Zastanawialiśmy się dziś rano, czy Mo Salah już teraz zasługuje na miano najlepszego skrzydłowego w dziejach Premier League. No to Egipcjanin dostarczył kolejnych argumentów, że jak najbardziej należy mu się ten status. Jego Liverpool zdemolował Tottenham i umocnił się na pierwszym miejscu w ligowej tabeli, a sam Salah dorzucił do swojego imponującego dorobku dwa gole oraz dwie asysty, stając się tym samym pierwszym piłkarzem w erze Premier League, który już przed Bożym Narodzeniem zapisał na swoim koncie 10+ bramek i 10+ ostatnich podań.
Wszystko to nie oznacza jednak, że za dzisiejszy występ będzie wychwalać jedynie Salaha.
Tottenham zdeklasowany
Fakty są bowiem takie, że Liverpool zademonstrował całkowitą wyższość nad gospodarzami właściwie na każdej płaszczyźnie. To była deklasacja.
Już po pierwszych kilkunastu minutach spotkania wydawało się jasne, że Spurs za wiele dzisiaj w starciu z The Reds nie zwojują i pozostaje im liczyć na to, że jakimś cudem uda im się przetrwać ofensywną nawałnicę podopiecznych Arne Slota. Ale cud się nie wydarzył i przyjezdni w 23. minucie gry wyszli na prowadzenie za sprawą Luisa Diaza, który wykorzystał genialne dośrodkowanie od Trenta Alexandra-Arnolda. Po trafieniu do siatki Kolumbijczyk wykonał klasyczną cieszynkę imitującą czyszczenie butów asystenta i zupełnie nas to nie dziwi. To była jednak z tych bramek, gdzie dogranie całkowicie przyćmiewa samego gola. Cudeńko.
Co istotne, The Reds nie wyhamowali po wyjściu na prowadzenie. Nie mieli zamiaru oddawać inicjatywy, czaić się na własnej połowie, czyhać na kontrataki. Przeciwnie – wyszli dziś na murawę z twardym zamiarem zmiażdżenia swoich oponentów i zamiar ten konsekwentnie zrealizowali. W 36. minucie do bramki trafił Alexis Mac Allister, a tuż przed przerwą trzecią bramkę dla Liverpoolu zdobył Dominik Szoboszlai po asyście wspomnianego już Mo Salaha.
Goście mogli być niezadowoleni wyłącznie z tego, że nie schodzili na przerwę z czystym kontem, bo w 41. minucie dezorganizację w ich szeregach obronnych wykorzystał James Maddison. Tottenham na tego gola zwyczajnie nie zasługiwał. Londyńczycy wyglądali na tle Liverpoolu jak drugo- czy trzecioligowiec.
Show Salaha
Niby zdążyliśmy się już przyzwyczaić do tego, że ekipa Ange’a Postecoglou idzie na wymianę ciosów z każdym przeciwnikiem, kompletnie nie licząc się z ryzykiem, ale mimo wszystko byliśmy zszokowani tym, jak wiele przestrzeni pozostawali dziś rywalom gracze Tottenhamu na własnej połowie. Ideały taktyczne ideałami, filozofia piłkarska filozofią, ale to było po prostu futbolowe samobójstwo. Liverpool nie mógł tego nie wykorzystać. Tuż po przerwie emocje w dzisiejszym meczu tak naprawdę zakończył Salah, który dwukrotnie wpisał się na listę strzelców realizując starą jak świat zasadę: masz frajera, to go duś.
Koniec emocji związanych z walką o punkty nie oznacza jednak, że na boisku nic się już nie działo. Liverpool po wyjściu na czterobramkową przewagę zauważalnie się bowiem zdekoncentrował, co do pewnego stopnia zdołali wykorzystać gospodarze, odrabiając do The Reds dwa trafienia. Ale jak tylko zrobiło się odrobinkę gorącej, to ekipa z Anfield ponownie trzasnęła Spurs w czajnik. Salah znowu asystował, Diaz znowu strzelił. Na stadionowym zegarze zaświecił się wynik 3:6.
***
Potrzebowali takiego spotkania piłkarze Liverpoolu po ostatnich potknięciach w Premier League. To była kolejna demonstracja siły w ich wykonaniu, a Salah raz jeszcze potwierdził, że jest w tym momencie nie tylko mocnym kandydatem do tytułu króla strzelców angielskiej ekstraklasy, ale i jednym z głównych faworytów do otrzymania Złotej Piłki. Jeśli uda mu się podtrzymać tak kosmiczną formę na dystansie całego sezonu, najcenniejsze indywidualne wyróżnienie będzie mu się należało jak psu buda.
W takich okolicznościach trudno sobie wyobrazić, by The Reds mieli nie przedłużyć kontraktu z Egipcjaninem. Po co, u licha, szukać następcy Salaha, skoro 32-latek prezentuje ostatnimi czasy być może najlepszą dyspozycję w całej swojej karierze?
Tottenham Hotspur – Liverpool FC 3:6 (1:3)
- 0:1 – Diaz 23′
- 0:2 – Mac Allister 36′
- 1:2 – Maddison 41′
- 1:3 – Szoboszlai 45+1′
- 1:4 – Salah 54′
- 1:5 – Salah 61′
- 2:5 – Kulusevski 72′
- 3:5 – Solanke 83′
- 3:6 – Diaz 85′
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- UEFA doi polskie kluby? Płacimy najwyższe kary, Legia wydała fortunę
- Ukraińcy przejmą polski klub? Drugie podejście, znamy szczegóły!
- Cyrk w Sandecji. Nagła rezygnacja, miasto skazane na palenie forsą
fot. Newspix.pl