Wielu z was regularnie odbiera nachalne telefony od botów z fotowoltaiki, a do trenerów z karuzeli dzwoni Śląsk Wrocław. Co ma jedno do drugiego? Wirtualni telemarketerzy i działacze wicemistrza Polski mają podobną skuteczność. Odbijają się od rozmówców jak od ściany.
– Dzień dobry, czy posiadają państwo instalację fotowolaiczną? Bo jeśli nie…
– Dziękuję za rozmowę.
– Ale proszę to przemyśleć, bo oferujemy…
– Naprawdę dziękuję za rozmowę.
Mniej więcej tak czują się dziś Patryk Załęczny i Rafał Grodzicki, desperacko próbując znaleźć trenera. Jak bot, którego żaden rozmówca nie chce potraktować poważnie. „Desperacko” to jak najbardziej dobre określenie, przecież od zwolnienia Jacka Magiery minęło już trzydzieści pięć dni. A to wcale nie tak, że zwolniono szkoleniowca nagle, z zaskoczenia, po jakimś niespodziewanym kataklizmie. O chwiejącym się pod nim stołku dyskutowało się wcześniej tygodniami. Każdy w miarę poważny klub w tej sytuacji – myśląc o wyrzuceniu trenera i mając nóż na gardle – miałby już przygotowanego następcę, który dzień po pożegnaniu Magiery prowadziłby trening z zespołem, żeby nie tracić czasu. A w Śląsku?
Zwolnili Jacka Magierę.
Na spokojnie usiedli.
Zaparzyli herbatę.
Zastanowili się, co dalej.
Stwierdzili, że co mają zrobić jutro, zrobią pojutrze.
Postawili na trenera rezerw – Michała Hetela, podpartego słupem w postaci Marcina Dymkowskiego.
Dalej zastanawiali się, co dalej.
Hetel kupił nowy płaszcz.
Hetel kupił nowy szalik.
Fikcyjny duet Hetel-Dymkowski zdążył się pokłócić po trzech tygodniach współpracy.
W Śląsku spokojnie siedzieli i dumali.
Skończyła się runda.
Śląsk spróbował u Bartoscha Gaula, ale się odbił (źródło: TVP Sport).
Śląsk spróbował u Tomasza Kaczmarka, ale się odbił (TVP Sport).
Śląsk spróbował u Valdasa Dambrauskasa, ale się odbił (Gazeta Wrocławska).
Śląsk spróbował u Marcina Brosza, ale się odbił (TVP Sport).
Śląsk spróbował u Waldemara Fornalika, ale się odbił (TVP Sport).
Śląsk myśli dalej.
Wicemistrz Polski próbuje w przerwie na rundę sprowadzić jakiegoś szkoleniowca, ale nikt nie chce podjąć się tej pracy – czy moglibyśmy wyobrazić sobie bardziej symboliczny obrazek dla tego upadającego sportowo klubu? Chyba tylko wtedy, kiedy działacze WKS-u zadzwoniliby do Leszka Ojrzyńskiego czy Macieja Bartoszka i też usłyszeliby w słuchawce „nie, dziękuję”. Jak wiadomo, dyżurni strażacy żadnej pracy się nie boją, więc podjęliby się nawet wskrzeszania trupa, ale inni trenerzy – jak widać niekoniecznie. W 2015 roku klub z Wrocławia zatrudnił trenera pracującego w Foto-Higienie Gać – może to jest jakiś kierunek?
Kaczmarek woli być asystentem w NAC Breda, Gaul pracować z młodzieżą w RB Lipsk, a Dambrauskas i Fornalik wyżej cenią sobie siedzenie na kanapie i oglądanie telewizji. Litwin przez chwilę nawet rozważał ofertę polskiego klubu, lecz definitywnie rozmyślił się widząc mecz z Radomiakiem (normalna reakcja zdrowo myślącego człowieka). Brosz nie zamierza zamieniać Bruk-Betu na Śląsk i absolutnie nie ma się czemu dziwić – w obecnym klubie ma większe szanse na Ekstraklasę w sezonie 25/26. I nie jest to żadna złośliwość, a uczciwa ocena rzeczywistości.
Wrocławianie nie poddają się i próbują dalej. Na ich celowniku znajdują się obecnie Gino Lettieri i Iwajło Petew (źródło: Meczyki) oraz Pavol Stano (źródło: Przegląd Sportowy). Patrząc na te nazwiska jesteśmy pod wrażeniem dolnośląskiego skautingu. Wygląda na to, że gdyby fachowcy z WKS-u wystawiali ofertę pracy, znalazłyby się w niej tylko trzy wymagania…
- Licencja UEFA Pro.
- Nazwisko kojarzone z Ekstraklasą.
- Zdesperowanie będzie dodatkowym atutem.
Z tego schematu wyłamuje się oczywiście Dambrauskas, były trener Omonii Nikozja, który dwa i pół tygodnia temu stracił pracę po meczu z Legią w Lidze Konferencji, o czym informowały wszystkie polskie media sportowe, bo zawsze to jakaś historia, gdy polski klub wbija ostatni gwódź do trumny trenera pucharowego rywala. Już widzimy te szalone rozmowy we wrocławskich gabinetach.
– Ty, a Dambrauskas?
– A kto to?
– No ten trener z Omonii, którego zwolniono po meczu z Legią.
– A, ten w okularach! No, a czemu on?
– Skoro go zwolnili, to jest wolny.
– Dobra, dzwoń.
Jedne kluby ściągają trenerów chcących budować akcje od bramkarza, inne wolą defensywnych taktyków, jeszcze inne edukatorów, a Śląsk obecnie chciałby KOGOKOLWIEK. Jeśli odmówią Lettieri (pracuje w Tajlandii), Stano (pracuje w Łęcznej) i Petew (ma z jakiegoś powodu na tyle mocne CV, że nie musi brać co popadnie), to wrocławscy decydenci znowu wejdą na Transfermarkt i rozpoczną łowy na nowo. I tak będą sobie rzucać nazwiskami bez żadnej wizji – może Piotr Nowak? Ivan Djurdjević? Wojciech Stawowy? Ireneusz Mamrot? Martin Sevela? Piotr Stokowiec? Adrian Gula? Kamil Kiereś?
Najsmutniejsze jest to, że mieszkańcy Wrocławia przekażą tej bandzie amatorów w 2025 aż dziewiętnaście milionów złotych, bo taką kwotę na Śląsk zapisano w budżecie stolicy Dolnego Śląska na przyszły rok. Ludzie, którzy w ponad miesiąc nie potrafią zatrudnić trenera, mają obracać milionami publicznych pieniędzy. Przecież to się w głowie nie mieści. Śląsku – może naprawdę spróbuj w tej Foto-Higienie?
WIĘCEJ O ŚLĄSKU WROCŁAW:
- Kibice Śląska stracili resztki cierpliwości. “Pozdrowienia” dla Sutryka
- Radny potwierdził. Miasto przekaże miliony złotych na Śląsk Wrocław
- 110 rzeczy, które nie miały prawa wydarzyć się w Ekstraklasie, a jednak się wydarzyły
Fot. newspix.pl