Abdukodir Chusanow w półtora roku przeszedł drogę z ligi białoruskiej do Manchesteru City, zostając pierwszym Uzbekiem w historii Premier League. Środkowy obrońca to jeden z najciekawszych transferów zimy, jego droga imponuje, jego umiejętności zachwycają. Także tych, którzy dzielili z nim szatnię. – Może być jednym z najlepszych obrońców świata. Nie żartuję, bo widziałem, jak wygląda – mówi nam Przemysław Frankowski, reprezentant Polski, który grał z Chusanowem w Lens i… był jego szoferem oraz łącznikiem z resztą zespołu.
Zaskoczony?
Nie, wcale. Od półtora roku widziałem na co dzień Abdukodira Chusanowa. To, jak się rozwija, jaki ma potencjał. Nie jestem w szoku, sam powiedziałem mu kiedyś, że będzie grał w Premier League.
Jak zareagował?
Kiwnął głową, że chce, że wie. Zero zdziwienia, że taki klub jak Manchester City się nim zainteresował.
Duża jest różnica między tym, co pokazywał na początku i teraz?
Pamiętam pierwszy trening. Zwykle jest tak, że wtedy szukasz prostych, pewnych rozwiązań. On wyglądał na pewnego siebie, wybierał trudniejsze rozwiązania i one mu wychodziły. Jest bardzo szybki, agresywny, czasami aż za bardzo. Zwłaszcza na początku. Szedł na raz, piłkarze to wykorzystywali. Teraz potrafi lepiej wyczuć moment: kiedy iść na maksa, kiedy lepiej poczekać. To największa przemiana, bo nawet przychodząc z Białorusi, był już tak naprawdę gotowy do gry w pierwszym składzie. Trzy, cztery miesiące wystarczyły.
Było lekkie zdziwienie, że facet z Białorusi wygląda tak dobrze?
Byliśmy w szoku. Jako Polak znam trochę tę ligę i nie spodziewałem się, że można tam znaleźć taki diamencik. Chłopak, mając dziewiętnaście lat — bo tyle miał, gdy do nas trafił — wyglądał na kawał dobrego piłkarza. Na treningach, w meczach, zawsze, gdy dostawał szansę, wypadał bardzo dobrze. W obecnym sezonie był już bardzo ważną, istotną postacią dla Lens.
Mówisz, że jest bardzo agresywny. Na treningach też?
Szczególnie początkowo! Chciał chyba pokazać, że jest mocny, czasami przesadzał. Kodir mówi tylko po rosyjsku, nie umiał ani francuskiego, ani angielskiego, więc mieliśmy problemy z komunikacją z nim. Jakieś polskie słowa są jednak podobne, ja w Jagiellonii podłapałem parę rosyjskich, więc starałem mu się pomagać, podpowiadać. Siedział obok mnie w szatni. Tłumaczyłem mu: Kodir, jesteś szybki, ale czasami zbyt agresywny, za łatwo idziesz na raz. Wyczekaj i dopiero doskocz. Chyba posłuchał, bo z czasem wychodziło mu to lepiej.
Mistrzostwo skautów Lens. Abdukodir Chusanow — od Białorusi do Premier League
Czyli profity za transfer idą też na twoje konto.
Wszyscy dookoła tak mówili. Tylko ja umiałem mu to jakoś przekazać, bo innych nie rozumiał!
Braki językowe nie będą mu przeszkadzały? Czytałem wypowiedź trenera, który mówił, że nie ma pojęcia, jak Abdukodir się z wami dogaduje.
Języków nie zna, ale ten najważniejszy, boiskowy, zna i dobrze mu to wychodzi. Nie wiem, może jemu to pasuje? Robić po cichu swoją pracę, mało mówić? Przyjeżdża, robi swoje, wraca do domu. Myślę jednak, że angielski szybko złapie, to łatwiejszy język niż francuski. Pewnie będzie miał codzienne lekcje, więc po roku komunikacja będzie łatwiejsza.
Chusanow jest wycofaną osobą czy wszystko sprowadza się do języka?
Ciężko powiedzieć. Jest nieśmiały, małomówny. Na boisku jednak starał się komunikować tak, jak na stopera przystało. Krzyczał po francusku: lewa, prawa. Korygował zawodników. Jest uśmiechnięty, przyjmuje żarty z uśmiechem, sam żartuje, ale po zwycięstwach w szatni okrzyków raczej nie zarzuca.
Ciągnie się za nim opinia wyjątkowo szybkiego stopera. Potwierdzisz?
Na treningu potrafi złapać gościa, do którego miał stratę dwóch metrów, więc jest naprawdę dynamiczny. Może nie na pierwszych metrach, ale jak się już rozpędzi, maszyna idzie.
A jak wygląda z piłką przy nodze? Czytałem analizę, że raczej nie podejmuje się rozgrywania, że robi to rzadziej i nie czuje się w tym komfortowo, ale może to wynikać z centralnej roli w trójce obrońców.
Nie wiem, kto tak mówi, bo dla mnie to piłkarz kompletny, który komfortowo czuje się także z piłką przy nodze. Ostatnio zmieniliśmy ustawienie i graliśmy czwórką, wyglądał tak samo dobrze. Kodir grał w trójce także po prawej czy lewej stronie. Szuka rozwiązań, może nie ryzykuje, ale kiedy już to robi, zagra dobrą piłkę. Bez kwadratowych jaj, ale gdy ma pewność, że trudniejsze podanie dojdzie, to zagra i faktycznie trafia.
Mówisz, że to piłkarz kompletny. Jest cokolwiek, nad czym musi popracować?
Gra głową? Może być jeszcze bardziej agresywny przy stałych fragmentach gry, bo ma wzrost, jest silny, więc może dorzucić kilka bramek w sezonie. W defensywie jest bardzo dobry. Moim zdaniem może być jak Virgil van Dijk w Liverpoolu. Wiadomo, że to młody chłopak, ale jeśli wszystko się dobrze ułoży, może być jednym z najlepszych obrońców świata. Nie żartuję, bo widziałem, jak wygląda.
Przemysław Frankowski i Abdukodir Chusanow w barwach RC Lens
Trochę mnie zaskakuje tak wysoka ocena. Zakładałem, że jednak jakieś mankamenty u niego są, dość późno zetknął się z topowym poziomem.
Zobaczymy, jak to będzie w Premier League, bo to dużo mocniejsza liga, ale Francja dobrze przygotowuje piłkarzy na Anglię. Ligue 1 jest otwarta, dynamiczna, musisz mieć wszystko, żeby w niej grać. W lidze angielskiej potrzeba jeszcze więcej, więc ewentualne braki poznamy dopiero tam. Lens to jednak dobra drużyna, preferująca grę piłką i skoro nie ma u nas problemów, to może wejść do pierwszej jedenastki City od zaraz.
Wewnętrznie odczuwaliście, że jesienią robi się wokół niego gorąco, że jest szum transferowy?
Między nami nie, na pewno nie od początku sezonu, bo zaczął go na ławce rezerwowych. Z meczu na mecz wyglądał coraz pewniej i wiadomo, jak to jest, gdy 20-latek gra dobrze w lidze francuskiej — rzeczy zaczynają się pojawiać, każdy widział, co się dzieje. Trzy tygodnie temu rozmawialiśmy i mówił, że raczej odejdzie latem, ale skoro pojawiła się taka okazja… Klub ofertę przyjął.
Myślisz, że Will Still miał duży wpływ na rozwój tego chłopaka, czy to się działo naturalnie, bez wielkiej pracy indywidualnej?
Rozwinął się sam, z czasem. Brał wszystko do siebie bardzo szybko. Trener pomaga taktycznie, drużyna także, więc złożyło się tak, że poszedł do przodu.
Może odwdzięczy się wam zaproszeniem do Manchesteru!
Myślę, że tak, bo byłem jakby… jego szoferem. Gdy przyjechał do Francji, nie miał prawa jazdy ani samochodu. Widziałem, jak raz czy drugi płaci po 40 euro za taksówkę. Pomyślałem, że dla niego to pewnie jakiś wydatek, w końcu przyszedł z biednej ligi. Spytałem, czy chcę, żebym go zabierał na treningi i z treningów. Mieszka dziesięć minut ode mnie, więc to nie był żaden problem. Pytał, czy naprawdę mogę, był bardzo wdzięczny.
Ale co, skoro nieśmiały, to milczał całą drogę?
Nie, nie, łapał francuski, miał lekcje dwa czy trzy razy w tygodniu, więc rozumiał coraz więcej. Rozmawialiśmy po polsko-rosyjsku, żeby nie było smutno w aucie!
Myślisz, że jego historia jest do powtórzenia? Latem Lens sięgnęło po kolejnego piłkarza z Białorusi, Sidiego Bane.
Nie, na pewno nie. To nie ten poziom, nie ma co ich porównywać. Człowiek, który go zobaczył i ściągnął, odpowiada za majstersztyk. To niesamowite, że można znaleźć kogoś takiego na Białorusi, ściągnąć takiego za tak małe pieniądze.
WIĘCEJ O RC LENS:
- Niech żyje nam rezerwy… trener. Franck Haise i progres Lens
- Piwo, frytki z kiełbasą i wicelider Ligue 1. Tak to się robi w Lens
- Frankowski: Tu nie musisz mieć wszystkiego odmierzonego od linijki
ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK
fot. Newspix