Kończymy nasze rankingi napastnikami i krótko mówiąc: nie ma co specjalnie narzekać. Gdybyśmy mieli taki wybór na każdej pozycji, żyłoby nam się łatwiej, ale cóż – nie mamy. Wiadomo też, że można się zmartwić tym, kogo dostarcza nam Ekstraklasa na tej pozycji (albo nie dostarcza), niemniej 2024 był dla polskich strzelb całkiem pozytywny.
Wygrywa Robert Lewandowski i nie jest to specjalna sensacja (możemy wam nawet zdradzić, że za rok też wygra). Szczególnie na X-ie sympatia kibiców wobec niego jest dość absurdalna, bo raz się go wielbi, raz kompletnie wyśmiewa, a to po prostu fantastyczny piłkarz, który w związku z wiekiem ma wahania formy. Natomiast i tak jest zawodnikiem wybitnym. Kapitanem reprezentacji jest słabym, ale piłkarzem? No wielkim. Nie ma tutaj pola do dyskusji i niech gra na tym poziomie jak najdłużej, bo na kolejną taką postać z polskim paszportem pewnie poczekamy kilkadziesiąt lat.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Robert Lewandowski śrubuje własny rekord
Drugie miejsce to Krzysztof Piątek, co jest pozytywnym zaskoczeniem. Był taki moment, że wieszczono mu – także i na naszych łamach – powrót w niedalekiej przyszłości do Lechii Gdańsk (chyba będzie trzeba zmienić klub z memów), ale się odbił. W 2024 roku w tureckiej lidze strzelił 24 gole, a jeszcze swoje dołożył w Europie – na przykład jesienią w Lidze Konferencji odpuścił tylko jednemu klubowi. Nigdy nie będzie graczem z europejskiego topu, brakuje mu techniki, ale nosa do bramek po prostu ma okazałego.
Udowadnia, że nie jest graczem jednego sezonu. I kto wie, może po tym sezonie załapie się na jeszcze jeden duży transfer…
Za nim Adam Buksa, który również radził sobie w Turcji, ale potem dość niespodziewanie przeszedł do Midtjylland. W lidze mimo kontuzji jego bilans wygląda jeszcze przyzwoicie – 10 meczów, pięć bramek – ale Duńczycy z pewnością oczekują od niego więcej w Europie, gdyż tam brakuje mu liczb. Z kolei kibice kadry zapamiętają go z pewnością za gola z Holandią, który dał nam jedyne minuty radości na turnieju (a może i w roku).
Tuż za podium z kolei Mateusz Bogusz, piłkarz dla polskiego kibica nieodgadniony, bo kozacki w MLS, ale bez historii w kadrze (choć tutaj może część winy powinien wziąć na siebie Probierz, który póki co nie ma na niego specjalnego pomysłu). No i poziom „C” zamyka Karol Świderski, pewnie trochę na kredyt – przygoda w Serie A nijaka, w kadrze też nie był już tak przydatny jak niegdyś.
Dalej doceniamy solidny cypryjski czas Mariusza Stępińskiego, który strzela na przyzwoitym poziomie, no i wiosnę Arkadiusza Milika. Wiadomo, jesień przepadła przez kolejną kontuzję, ale Arek pierwszą rundę miał na tyle solidną, że walczył o wyjazd na mistrzostwa Europy. Z kolei gdyby połączyć Kurminowskiego, Czubaka i Bergiera, wciąż nie wyszedłby nam napastnik na Juventus, więc mimo wszystko Milika stawiamy wyżej.
POZOSTAŁE ODSŁONY RANKINGU WESZŁO: