Reklama

Łakomy: Jeżeli nie zejdę z dobrej drogi, jakaś nadzieja na kadrę jest [WYWIAD]

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

22 stycznia 2025, 10:02 • 10 min czytania 1 komentarz

Łukasz Łakomy półtora roku po zamienieniu Zagłębia Lubin na Young Boys Berno może sobie gratulować tej decyzji. W pierwszym sezonie zdobył mistrzostwo Szwajcarii i zadebiutował w Champions League, a w tym po uporaniu się z kłopotami zdrowotnymi wyrasta na jeszcze ważniejszego zawodnika swojej drużyny. W Lidze Mistrzów stał się już stałym bywalcem i w grudniu doczekał się premierowej bramki w tych rozgrywkach. Young Boys na razie wszystko w nich przegrywają, a w Super League mają sporo do odrobienia, ale 24-letni pomocnik w rozmowie z nami zapewnia, że wierzy w podwójną koronę na mecie sezonu, wcześniej zaś w pierwsze punkty w LM. Rozmawialiśmy przed meczem z Celtikiem. 

Łakomy: Jeżeli nie zejdę z dobrej drogi, jakaś nadzieja na kadrę jest [WYWIAD]

Granie z najlepszymi, mimo porażki za porażką, buduje pewność siebie czy jednak w pewnym momencie można zacząć wątpić we własne umiejętności?

Zależy, jak kto na to patrzy. Wiadomo, że te porażki nie są przyjemne i słabo, że do nich dochodzi, ale uważam też, że nadal jesteśmy na etapie zbierania doświadczenia. Ciągle uczymy się futbolu na najwyższym poziomie. Zawsze chce się wygrywać, zdobyć trzy punkty lub przynajmniej jeden, nie sądzę jednak, żeby nasza wiara w siebie malała. Trzeba cały czas trzymać głowę wysoko. Mierzymy się przecież z najlepszymi drużynami na świecie. Pierwsze trzy mecze mieliśmy bardzo trudne, później z Szachtarem mogliśmy coś wyciągnąć. Nie udało się, ale z każdego takiego meczu trzeba próbować wycisnąć jak najwięcej. Nikt mi nie powie, że nie mogę brać przykładu z Barcelony, Interu, Atalanty czy Aston Villi.

Każde takie spotkanie jest dla mnie dużym przeżyciem. Sam dopiero wchodzę do Ligi Mistrzów, ale wierzę, że z Celtikiem i Crveną Zvezdą uda się zapunktować. Szanse są zawsze, mamy nowego trenera, wszyscy zaczynają z czystą kartą, więc zobaczymy. Nie mamy nic do stracenia. Teraz i tak najważniejsza jest dla nas szwajcarska ekstraklasa, która jesienią trochę nam odjechała.

Pewnie nieraz wyobrażałeś sobie, jak smakowałby gol strzelony w Lidze Mistrzów. Doczekałeś się w meczu ze Stuttgartem. I jaki to smak w praktyce?

Reklama

Wyborny. Super uczucie, od dziecka marzyłem o strzelaniu w takich rozgrywkach. Chyba dla każdego chłopaka, który zaczyna kopanie piłki, jednym z najważniejszych celów jest zdobycie bramki w Champions League. A tu nie chodziło o jakąś “średnią” bramkę, tylko ładną, po uderzeniu z dystansu. Uważam ten element za jeden z moich największych atutów, dlatego tym bardziej się cieszyłem. Wszystko po tym trafieniu działo się dla mnie w zwolnionym tempie. Miałem chwilę, w której… Nie powiem, że zeszło ze mnie ciśnienie, ale poczułem, że spełniłem jedno z marzeń. Chciałbym iść za ciosem.

Przemknęły ci w głowie sceny z pierwszego treningu czy z jakichś najtrudniejszych momentów w karierze?

Aż tak filmowo nie było. Coś w tym stylu przeżyłem po zdobyciu pierwszego mistrzostwa w swoim życiu, czyli latem tamtego roku, gdy wygraliśmy z Young Boys ligę szwajcarską. Wtedy faktycznie wkradła się pewna nostalgia. Były rozmowy z rodzicami, powrót do początków – wyjazdy na Legię co drugi dzień w wieku trzynastu lat, żeby odbyć trening – które doprowadziły mnie do takiego sukcesu, a wcześniej do pierwszych minut w Lidze Mistrzów. Premierowe trofeum smakowało tym lepiej, że sporo grałem, strzelałem i asystowałem, nie byłem nijaką postacią dla zespołu.

Wspominałeś o stratach na krajowym podwórku. Patrząc na samo wasze miejsce w tabeli, można byłoby stwierdzić, że jest fatalnie, ale punktowo jeszcze dramatu nie ma.

Zdecydowanie. Teraz gramy w sobotę z Winterthur, wygrywamy [skończyło się 0:0, PM], a prowadzące Lugano i Basel mierzą się ze sobą [tu również był remis, PM] i już można coś nadrobić. Szwajcarska piłka jest bardzo zmienna. W poprzednim sezonie też rozmawialiśmy, że mamy 10 punktów przewagi, luzik, zaraz przypieczętujemy mistrzostwo, a w pewnym momencie nasza przewaga stopniała do jednego punktu i musieliśmy do końca zachować maksymalną koncentrację. To liga, w której każdy z każdym może wygrać.

Reklama

A jak wyjaśnić tak słaby początek tego sezonu? Standardowy problem polskich drużyn z graniem na kilku frontach czy chodziło o coś innego?

Nie tłumaczyłbym się łączeniem ligi z pucharami. Moim zdaniem z tym akurat umiemy sobie radzić, nie tracimy na fizyczności. Pokazaliśmy to już w ubiegłym sezonie, gdy przecież na wiosnę graliśmy w 1/8 finału Ligi Europy. Brakowało nam trochę szczęścia. Mecz potrafił nam się układać, a nagle ktoś wylatywał z boiska i sprawy się komplikowały. Mamy chyba najwięcej czerwonych kartek w lidze.

Ale te czerwone kartki z czegoś się brały.

Nie chodziło o jakieś rażące błędy taktyczne czy coś takiego. Tu dwie żółte, tu jakiś przerwany kontratak, raz zdarzył się ostry faul. Po samej grze nie czuliśmy, że znajdujemy się w słabszej formie, że coś przestało funkcjonować. Sami psuliśmy sobie mecze, więc pewnie zabrakło więcej opanowania i koncentracji. A nawet jeśli graliśmy trochę gorzej, nie musieliśmy przegrać jednego czy drugiego meczu, bo mieliśmy dobre sytuacje, ale brakowało skuteczności w kluczowych fragmentach.

Wyjątkiem oczywiście 0:4 z St. Gallen, gdy nie było czego zbierać. 

Tak. Właśnie w tamtym okresie zaczęły się moje problemy zdrowotne, przez które w następnych tygodniach nie mogłem pomagać drużynie. Mimo że w następnej kolejce znalazłem się na ławce z FC Zurich, nadal czułem, że coś jest nie tak. Dopiero po tym meczu postawiono pełną diagnozę.

Co ci dolegało?

Kontuzja mięśnia dwugłowego, w nieprzyjemnym miejscu. Musiałem to porządnie wyleczyć, wypadłem na siedem tygodni. Wyzdrowiałem w drugiej połowie października.

I może to zbieżność zdarzeń, ale gdy na dobre wróciłeś do gry, od razu poprawiły się wyniki Young Boys.

Staram się tu widzieć pewną zależność (śmiech). Też zauważyłem, że gdy na dobre wróciłem do pierwszego składu, prawie zawsze wyniki mieliśmy do przodu. Fajnie. W trakcie leczenia kontuzji bardzo mocno popracowałem nad motoryką i nad kwestiami mentalnymi z moją panią trener. Chodziło o to, żebym wrócił od razu w dobrej dyspozycji, z pełną stabilizacją i koncentracją, a nie że jeszcze tygodniami będę się zbierał i łapał pewność siebie. To się udało. Staram się utrzymywać równą, wysoką formę.

Zaraz po transferze mówiłeś nam, że kwestie motoryczne są twoim największym mankamentem, nad którym zamierzasz pracować. Jak ci idzie po półtora roku?

Na pewno poczyniłem duże postępy jeśli chodzi o intensywność gry. Wytrzymuję całe mecze, robię dobre liczby patrząc pod kątem akceleracji na krótkich metrach czy pod względem sprintów, czyli biegów przekraczających 25 km/h. Takich mam przynajmniej 10 na mecz, czasami zdarzy się nawet 16-17. Jak na pozycję “szóstki”, to bardzo dobre osiągi. Kroczek po kroczku idę do przodu. A jak bardzo ostatecznie pójdę, będę mógł stwierdzić dopiero na koniec kariery. Na teraz czuję, że ciągle jest postęp. Wciąż jednak trzeba szukać rezerw, które można podkręcić.

W ilu procentach to, do czego doszedłeś dziś, odpowiada twoim oczekiwaniom na starcie po transferze do Young Boys?

W stu procentach jeśli chodzi o to, że gram w Lidze Mistrzów i strzeliłem w niej gola. I to gram nie na zasadzie jakiegoś minutowego epizodu, tylko zaczęcia od początku, stanięcia w tunelu, wyjścia na boisko, wysłuchania hymnu. Super uczucie. A jeśli patrzeć całościowo, oceniłbym to na 70 procent. Do pełni szczęścia brakuje jeszcze lepszych liczb w ofensywie i przede wszystkim obronienia mistrzostwa Szwajcarii, podgonienia po słabym początku sezonu. Znam tę ligę i wiem, że jest na to bardzo, bardzo duża szansa. Wtedy już naprawdę będzie git. W każdym razie, praktyka potwierdziła, że warto było obrać szwajcarski kierunek. Nie żałuję transferu.

Twoja pozycja w drużynie była zmienna, miałeś różne okresy, ale odkąd wróciłeś po kontuzji, jesteś niemalże pewniakiem do pierwszego składu.

Chciałbym tak o sobie powiedzieć, ale wiele powie tu pierwszy mecz w lidze po zmianie trenera [Łukasz rozegrał 90 minut, PM]. Nie ukrywam jednak, że czuję się mocny, pewny siebie, niczego mi tu nie brakuje. Od występu z Interem w LM, mecz po meczu miałem poczucie, że jestem ważną postacią tej drużyny. Koledzy też komentowali, że ze mną na boisku czują się pewnie, co dodatkowo podbudowywało. Najważniejsze, żeby teraz udanie zacząć rozdział z nowym trenerem, grać mądrze, stabilnie i zbierać konkrety z przodu.

Zapewne nie spodziewałeś się, że odchodząc do szwajcarskiego potentata przeżyjesz tyle szkoleniowych roszad. Policzyłeś je?

Zaczynam pracę z czwartym trenerem. Był Raphael Wicky, Joel Magnin, Patrick Rahmen, ponownie Joel Magnin, a od niedawna jest Giorgio Contini.

Czyli z jednym pracowałeś dwukrotnie. 

Tak. Joel Magnin na co dzień prowadzi rezerwy. Najpierw dokończył z nami poprzedni sezon i zdobyliśmy mistrzostwo, a jesienią objął stery w październiku i również się rozpędziliśmy. Teraz znów jest w drugim zespole. Tyle zmian trenerskich mnie zaskoczyło, ale klub ma duże ambicje, szuka czegoś nowego, a koniec końców to sprawy na górze. My jesteśmy od tego, żeby jak najlepiej realizować założenia tego, kto nas prowadzi.

Nie dziwiło was, że Magnin nie został na stałe? W obu przypadkach udźwignął temat.

No i właśnie to są sprawy, o których decydują szefowie klubu, piłkarzom pozostaje się dostosować. Przechodziło nam przez myśl, że może Magnin zostanie przynajmniej do końca sezonu, ale zapadły inne decyzje i pracujemy z nowym trenerem. Czuć, że złapaliśmy nową świeżość, jestem optymistycznie nastawiony.

Giorgio Contini jakoś wyraźnie odróżnia się od poprzedników?

Ma bardzo podobny styl pracy do Raphaela Wicky’ego. Z mojej perspektywy często chce szukać fajnych rozwiązań, bo trzeba dużo korzystać ze środkowych pomocników, którzy ciągle mają być pod grą. Miód na me serce. Trener Contini odbudował u nas wiele ciekawych rzeczy, o których na chwilę zapomnieliśmy.

Łukasz Łakomy w barwach Young Boys Berno.

Ekstraklasa szwajcarska i polska to już prawie sąsiedzi w rankingu UEFA, co sugeruje bardzo podobny poziom obu lig. Czysto boiskowo widzisz jakieś wyraźniejsze różnice między nimi? 

Widzę przewagę szwajcarskich drużyn pod względem pressowania i intensywności. Każdy gra tu wysokim pressingiem. Nie ma wycofywania się i czekania na przeciwnika, po prostu jest ogień. Cały czas. To największa różnica – ta intensywność, również jeśli chodzi o grę w kontakcie, 1 na 1 i walkę, zwłaszcza o “drugie piłki”. Kto zbiera więcej takich piłek – a nasi rywale często zagrywają dalekimi podaniami, które potem są wybijane i następnie trzeba opanować sytuację – ma dużą przewagę na boisku.

Wyjeżdżałeś z Ekstraklasy, która porzuciła ideę grupy mistrzowskiej i spadkowej, by grać takim systemem w Szwajcarii.

Tak się złożyło, ale nie ma dzielenia punktów, więc na koniec i tak wychodzi sprawiedliwie, nic nie jest naruszone. Jest jak jest, trzeba się dostosować. Dla nas rok temu było to bez znaczenia, dziś walczymy o powrót do grupy mistrzowskiej, by później znów bić się o tytuł.

Od dawna mamy w reprezentacji problemy w środku pola. Przetestowaliśmy tam już prawie wszystko, co się rusza, ale na ciebie jeszcze nie padło. Miałeś w ostatnim czasie nadzieje na powołanie?

Jesienią ze względu na moje problemy zdrowotne powołanie mógłbym dostać tylko w listopadzie, a wtedy nie minęło wiele czasu od mojego powrotu i dopiero stabilizowałem swoją pozycję w klubie. Jeżeli selekcjoner w pewnym momencie uzna, że warto dać mi szansę, będę gotowy, żeby przyjechać i pokazać to, co mam najlepszego. A na razie skupiam się na regularnym graniu i dalszym umacnianiu swojego statusu w Young Boys. Jeżeli nie zejdę z dobrej drogi, jakaś nadzieja na kadrę jest. Na początku listopada na moim meczu z FC Zurich był asystent selekcjonera Sebastian Mila, a na zakończenie rundy jesiennej z Servette pojawił się sam Michał Probierz. Fajnie, czuję się obserwowany i zobaczymy, co będzie dalej.

Rozmawiałeś wtedy z Probierzem?

Ucięliśmy sobie pogawędkę po spotkaniu, bo lecieliśmy tym samym samolotem. Z mojej perspektywy była to budująca rozmowa, ale szczegóły zachowam dla siebie.

Krótko mówiąc, ta wiosna jeszcze może być dla ciebie piękna.

Bardzo mocno w to wierzę, jestem nastawiony na najlepsze – dla drużyny i dla mnie. Liczę na mistrzostwo i Puchar Szwajcarii, a wcześniej na pierwsze punkty w Lidze Mistrzów.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Przedwczesny finał Manchesteru City. „Guardiola w dwa lata ma zbudować nowy zespół”

Jakub Radomski
0
Przedwczesny finał Manchesteru City. „Guardiola w dwa lata ma zbudować nowy zespół”
Liga Mistrzów

Trener Benfiki ostro ocenił sędziego po meczu z Barcą. “Wszystkie media mówią, że był to rzut karny”

Radosław Laudański
0
Trener Benfiki ostro ocenił sędziego po meczu z Barcą. “Wszystkie media mówią, że był to rzut karny”

Inne ligi zagraniczne

Liga Mistrzów

Przedwczesny finał Manchesteru City. „Guardiola w dwa lata ma zbudować nowy zespół”

Jakub Radomski
0
Przedwczesny finał Manchesteru City. „Guardiola w dwa lata ma zbudować nowy zespół”
Liga Mistrzów

Trener Benfiki ostro ocenił sędziego po meczu z Barcą. “Wszystkie media mówią, że był to rzut karny”

Radosław Laudański
0
Trener Benfiki ostro ocenił sędziego po meczu z Barcą. “Wszystkie media mówią, że był to rzut karny”

Komentarze

1 komentarz

Loading...