Łódzki Klub Sportowy ma za sobą jesień pełną boiskowych perturbacji, jednak nie na tyle poważnych, żeby rozpisywać się o wielkim kryzysie. Niemniej kibice przebąkują z niezadowoleniem, że liczyli na więcej, że drużyna Jakuba Dziółki nie zmierza we właściwym kierunku. W tle z kolei zachodzą spore zmiany, które sprawiają, że rozrastają się i tak już porządne fundamenty pod przyszłość ŁKS. Zerknęliśmy więc przez lupę na to, co też wyprawia w Łodzi nowa ekipa.
Nowa, bo należy przypomnieć, że od kilku miesięcy twarzą pionu sportowego jest Robert Graf, były dyrektor sportowy Rakowa Częstochowa. Wielu dziwiło się, gdy informowaliśmy o jego rozmowach z Łódzkim Klubem Sportowym, który wówczas zmierzał w kierunku zaplecza Ekstraklasy, z której przecież dopiero co się wydostał. Graf nie patrzył jednak na ŁKS jak na potencjalnego spadkowicza. Największym problemem tego klubu od dłuższego czasu jest próba ustabilizowania wyników pierwszej drużyny. Cała reszta stoi na wysokim poziomie, gwarantując, że w Łodzi da się pracować nad rozwojem ciekawego projektu.
Jeśli nie wierzycie, rzucimy kilka faktów, przytoczymy parę zasług Krzysztofa Przytuły, który w kilka lat zbudował w ŁKS solidne podstawy.
- zespół rezerw, oparty na zawodnikach akademii, dotarł już do drugiej ligi
- trzecia drużyna, również budowana wokół wychowanków, gra w czwartej lidze
- świetna kadra trenerska i wychowawcza w akademii, którą budowano od zera
- baza treningowa z dużą liczbą boisk o wysokiej jakości
Robert Graf widział to wszystko i stwierdził, że w Łodzi da się zbudować klub, który będzie funkcjonował jak nowoczesna marka. Nowy sezon oznaczał, że ŁKS jeszcze mocniej rozwinie się na zapleczu, jednak tym razem nie tyle w obszarze akademii, ile w tych aspektach, które bezpośrednio dotyczą pierwszoligowej drużyny.
Radny Majewski uczy, czaruje i wymiata. Oto najlepsi piłkarze 1. ligi
Jak rozwija się ŁKS? Inwestycje w zaplecze mają napędzić pierwszoligowca
Poszukiwania trenera były burzliwe. Żadna to tajemnica, że kilku szkoleniowców Łódzkiemu Klubowi Sportowemu odmówiło. Bliscy angażu byli i Dawid Szwarga, i Mariusz Misiura. Obaj mają mocne nazwiska, z różnych powodów, ale jednak mocne; obu towarzyszyłyby ogromne oczekiwania. Ostatecznie stanęło jednak na Jakubie Dziółce, który pod względem rozpoznawalności jest półkę niżej, ale jeśli chodzi o renomę w środowisku, wcale nie ustępuje kolegom, którzy zaistnieli już na nagłówkach portali.
Dziółka ostatnio pracował jako asystent Szwargi w Rakowie, ma podobną filozofię pracy i myślenia, stawia przede wszystkim na fazy przejściowe. Jakiś czas temu urabiał się po łokcie w Częstochowie, gdzie kleił na kolanie Skrę, ratując ją przed spadkiem z ligi. Nietrudno było zwrócić na niego uwagę, bo choć nie rwał się z motyką na słońce, starał się, żeby absolutny kopciuszek grał futbol rozwijający zawodników. Skra starała się więc połączyć desperacką walkę o utrzymanie ze znacznie bogatszymi rywalami, z elementami atrakcyjnej piłki, zupełnie odrzucając murarkę.
W ŁKS możliwości, ale i oczekiwania, są znacznie większe, więc początek sezonu — cztery mecze bez zwycięstwa — odebrano z niepokojem. Nawoływanie do zmiany trenera ponownie dało się usłyszeć pod koniec rundy, gdy łodzianie wpadli w drugi dołek, nie wygrywając żadnego z sześciu ostatnich spotkań. Media zaczęły już nawet spekulować o tym, że posadę w Łodzi miałby otrzymać Tomasz Grzegorczyk, który odpowiada za kapitalną rundę Arki Gdynia, jednak według naszych informacji posada Dziółki jest niezagrożona.
Nie oznacza to, że w Łodzi pion sportowy patrzy w wykresy i widzi, że wszystko się zgadza. Jesień uznano za rozczarowującą, ale jednocześnie stwierdzono, że to zbyt mała próba, żeby dokonać rewolucji. Jakub Dziółka z pewnością będzie musiał wykrzesać z drużyny nieco więcej w drugiej części sezonu, bo obecnie ŁKS jest mniej więcej tam, gdzie być powinien, gdy pobieżnie zerkniemy na liczby. Dziewiąty w tabeli, ósmy w tabeli według przewidywanych punktów.
Jakub Dziółka, trener ŁKS
Są jednak szczegóły, które trzeba poprawić. Przykładowo: gdy mierzymy jakość pojedynczego strzału, ŁKS jest na szóstym miejscu w lidze, więc dochodzi do niezłych sytuacji. Strzelone bramki to jednak pozycja dziesiąta, expected goals są na minusie, więc trzeba kreować jeszcze więcej dogodnych szans i jeszcze więcej tych szans wykorzystywać. Zespół stracił też o siedem bramek mniej niż wskazywałaby statystyka expected goals against, więc należy wziąć pod lupę to, jak spisuje się defensywa, gdzie znajdziemy braki.
Wypadałoby też wymagać nieco szybszej cyrkulacji futbolówki, bo łodzianie, gdy są przy piłce, wymieniają zdecydowanie mniej podań niż czołowe drużyny w stawce. Jednocześnie ciężko stwierdzić, że trenerowi nie dostarczono narzędzi — ŁKS w końcu trafił z napastnikami, Stefan Feiertag i Andreu Arasa to dwie ofensywne lokomotywy; tego drugiego nominowaliśmy nawet do grona najlepszych zawodników w lidze. Jeśli już ktoś nie spełnił oczekiwań i był to brak zauważalny, to chorwaccy obrońcy: Ivan Mihaljević oraz Antonio Majcenić.
Czy ŁKS potrafi ściągnąć dobrego napastnika?
Skoro jednak ustaliliśmy, że współpraca będzie kontynuowana i zapowiadaliśmy, że przyjrzymy się temu, co dzieje się na zapleczu, dyskusję o dyspozycji ŁKS na murawie odłóżmy na inną okazję. Chętnych do pogłębienia wiedzy w zakresie odesłać możemy do naszego podcastu „Jak Uczyć Futbolu”, w którym Przemysław Mamczak wziął Jakuba Dziółkę na spytki i przeanalizował z nim sukcesy oraz porażki pierwszych miesięcy pracy w Łodzi.
Dział skautingu, psycholog, dział medyczny i analiza danych – w co inwestuje ŁKS?
Głównym zadaniem Roberta Grafa w Łódzkim Klubie Sportowym nie jest wyszukiwanie i kontraktowanie piłkarzy, lecz dbałość o to, żeby wszystkie, co wpływa na wyniki oraz pierwszy zespół, poszło w górę. W pierwszoligowcu wprowadzono więc kilka bardzo ciekawych rozwiązań. Graf, znający już trochę realia pionów sportowych polskich klubów, podjął decyzję o inwestycji w proces skautingowy. Od kwietnia działem kieruje Dominik Jarosz, były pracownik Rakowa Częstochowa, pod którym znajduje się dwóch skautów wideo oraz skaut zajmujący się akademią.
Wkrótce dział ma zostać rozbudowany o talent skauta, który będzie wyszukiwał młodych zawodników z myślą o drugim oraz trzecim zespole, ale to nie koniec szeroko rozumianego działu skautingu.
Po pierwsze, w procesie transferowym pomagać będzie psycholog. Chodzi o odpowiednie profilowanie piłkarzy, uzyskanie odpowiedzi na to, co siedzi w ich głowach, od czego często zależy powodzenie transferu i potencjalny, przyszły zysk. Można odnieść wrażenie, że to projekt przeniesiony na łódzkie podwórko z Częstochowy, ale w ŁKS ma to funkcjonować trochę inaczej. To znaczy: w Rakowie psycholog był bliżej trenera niż drużyny, Paweł Frelik odpowiadał głównie przed Markiem Papszunem. Pierwszoligowiec chce natomiast skorzystać z tej pomocy w konkretnym celu, jakim jest zminimalizowanie ryzyka transferowej wpadki.
Taki sam cel przyświeca powstającemu działowi analiz. W polskim futbolu coraz częściej spotykamy się z takimi hasłami, z mówieniem o wykorzystaniu liczb, ale nie zawsze idzie to w parze z tym, czym w ogóle są data-driven clubs na zachodzie. Jeśli masz dostęp do platform gromadzących zaawansowane statystyki i kogoś, kto tym operuje, ciężko mówić o dziale analiz. W ŁKS postanowili jednak zainwestować w pozyskiwanie surowych danych, czyli „bebechów” tego, co wykłada nam na talerzu WyScout lub StatsBomb. Head of data, który odpowiada za obróbkę tych liczb i budowę wewnątrzklubowej platformy został Jacek Staszak.
Jedenastka ŁKS przed meczem z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza
Czasami wystarczy jednak wydobyć maksimum z tego, co już się ma pod ręką. W tym celu Łódzki Klub Sportowy zainwestował w departament rozwoju indywidualnego, który ma maksymalizować potencjał zawodników. Mając taką akademię, grzechem byłoby nie inwestować w talenty, którymi i tak już obrodziło. ŁKS jest wiceliderem klasyfikacji Pro Junior System i celuje w to, żeby tę pozycję utrzymać. O punkty dbają przede wszystkim Antoni Młynarczyk, Aleksander Bobek i Jędrzej Zając, ale zarobić może także Łukasz Bomba, obecnie rezerwowy bramkarz.
Rokrocznie do pierwszej drużyny trafia kilku nowych wychowanków. Jesienią Jan Łabędzki oraz Aleksander Iwańczyk łapali minuty w lidze, ten drugi ma zostać na stałe włączony do kadry jedynki. Tak samo będzie z obrońcą, Krzysztofem Falowskim, który jesienią zaliczył szesnaście gier w drugiej lidze. Ścieżką: trzeci zespół, drugi zespół, ŁKS za moment mają podążyć następni, o to w tym wszystkim chodzi.
Dodatkowym wsparciem dla pierwszoligowego zespołu ma być także rozwój działu medycznego, który zyskał nowego szefa, Leszka Simiłowskiego. Spore pieniądze zainwestowano w specjalistyczny program monitorujący stan zdrowia zawodników oraz proces ich leczenia. Piłkarze wracający po kontuzji zostaną z kolei otoczeni konkretnym planem, zmniejszającym ryzyko nawrotu urazów.
Goniąc Widzew, szukając stabilizacji. ŁKS wierzy w proces
Idylliczny obraz Łódzkiego Klubu Sportowego, który nakreśliliśmy, opowiadając o zmianach, jakie tam zachodzą, może was dziwić, zaskakiwać czy nawet śmieszyć. Z niemal dwudziestoma punktami straty do lidera i czternastoma do strefy bezpośredniego awansu, ŁKS ligi już nie zawojuje. Być może wślizgnie się do Ekstraklasy po barażach, o które w tym roku wybitnie ciężko, bo względem poprzednich rozgrywek stawka jest bardziej wyrównana, bogatsza, ambitniejsza.
Wejście na ścieżkę inwestycji zasługuje jednak wyłącznie na pochwały. Jeśli ŁKS zdecydował, że warto wyłożyć pieniądze nie tylko na piłkarzy, prowizje i nowych trenerów, lecz także na platformy takie jak Skillcorner (dostęp do danych fizycznych) czy TransferRoom (w Ekstraklasie jest on opłacany przez ligę, niżej — nie), to można zakładać, że to prędzej czy później zaprocentuje. Zapewni stabilniejszy rozwój, zamiast zrywów i spadków, które dotychczas niemiłosiernie męczyły ten klub.
Jednocześnie w Łodzi wciąż mają nad czym pracować, bo choć warunki są coraz lepsze, to przecież otoczka niekoniecznie. Frekwencyjnego fenomenu sąsiada zza miedzy zapewne powtórzyć się nie da, lecz dwa lata temu na pierwszą ligę na Stadion im. Władysława Króla przychodziło blisko dwa i pół tysiąca osób więcej. W międzyczasie sporo się wydarzyło, nie tylko na boisku, bo przecież klub żył też sprawą potencjalnej sprzedaży, gdy zainteresowała się nim familia Platków.
Układ właścicielski i tak zdążył się zmienić, Dariusz Melon niedawno stał się większościowym akcjonariuszem, to on dokłada do kolejnych inwestycji. Zabawny w tej historii jest jej początek, bo Melon zainwestował w Łódzki Klub Sportowy w następstwie afery proporczykowej, więc jego kibice mogą podśmiewać się z odwiecznych rywali, dziękując im za przyciągnięcie bogatego właściciela, który pchnął kolejną kostkę domina w kierunku budowy silnej marki.
Wciąż jednak to Widzewowi udało się osiągnąć stabilizację w Ekstraklasie, zwielokrotnić przychody, utrzymać wokół siebie ogromną społeczność. ŁKS musi do tego dążyć, jeśli wszystkie wymienione przez nas błyskotki i nowości, mają się zwrócić.
WIĘCEJ O 1. LIDZE:
- Marcus. Brazylijczyk, który został Polakiem
- Zadymy, słonecznik i niemieckie wątki. Odra Opole pożegnała kultowy stadion
- Piłkarski Januszex Adama Dzika chyli się ku upadkowi
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix