W NBA wielokrotnie dochodziło do sytuacji, kiedy gwiazdy wydawały się mieć większą władzę niż pracodawcy. Ale to nie może mieć miejsca w Miami Heat. Nie w klubie zarządzanym przez 79-letniego Pata Rileya. Na Florydzie żyje się według “Heat Culture”. I czerpie z tego dumę. Teraz poznaje się na tym Jimmy Butler.
Mówimy o zawodniku, który w ciągu ostatnich kilku sezonów był twarzą Heat. I postacią, która niejako uosabiała “Heat Culture”. W grudniu nieoficjalnie zażądał jednak transferu. A na początku stycznia w paru meczach zagrał poniżej swoich możliwości. Po czym rzucił o parę słów za wiele w mediach.
Efekt? Został zawieszony przez Heat na siedem spotkań (w trakcie których nie będzie mu wypłacana pensja). I znając życie: pewnie już dla nich nie zagra.
Pat Riley rządzi twardą ręką. Przekonali się o tym już Shaquille O’Neal, LeBron James oraz wielu innych. Ale wracając: czym dokładnie jest Heat Culture?
W co oni wierzą?
“Czym jest Heat Culture?” Takie pytanie swego czasu otrzymał właśnie Pat Riley, od 1995 roku będący prezydentem Heat.
– Kultura jest definiowana przez środowisko, w którym ludzie podzielają taką samą wizję. Takie same cele. Takie same przekonania. Nasza kultura czerpie z czasów, kiedy sam byłem zawodnikiem – wspominał Riley. – Bill Sharman powiedział mi w 1970 roku, że muszę być w najlepszej formie fizycznej ze wszystkich zawodników w zespole. To nie sprawi, że będę u niego grał. Ale jeśli nie będę w formie, to w ogóle nie znajdę się w drużynie. Potem przeniosłem to podejście do swojej pracy trenerskiej. Aż wreszcie mamy je tutaj (w Miami).
– Jesteśmy najciężej pracującym, w najlepszej formie, najbardziej profesjonalnym, bezinteresownym, najtwardszym, najpodlejszym, najgroźniejszym zespołem w NBA.
Powyższy ciąg epitetów jest nieprzypadkowy, bo parę lat temu został umieszczony na parkiecie Heat, we florydzkim Kaseya Center. Aby zrozumieć, czym jest Heat Culture, powinniśmy posłuchać też samych graczy. Tak wypowiadał się Max Strus, który reprezentował barwy Heat w latach 2020-2023.
– To poświęcenie, aby być w tym miejscu i dawać wszystko, czego potrzebuje zespół. Każdy poświęcił się dla zespołu. Robił cokolwiek. I nie był w niczym egoistyczny. To jest Heat Culture – mówił niespełna dwa lata temu, kiedy jego skazywana na porażkę ekipa sensacyjnie ograła Boston Celtics w finałach konferencji wschodniej.
Mamy więc poświęcenie oraz altruizm. Ale na końcu w Miami wszystko rozbija się o ciężką pracę, której od każdej osoby w organizacji wymagają dwie osoby.
Po pierwsze, wspomniany Pat Riley. Człowiek nazywany “ojcem chrzestnym NBA”, który obecnie pełni funkcje dyrektorskie, ale w latach osiemdziesiątych jako trener prowadził wielkich Los Angeles Lakers, a w latach dziewięćdziesiątych grających twardo (i momentami nieczysto) New York Knicks.
Po drugie, Erik Spoelstra, który jako szkoleniowiec Miami Heat pracuje już od 2008 roku. Tę rolę przejął po nikim innym jak… Pacie, kiedy ten finalnie postanowił udać się na trenerską emeryturę. Jako swojego następcę namaścił właśnie “Spo”. Gościa, który może na pierwszy rzut oka jest niepozorny, ale żyje i oddycha koszykówkę.
Spoelstrę i Rileya od zawsze łączyło maniakalne przywiązanie do detali oraz twarda ręka w prowadzeniu swoich graczy. Poniekąd obaj są ludźmi starej daty. – Wiele sztabów szkoleniowych unika konfrontacji. On (Spoelstra) jej szuka. Kocha się konfrontować. Uważa, że to czyni cię silniejszym, czyni cię lepszym – twierdził Kelly Olynyk, były gracz Heat.
Erik Spoelstra
Jak opowiadał natomiast Alonzo Mourning – legenda Heat, a obecnie pracownik klubu – sytuacje, w których Spoelstra wdaje się w pojedynki na krzyki ze swoimi zawodnikami są na porządku dziennym. W 2022 roku coś podobnego miało miejsce podczas właściwego meczu (z Golden State Warriors), kiedy inni gracze musieli rozdzielać Jimmy’ego Butlera a jego trenera.
– To nie jest dla każdego – opowiadał Udonis Haslem, który barw Heat bronił przez ponad dwadzieścia lat. – W naszej drużynie będziesz musiał stawić czoła wyzwaniom – psychicznym, fizycznym, emocjonalnym. Wszystko po to, żeby pracować na najwyższych obrotach.
– To ciężka praca. To odpowiedzialność. To poświęcenie. Cieszenie się sukcesem innych ludzi. Wszystkie rzeczy, które nie są naturalne dla ludzkiego ciała i umysłu – opowiadał Haslem, starając się zdefiniować “Heat Culture”. – Ludzkie ciało i umysł naturalnie nie chcą ciężko pracować. Chcą być samolubne. I nie być rozliczane każdego dnia. Tutaj (w Miami) musisz robisz wszystko, czego zwykle nie chcesz robić.
Haslem w Heat przeszedł drogę od niechcianego przez inne ekipy “włóczęgi”, do ważnego gracza mistrzowskich ekip, a potem głębokiego rezerwowego, po weterana, który więcej robi w szatni, niż na boisku. Można zatem powiedzieć, że jest osobą, która musi doskonale wiedzieć, o czym mówi. Ale postacią, która jak żadna inna kojarzyła się z “Heat Culture” w ostatnich latach był też właśnie Jimmy Butler.
– Kiedy zabraknie jednego zawodnika, to inny będzie mógł wejść w jego buty i grać na wysokim poziomie. Ale kiedy tamten wróci, to musisz być czasem na tyle pokorny, żeby wykonać krok w tył i wrócić do swojej roli. (W Heat) nikt nigdy nie narzeka. Nie nazywam moich kolegów zadaniowcami [role players]. Nazywam ich kolegami z drużyny, bo twoja i moja pozycja mogą zmienić się każdego dnia – opowiadał Jimmy.
W końcu jednak i on poniekąd stał się ofiarą systemu Heat.
Koszykarz nie potrzebuje za dużo ciałka. Przynajmniej nie w Miami
Nie ma drugiej drużyny w NBA, która aż tak nie pozwala sobie na istnienie “świętych krów”. Choć w XXI wieku przez Miami Heat przelało się masa wybitnych graczy, każdy z nich musiał liczyć się z autorytetem Pata Rileya. I dostosowywać się do panujących wytycznych. Wśród których słynne stało się choćby dbanie o formę fizyczną.
Zawodnicy Heat mają utrzymywać poziom tkanki tłuszczowej poniżej dziesięciu procent. Pisał o tym choćby Shaquille O’Neal w swojej biografii. Dla niego władze Heat zrobiły akurat wyjątek – bo znając jego fizjonomię, wymagały od niego zejścia wyłącznie poniżej trzynastu procent “bodyfatu”. Jak sam jednak Shaq wspominał: było to dla niego niemożliwe. Stąd pojawiły się groźby Pata Rileya, że w takim razie czekają go grzywny i zawieszenia.
– Spędzałem całe dni na robieniu cardio oraz jedzeniu rzeczy, których nigdy nie jem. Sałatek. Pierdolonych sałatkek! Nienawidzę ich. Ale jadłem właśnie je, ryby, kurczaka. To było okropne – wspominał legendarny koszykarz, którego zbawieniem w trakcie początków na Florydzie miały być też… czynne 24 godziny przez dobę siłownie.
Ostatecznie Shaq faktycznie doszedł do niezłej formy, bo w pierwszych sezonach gry w Heat nie miał większych problemów z wagą i grał jak z nut. Z czasem się jednak ponownie zapuścił, aż w 2008 roku został wytransferowany do Phoenix Suns. Po latach wspominał jednak, że to między innymi on jest odpowiedzialny za stworzenie mitycznego “Heat Culture”.
– To zasługa moja oraz Gary’ego (Paytona). To wtedy nie było żadne Heat Culture. Ja oraz Gary to stworzyliśmy. Ja, Gary, Alonzo (Mourning), Dwyane Wade, Jason Williams – przechwałał się “Big Diesel”.
Swego czasu ze specyficznym środowiskiem Heat zderzyli się choćby Kyle Lowry, który jako sześciokrotny uczestnik Meczu Gwiazd w Miami automatycznie przeszedł do roli gracza drugoplanowanego. Albo James Johnson, który po przejściu do Heat został zmotywowany do zrzucenia ponad 18 kilogramów. Czy Dion Waiters, mający problemy z wagą obwodowy, który usłyszał od Rileya: “zrobimy u ciebie formę na światowym poziomie – nie dobrą, nie świetną, a na światowym poziomie.”
– Kiedy pojawisz się na obozie treningowym, wymagają od ciebie osiągnięcia pewnego poziomu tkanki tłuszczowej i pewnego poziomu kondycji. Wszystko zaczyna się pierwszego dnia, bo od razu zaczynasz biegać. Masz test kondycyjny, który, szczerze, w ogóle nie jest łatwy. To twoje przywitanie z zespołem, zanim w ogóle wyjdziesz na boisko – opowiadał Josh Richardson, gracz Heat w latach 2015-2019 i 2023-obecnie.
Komu taki reżim panujący w Miami podobał się szczególnie? A jakże, Butlerowi. – Tak naprawdę oni się o ciebie troszczą – mówił po dołączeniu do Heat w 2019 roku. – Niezależnie od tego, czy chcesz tak na to patrzeć, czy nie, oni upewniają się, czy jesteś zdrowy, czy masz wagę, przy której możesz grać tak, żeby pomóc nam wygrywać. Pilnują, żeby twój poziom tkanki tłuszczowej był niski, żebyś kontrolował, co wkładasz do swojego ciała. Podoba mi się to. Jestem tego fanem.
Każdy jest równy
Tak jak sami zawodnicy często powtarzają, że bycie częścią Heat nie jest dla każdego, tak Pat Riley jest odmiennego zdania. Uważa, że jego klub może przyjąć każdego koszykarza. I wyciągnąć maksa z jego kariery. Jeśli tylko ten będzie tego chciał.
Pat Riley
To nie puste słowa, bo na przestrzeni lat w Heat pojawiło się masę graczy, których… nikt inny nie chciał, a którzy w Miami uratowali swoją karierę. Ba, w składzie, który w 2023 roku dotarł do finałów NBA, znajdowało się aż dziewięciu graczy niewybranych w drafcie. Byli nimi Caleb Martin, Gabe Vincent, Max Strus, Duncan Robinson, Haywood Highsmith, Udonis Haslem, Ömer Yurtseven, Orlando Robinson oraz Jamal Cain.
To powtarzająca się historia. Heat po cichu podpisują umowę z anonimowym dla przeciętnego kibica zawodnikiem. Dają mu szansę w pojedynczych meczach. Potem stawiają na niego regularnie. Aż zaczynamy się zastanawiać w trakcie meczów ekipy Erika Spoelstry: kim jest ten gość i dlaczego gra tak dobrze?
Innymi słowy: Heat potrafią wynajdować perełki. I być może to również sprawia, że nie boją się utraty Jimmy’ego Butlera. Tego samego zawodnika, który zachwalał i wyznawał ich podejście do koszykówki. Tego samego zawodnika, który zagrał w sześciu Meczach Gwiazd i wprowadził Heat do dwóch finałów NBA. Inna sprawa, że w przeszłości Riley nie miał taryfy ulgowej nawet dla LeBrona Jamesa. Taką historią podzielił się kiedyś Phil Jackson:
– LeBron wraz z Heat grał mecz w Cleveland i po nim chciał spędzić dodatkowy dzień w tym mieście. A tak się składało, że Heat nie robią takich rzeczy. Tak więc Spoelstra musiał napisać SMS-a do Rileya i zapytać się, co ma poczynić w tej sytuacji. A Pat, rządzący od zawsze twardą ręką, odpowiedział: jesteś w samolocie, jesteś z zespołem. Nie możesz wstrzymać całej drużyny, dlatego, że twoja mama i twoje otoczenie chce pokręcić się po Cleveland. Sam zawsze uważałem, że Pat bardzo dobrze dogadywał się z chłopakami. Ale wtedy coś się popsuło. Wiem, że LeBron lubi być specjalnie traktowany. Lubi mieć rzeczy po swojemu.
Choć słów Jacksona nie możemy brać za pewnik, nie powinniśmy być specjalnie zdziwieni, dlaczego James ostatecznie wytrzymał w Heat tylko cztery sezony.
Co dalej z Butlerem i Heat?
Przyjrzyjmy się jeszcze chronologii całego zamieszania. 12 grudnia dziennikarz Shams Charania ogłosił, że Butler jest otwarty na transfer z Miami. Niedługo później agent zawodnika zdementował te informacje, a Pat Riley stwierdził, że Heat nie zamierzają pozbywać się swojej gwiazdy. 2 stycznia, po porażce z Indianą Pacers, Butler stwierdził jednak, że “chciałby odzyskać radość z grania w koszykówkę”. I na pytanie, czy będzie to w stanie zrobić w Miami, odpowiedział: “raczej nie”.
W tamtym momencie Riley i Heat stwierdzili, że mleko się wylało. Zawiesili Jimmy’ego na siedem spotkań za “zachowania szkodliwe dla drużyny w trakcie całego sezonu, a w szczególności ostatnich paru tygodni”. A według Shamsa Charanii: zmienili też stanowisko w sprawie jego transferu. Chcą pozbyć się Jimmy’ego jak najszybciej.
Nie było żadnego przeciągania liny. Wielkich negocjacji między stronami. Specjalnej wrażliwości ze względu na zasługi zawodnika. Został po prostu skreślony.
To nie spodobało się wszystkim. W stronę Pata Rileya zwrócił się Gilbert Arenas, były koszykarz NBA, a obecnie podcaster. – Nie możesz udawać, że jesteś większy od LeBrona! Jimmy przybliżył was do mistrzostwa, więc kiedy mówi, żebyś sprowadził mu kolejną gwiazdę, to sprowadzasz mu kolejną gwiazdę! Z tym, że nikt nawet nie chce do was dołączyć. Masz całą Florydę dla siebie i traktujesz ją, jakby to było pierdolone więzienie!
Wtórował mu Paul Pierce, kolejna była gwiazda NBA. – Wygoniłeś z miasta Shaqa, wygoniłeś LeBrona, wygoniłeś Wade’a. A teraz robisz to samo z Jimmym Butlerem.
Od momentu, gdy Riley zagościł w Miami, jego zespół trzykrotnie zdobył mistrzostwo NBA i siedmiokrotnie grał w finałach. Ten wynik (licząc od 1995 roku) przebijają tylko Los Angeles Lakers, Golden State Warriors oraz San Antonio Spurs. To zapewne świadczy o tym, że Heat Culture działa.
Ale czy tym razem ekipa z Florydy znowu się obroni? Czy nie zatęskni za Butlerem? Czy nie będzie żałować, że nie robiła wszystkiego, aby go zatrzymać? Czy w ciągu paru sezonów wróci do elity NBA? Zobaczymy. Nie ma jednak ukrywać, że środowisko Miami Heat jest jedyne w swoim rodzaju. I wyróżnia się na obecnej mapie najlepszej ligi świata, gdzie to zawodnik – nie wspólnota – znaczy i może coraz więcej.
Czytaj więcej o NBA:
- 40 wycinków z kariery 40-letniego LeBrona Jamesa
- “Nie będę grał z tym skur…”. Shaq i Kobe, czyli konflikt mistrzów
- Spadek oglądalności, wszechobecna krytyka. Czy NBA jest w kryzysie?
Fot. Newspix.pl
Źródła wypowiedzi: The Athletic, The Sporting News, Business Insider, Worldwidewest.