Łukasz Masłowski mógł czuć się ostatnio jak Andrzej Strejlau w tej humorystycznej scence sprzed kilku lat. Kierowca taksówki pytał: „Panie trenerze, gdzie jedziemy?”. Strejlau na to: „Wszystko jedno, wszędzie mnie potrzebują”. Legendarnego szkoleniowca chciały wszystkie telewizje, a Masłowskiego obecnie – wszystkie kluby w Ekstraklasie. Ten nigdzie się jednak nie wybiera. Dyrektor sportowy Jagi złożył najważniejszy podpis w zimowym oknie transferowym – pod swoim kontraktem.
Od kilku miesięcy spekulowano o klubach, które ustawiają bądź ustawiały się w kolejce po usługi architekta mistrzostwa Polski Jagiellonii. Padały różne marki: Widzew Łódź, Śląsk Wrocław, Raków Częstochowa, a nawet Legia Warszawa. Dobry dyrektor sportowy to w naszym futbolu deficytowy towar, Masłowski mógł więc przebierać w ofertach, odważnie negocjować, przebijać stawkę, stawiać wymagania, zapewniać sobie jak najwyższe środki na transfery…
Ale wybrał lojalność i przedłużył swoją umowę do 2027 roku. Jagiellonia pokazała tym ruchem, że nie zadowala się ostatnimi wynikami – a za nią bezkonkurencyjnie najlepszy rok w historii – i chce zbudować coś znacznie trwalszego. Mniejsze kluby sięgające w XXI wieku po mistrzostwo Polski – mamy na myśli Zagłębie, Śląsk i Piasta – nie potrafiły zagrzać miejsca w czołówce na dłużej. Źle konsumowały swój sukces i nie budowały fundamentów, które mogłyby zapewnić im stałe uczestnictwo w ścisłej elicie. W efekcie szybko wracały tam, skąd przyszły, czyli do ligowego średniactwa.
Jagiellonia nie chce jednak powtarzać tej historii, a zatrzymanie Masłowskiego na stanowisku było do tego kluczowe, zwłaszcza po odejściu innego z architektów złotego medalu – Wojciecha Pertkiewicza. Strata szefa pionu sportowego byłaby jednak o wiele bardziej bolesna. Powód jest prosty – dużo łatwiej znaleźć na rynku dobrego prezesa niż dobrego dyrektora sportowego. Nie ma przypadku w tym, że w Legii pracował ostatnio klubowy wychowanek (Jacek Zieliński), Śląsk sięgnął po jeszcze niezweryfikowanego na rynku dyrektora (Rafał Grodzicki), a Raków niedawno – chcąc wejść na wyższy poziom po Robercie Grafie – poszukał specjalisty na zachodnim rynku (i znalazł Samuela Cardenasa, z którym szybko się rozstał). Kluby albo muszą ryzykować, stawiając na ludzi bez doświadczenia i sukcesu, albo próbują same wykreować specjalistę od transferów (na czym łatwo się przejechać).
Gdyby więc Jaga straciła po sezonie Masłowskiego, mogłaby szybko podążyć drogą mistrzowskiego Piasta czy Zagłębia. Mówimy o gościu, który trafił do Dumy Podlasia w momencie, gdy jej kadra wymagała gruntownej przebudowy. I on tej przebudowy stosunkowo szybko dokonał. Ściągał prawdziwe perełki takie jak Gual, Nene, Pululu czy Marczuk. Stawia wyłącznie na piłkarzy sprofilowanych pod określony sposób gry. Ma skuteczność transferową na poziomie około siedemdziesięciu procent. Skonstruował mistrzowską kadrę z dziesiątym budżetem płacowym w całej lidze. Więcej na pensje wydawały w zeszłym sezonie Widzew, Górnik, Cracovia czy Zagłębie. Jaga przeznaczała na kontrakty niewiele więcej niż Radomiak, Piast czy Korona. I sięgnęła po mistrzostwo.
Nawet, jeśli przedłużenie umowy z Masłowskim wiązało się z sowitą podwyżką, to na kogo w polskiej piłce wydawać, jeśli nie na dyrektorów sportowych? Dopiero co Śląsk Wrocław zatrudnił na tę funkcję czeskiego amatora i poprzez jego nieudolne ruchy przepalił dziesiątki milionów złotych (w dodatku publicznych). Raków – pompując w piłkarzy wielkie kwoty – ma zaskakująco niską skuteczność transferową. Wiele innych klubów stoi w miejscu, bo nie ma na swoim pokładzie kogoś, kto za niskie pieniądze potrafi ściągnąć jakościowych zawodników. Oczywistym jest, że lepiej zainwestować kilkadziesiąt tysięcy złotych więcej w pensję dyrektora sportowego niż zatrudnić kogoś, kto dostanie do dyspozycji miliony złotych, a nie będzie potrafił zrobić z nich użytku.
Dlatego Jagiellonii należą się duże brawa. Nawet, jeśli jakimś cudem zakontraktowałaby zimą Kamila Grosickiego, Iviego Lopeza, Afonso Sousę lub Bartosza Kapustkę, to i tak żaden z tych transferów nie byłby dla jej losów tak istotny, jak przekonanie Masłowskiego, by pracował na Podlasiu aż do 2027 roku.
WIĘCEJ O JAGIELLONII:
- Jagiellonia na tronie. Najważniejsze wydarzenia 2024 roku w polskiej piłce klubowej
- Transfer zawodnika Jagiellonii na ostatniej prostej. Dyrektor sportowy potwierdza
- Co z Sackiem? Rozmowy z Jagiellonią na finiszu
Fot. materiały prasowe/Jagiellonia Białystok