mistrza, bo… no momentami po prostu szkoda nam już klawiatury, by w tym momencie kolejne wyczyny Kamila komentować.
W drugiej serii nie znalazł się dziś również Jakub Wolny. W jego przypadku nie mamy jednak wielkich pretensji – on w końcu wczoraj polatał w miarę dobrze, a dziś wycięły go w dużej mierze warunki, bo trafił na jedne z gorszych w swoim pierwszym (i jedynym) skoku w konkursie.
No cóż, bywa. Taki to sport.
Pozostała trójka Biało-Czerwonych dała nam jednak mniejsze lub większe powody do radości. Piotr Żyła w pierwszej serii skoczył co prawda 196 metrów, ale przy niesprzyjającym wietrze, więc do drugiej serii wszedł stosunkowo spokojnie. A w niej skoczył całkiem solidne 214,5 metra, przez co ostatecznie wylądował na 18. miejscu. Trzy lokaty wyżej – po skokach na 220 i 228 metrów! – uplasował się Aleksander Zniszczoł. I to naprawdę pewne zaskoczenie, bo w ostatnim czasie w Olka po prostu przestawaliśmy wierzyć. Polak skakał dobrze w treningach czy kwalifikacjach, ale w konkursach głowa totalnie mu nie dojeżdżała. Dziś jej się udało. I po sześciu konkursach, w czasie których najwyżej był 28., teraz to 15. miejsce musi jawić się mu jak ziemia obiecana.
Oby była to obietnica jeszcze lepszych występów.
Ale Piotrek i Olek, to jedno. A drugie – Paweł Wąsek. On do dziś miał opinię człowieka, który z lotami się nie lubi. Wczorajszy występ – fatalny, nie wszedł do drugiej serii – zdawał się to potwierdzać. Nic nie wskazywało na to, że Paweł może tu dziś poskakać wybitnie, a samo wejście do “30” uznalibyśmy za niezły występ wobec tej niechęci do skoczni mamucich. Tymczasem Paweł już w kwalifikacjach zaskoczył – 225,5 metra dało mu 11. miejsce, a przy okazji wykasowało starą życiówkę.
Pierwsza seria konkursowa? 222 metry, ósme miejsce. W drugiej nastawialiśmy się więc na to, że Polak powalczy o obronę kolejnego w tym sezonie miejsca w TOP 10. Ale on miał zupełnie inne plany. Przy sprzyjających warunkach huknął 233 metry, wyprzedzając wszystkich rywali po swoim skoku. A potem czekał. I patrzył jak lądują za nim Kristoffer Eriksen Sundal, Stefan Kraft i Marius Lindvik. Przeskoczył Polaka co prawda Johann Andre Forfang, ale gdy Gregor Deschwanden zepsuł swój skok zaczęliśmy wierzyć, że czeka nas pierwsze polskie podium w tym sezonie, a w dodatku pierwsze w karierze Pawła.
Niestety, to się nie udało. Ani Michael Hayboeck, ani Domen Prevc nie zepsuli swoich skoków na tyle, by Wąska tam wpuścić. Ale Polak i tak oprócz tego, że ustanowił rekord życiowy w długości skoku, to zajął najwyższe w karierze miejsce w konkursie Pucharu Świata. Skończył bowiem czwarty – za Prevcem, Forfangiem i Hayboeckiem. To jego trzecie miejsce w TOP 5 w tym sezonie. I patrząc na to, jak Polak się rozwija, jesteśmy przekonani, że kwestią czasu jest miejsce na pudle.
Kto wie, może już za tydzień, w Willingen?
Fot. Newspix
CZYTAJ WIĘCEJ O SKOKACH
- Mieszka w Polsce, trenuje z Niemcami, cierpi na bezsenność. Władimir Zografski, najlepszy skoczek Bułgarii [WYWIAD]
- Szef skoków: „Za pięć lat w Pucharze Świata będzie się skakać po 270 metrów” [WYWIAD]
- Czy Polacy kochają skoki miłością bezwarunkową?
- “Ludzie pisali mi, że powinienem umrzeć. Jestem przyjacielem, a dzień później wrogiem” [WYWIAD]