Reklama

Do Śląska jednak zajrzał Święty Mikołaj. Nowy trener na pokładzie!

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

24 grudnia 2024, 10:26 • 5 min czytania 54 komentarzy

Nie do każdego przychodzi Święty Mikołaj. Zawsze się wydaje, że jeśli narozrabialiście tak jak Śląsk, możecie liczyć co najwyżej na upominek w postaci drewnianego bata, nazywanego rózgą. Mimo to, we Wrocławiu wierzyli – jak pewnie prawie wszystkie dzieci – że fajne prezenty pod choinką jednak się znajdą. W sumie nie zostało tam nic innego niż wiara, nawet jeśli bardzo, ale to bardzo naiwna. Choćby sama wizja, że do klubu będącego jedną nogą w 1. lidze mógł przyjść porządny trener zza granicy, była prawie jak akceptacja wizji, że w Laponii żyją mikołajowe elfy. No i proszę – ziściła się.

Do Śląska jednak zajrzał Święty Mikołaj. Nowy trener na pokładzie!

Na pierwszy rzut oka to był scenariusz zbyt baśniowy i cukierkowy, a może wręcz niedorzeczny, żeby Śląsk dostał pod choinkę nie byle jakiego szkoleniowca zapakowanego w ładną kokardkę. A właśnie kimś takim jak na obecną sytuację WKS-u, chociaż częściowo, wydaje się Ante Simundza. Co prawda, z tego co nam wiadomo, nie był to szkoleniowiec, do którego zarząd miał stuprocentowe przekonanie. W grze było kilka nazwisk, bo Śląsk akurat po wydzwonieniu całej książki telefonicznej nie od każdego usłyszał szybkie “sorry, nie”. Simundza jednak dotrwał w rozmowach do końca i pewne rozbieżności kontraktowe nie okazały się na finiszu problemem. Słoweniec zostanie strażakiem Śląska.

Śląsk wreszcie wylosował nowego trenera. Ale kim jest tez fachowiec ze Słowenii?

Mimo że nie było w tych poszukiwaniach żadnego ładu i składu, tylko wertowanie stron z nazwiskami bezrobotnych trenerów w poszukiwaniu jakiekolwiek godnej opcji, Simundza może nieźle działać na wyobraźnię kibiców. Czy to działanie daremne – okaże się, natomiast na początku tego tygodnia rozegrały się kluczowe negocjacje. Śląsk z jednej strony ma przypadkowego gościa z perspektywy ekstraklasowej karuzeli, ale z drugiej również trenera, który ma w CV:

  • m.in. NK Maribor czy Łudogorec Razgrad,
  • fazy grupowe wszystkich europejskich pucharów,
  • kilka trofeów od mistrzostwa ligi bułgarskiej po słoweńską.

Jak się na to patrzy, cóż, akcje Simundzy nie przystają do tego, jak nisko upadł Śląsk w ostatnim półroczu. Sam fakt, że taki człowiek w ogóle przyjechał do Wrocławia, żeby przeprowadzić decydujące rozmowy o transferze, wiele znaczył. Tak jak polecenie akurat Simundzy, które niedawno wpłynęło do notesu dyrektora sportowego. Pośród poleceń to właśnie były trener Mariboru miał najlepsze CV, ale nie budujmy też narracji, że to wielka zasługa skautingu. Po prostu gdy inni odmówili, trzeba było już z większą presją czasu i nawet odrobiną desperacji poszukać kolejnych dostępnych opcji. A że wypadło na Simundzę – brawo.

Śląsk Wrocław nadal szuka trenera. Wiemy, do kogo jeszcze dzwonił

Reklama

53-letni Słoweniec, który jeszcze w tym sezonie walczył z Mariborem o Ligę Konferencji i jest bezrobotny jedynie od dwóch miesięcy, brzmi jak nienajgorszy prezent pod choinkę. A na pewno brzmi lepiej niż Iwajło Petev, który, jak słyszeliśmy, we wrocławskich gabinetach przez chwilę miał mocny PR ze względu na mityczną już “znajomość Ekstraklasy”. Co z tego, że polegała na półrocznym fiasku w Jagiellonii – politycy nie musieli o tym przecież wiedzieć czy pamiętać. Nie wymagajmy od nich zbyt wiele.

Co by nie mówić, ponad 60 występów na arenie europejskiej i umiejętność zbudowania z drugoligowej NS Mury mistrza kraju w kilka lat to argumenty, które przekonałyby niejeden klub w Ekstraklasie. Ale, no właśnie, czy aby nie mamy do czynienia z sytuacją, w której porządny trener trafia do kiepskiego klubu w złym momencie? Pod tym względem, patrząc zupełnie na chłodno, to rozwiązanie zwyczajnie budzi wątpliwości. Bo to trochę tak, jakby dzieciak przy stole wigilijnym dostał od wujka całkiem fajną grę komputerową, ale na sprzęt, który ledwo dyszy i jest na to średnio przygotowany. Niby spoko, ale są obawy, że to nie wypali i skończy się jak z Adrianem Gulą, który swego czasu objął Wisłę Kraków w specyficznym momencie, też przekonując wcześniej interesującym CV.

Jak to się stało, że Ante Simundza, trener z niezłym CV, mógł trafić do obecnego Śląska?

Najważniejsze pytanie brzmi jednak: jak to możliwe, że trener, który ma dobrą prasę w Słowenii, trafił na orbitę Śląska? No i dlaczego miałby zgodzić się na taki projekt jak ratowanie go przed spadkiem? Usłyszeliśmy, że kluczowym aspektem, który był w stanie przekonać Simundzę do poważnego rozważenia oferty, są pieniądze. Pieniądze, na które nie mógłby liczyć w rodzimym kraju po rozstaniu z Mariborem w październiku i to – swoją drogą – rozstaniu zupełnie niespodziewanym.

Dla Śląska to może okazać się wyjątkowe zrządzenie losu. Wszystko przez kaprys nowego inwestora z Turcji, a nie pogorszenie wyników. Te były w porządku, bo po 11. kolejce Simundza był z Mariborem na drugim miejscu w tabeli ze stratą tylko jednego punktu do lidera. Nie było pożaru, a jedynym rozczarowaniem mogło być odpadnięcie z Djurgardens z ostatniej fazy play-offów do Ligi Konferencji (dopiero czwarty dwumecz był przegrany). Ale to wydarzyło się w sierpniu, nie październiku. Jak udało nam się dowiedzieć, Simundza był wściekły, kiedy okazało się, że głównym argumentem tureckich władz były słowa, że “klubowi przyda się świeża energia”. Słoweński szkoleniowiec nie rozumiał tej decyzji, zapewniając też, że wygrałby z Mariborem mistrzostwo. Ale Acun Ilicali, nowy właściciel klubu, który jeszcze nie zdążył go w pełni przejąć dwa miesiące temu, a już kazał określać się szefem, wymyślił, że zacznie swoją erę od postawienia na inną twarz.

Śląsk szuka trenera ze skutecznością botów od fotowoltaiki

Co ciekawe, obie strony miały problem, żeby dojść do porozumienia z rozwiązaniem umowy. W sprawę musiał zaangażować się związek zawodowy, ale ostatecznie żadna ze stron nie wytoczyła w mediach krytyki ze względu na mocne relacje na linii Simundza-Maribor. Co ciekawe, Słoweniec był łączony z klubem z Austrii, Grazer AK, który trenował w 2012 roku, dopóki klub wtedy nie zbankrutował. Ale do takiego transferu nie doszło, a rynek nie okazał się łaskawy, więc Simundzy z ciekawszych opcji został Śląsk, który nie chciał oszczędzać na kontrakcie.

Reklama

Nic nie wysypało się na ostatniej prostej, więc Simundza będzie trenerem najgorszej drużyny w lidze na rundę wiosenną. A czy zdoła unieść takie wyzwanie? Szanse są małe, ale nie beznadziejne. Poza tym chyba lepszy taki Simundza niż Tworek, Szukiełowicz czy inne tego typu wynalazki.

WIĘCEJ O ŚLĄSKU WROCŁAW:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

54 komentarzy

Loading...