Reprezentacja Polski zajęła piąte miejsce w dzisiejszym konkursie drużynowym Pucharu Świata w Zakopanem. Głównym winowajcą tak rozczarowującego wyniku Biało-Czerwonych był Aleksander Zniszczoł. 30-latek, który spośród Polaków rozpoczynał skakanie na Wielkiej Krokwi, podczas rozmowy z dziennikarzami z trudem powstrzymywał łzy. – Dziś przyszedł taki gong z góry. Muszę usiąść, porozmawiać, przeanalizować skoki z trenerem i zobaczymy. Jutro jest kolejny dzień – powiedział po zawodach.
Zniszczoł szanse Polaków na dobry wynik pogrzebał już w swojej pierwszej próbie, którą zakończył na odległości zaledwie 119 metrów. W obliczu znacznie dalszych skoków najsilniejszych reprezentacji, a nawet outsiderów jak USA czy Szwajcaria, oznaczało to praktycznie koniec szans na polskie drużynowe podium.
W drugim skoku Polak poprawił swój wynik i zaliczył 125 metrów. Wciąż jednak ta próba nie mogła równać się z oddawanymi przez Niemców, Norwegów, Słoweńców i Austriaków. To właśnie te reprezentacje okazały się znacznie lepsze od podopiecznych Thomasa Thurnbichlera.
– Pierwszy skok był gorszy, rozpoczęty za wcześnie. Niepotrzebnie znowu zakombinowaliśmy z pozycją najazdową. To nie był problem z głową, tylko sprawa bardziej techniczna – analizował swoją postawę Zniszczoł, któremu z każdym zdaniem coraz trudniej było powstrzymać emocje. – Po skokach byłem bardzo wkurzony. Ja tak nie skaczę i muszę to szybko naprawić – skomentował dosadnie swój występ.
Strata Polaków do czwartych Niemców wyniosła aż 73 punkty. Zniszczoł, zapytany o to, czy rywale skakali dziś w zupełnie innej lidze, odparł: – Inna liga? Myślę, że jakbym skakał swoje skoki, to byłaby lepsza walka. Wiem, że mieliśmy dużą stratę, ale w skokach wszystko jest możliwe. Tylko trzeba dobrze skakać.
Olek równocześnie docenił zgromadzonych pod Wielką Krokwią polskich fanów. Pomimo własnej słabej postawy, ci bowiem nie ustawali w dopingu dla gospodarzy. Z kolei po konkursie Zniszczoł mógł liczyć na mnóstwo wsparcia od kibiców. – Przydadzą się takie ciepłe słowa, nawet po tym, co stało się w drugiej serii. Ta liczba kibiców też pociesza – powiedział Zniszczoł.
Zapytany o to, jak spędzi ten bez wątpienia niewesoły dla niego wieczór, skoczek odparł: – Dziś przyszedł taki gong z góry. Muszę usiąść, porozmawiać, przeanalizować skoki z trenerem i zobaczymy. Jutro jest kolejny dzień.
Fot. Newspix
Czytaj też: