Reklama

A jednak nie Kraft! Daniel Tschofenig najlepszy w Turnieju Czterech Skoczni

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

06 stycznia 2025, 18:56 • 5 min czytania 33 komentarzy

Można się było spodziewać, że to Stefan Kraft po raz drugi w karierze wygra Turniej Czterech Skoczni. Owszem, jego przewaga nad kolegami z kadry – Janem Hoerlem i Danielem Tschofenigiem – była wręcz minimalna. Jednak siła doświadczenia, spokój wielkiego mistrza – to miało przeważyć. W kluczowym momencie okazało się jednak, że i Stefan może nie podołać wyzwaniu. W efekcie triumfatorem TCS został najmłodszy z Austriaków. A nas cieszyć mogło co najwyżej kolejne miejsce w “10” w wykonaniu Pawła Wąska, który cały turniej skończył jako jego ósmy zawodnik.

A jednak nie Kraft! Daniel Tschofenig najlepszy w Turnieju Czterech Skoczni

Ostatni przystanek

Nigdy nie było tak wyrównanego Turnieju Czterech Skoczni. 1.3 pkt – to nie różnica między pierwszym, a drugim zawodnikiem przed konkursem w Bischofshofen. Takie rzeczy się już zdarzały. Nie, w tym przypadku tyle dzieliło lidera – Stefana Krafta – oraz trzeciego Daniela Tschofeniga, których przedzielał jeszcze Jan Hoerl. To sytuacja, która gwarantowała nam spore emocje. I o ile mogliśmy się czuć z tego powodu wygranymi, to pomyślcie, jak musieli cieszyć się Austriacy. W końcu cała trójka tych gości to właśnie ich reprezentanci.

Przed Bischofshofen właściwie pewnym było, że do rozstrzygnięcia pozostała tylko kwestia kolejności na podium Turnieju. O ile nie przytrafiłaby się dyskwalifikacja (a te Austriakom się nie zdarzają) czy fatalny błąd któregoś z tej trójki, to właśnie oni musieli stanąć na pudle. Czwarty Gregor Deschwanden tracił do podium bowiem ponad 20 punktów. Sporo, zwłaszcza jak na formę, w jakiej znaleźli się reprezentanci kraju jednego z gospodarzy imprezy.

Polacy? Nie ma co ukrywać, przed ostatnim konkursem mogliśmy emocjonować się co najwyżej tym, czy Paweł Wąsek utrzyma miejsce w czołowej “10” turnieju. I niczego tu Pawłowi nie ujmujemy, to naprawdę dobry wynik, zwłaszcza, że do niedawna Polak miał tylko jedno miejsce w dyszce w Pucharze Świata w całej swojej karierze. W TCS z kolei był 10. w Oberstdorfie, potem 16. w Garmisch-Partenkirchen, a w Innsbrucku poszybował w świetnym stylu po życiówkę – piąte miejsce. Naprawdę świetnie ogląda się rozwój Wąska w ostatnich tygodniach. I pozostaje liczyć, że ten będzie stale szedł w górę. W końcu następne konkursy po TCS to już Zakopane.

Reklama

CZYTAJ TEŻ: PAWEŁ WĄSEK. KIEDYŚ BAŁ SIĘ SKAKANIA. DZIŚ JEST LIDEREM KADRY

Umyślnie rozpisujemy się na temat Pawła, a pomijamy resztę Polaków. Bo najwyżej sklasyfikowanym z nich w Turnieju przed Bischofshofen był 28. Jakub Wolny, który… nie przeszedł kwalifikacji. Dalej był Piotr Żyła, który z konkursu na konkurs skacze gorzej, łapiący na powrót zalążki formy Dawid Kubacki i rozczarowujący w ostatnim czasie Olek Zniszczoł. Przed dzisiejszym konkursem pewnym pozytywem było to, że ktoś z dwójki Piotr-Olek musiał wejść do drugiej serii. Rywalizowali bowiem ze sobą.

Ale cudów po żadnym z nich nie oczekiwaliśmy. Bo nie było do tego podstaw – tak, nawet wtedy, gdy Zniszczoł (znów) skoczył nieźle w serii próbnej. Bo akurat on w ostatnim czasie przełożyć formy ze skoków treningowych na konkurs nie potrafi za nic.

Tak więc co nam zostało? Trzymać kciuki za Pawła i ekscytować się walką Austriaków o Złotego Orła. Mniej więcej tyle.

Wszystko zgodnie z planem

Pierwsza seria w żaden sposób nie przemodelowała nam oczekiwań wobec tego konkursu. Żyła skoczył fatalnie i wylądował w samej końcówce stawki. Zniszczoł mógł się cieszyć, bo jego skok też dobry nie był, ale wobec tej beznadziei ze strony Piotrka po prostu wszedł do drugiej serii. Kubacki? Jemu należą się małe słowa pochwały. Co prawda dostał się ledwo, ledwo, jako ostatni ze “szczęśliwych przegranych”, ale oddał niezły, całkiem dobrze wyglądający technicznie skok. A żeby wyjść z kryzysu to i jakieś początki są potrzebne. Podstawy.

Kubacki zdaje się je łapać. Żyła nie. Zniszczoł za to w lekki kryzys dopiero wpadł. Wąska na szczęście to nie dotyczy.

Reklama

Bo akurat on może nie skoczył tak znakomicie, jak w Innsbrucku, ale wylądował ostatecznie na 9. miejscu. No i miał niewielką stratę do czołowej “5”, o którą przy dobrych wiatrach śmiało mógł walczyć. Z przodu z kolei królowali Austriacy. Prowadził Stefan Kraft, na drugim miejscu znalazł się niespodziewanie Maximilian Oertner, a trzeci był Jan Hoerl. Odstawał jedynie nieco Daniel Tschofenig, piąty po pierwszym skoku. Wydawało się więc, że o Złotego Orła powalczą Kraft z Hoerlem, ze wskazaniem na zwycięzcę Turnieju sprzed 10 lat.

Ale wiadomo – w Bischofshofen na przestrzeni lat potrafiły się dziać cuda. Czekaliśmy więc na drugą serię.

Najmłodszy? Najlepszy!

Zanim przejdziemy do walki o zwycięstwo: słów kilka o Polakach. Zniszczoł skoczył nieźle (134.5 m), Kubacki gorzej (124.5), ostatecznie ten pierwszy wylądował na 29., a drugi na 28. miejscu. No bez szału. Paweł polatał pięknie (139 m), ale jednak i rywale zrobili swoje, więc ostatecznie podskoczył tylko o jedno miejsce, bo swój skok kompletnie zepsuł Ryoyu Kobayashi. Ale kolejne miejsce w dyszce jest? No jest. I teraz pozostaje czekać na Zakopane.

Z przodu z kolei z piątego miejsca atak przypuścił Daniel Tschofenig. Najmłodszy z trójki Austriaków osiągnął 140.5 metra w świetnym stylu i pozostało mu czekać na poczynania kolegów. A ci… nie sprostali zadaniu. Jan Hoerl co prawda poleciał wystarczająco daleko (143 metry!), ale wylądował fatalnie, mało brakło, a podparłby skok. W efekcie z kolegą z kadry przegrał. Z kolei Stefan Kraft musiał kilka dobrych minut czekać na swój skok, bo odwrócił się wiatr i przekraczał dopuszczalne korytarze.

I kto wie? Może to właśnie to go pokonało? Wiadomo, Stefan to siła doświadczenia i wielki mistrz. Ale zimno, wiatr, wyczekiwanie – to może sprawić, że nawet największy ze skoczków ostatecznie nie sprosta zadaniu. Bo Kraft mu nie sprostał.

Owszem, skoczył pięknie stylowo i całkiem daleko. Bo 137.5 metra to bardzo solidna próba. Ale co z tego, skoro za krótka, by wygrać? Stefan przegrał zresztą nie tylko z Tschofenigiem, ale i z drugim Hoerlem, w efekcie spadł na trzecie miejsce i w tym konkursie, i w klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni. A Daniel kolejny raz napisał historię. Był już w tym sezonie (w Wiśle) pierwszym zwycięzcą konkursu urodzonym w XXI wieku. Był pierwszym liderem PŚ z trwającego stulecia. A teraz został pierwszym triumfatorem najsłynniejszego turnieju w świecie skoków.

A przy okazji umocnił się na prowadzeniu w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Pełen pakiet.

Fot. Newspix

WIĘCEJ O SKOKACH NA WESZŁO: 

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Ekstraklasa

Sorescu gwiazdą w Turcji, Gil Dias ładuje po widłach. Oni błyszczą po odejściu z Ekstraklasy

Przemysław Michalak
8
Sorescu gwiazdą w Turcji, Gil Dias ładuje po widłach. Oni błyszczą po odejściu z Ekstraklasy

Komentarze

33 komentarzy

Loading...