Reklama

Gorzki koniec słodkiej jesieni. A niebawem… starcie polskich drużyn?

Wojciech Górski

Autor:Wojciech Górski

19 grudnia 2024, 23:32 • 6 min czytania 5 komentarzy

Jagiellonia Białystok i Legia Warszawa na finiszu roku solidarnie złapały zadyszkę i kończą rywalizację w fazie ligowej Ligi Konferencji bez zwycięstwa. Ale to gorzki koniec naprawdę słodkiej jesieni w ich wykonaniu – po raz pierwszy od 13 lat i cudu na Craven Cottage wiosną w Europie będziemy mieć dwie polskie drużyny. A kto wie, czy nie zobaczymy ich w bezpośrednim starciu, bowiem los może skojarzyć je już w 1/8 finału LK.

Gorzki koniec słodkiej jesieni. A niebawem… starcie polskich drużyn?

16 sierpnia 2018 roku – to najczarniejszy dzień w ostatnich latach, gdy myślimy o rywalizacji polskich drużyn w europejskich pucharach. To wtedy Legia Warszawa skompromitowała się doszczętnie, odpadając w eliminacjach Ligi Europy z luksemburskim Dudelange. „Wszechwpierdol” – ochrzciliśmy ten wyczyn na łamach Weszło.

Na domiar złego, swoje dwumecze tego dnia przegrały także Lech Poznań (z Genkiem) i Jagiellonia Białystok (z Gentem), w komplecie odpadając z pucharów w III rundzie eliminacji Ligi Europy. A że Górnik Zabrze okazał się słabszy od AS Trenczyn już dwa tygodnie wcześniej, na tym skończyła się nasza europejska przygoda. Była połowa sierpnia, topowe ligi dopiero szykowały się do gry, rynek transferowy działał w najlepsze, kibice dopiero wyjeżdżali na wakacje. A tu już. Finito, schluss, the end. W pucharach nie graliśmy nie tylko wiosną. Nie graliśmy w nich nawet jesienią.

Byliśmy w dupie, a co gorsza – byliśmy w tej dupie już porządnie urządzeni. Do fazy grupowej europejskich pucharów nie awansowaliśmy także rok wcześniej (dotrwaliśmy do 24 sierpnia), ani rok później (do 29 sierpnia). W rankingu lig UEFA spadliśmy na 30. miejsce, za Białoruś, Kazachstan i Azerbejdżan, ledwo wyprzedzając Liechtenstein (o trzy pozycje).

Wówczas wydawało się, że wygrzebać się z tak potężnej zapaści będzie wyjątkowo trudno. Na szczęście, z pomocą przyszła Liga Konferencji.

Reklama

Drugi z rzędu awans Legii. Regularność to klucz

W międzyczasie do fazy grupowej Ligi Europy udało się jeszcze co prawda dostać Lechowi i Legii, ale obie drużyny wystąpiły tam w roli dostarczyciela punktów. Jedni i drudzy zajęli ostatnie miejsce w grupie, wygrywając zaledwie jedno i dwa spotkania.

Przełomem okazało się dopiero utworzenie nowych rozgrywek. Sygnał, że wreszcie można wysłał „Kolejorz”, nie tylko wychodząc z grupy, ale i wygrywając dwumecze z Bodo/Glimt i Djurgardens. A dość powiedzieć, że wcześniej na zwycięski dwumecz wiosną czekaliśmy… 32 lata. Rok później na wiosnę w LK zagrała Legia, choć nie powtórzyła osiągnięcia lechitów i pożegnała się z rozgrywkami już pierwszym możliwym dwumeczem.

Na szczęście, w budowaniu swojej pozycji w europejskiej piłce, regularność jest ważniejsza od pojedynczych, choćby najpiękniejszych zrywów. Legii udało się awansować do fazy play-off LK po raz drugi z rzędu, a na dokładkę razem z nią na wiosnę zagra jeszcze Jagiellonia. To sygnał, że futbol w naszym kraju od kilku lat czyni – powoli, ale jednak – rozwój.

W Europie swojego przedstawiciela wiosną będziemy mieć po raz trzeci z rzędu, a to sytuacja, z którą nie mieliśmy do czynienia od dawien dawna. A na to, by wiosną w Europie grały aż dwie nasze drużyny – czekaliśmy aż 13 lat, odkąd awans w dramatycznych okolicznościach (ta końcówka na Craven Cottage!) wywalczyły Wisła Kraków i Legia.

Żeby pokazać jak zamierzchłe to czasy, przypomnijmy kilka nazwisk: gole dla Wisły strzelali Cwetan Genkow i Dudu Biton, wspierani Maorem Meliksonem, a w Legii brylował Danijel Ljuboja w asyście Miroslava Radovicia. Michał Kucharczyk zaś zamiast z aktywistami, walczył z obrońcami portugalskiego Sportingu.

Liga Konferencji to solidny fundament. Na tym budujmy

To właśnie regularność może być kluczem do tego, by polskie kluby zostały stałymi bywalcami na europejskich salonach. Dlatego też nie ma się co zżymać, że to tylko Liga Konferencji – na tyle w tej chwili nas stać. Niedawno byliśmy za słabi nawet na to.

Reklama

Dobre występy w Lidze Konferencji nabijają punkty do rankingu, a te z kolei przekładają się na lepsze pozycje wyjściowe w walce o Ligę Europy i – nawet – o Ligę Mistrzów. Jeśli chcemy myśleć o regularnych występach w poważniejszych rozgrywkach, najpierw musimy zbudować solidny fundament, właśnie w postaci punktowania w LK. Rokroczne wprowadzanie do niej przynajmniej dwóch drużyn i regularna gra na wiosnę – to przepis na to, jak szybko wspiąć się w hierarchii lig europejskich.

Wystarczy zauważyć, że od momentu wprowadzenia Ligi Konferencji, zaliczyliśmy awans w europejskim rankingu aż o 12 miejsc! Dziś zajmujemy już 18. pozycję i niedawno realnie zastanawialiśmy się, co musi się wydarzyć, by dwa polskie kluby zaczynały walkę w pucharach od eliminacji Ligi Mistrzów. Brzmi jak mrzonki? Jasne, nikt o zdrowych zmysłach nie liczyłby na awans jakiejkolwiek z drużyn do Champions League. Ale start z takiego pułapu praktycznie gwarantuje nam wprowadzenie zespołów do fazy ligowej któregoś z mniej prestiżowych pucharów. A to przekłada się na kolejne punkty. I napędza rozwój polskiej piłki klubowej.

Grudniowa zadyszka polskich ekip

Nie będziemy się czarować. Końcówkę jesieni oba polskie kluby w LK solidarnie zaliczyły kiepską, przed tygodniem przegrywając oba mecze, a dziś notując remis i kolejną porażkę. Zmęczona Jagiellonia bardzo chciała, ale była bezzębna, natomiast poturbowana nieobecnościami kluczowych zawodników Legia – nie dała rady na zadymionej racami sztucznej murawie w Szwecji.

Mecz paradoksów: Legia przegrywa, ale jest w TOP8 i może pytać o warunki tego spotkania

Natomiast kryzys złapał obu naszych pucharowiczów w najlepszym możliwym momencie. Dzięki temu, że w czterech pierwszych kolejkach nie przegrały ani razu – zarówno Legia, jak i Jaga byli w komfortowej sytuacji, zapewniając sobie margines błędu. A ten bardzo się przydał, co pokazały grudniowe kolejki LK.

I może nawet dobrze, że na koniec roku jedni i drudzy wpadli jeszcze pod zimny prysznic. To też pozwoli nabrać pewnej pokory przed wiosennymi zmaganiami. A tam, naprawdę mamy o co grać. Bo poza kilkoma wyjątkami Legię i Jagiellonię otaczać będą drużyny, z którymi naprawdę można powalczyć o awans do kolejnej rundy. Ale działa to też w drugą stronę – przegrać będzie można absolutnie z każdym.

Jagiellonia wypadła z ósemki, ale nam nie wypada nie bić jej brawa za jesień w Europie

Przedstawiciela w 1/8 finału będziemy mieli na pewno – to prawo dzięki miejscu w “ósemce” zapewniła sobie Legia. Jagiellonia też była blisko – bezpośredni awans do tego etapu przegrała tylko gorszym bilansem bramek od Cercle Brugge. Wobec tego czeka ją jeszcze dwumecz z Backą Topolą lub Molde.

A jeśli go wygra – może trafić na… Legię. Ta zagra bowiem ze zwycięzcą jednego z dwóch dwumeczów w których udział weźmie wspomniana wcześniej trójka, a także Shamrock Rovers.

Polski pojedynek w 1/8 finału? Bralibyśmy w ciemno.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Uwielbia futbol. Pod każdą postacią. Lekkość George'a Besta, cytaty Billa Shankly'ego, modele expected Goals. Emocje z Champions League, pasja "Z Podwórka na Stadion". I rzuty karne - być może w szczególności. Statystyki, cyferki, analizy, zwroty akcji, ciekawostki, ludzkie historie. Z wielką frajdą komentuje mecze Bundesligi. Za polską kadrą zjeździł kawał świata - od gorącej Dohy, przez dzikie Naddniestrze, aż po ulewne Torshavn. Korespondent na MŚ 2022 i Euro 2024. Głodny piłki. Zawsze i wszędzie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

5 komentarzy

Loading...